Szliśmy usłaną igliwiem ścieżką przez niewielki lasek. Pomiędzy trzeszczącymi od suszy pniami prześwitywał granat wzburzonego morza. Ścisnęłam mocniej rękę Adama, jakbym chciała się upewnić, że to nie sen, że naprawdę tu z nim jestem. Pogoda była piękna, choć letnie upały już dawno odeszły w zapomnienie.
– Poprosiłem znajomą, żeby wszystko przygotowała, zanim przyjedziemy – odezwał się Adam, przerywając ciszę.
– Niepotrzebnie, mogłam sama posprzątać – odparłam, uśmiechając się jednak z zadowoleniem, że mój świeżo upieczony mąż tak o wszystko zadbał.
– Daj spokój, to prezent ode mnie. Domek jest od dawna niezamieszkany i nie był udostępniany turystom – wyjaśnił, zerkając w moją stronę.
Adam podobno kupił go już jakiś czas temu. Wyobrażałam sobie, jak w tajemnicy przede mną dopieszcza każdy metr kwadratowy, by w końcu mi go pokazać. Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście, kiedy tak szliśmy ramię w ramię, zbliżając się do majaczącego w oddali domku przy plaży.
Adama poznałam już jako dojrzała kobieta po przejściach. On także był rozwiedziony. Jego była żona rzuciła wszystko i wyjechała do Hiszpanii z nowym partnerem. To było wszystko, co wiedziałam o jego sytuacji życiowej sprzed naszej znajomości.
Nigdy nie opowiadał mi o przeszłości, o wydarzeniach, które doprowadziły do rozwodu. Rozumiałam to. Dla mnie nieustanne powracanie do przeszłości także było bolesne, choć coraz częściej czułam potrzebę szczerej rozmowy. Byliśmy przecież małżeństwem, więc powinniśmy być ze sobą szczerzy. Mimo wszystko dałam Adamowi czas i postanowiłam na niego nie naciskać, ufając, że w końcu sam się przede mną otworzy.
– Oto jesteśmy – powiedział, przystając w pewnej odległości od domku.
Był to niewielki, drewniany budynek, okolony pomalowanym na biało płotem. W oknach wisiały zasłonki w biało-czerwoną kratkę. Poczułam ucisk w żołądku z ekscytacji. Domek wydawał się spokojnym, sielskim miejscem. Nie miałam pojęcia, co mnie czeka, kiedy przekroczę jego próg.
Wtedy, w tamtej chwili, byłam po prostu szczęśliwa. Zanim zdążyliśmy podejść do ganku, drzwi się otworzyły. Ukazała się w nich krępa kobieta o siwiejących włosach i zaróżowionych policzkach. Oczy miała małe i błyszczące. Przewiercała mnie nimi na wylot.
Wzdrygnęłam się mimowolnie i chwyciłam Adama pod ramię, instynktownie szukając ochrony przed tą nieznaną kobietą. Próbowałam zdusić w sobie niechęć, ale pierwsze wrażenie było silniejsze.
– To moja żona, Dagmara – przedstawił mnie Adam.
– Dzień dobry – kobieta kiwnęła głową i obdarzyła mnie uśmiechem, który sprawił, że poczułam się jak nieproszony gość, choć przecież domek miał być mój.
– Teresa sprząta domek od czasu do czasu – Adam odwrócił się w moją stronę, lecz ja na niego nie spojrzałam.
Mierzyłam się wzrokiem ze stojącą na progu kobietą. Przyszło mi na myśl, że wygląda jak strażnik, który nie chce mnie wpuścić do środka. Ogarnęła mnie nagła złość, której starałam się nie okazywać. Zacisnęłam zęby i odwróciłam wzrok w stronę morza. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, w niezręcznej ciszy, przerywanej szumem fal.
– Dziękuję, możesz już iść – zwrócił się do Teresy mój mąż.
Kobieta strzepnęła fartuch, który opasywał jej wydatny brzuch, i obrzuciła mnie kolejnym nieprzyjemnym spojrzeniem.
Czułam, jak z każdą minutą narasta we mnie gniew
– Gdyby pan czegoś potrzebował, proszę dzwonić – odpowiedziała, po czym wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
– Co to za babsko? – syknęłam, nie mogąc już dłużej powstrzymać kłębiących się we mnie emocji.
– Poprosiłem ją o posprzątanie – Adam wzruszył ramionami i postawił plecak na podłodze. Musiałam przyznać, że lśniła czystością.
– Musi tu przychodzić? – spytałam.
– O co ci chodzi? – burknął Adam, w ogóle na mnie nie patrząc.
Znów poczułam się jak intruz, jak gdyby nie powinno mnie tu być.
– Przejdę się, a ty możesz obejrzeć domek – dodał, wyszarpując z wnętrza plecaka kurtkę przeciwdeszczową.
– Ale… – zaczęłam, ale on już wyszedł.
Sylwetka w żółtej kurtce zamajaczyła za oknem. Oddalał się, jakby uciekał. Wiedziałam, że w ten sposób chce uniknąć sprzeczki. Zawsze wolał zdusić w zarodku wszelkie nieporozumienia, niż się z nimi zmierzyć. Udawałam obojętną, ale tak naprawdę szalałam z wściekłości.
Zostałam sama i nagle domek wydał mi się ponury. Zasłonki nie przepuszczały zbyt wiele światła. Podeszłam i szarpnęłam za jedną z nich, chcąc odsłonić okno. Z cichym szczęknięciem odpięły się żabki, a zasłona zawisła żałośnie. Podeszłam do niewielkiej komody ze stojącym na blacie lusterkiem.
Przysiadłam na taborecie i wysunęłam szufladę. Coś zalśniło w jej wnętrzu. Szczotka do włosów. Wzięłam ją w dłoń i podniosłam do światła. Dostrzegłam długie ciemne włosy. Ktoś jej używał…
Wzdrygnęłam się i cisnęłam szczotkę do szuflady.
Potem podeszłam do szafy. Nie bez wysiłku otworzyłam drzwi. Z szafy buchnęło stęchlizną. W środku wisiały ubrania. Cudze. Należące do jakiejś kobiety. Dotknęłam dłonią lnianej sukienki, a potem śliskiego materiału płaszcza przeciwdeszczowego w czerwonym kolorze.
– Co pani robi? – usłyszałam ostry głos za plecami.
Teresa… Znowu ta baba!
Podeszła i z głuchym trzaśnięciem gwałtownie zamknęła szafę.
– To nie są pani rzeczy – ofuknęła mnie.
Przez chwilę czułam się jak uczniak przyłapany na ściąganiu. Szybko odzyskałam jednak rezon i dałam się ponieść narastającej fali wściekłości.
– To chyba pani się coś pomyliło! – syknęłam. – Ten domek należy do mnie, podobnie jak wszystko, co się w nim znajduje!
Odpowiedział mi dudniący śmiech. Miałam ochotę ją spoliczkować. Tę krępą kobietę o nieprzyjemnych rysach twarzy, wrednym charakterze i bezczelnym tonie głosu. W ostatniej chwili się powstrzymałam, zaciskając pięści tak mocno, że paznokcie wbiły mi się w skórę.
– To był jej domek i zawsze nim pozostanie – wycedziła, patrząc mi prosto w oczy.
Babsko mnie nienawidziło. Czemu? Przecież nic jej nie zrobiłam. Pod powiekami zapiekły mnie łzy. O co tu chodzi? Dlaczego ona jest taka wroga? Boże… Spłynęło na mnie olśnienie i w jednej chwili ogarnęłam tę chorą sytuację.
Adam przyjeżdżał tu ze swoją byłą żoną, a teraz podarował ten domek mnie. Bez słowa wstępu czy wyjaśnienia. Byłam przekonana, że kupił go specjalnie dla mnie. Naiwna… Szczotka, odłożona do szuflady, jak gdyby jej właścicielka miała za chwilę przysiąść na stołeczku, by wyszczotkować włosy. Wiszące w szafie ubrania, pamiętające czasy ich małżeństwa. Może nawet wybierała te cholerne zasłonki.
Obecność mojej rywalki była wręcz namacalna i nazbyt przytłaczająca. Teresy chwyciła stojącą w kącie miotłę, po którą najwyraźniej wróciła. Na twarzy kobiety odmalował się wyraz triumfu i satysfakcji. Poczułam się tak, jakby to ona mnie spoliczkowała.
– Wynoś się stąd! – wrzasnęłam, a potem, popchnąwszy ją, wypadłam na ganek.
Serce kołatało mi w piersi, wiatr rozwiewał włosy, a morska bryza osiadała kropelkami na rozgrzanych z emocji policzkach. Biegłam plażą w stronę majaczącej w oddali postaci w żółtej kurtce. Miałam tego dosyć, moja wściekłość osiągnęła apogeum.
Miałam dość ciągłego spychania każdej emocji w głąb siebie, aby tylko nie wprawić Adama w zakłopotanie. Pozorny spokój kosztował mnie zbyt wiele. Chciałam wyrzucić z siebie złość, żal, nawet jeżeli miałoby to oznaczać awanturę.
Kłótnie były wpisane w każdą relację. Nie rozumiałam, dlaczego Adam tak bardzo ich unika. Podobnie jak rozmów na poważne tematy. Zbudował wokół siebie fosę. Bezpieczną przestrzeń, za którą czaiły się jego demony.
Nie miałam ochoty na jego dotyk
Postać się zatrzymała, tworząc żółtą plamę. Łzy zamazywały mi obraz. W końcu dopadłam do niego, pchnęłam go tak, że aż się zatoczył. Wstyd palił mi policzki. Adam był opanowany, nie tolerował agresji i dobrze o tym wiedziałam. Mimo wszystko nie mogłam się powstrzymać.
– Jak śmiesz mnie tu przywozić?! – wyrzuciłam z siebie. – Ten domek należał do niej! Nigdy nie miał być mój!
– Uspokój się – Adam odsunął się o kilka kroków. Usta zacisnął w wąską kreskę.
– Nie mam już sił… – jęknęłam. Czułam się kompletnie bezradna. – Kolejnej żonie też go podarujesz, przekażesz jak puchar przechodni? – spytałam. – Zostawisz moje rzeczy w szufladach, perfumy w łazience, suknię w szafie?
– Co ty bredzisz? – mruknął i odwrócił się w stronę morza.
Znowu to samo. Jakbym była dzieckiem z napadem furii, którą trzeba przeczekać. Chryste! Po policzkach płynęły mi łzy. Miałam ochotę rozszarpać go na strzępy i rzucić mewom na żer. Ten jego wymuszony spokój i opanowanie wpadające w obojętność, to ignorowanie każdego przejawu silniejszych emocji… Wszystko to doprowadzało mnie do jeszcze większej pasji.
– Nie mam ochoty kontynuować tej rozmowy – oznajmił. A potem zapiął kurtkę i odwrócił się, by ruszyć w dalszą drogę.
Nie pozwoliłam mu na to. Chwyciłam za rękaw jego kurtki i szarpnęłam w tył. Mało nie upadł.
– Co ty wyprawiasz?
Odwrócił się gwałtownie i spojrzał mi prosto w oczy. Poczułam satysfakcję, widząc złość wypisaną na jego twarzy. W końcu dopuścił do siebie jakieś emocje.
– O to powinnam zapytać ciebie. Myślałam, że… że coś dla ciebie znaczę. Ale chyba nie… Może powinniśmy…
– Przecież to nie ma żadnego znaczenia! – fuknął Adam. – Ona nawet nie lubiła tu przyjeżdżać. Po rozwodzie zostawiła mi ten domek. Miał zniszczeć?
– Weź i sprzedawaj swój pragmatyzm, zarobisz krocie! – warknęłam.
Jak może być tak nieczuły? Naprawdę tak trudno zrozumieć, że pobyt w domku jego byłej żony sprawi mi przykrość? Mógł mnie chociaż uprzedzić, ale nie… Czyli co, domyślił się, że to niestosowne, więc zataił przede mną ten fakt? Czy zabrakło mu wyobraźni?
Moja z kolei szalała, podsuwając mi obrazy, na których młody Adam i jego żona spędzają beztroskie dni w tym sielskim otoczeniu. Serce zastygło mi w bryłę lodu. Nie chciałam spędzić tam choćby sekundy więcej, ale nie wiedziałam, co robić. Emocje powoli opadały, jak fale, które nabierały łagodności.
– Nic mi nie mówisz. Nic o tobie nie wiem – westchnęłam oskarżycielsko.
– A jednak wyszłaś za mnie – Adam przesypywał piasek między palcami.
– Może to był błąd – szepnęłam do siebie. – Nigdy nie będę nią…
Morze ucichło i moje słowa dotarły do Adama. Spojrzał na mnie badawczo. Jego wzrok był chłodny i nieprzyjemny, prawie tak jak spojrzenie Teresy.
– Ta baba ci coś powiedziała, tak?
– Po co ją zatrudniłeś?
– Rozejrzyj się, jest tu kilka innych domków. Sprząta we wszystkich. Kogo niby miałem zatrudnić? – wzruszył ramionami.
Nadal miałam ochotę stamtąd uciec. Logiczne wyjaśnienie, które nie brało pod uwagę delikatnej materii uczuć. Zimny drań. To wszystko jego wina. Gdyby naprawdę mnie kochał…
– Ona lubiła Martę, przychodziła czasem na kawę… – potarł dłonią czoło. – Nie pomyślałem, że może być dla ciebie oschła. Mój błąd.
Wstał, podszedł i położył mi dłoń na ramieniu. Natychmiast ją strąciłam. Nie miałam ochoty na jego dotyk. Działał mi na nerwy. Tak, popełnił błąd. Więc gdzie przeprosiny? Czułam się jak przewrażliwiona wariatka, a to on mnie tu przywlókł i naraził na nieprzyjemności.
Był moim mężem, powinien wiedzieć, jak odbieram świat. Inaczej niż on. Jego muskał, ja się w nim zanurzałam po szyję i odbierałam wszystko całą sobą.
– Oschła? Ta baba mnie nienawidzi! Może kochała się w tej twojej byłej! – palnęłam bez zastanowienia.
– No wiesz… to już gruba przesada.
O! Znowu ten protekcjonalny ton. I znowu mnie olał!
Zawrócił w stronę w domku. Czy on by żywym człowiekiem? Czy robotem? Nawet mój wybuch wściekłości zaskoczył go tylko na chwilę. Nie wiedziałam, jak mam do niego dotrzeć. Doszliśmy do domku. Adam wszedł do środka energicznym krokiem i sięgnął po plecak.
– Zabieraj manatki i wyjeżdżamy.
– Ale…
– Wynosimy się stąd. Powiedziałem. Tak jak to, że cię kocham i jesteś dla mnie najważniejsza na świecie. To fakt, niezaprzeczalny, niezmienny. A ja nie lubię się powtarzać. Spróbuję jednak, dla ciebie.
Nie czekał na moją reakcję. Zgarnął pęk kluczy i wyszedł na ganek. Posłusznie podreptałam za nim, ściskając w garści kurtkę i torebkę. Wracając tą samą ścieżką w stronę zaparkowanego pod lasem samochodu, czułam się lekka jak nigdy. Zbyt długo tłamsiłam w sobie emocje. Zbyt długo unikaliśmy poważnych rozmów – o życiu, uczuciach, przeszłości, o mapie blizn, znaczących nasze ciała i dusze, o wzajemnych oczekiwaniach i lękach.
Adam sprzedał domek, a pieniądze przeznaczyliśmy na wycieczkę. Od tamtej pory coraz częściej ze sobą rozmawiamy, zaś mąż przywyka do moich napadów kobiecej złości. Nawet sam czasem podniesie głos. To zdrowe. Zaś godzenie się jest więcej niż miłe…
Czytaj także:
„Mąż, by zatuszować swój romans, wynajął faceta, który miał mnie uwieść. Nie wiem, co bardziej boli: zdrada czy zniewaga”
„Wścibska sąsiadka znała każdy mój krok. Całymi dniami wysiadywała pod płotem i kontrolowała moje życie”
„Nie pamiętałem nocy z nią, ale wrobiła mnie w wymyśloną ciążę, bym nie dostał awansu. Opłacił ją mój firmowy rywal”