Sączyliśmy czerwone wino, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Znowu – zupełnie jak dawniej – patrzyliśmy sobie w oczy i znów działał na mnie niczym opium, jak zawsze, jak od samego początku...
– Powiedziałaś wtedy w kawiarni, że mnie kochałaś.
Nie byłam na to przygotowana. Odwróciłam wzrok:
– Wątpisz w to?
– Powiedziałaś to w czasie przeszłym...
Nie sprostowałam. Milczałam.
– Czy to jest już tylko czas przeszły? – nalegał.
– Nie wiem...
Gdy kilkanaście lat temu poznałam Rafała, miałam męża, choć moje małżeństwo nie należało do szczególnie udanych. Był to przypadkowy związek dwojga smarkaczy, którzy pobrali się bardziej dla kaprysu niż z miłości. Rafał natomiast właśnie się rozwiódł. Żona zdradzała go z jakimś cudzoziemcem. Być może stąd wzięły się później nasze problemy.
Nigdy nie zapomnę dnia, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy...
Urządziłam właśnie pierwszą indywidualną wystawę moich nieco zwariowanych młodzieńczych kolaży, on natomiast był początkującym reporterem lokalnej gazety. Chciał przeprowadzić ze mną wywiad. Umówiliśmy się. Niestety, przez swoje roztargnienie pomyliłam termin. Tak więc nazajutrz bezskutecznie oczekiwałam na tę rozmowę, odstawiona, z ekstrawaganckim makijażem i gotowym scenariuszem, po czym machnęłam ręką, przekonana, że był to tylko głupi żart. Tymczasem dwa dni później ktoś niespodziewanie zadzwonił do drzwi. Miałam akurat mokrą głowę i stary dres na sobie, a w naszej małej wynajętej kawalerce panował nieopisany bałagan, gdyż porządkowałam właśnie książki na półkach.
Uchyliłam drzwi. Byłam boso, a przejście zawalały kartony, więc z początku go dobrze nie widziałam.
– Czy zastałem panią Grażynę?
– Tak – usiłowałam nogą przesunąć kartony. – To ja... Chwileczkę...
Wreszcie otworzyłam drzwi szerzej i moim oczom ukazał się po prostu mężczyzna moich marzeń. Stał przede mną wysoki brunet o chmurnych oczach, z kucykiem, ubrany w kurtkę moro, z torbą fotograficzną na ramieniu.
– Jestem z gazety – przedstawił się. – Bardzo spodobały mi się pani prace...
– Poważnie? Fajnie! To znaczy, cieszę się. Niech pan wejdzie, tylko proszę uważać na te kartony.
Już od pierwszej chwili oboje nie byliśmy w stanie oderwać od siebie wzroku...
Spotykaliśmy się niemal codziennie. Nie wyszliśmy jednak jeszcze wtedy poza czułe słówka, spojrzenia i skryte pocałunki. Prawdziwie romantyczną miłość... Tylko raz omal nie doszło do zbliżenia. Lecz, na szczęście lub na nieszczęście, ktoś nam wtedy przeszkodził.
– Dobrze, że tak się stało – powiedziałam potem Rafałowi. – Nie chcę tego. Nie z tobą. Nie w ten sposób.
– Nie ze mną? A z kim innym byś chciała?
– Idiota! – prychnęłam.
Wkrótce potem Rafał zaczął nalegać, abym rozwiodła się ze Zbyszkiem. Ja nie byłam na to gotowa. Nie chciałam ranić męża. To był naprawdę dobry chłopak, choć z pewnością z innej bajki. Pragnął mieć normalną dziewczynę za żonę, dzieci, porządek, obiady. A ja nie byłam w stanie mu tego wszystkiego dać. Chciałam być wolnym ptakiem.
Z Rafałem rozumieliśmy się bez słów. Lecz obawiałam się jego zazdrości i zaborczości. Bałam się, że będąc z nim, zatracę siebie. Zwodziłam go więc, przyznaję.
– Jeszcze nie teraz. Zrozum, nie mogę Zbyszkowi tego zrobić.
– To twoja decyzja. Ale wiesz co? Ty sama nie wiesz, czego chcesz. No cóż, skoro taka sytuacja ci odpowiada...
[CMS_PAGE_BREAK
Za jakiś czas Zbyszek znalazł sobie wreszcie swoją wymarzoną kobietę. Rozwiedliśmy się. Wtedy Rafał natychmiast zaczął traktować mnie jak swoją własność. Dostawał białej gorączki, kiedy przebywałam w jakimkolwiek męskim towarzystwie – nawet, gdy był to tylko mało atrakcyjny mąż koleżanki czy podstarzały sąsiad, który przyniósł mi rachunek za naprawę domofonu. Nawet zwykłą uprzejmość mylił z własnymi urojeniami. Był zazdrosny dosłownie o wszystko: moją pracę, rodzinę, kota, przyjaciół, przeszłość, wspomnienia, zainteresowania, a nawet o czas, który spędzałam bez niego teraz i w przeszłości... Szybko zmienił nasze wspólne życie w piekło. No i w końcu, jak to było do przewidzenia, po kolejnej awanturze, rozstaliśmy się.
Dziesięć lat później niespodziewanie odwiedziła mnie nasza wspólna koleżanka.
– Słuchaj. Ty wiesz, że Rafał jest w Polsce?
– Tak, słyszałam o tym...
Niechętnie podjęłam ten temat. Rafał wciąż nie był mi obojętny.
– Wiesz... – ciągnęła ostrożnie. – Powinniście się spotkać. On stale o ciebie wypytuje. Bardzo się zmienił. Nadal jednak cię kocha. Ma obsesję na twoim punkcie. Żal mi go, jest taki... zgaszony. Tyle razy rozchodziliście się i schodziliście, może warto spróbować jeszcze raz?
Udało jej się zburzyć mój pozorny spokój.
Wkrótce potem siedzieliśmy w małej kafejce. Rzeczywiście, Rafał zmienił się. Był bardzo chudy, lekko posiwiał na skroniach, a jego oczy jakby się zapadły. Znikła gdzieś także jego witalność.
– Nic się nie zmieniłaś – odezwał się wreszcie z dziwną rezygnacją w głosie.
– Jesteś coraz młodsza. I coraz ładniejsza... Minęło tyle lat. Zniszczyłaś mi życie... – stwierdził z wyrzutem.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami.
– Ja ci zniszczyłam?! – krzyknęłam, aż osoby znad sąsiednich stolików zerknęli na nas. – Ja tobie?!
– A kto? – prychnął szyderczo. – Od samego początku rzuciłaś na mnie urok. Jak jakaś wiedźma. Chciałaś mnie złamać i ci się to udało.
Bez słowa wstałam i odwróciłam się na pięcie, lecz w ostatniej chwili zawróciłam. Nie myślałam logicznie, moje słowa wypowiedziane przez zaciśnięte gardło były wyrazem długoletniego żalu.
– Kochałam cię – rzuciłam cicho, lecz z naciskiem. – Kochałam do szaleństwa. W życiu nikogo innego tak nie kochałam. Dotarło? Ty palancie.
Kilka miesięcy później obudził mnie o świcie telefon. Słuchawkę podniosłam automatycznie, raczej po to, by przerwać ten koszmarny świdrujący dźwięk.
– Wiem, że spałaś, przepraszam... – usłyszałam głos tak znajomy jak bicie własnego serca. Znajomy, choć dawno nie słyszany. – Ja ostatnio nie sypiam. Musiałem do ciebie zadzwonić. Nie bój się, nie jestem pijany. Chciałbym... Czy moglibyśmy się spotkać?
– Po co? – wykrztusiłam w końcu.
– Żeby nadrobić stracony czas.
– Za późno, Rafał... Z taką przeszłością?!
– Nigdy nie jest za późno. A inaczej... Inaczej nigdy się nie dowiemy, jakby to naprawdę było. Gdybyśmy... No, wiesz. Gdybyśmy na serio byli razem.
Gdy w kawiarni dolewał mi wina do kieliszka, powiedział:
– Miałaś rację, palant ze mnie. Zrozumiałem to, jak mi to powiedziałaś. Coś ważnego. Ja także cię kochałem. I nadal tak jest. Więc... czy dasz mi jeszcze tę jedną, ostatnią, szansę?
Zanim odpowiedziałam, zadałam sobie proste pytanie: „Czy nie lepsza jest nawet chora miłość niż żadna? I czy nie lepiej próbować ją uzdrowić, niż zabić?”.
– Chyba... zaryzykuję – odparłam z determinacją. – Chociaż wcale nie jestem pewna, czy dobrze robię.
Przeczytaj więcej listów do redakcji:„Czekaliśmy na dziecko 12 lat. Syn urodził się 10 tygodni wcześniej z poważną wadą serca. Dlaczego los tak mnie pokarał?”„Moja żona zmarła przy porodzie. Ja nie byłem gotowy zostać samotnym ojcem i po prostu oddałem córkę do adopcji”„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat i bardzo długo to ukrywałam. Bałam się reakcji rodziców”