Kiedy jest się młodym, nie myśli się o konsekwencjach swojego postępowania. Myślimy wtedy: jakoś to będzie. Albo nawet w ogóle nie zastanawiamy się nad tym, co robimy, co mówimy, jak reagujemy. A wiele lat później nasza niefrasobliwość nagle odbija się czkawką.
Tamtego dnia byłam szczęśliwa. Ostatnie miesiące mojego życia były pełne sukcesów i przysporzyły mi wielu radości. W pracy dostałam awans, mój facet po pięciu latach bycia razem w końcu mi się oświadczył, badania kontrolne stwierdziły, że jestem absolutnie zdrowa, no i wreszcie znalazłam miejsce, w których chciałam zamieszkać i wychować dziecko.
Miałam w końcu trzydzieści trzy lata i nadszedł w końcu czas, by, jak śmiała się moja mama, nałożyć sobie to słodkie chomąto na szyję. Tak, był czas najwyższy, już się wyszalałam, wybawiłam, napodróżowałam i nawdrapywałam na zawodowe drabiny.
Był piękny lipcowy poranek, sobota, właśnie wychodziłam z galerii handlowej, niosąc w ręku kilka papierowych toreb z kupionymi rzeczami. I wtedy ktoś złapał mnie za ramię.
– Aga? To ty? Co za przypadek!
Od razu ją poznałam, choć nie widziałyśmy się chyba z dziesięć lat. Marzena. Wciąż krótko obcinała te swoje kręcone ciemne włosy, które burzą loków otaczały jej twarz o drobnych rysach i ogromnych ustach Angeliny Jolie. Zawsze ich jej zazdrościłam. Wciąż wyglądała wspaniale, a może nawet lepiej niż kiedy była chudą dwudziestolatką, z którą kumplowałam się na studiach.
– Marzena – roześmiałam się zaskoczona. – Dobrze cię widzieć. Co robisz w Warszawie? Myślałam, że wróciłaś do Opola.
Marzena pociągnęła mnie za rękaw w stronę jednej z kawiarni w pasażu galerii.
– To, że cię spotkałam, to znak – powiedziała. – Musimy pogadać.
Usiadłyśmy przy stoliku. Czekałam, aż Marzena zacznie mówić. Chciała pożyczyć pieniądze.
Zrobiłabym wszystko, żeby Piotrek się nie dowiedział
Po obronie magisterki postanowiłam zapomnieć o pewnych aspektach mojego studenckiego życia, między innymi o Mamuśce i jej dziewczynach. I o tym, co robiłam, by przetrwać w wielkim mieście.
Wróciłam pamięcią do tamtych czasów i oczywiście nie były to przyjemne wspomnienia. Poczułam przykry, niemal metaliczny, smak na języku.
– Po co ci aż 20 tysięcy? Nie mam takich pieniędzy – zapytałam.
Marzena rozejrzała się nerwowo dokoła, jakby bała się, że ktoś może nas podsłuchać. Pochyliła się nad stolikiem i zniżyła głos.
– To znajdziesz. Jestem zdesperowana. Moje dziecko jest chore i jesteś ostatnią deską ratunku – wyszeptała.
– Ale czemu ja? Serio nie mogę ci pomóc – wzruszyłam ramionami.
Marzena pokręciła głową i zniżyła głos jeszcze bardziej.
– Jeżeli mi nie pomożesz, to przyjdę do twojego domu i opowiem wszystko twojemu facetowi. Nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział, co w młodości robiła jego ukochana.
Dziesięć lat temu obie studiowałyśmy psychologię, jakkolwiek obie z różnych powodów. Ja chciałam pomagać ludziom mającym problemy z dogadaniem się z innymi, zwłaszcza nastolatkom, bo sama ciężko przeżywałam okres dorastania i buntu, i nikt mi wtedy nie pomógł poukładać życiowych puzzli. Marzenę pociągała mroczna strona psychiki. Jak widać, jej mroczna strona ujrzała światło dzienne.
– Co z twoim dzieckiem? Nie wiedziałam, że w ogóle masz jakieś dziecko – zaniepokoiłam się i zrozumiałam, że ona nie żartuje.
Pokręciła głową.
– Kiedy robiłam doktorat o prostytucji, zaciążyłam z jednym z klientów. Postanowiłam nie usuwać dziecka i tak od czterech lat jestem mamą Kacpra. Ma problemy z oddychaniem i jego leki kosztują mnie fortunę. Nie wyrabiam z pensji w gabinecie. Zapożyczyłam się u niecierpliwych ludzi, których znałam z poprzedniego życia i teraz chcą, żeby ich spłacić.
– To idź na policję skoro ktoś cię szantażuje. Co ja mam do tego?
– Nie mogę iść na policję. Będę wtedy musiała opowiedzieć o swojej przeszłości, tamci ludzie mnie właśnie tym szantażują. Opole to nie jest duże miasto.
– Rozumiem, ale ja naprawdę nie mam takich pieniędzy – musiałam być stanowcza. Wstałam i wyszłam z kawiarni.
Marzenia może miała twardą skórę, ale ja też. Nie będzie mnie szantażować, bo ją szantażują. Ale jednak się zaniepokoiłam. Żaden facet nie chciałby się dowiedzieć, że jego żona jako studentka dorabiała do stypendium swoim ciałem. Sama zrobiłabym wszystko, żeby Piotrek się nie dowiedział.
Myślę, że właśnie wtedy, w galerii, dotarło do mnie, że konsekwencje mojego postępowania mogą mi napytać biedy.
Na szczęście o tym, w jaki sposób zarabiałyśmy, nikt na studiach nie miał pojęcia. A przynajmniej taką miałam nadzieję. Po studiach Marzena wróciła do domu, a ja zostałam w stolicy i nie umawiając się, zerwałyśmy ze sobą kontakt. Myślę, że obie czułyśmy się niezręcznie.
Wróciłam do domu. Tlił się we mnie jakiś niepokój. Czy już wtedy moja podświadomość zaczynała podejrzewać, że to jeszcze nie koniec sprawy? Bardzo prawdopodobne.
Piotr był taki cudowny. Kochałam go jak wariatka
Marzena wydzwaniała do mnie jeszcze kilka razy, ale nie odbierałam telefonu. Nie dam się zastraszyć.
Niezbyt długo cieszyłam sie spokojem, bo zadzwoniła do mnie policja z prośbą o stawienie się na przesłuchanie. Okazało się, że Marzenę pobito i leży w szpitalu w ciężkim stanie, a mój numer był jednym z ostatnich wybieranych w jej komórce.
Narzeczony uparł się żeby pojechać ze mną. Patrzyłam na Piotra, który siedział obok przy stole i patrzył groźnie na funkcjonariusza, pilnując, by ten nie zrobił mi krzywdy. Piotr był bardzo opiekuńczy. Cudowny. Kochałam go jak wariatka. Ale miał też swoje zasady, których twardo się trzymał.
Poczułam się jak ofiara w pułapce bez wyjścia. Jeśli powiem, wszystko wyjdzie na jaw, Piotr odejdzie ale może pomogę złapać tamtych ludzi. Jeśli nic nie powiem, Marzena nadal będzie w niebezpieczeństwie, jej dziecko też.
Poddałam się. Będzie, co ma być. Opowiedziałam policji, kto i dlaczego szantażował Marzenę oraz wysłał ją na OIOM. Pominęłam jednak fakt, że też znam tych ludzi.
Piotr siedział zdumiony. Wiedziałam, że czeka mnie grad pytań, gdy tylko wyjdziemy z komendy. I miałam rację. Opowiedziałam mu swoją historię w samochodzie.
Kiedy wyszedł, w mieszkaniu zapadła cisza. W końcu po dłuższej chwili Piotr się odezwał.
– Nigdy mi nie powiedziałaś, że byłaś… zarabiałaś w ten sposób.
– Wiedziałam, że tego nie pochwalasz – próbowałam się tłumaczyć w głupi sposób.
Jednak doskonale wiedziałam, że nie o to chodzi, co Piotrek natychmiast mi wytknął.
– Okłamałaś mnie. Co więcej, znając moje poglądy na małżeństwo i lojalność, pozwoliłaś, bym wziął za żonę kobietę, która jest zaprzeczeniem tego, w co wierzę. Byłaś ostatnią zdzirą, która kupczyła swoim ciałem!
– Łatwo ci mówić – krzyknęłam. – Twoja rodzina zawsze była zamożna, ty miałeś się tylko uczyć, a za wszystko płacił tatuś. Ja nie miałam nic. Uciekłam ze wsi, by stać się kimś innym. Żeby przeżyć, musiałam zarabiać. Nie dostałam pracy kelnerki, na sprzątaniu niewiele można było zarobić, a ja musiałam płacić za mieszkanie, jedzenie, podręczniki, za wszystko. Mieszkałam z Marzeną, która była w takiej samej sytuacji jak ja. Podjęłam taką decyzję, by osiągnąć swój cel, być psychologiem i pomagać innym. I robię to teraz, więc się opłacało! Poza tym – mówiłam desperacko, widząc, jak twarz ukochanego zamyka się przede mną – co takiego strasznego robiłam? Czy to, że tańczyłam nago czy czasem oddawałam swoje ciało obcym facetom, bo musiałam z czegoś żyć, sprawia, że jestem mniej warta kochania?
Łzy ciekły mi po twarzy, kiedy Piotr bez słowa wstał, poszedł do sypialni i zaczął pakować walizki.
– Kocham cię – wyszeptałam, połykając łzy, kiedy przechodził obok mnie w przedpokoju. Zatrzymał się na chwilę, ale nawet na mnie nie spojrzał.
– Ja też cię kocham, i dlatego to tak boli – odrzekł cicho.
Zostałam sama w mieszkaniu po babci, które zamierzaliśmy zamienić na lokal na parterze, z ogródkiem, położony niedaleko lasu. Już je znaleźliśmy, wpłaciliśmy zadatek. Za dwa miesiące miał być nasz ślub. A potem miałam urodzić nasze dziecko.
Płakałam do północy. Następne dni nie były lepsze.
Może jest dla nas nadzieja?
Minęło kilka dni. Słaniałam się z kąta w kąt. Nie jadłam, nie myłam się, nie wychodziłam z domu. Tęskniłam za Piotrem i musiałam przeżyć żałobę po naszym rozstaniu.
Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, byłam zdumiona. Nie spodziewałam się nikogo. Gdy otworzyłam, w progu stał Piotr.
– Byłem wściekły. Ale zrozumiałem, że życie bez ciebie to nie życie. Kocham cię taką, jaka jesteś, a jesteś taka, bo dokonywałaś takich, a nie innych wyborów. Muszę to zaakceptować, jeśli nie chcę być hipokrytą.
Stałam tam taka zapuchnięta od płaczu i nie wierzyłam własnym uszom i oczom. Nic nie powiedziałam, tylko wciągnęłam go do środka. Przytulaliśmy się chyba z godzinę.
Z perspektywy czasu cieszę się, że mój mąż wie już wszystko o mojej przeszłości. Kiedy w szafie ukrywamy trupy, nigdy nie wiadomo, kiedy się wysypią. A wierzcie mi, wcześniej czy później, na pewno się wysypują.
Czytaj także:
„Rodzina traktowała mnie jak bankomat. Kiedy otarłem się o śmierć, docenili, że w życiu są ważniejsze rzeczy niż pieniądze”
„Kumpel odbił mi dziewczynę, którą kochałem do szaleństwa. Cierpiałem w milczeniu i zostałem ojcem chrzestnym ich córki”
„Mój mąż to był kawał łajdaka. Zniszczył życie wielu ludziom, ale najbardziej pokutował za moje grzechy”