Całe moje dzieciństwo było pasmem nieszczęść. Moi rodzice nie tylko nie grzeszyli bogactwem, ale na dodatek lubili sobie wypić. Nic więc dziwnego, że już od małego marzyłam o tym, aby w przyszłości mieć tyle pieniędzy, aby na nic mi nie brakowało. I wszyscy wmawiali mi, że najważniejsze jest wykształcenie, które pomoże mi osiągnąć ten cel. Ale ja dosyć szybko przekonałam się, że to nie studia, ale umiejętność rozpinania odpowiednich guzików pomogą mi spełnić swoje marzenie.
Borykałam się z biedą i niedostatkiem
Jedno ze wspomnień, które wciąż pojawia się w mojej głowie to odwieczne słowa mojej mamy mówiące o tym, że nie mogę pojechać na szkolną wycieczkę, pójść do koleżanki na urodziny lub spotkać się ze znajomymi w kinie. O nauce języka obcego lub dodatkowych korepetycjach nie było nawet mowy.
– Przecież wiesz, że nie stać nas na to – słyszałam od niej, kiedy tylko o cokolwiek ją poprosiłam. I nie miało znaczenie, czy proszę o nowy ciuch, książkę swojego ulubionego pisarza, dobrą czekoladę czy kieszonkowe. Zawsze było tylko jedno – nie stać nas.
I może jakoś zaakceptowałabym te słowa, gdyby nie jeden fakt, który dostrzegałam już jako kilkulatka. Rodziców nie było stać na wiele rzeczy, ale zawsze mieli pieniądze, aby zajść do sklepu monopolowego i kupić jakiś alkohol. A potem siedzieli przed telewizorem i sączyli to, co udało im się kupić po niezbyt wysokiej cenie.
– Na flaszkę to was stać! – wykrzyknęłam kiedyś w gniewie. Miałam wtedy już piętnaście lat i potrzebowałam znacznie więcej niż kilkulatka. A rodzice wciąż powtarzali, że musimy ograniczać wydatki.
– Jak nie będziesz na naszym utrzymaniu, to będziesz mogła nas umoralniać – powiedział ojciec, w którego głosie usłyszałam słabo skrywaną złość. – A na razie idź pozmywaj naczynia – dodał.
A potem wyzywająco spojrzał mi w oczy i pociągnął z puszki duży łyk piwa. Doskonale wiedziałam, że to już kolejna puszka tego dnia.
„Kiedyś wam pokażę” – pomyślałam ze złością i pokornie poszłam do kuchni. Ale w myślach obiecałam sobie, że w przyszłości zrobię wszystko, aby mieć dużo pieniędzy i nie musieć prosić rodziców o marne grosze. Chciałam zemścić się na nich, bo woleli wydać na alkohol niż na podstawowe potrzeby swojej jedynej córki.
Krok po kroku realizowałam swój plan
Moja wychowawczyni powiedziała mi któregoś razu, że mam zdolności do liczenia i logicznego myślenia. Mocno zapadło mi to w pamięć.
– Może pomyśl o tym, aby swoją przyszłość związać z ekonomią – powiedziała mi kiedyś na dodatkowych lekcjach przygotowujących do matury. Ja początkowo nie miałam tego w swoich planach, ale szybko je zmieniłam. Tego wieczoru sprawdziłam, ile może zarobić taki specjalista.
– Chyba to rozważę – powiedziałam jej kilka dni później. I to właśnie dzięki niej udało mi się dostać na kierunek ekonomiczny. Wychowawczyni udzielała mi prywatnych korepetycji i nie chciała za to ani grosza. A potem pomogła mi znaleźć dorywczą pracę, abym jakoś mogła się utrzymać na tych studiach. I w końcu poczułam, że moje marzenia z dzieciństwa mają szansę się spełnić.
Przez kilka pierwszych lat studiów robiłam wszystko, aby zmieścić się w gronie najlepszych studentów na roku. I to mi się udawało, dzięki czemu miałam stypendium. Z czasem doszły korepetycje, które wraz z dodatkową pracą pozwalały mi na całkiem przyzwoite życie. A kiedy otrzymałam propozycję płatnego stażu w znanej i prestiżowej firmie, to poczułam się tak, jakbym złapała Pana Boga za nogi. „W końcu będę zarabiać przyzwoite pieniądze” – pomyślałam. I na fali optymizmu postanowiłam wyprowadzić się z domu na dobre.
– Jak chcesz – usłyszałam od ojca. – Ale nie licz na to, że będziemy ci pomagać – dodał szybko. Zupełnie nie przejęłam się jego groźbą. Do tej pory to ja pomagałam im finansowo, a moje stypendium i zarobki nie zawsze szły na moje potrzeby.
– Poradzę sobie – powiedziałam. I jeszcze tego samego wieczoru spakowałam swoje rzeczy. Umówiłam się z koleżanką, że wprowadzę się do niej. W zamian miałam się dokładać do rachunków i jedzenia. Tak rozpoczęło się moje dorosłe życie.
Nikogo nie interesowały moje wyniki
Kiedy rozpoczęłam swój wymarzony staż, na każdym kroku próbowałam pokazać się z jak najlepszej strony. Mówiłam o swoich doskonałych wynikach w nauce, uczestnictwie w kołach naukowych i spełnianiu dobrego uczynku w postaci wolontariatu. Co tu dużo mówić – chciałam wypaść jak najlepiej, aby w przyszłości mieć szansę na otrzymanie pracy. Już za sam staż otrzymywałam takie wynagrodzenie, którego nie mogłabym zarobić nigdzie indziej. A gdy słyszałam o wysokości zarobków poszczególnych pracowników, to aż przecierałam oczy ze zdumienia.
– Muszę się tam załapać – mówiłam koleżance. I jednocześnie już obmyślałam swoją strategię, która pozwoliłaby mi wypaść jeszcze lepiej.
– Z takimi wynikami w nauce? Od razu po stażu zaproponują ci etat – przekonywała mnie. A ja bardzo chciałam wierzyć w jej zapewnienia, bo to byłoby spełnienie moich marzeń.
Jednak z czasem przekonałam się, że moje wyniki na studiach nie mają żadnego znaczenia.
– Tutaj nikt na to nie patrzy – powiedziała mi dziewczyna, która odbywała staż już od kilku miesięcy. – Liczy się tylko ładna buzia i zgrabny tyłek – dodała. A ja spojrzałam na nią z niedowierzaniem. „Pewnie ma kiepskie wyniki na studiach i dlatego opowiada takie bzdury” – myślałam.
Szybko przekonałam się jednak, że w jej słowach było dużo prawdy. W firmie nikt nie chciał słuchać, jak się uczę i jakie mam oceny. Liczyło się tylko to, że potrafię zaparzyć dobrą kawę, umiem obsługiwać kserokopiarkę, a gdy trzeba, to potrafię wsiąść w samochód i pojechać na zakupy. A dodatkowo usłyszałam, że ze swoim wyglądem doskonale nadaję się do firmy.
– Może pani godnie reprezentować naszą markę – powiedział mój bezpośredni przełożony. A potem mrugnął do mnie okiem. I chociaż początkowo nie wiedziałam, o co mu chodzi, to z czasem zrozumiałam, co miał na myśli.
Rozpięcie dobrego guzika przynosi profity
Z każdym kolejnym tygodniem mojego stażu byłam coraz bliżej ze swoim bezpośrednim przełożonym, który robił wszystko, abym spędzała z nim sporą część dnia pracy. Z początku nie uważałam tego za nic dziwnego.
– Dobra współpraca to podstawa – przekonywał mnie, gdy kolejny raz dowiadywałam się, że muszę zostać po godzinach.
Wtedy myślałam, że chodzi jedynie o kwestie zawodowe, a mój przełożony jest po prostu zadowolony z mojej pracy.
– Chce mi dawać coraz bardziej odpowiedzialne zadania – chwaliłam się koleżance, która dziwiła się, że na zwykłym stażu mam tak dużo zajęć. I wtedy nawet nie przyszło mi do głowy, jak bardzo jestem naiwna. Po kilku tygodniach na własnej skórze przekonałam się, o co tak naprawdę chodziło.
– Jesteś taka seksowna – usłyszałam głos szefa, który niepostrzeżenie zbliżył się do mnie i zaczął przesuwać językiem po mojej szyi. Tego dnia kolejny raz poprosił mnie o zostanie i ani się obróciłam, a zastał nas wieczór.
Początkowo chciałam odsunąć się od niego i powiedzieć, że tak nie wypada. Ale potem doszłam do wniosku, że nawet mi się to podoba. Już od bardzo dawna nie miałam chłopaka, a przecież też miałam swoje potrzeby.
– Nie pożałujesz – powiedział jeszcze mój szef. A potem pociągnął mnie w stronę sofy, gdzie spędziliśmy kilka kolejnych godzin. I nawet nie pomyślałam, że to początek wielkich zmian w moim życiu.
Już następnego dnia Piotr podarował mi drogą biżuterię. A w ciągu kilku kolejnych miesięcy niemal wymienił mi garderobę, zabrał na egzotyczne wakacje i regularnie zabierał na romantyczne kolacje. Potem wynajął mi mieszkanie, w którym się spotykaliśmy i podarował służbowe auto. A gdy mój staż dobiegał końca, to poprosił mnie do gabinetu.
– Postanowiliśmy podpisać z tobą umowę – powiedział i mrugnął okiem. – Twoje obowiązki będą takie same jak dotychczas – dodał z kamienną twarzą. Jednak ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że nie ma na myśli obowiązków zawodowych.
Od tego czasu minął prawie rok. Jestem zatrudniona w jednej z najlepszych firm w mieście i zarabiam naprawdę przyzwoite pieniądze. A dodatkowo mam bogatego kochanka, który dba o to, aby niczego mi nie brakowało. Przez ten rok nieco opuściłam się w nauce i ledwo obroniłam pracę magisterską. Ale mojego szefa to nie obchodzi. Bardziej liczy się to, że znam jego strefy erogenne, a nie to, że potrafię przeprowadzić analizę finansową. A ja już wiem, że nie zawsze to studia pozwalają osiągnąć finansowy sukces.
Tamara, 25 lat
Czytaj także:
„Żona drenowała mój portfel. Nie żałowałem jej, dopóki nie zobaczyłem, na co przepuściła 25 tysięcy w jeden dzień”
„Złamałem serce ukochanej, bo nie chciałem litości. Nie jestem magnesem na pieniądze, a raczej lepem na pecha”
„Nikt nie wie, że porzuciłem dziewczynę w ciąży. Nie będę sobie niszczył życia dzieckiem, którego nie chcę”