„Na starość zrobiłem inwestycję życia. Za jednym zamachem razem z wymarzoną działką, kupiłem sobie... nową żonę”

zakochany mężczyzna fot. Adobe Stock, insta_photos
„Nie wiem dlaczego, ale poczułem olbrzymią sympatię do tej kobiety. Wiele nas przecież łączyło. Oboje straciliśmy ukochane osoby i oboje borykaliśmy się z samotnością. Wtedy jeszcze nie myślałem, żeby lepiej poznać panią Bożenę, zaprosić na spotkanie”.
/ 04.01.2023 22:00
zakochany mężczyzna fot. Adobe Stock, insta_photos

Zawsze marzyliśmy z żoną o działce za miastem. Miejscu, w którym moglibyśmy w wolnych chwilach odpocząć, uciec od miejskiego zgiełku. Ale przez lata tylko na marzeniach się kończyło. Zawsze były pilniejsze i ważniejsze wydatki. Edukacja córek, organizacja wesel, pomoc w stracie w dorosłe życie. I kiedy pojawiła się nadzieja, że nasze pragnienie wreszcie się spełni, u Tereski zdiagnozowano nowotwór. Przez kilka miesięcy dzielnie walczyła, niestety, choroba ją pokonała. Z rozpaczy omal mi serce nie pękło.

Po śmierci żony długo nie mogłem się otrząsnąć. Wracałem z pracy, zamykałem się w zaciemnionym pokoju i myślałem o rzeczach, których już nigdy razem nie zrobimy. Moje myśli krążyły głównie wokół działki. Tereska tak się cieszyła, kiedy po długich poszukiwaniach znaleźliśmy naprawdę cudowne miejsce. Już byliśmy umówieni u notariusza. Ale na tydzień przed podpisaniem umowy ujawniła się ta straszna choroba i transakcję trzeba było odwołać. Naszą wymarzoną działkę kupił ktoś inny.

Córki nieraz namawiały mnie później, żebym poszukał kolejnej. Obiecywały, że będą mi pomagać w pracach ogrodowych. Nie słuchałem. Bez Tereski wydawało się to bez sensu. Przez następne lata nawet nie pomyślałem o kupnie działki. Aż do tamtego dnia… Od wczesnego ranka siedziałem w przychodzi i próbowałem dostać się do lekarza. Od kiedy przeszedłem na emeryturę, trochę podupadłem na zdrowiu. Myślę, że to przez nudę i samotność. Gdy jeszcze pracowałem, potrafiłem zmobilizować się do działania. Ale teraz, szkoda gadać! Siedziałem więc i zastanawiałem się, jak zabić czas do wizyty, bo kolejka była długa.

Wtedy dostrzegłem na stoliku miejscową gazetę z ogłoszeniami. Zacząłem ją przeglądać i natrafiłem na to o sprzedaży działki. Było opatrzone zdjęciem. Widniał na nim malutki, ale urokliwy domek otoczony pięknymi drzewami i krzewami. Dokładnie taki, o jakim myśleliśmy z Tereską.

Nie wyglądała na zdecydowaną

Nie wiem, dlaczego zapisałem numer telefonu sprzedawcy. Po prostu czułem, że muszę to zrobić. Może żona przemówiła do mnie z zaświatów i dała znać, że chce, bym zmienił swoje życie? Sam nie wiem. W każdym razie od razu po powrocie od lekarza chwyciłem za komórkę i wystukałem numer. Odebrała jakaś kobieta. Usłyszałem, że oferta jest ciągle aktualna, i jeżeli chcę obejrzeć działkę, to mogę przyjechać w najbliższą sobotę, po szesnastej. Obiecałem przyjechać.

Właścicielka była mniej więcej w moim wieku. No może kilka lat młodsza. Nie przywitała mnie zbyt wylewnie. Po prostu otworzyła furkę i powiedziała, żebym się rozejrzał po posesji. Zajrzałem w każdy kąt i byłem zachwycony. Owszem, kilka rzeczy należałoby wymienić lub naprawić, ale poza tym, ideał. Od razu postanowiłem podzielić się swoimi wrażeniami z właścicielką. Siedziała na ławce, na tarasie, z twarzą zatopioną w dłoniach. Wyglądała na bardzo przybitą i zmęczoną.

– Czy pani źle się czuje? – zapytałem przestraszony.

– Nie, dlaczego? – spojrzała na mnie lekko spłoszona.

– Bo ma pani taką smutną minę. I dziwnie się zachowuje. Zazwyczaj sprzedający starają się jakoś zachęcić klienta do kupna. Chwalą okolicę, sąsiedztwo. A pani po prostu siedzi i milczy. Tak, jakby wcale nie chciała pani sprzedać działki – odparłem.

– Bo nie chcę. Serce mi się kraje, jak pomyślę, że moja działka trafi w obce ręce – wykrztusiła.

– To dlaczego pani sprzedaje?

– Bo nie mam innego wyjścia – wyznała i rozpłakała się.

Usiadłem obok i podałem jej chusteczkę. Byłem poruszony.

– Chce mi pani o tym opowiedzieć? – zapytałem cicho.

– A ma pan czas posłuchać? – otarła łzy i uśmiechnęła się lekko.

– Całe mnóstwo. Prawdę mówiąc, więcej, niżbym chciał.

– W takim razie zrobię herbaty. I kawałek domowego ciasta też się znajdzie – ożywiła się kobieta i pobiegła do kuchni w domku.

Rozmawialiśmy ponad godzinę. Pani Bożenka przyznała, że bardzo kocha swoją działkę. Gdy przed dwudziestu laty kupili ją z mężem, było to tylko składowisko śmieci i gruzu. Włożyli mnóstwo pracy i pieniędzy, by zamienić działkę w zielony raj. I starali się, żeby ten raj był coraz wspanialszy i piękniejszy. Niestety, jej mąż zginął w wypadku cztery lata temu. Od tamtej pory nie radzi sobie z opieką nad domkiem i ogrodem.

– Henryk był złotą rączką, wszystko umiał naprawić. Tymczasem ja do najmniejszego drobiazgu muszę wołać fachowca. I słono płacić. Bo jak taki jeden z drugim się zorientuje, że jestem wdową, to ciągnie z kieszeni, ile wlezie. W ogrodzie też już nie radzę sobie z najcięższymi pracami. Jeszcze próbuję dbać o kwiaty i rabaty, ale coraz częściej brakuje mi sił… No i dlatego… – westchnęła.

– No tak, samej nie jest łatwo. A dzieci nie pomagają? – zapytałem.

– Mam tylko dorosłego syna. Jest informatykiem i prace ogrodowe w ogóle go nie interesują. Woli siedzieć z nosem w komputerze. Owszem, czasem wpadnie, wygrzeje się na leżaku. Ale na tym koniec. Gdy więc na początku wiosny zauważyłam, że kilka dachówek znowu odpadło i rynny się poluzowały, a krzewy zaatakowało jakieś robactwo, postanowiłam się poddać. Nie chcę, żeby nasze ukochane miejsce zamieniło się w porośniętą chwastami ruinę.

– Niech się pani nie martwi. Nie dopuszczę do tego. Choć mam już swoje lata, sił, umiejętności i chęci mi nie brakuje – zapewniłem gorąco.

– To znaczy, że chce pan kupić moją działkę? – była zaskoczona.

– Owszem. Cena jest dobra, okolica przepiękna… Niedaleko las, woda… Istny raj! Jak znam życie, to w każdy cieplejszy weekend będę miał na głowie córki z dzieciakami. Szczęśliwie obie uwielbiają grzebać się w ziemi i odpoczywać na świeżym powietrzu. Tak, jak ich matka… – przyznałem i poczułem łzy pod powiekami.

– A właśnie. Nie zapyta pan najpierw żony o zdanie? Małżeństwa podejmują zwykle takie poważne decyzje wspólnie. No, chyba że to ma być niespodzianka. Na przykład z okazji okrągłej rocznicy ślubu.

– Żona nie żyje. Od sześciu lat. Rak. Zawsze marzyła o działce, ale nie doczekała… – posmutniałem.

– Przepraszam, nie wiedziałam. Bardzo mi przykro – zmieszała się.

– Nie ma o czym mówić, tak się stało i nic tego nie zmieni. Ale myślę, że gdyby żyła, to od razu zakochałaby się w tym miejscu. Tak jak ja. No to jak będzie? Sprzeda mi pani działkę, czy jeszcze chce się pani wstrzymać i wszystko przemyśleć? – patrzyłem wyczekująco, a pani Bożena zastanawiała się przez chwilę.

Chciałbym ją jeszcze zobaczyć…

– Sprzedam! – wypaliła nagle.

– Naprawdę? I nie rozmyśli się pani?

– Nie! Czuję, że będzie pan dobrym gospodarzem. I nie zmarnuje pan tego, co stworzyliśmy z mężem z takim trudem. A to dla mnie bardzo ważne – uśmiechnęła się.

– W takim razie pozostaje już tylko umówić wizytę u notariusza! – nie kryłem zadowolenia.

– Może za miesiąc? Sam pan rozumie… Muszę uporządkować rzeczy, pożegnać się z tym miejscem. Spędziliśmy tu z mężem wiele szczęśliwych chwil. Nie da się tego zamknąć w ciągu kilku dni – znowu posmutniała.

– Proszę się nie śpieszyć, poczekam. Ile będzie trzeba – uspokoiłem ją.

Nie chciałem popędzać ani naciskać. Nie wiem dlaczego, ale poczułem olbrzymią sympatię do tej kobiety. Wiele nas przecież łączyło. Oboje straciliśmy ukochane osoby i oboje borykaliśmy się z samotnością. Wtedy jeszcze nie myślałem, żeby lepiej poznać panią Bożenę, zaprosić na spotkanie. Po prostu chciałem, by utrata ukochanej działki sprawiła jej jak najmniej bólu.

Wizyta w kancelarii notarialnej przebiegła bardzo sprawnie. Bożenka bez zastanowienia podpisała dokumenty. Po wszystkim zaprosiłem ją na kawę. Chciałem omówić jeszcze kilka szczegółów. Byłem pewien, że porozmawiamy pół godzinki i każde z nas pójdzie w swoją stronę. Ale nie. Przegadaliśmy ponad trzy!

Okazało się, że łączy nas nie tylko samotność. Mamy podobne zainteresowania, pasje. Nawet te same seriale lubimy oglądać. Gdy spotkanie dobiegło końca, zrobiło mi się bardzo smutno. Złapałem się nawet na tym, że nie chcę się z nią rozstawać. Już miałem jej to powiedzieć, ale się powstrzymałem. Bałem się, że nie ma ochoty się więcej ze mną spotkać, że nadal myśli o zmarłym mężu. A spędziła ze mną tyle godzin, bo chciała być po prostu miła.

Mijały kolejne dni, a ja nie mogłem zapomnieć o Bożence. Byłem zaskoczony, bo od śmierci żony nic takiego mi się nie przytrafiło. Kilka pań próbowało się ze mną bliżej zaprzyjaźnić, lecz zawsze grzecznie studziłem ich zapędy. Nie miałem ochoty na żadną znajomość. A tu nagle taka zmiana! Próbowałem wygonić z głowy obraz Bożenki, lecz mi się nie udawało. Tak mnie to męczyło, że aż zwierzyłem się starszej córce.

– Tato, nie wierzę. Czyżbyś się zakochał? – zachichotała.

– Zwariowałaś? – oburzyłem się. – W moim wieku to niemożliwe! Po prostu pomyślałem, że moglibyśmy z Bożenką miło spędzać razem czas. No wiesz, ona sama, ja sam… We dwoje zawsze raźniej…

– To nad czym się jeszcze zastanawiasz, tato? Łap za komórkę, zadzwoń i zaproś ją na działkę! Numer przecież masz…

– Mam, mam. Ale tak po prostu? Nieee, to chyba nie jest najlepszy pomysł. Nie wypada – skrzywiłem się.

– No to powiedz, że czegoś nie możesz znaleźć, i potrzebujesz pomocy. Albo coś w tym stylu.

– A jak się nie zgodzi?

– Oj, tato, nie marudź. Jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz. I nie oglądaj się na mamę. Na pewno chciałaby, żebyś znalazł jeszcze bratnią duszę, chciałaby twojego szczęścia.

Biłem się z myślami jeszcze kilka dni

Ale w końcu zebrałem się na odwagę i zadzwoniłem do Bożenki.

– Mówi Olek, ten, który kupił od pani działkę. Pamięta pani? – zapytałem, gdy odebrała.

– Pamiętam, oczywiście, że pamiętam, panie Olku. Coś się stało?

– Owszem! Mam mały kłopot na działce. Nie mogę podlewać kwiatów, bo… nie wiem… bo zawór od wody jest zakręcony. A ja nie mogę go znaleźć.

– Naprawdę? Przecież panu pokazywałam!

– Tak? No, widzi pani, starość nie radość. Zupełnie wyleciało mi to z głowy. Może by więc pani przyjechała jutro przed południem na działkę i pokazała jeszcze raz? O ile to, oczywiście, nie kłopot.

– Dobrze, przyjadę. Nie mogę przecież pozwolić, żeby moje ukochane kwiaty umarły z pragnienia – roześmiała się wesoło.

Przygotowałem się do jej wizyty bardzo starannie. Kupiłem dwa rodzaje ciasta w cukierni, świetną angielską herbatę a nawet butelkę wina. Gdy się pojawiła, natychmiast zaprosiłem ją do stołu. Była zaskoczona, ale chyba zadowolona, bo na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

– Przygotowałem taki mały poczęstunek, żeby podziękować pani za fatygę – zacząłem tłumaczyć.

– To bardzo miłe z pana strony. A propos fatygi… Powiedział pan, że zapomniał, gdzie jest zawór wody.

– Tak. Szukałem, rozglądałem się i nic. Jakby jakiś złośliwy chochlik go czapką nakrył – rozłożyłem ręce, dumny, że taki ze mnie dobry aktor.

– Doprawdy? W takim razie, jakim cudem udało się panu zaparzyć tak świetną herbatę? – wpatrywała się we mnie z niewinną minką.

Inwestycja na całe życie

Poczułem, że oblewam się rumieńcem. Chciałem wypaść świetnie, a tu wpadka! Nie było sensu dłużej kręcić.

– No dobrze, powiem prawdę. Ten zawór to był tylko pretekst. Po prostu chciałem się z panią jak najszybciej zobaczyć – wykrztusiłem.

– Tak? A dlaczego?

– Żeby… żeby poprosić, żeby jak najczęściej przyjeżdżała pani na działkę. I nadal traktowała ją jak swoją… Wiem, że znamy się bardzo krótko, ale… No, ja chciałbym, żeby to się zmieniło. Nie mam pojęcia, co z tego wyjdzie. Może się tylko zaprzyjaźnimy, ale może nawet pokochamy? Nie na darmo mówią, że miłość nie liczy lat…Ja w każdym razie już teraz świetnie czuję się w pani towarzystwie… I jestem pewien, że ze spotkania na spotkanie będę się czuł jeszcze lepiej – gadałem jak nakręcony.

– Dobrze! Zgadzam się! – wpadła mi w słowo Bożenka.

– Słucham?

– Zgadzam się. I skończmy już z tą panią i panem. Jestem Bożena – podała mi rękę.

– Aleksander… Olek – skłoniłem się i ucałowałem jej dłoń.

Od tamtego dnia spotykaliśmy się z Bożenką prawie codziennie. Gdy było ciepło, na działce, gdy przyszła późna jesień i zima, u niej lub u mnie. Im lepiej ją poznawałem, tym stawała mi się bliższa. W końcu zrozumiałem, że jestem w niej zakochany. A i ona odwzajemniła moje uczucie.

Miesiąc temu postanowiliśmy się pobrać. Hucznego wesela nie będzie. Jedynie przyjęcie dla rodziny i kilku przyjaciół. Oczywiście na naszej ukochanej działce. Przecież to dzięki niej się poznaliśmy! 

Czytaj także:
„Po śmierci żony nie sądziłem, że kogoś pokocham. Marianna najpierw kupiła serce ukochanego wnuka, a później moje”
„Po śmierci żony zostałem skreślony przez własne dzieci. Uznały, że taki staruch nie zasługuje już na miłość”
„Po śmierci żony nie mogłem się z nikim związać, bo czułem, że ją zdradzam. To Olga pokazała mi, że potrzebuję miłość”

Redakcja poleca

REKLAMA