„Na ślub syna dałam do koperty 5 tys. zł. Oddałam całe oszczędności, a synowa i tak zrobiła ze mnie sknerę”

smutna kobieta fot. Getty Images, Tim Robberts
„To były całe moje oszczędności ciułane na taką właśnie okazję. Chciałam, żeby młodzi docenili ten gest. I co się okazało? Synowa powiedziała, że jestem sknerą, która skąpi na prezent ślubny dla własnego syna i daje mu jakieś marne grosze”.
/ 22.08.2024 11:15
smutna kobieta fot. Getty Images, Tim Robberts

Agnieszka od początku nie przypadła mi do gustu. Mój Konrat spotykał się z nią już niemal od roku, gdy mi ją przedstawił. I to tylko, dlatego że sama na to zaczęłam bardzo nalegać. Na co dzień syn studiował w W. i to właśnie tam toczyło się jego życie.

Sama wychowywałam syna

Na szczęście dostał pokój w akademiku, bo zupełnie nie wiem, jak opłaciłabym mu wynajem mieszkania, gdy ceny kawalerek już dawno przekroczyły dwa tysiące miesięcznie. A ja byłam skromną wdową pracującą na co dzień w osiedlowym warzywniaku. Zarabiałam najniższą krajową, a w soboty dorabiała sobie nieco sprzątaniem u pewnego lekarza z naszego miasteczka. Ale już siły też miałam nie te, co dawniej, dlatego szorowanie łazienek, trzepanie dywanów, czyszczenie kuchni na błysk i mycie mnóstwa okien stawało się dla mnie coraz trudniejsze.

Mąż zginął w wypadku samochodowym, gdy Konrad chodził jeszcze do podstawówki. Wtedy obiecałam sobie, że będę silna dla dziecka i zapewnię mu w miarę spokojne, dostatnie życie. Ile wysiłku kosztowało mnie to, żeby syn nie odstawał od kolegów, wiem jednak tylko ja.

Po zmianie w sklepie często biegłam do domu tych państwa doktorostwa, jak nieco staroświecko ich nazywałam. Tam sprzątałam, gotowałam obiady, dbałam o duży ogród, zajmowałam się psem i robiłam wiele innych rzeczy. Tylko do dzieci, czyli ich dwóch córeczek, przychodziła niania. Zresztą, kiedyś podsłuchałam, że dla niani są większe wymogi niż dla pani od sprzątania.

– Dziewczynki wymagają kontaktu z kimś po studiach pedagogicznych. Z kimś, kto zna najnowsze metody wychowawcze, będzie je uczył angielskiego i dobrych manier. A nasza pani Zosia to poczciwa kobieta, ale bardzo prosta – usłyszałam wiele lat temu i porzuciłam nadzieje, że być może dostanę u nich cały etat i będę mogła odejść z tego sklepu.

Konrad dostał się na studia medyczne

Ale na szczęście poradziłam sobie i wychowałam syna na porządnego młodego człowieka. Syn skończył liceum z wyróżnieniem i dostał się na stomatologię. W naszym przypadku i bez jakichkolwiek koneksji w środowisku medycznym był to ogromny sukces. Chłopak musiał naprawdę przykładać się do nauki, żeby dogonić kolegów i koleżanki po bardziej renomowanych szkołach, mających pieniądze na korepetycje.

Mimo przeciwności losu, dawał sobie dobrze radę. Miał rentę rodzinną po ojcu, udało mu się zdobyć stypendium naukowe na uczelni, czasami dorabiał jako taksówkarz. Starałam się mu jednak dorzucać pieniądze, żeby bardziej skupiał się na nauce niż tym dorabianiu.

– W końcu to medycyna, bardzo wymagający kierunek – powtarzałam podczas rozmów ze swoją siostrą. – Nie chcę, żeby przez byle jaką pracę chłopak zawalił jakieś ważne kolokwia czy egzaminy.

Na czwartym roku syn poinformował mnie, że spotyka się z Agnieszką. Owszem, wcześniej też miał jakieś sympatie, ale to nigdy nie było nic poważnego. O tej dziewczynie opowiadał mi naprawdę dużo przez telefon i podczas nielicznych wizyt na weekendy w domu. Od razu zorientowałam się, że to coś więcej niż luźna znajomość młodych.

Dziewczyna z bogatego domu

Ta jego Aga na zdjęciu wyglądała naprawdę ślicznie. Niczym laleczka. Smukła i wysoka blondynka w eleganckim makijażu i stylowej garsonce. Prezentowała się jak jakaś gwiazda, a nie przeciętna młoda dziewczyna. Od razu zrozumiałam, że pochodzi z całkiem innego świata niż my.

– Agnieszka studiuje z tobą na roku? – zaczęłam podpytywać syna.

– Tak. Aga od dziecka wiedziała, że zostanie dentystką. Jej mama prowadzi gabinet dentystyczny w W. – odpowiedział i chciał zmienić temat.

W końcu wyciągnęłam z niego, że rodzice dziewczyny są właścicielami prywatnej kliniki medycyny estetycznej. Ojciec zajmuje się chirurgią plastyczną, a matka specjalizuje się w stomatologii estetycznej. To rodzina lekarska od pokoleń. Dentystą był także dziadek i pradziadek Agnieszki. Wiadomo, że mają ogromne pieniądze i pozycję społeczną.

Ta wiadomość wcale mnie jednak nie ucieszyła. Doskonale znałam życie i wiedziałam, że mój syn nie jest dla tych ludzi dobrą partią. Owszem, czasy niby się zmieniły i teraz nikt już otwarcie nie mówi o braku posagu czy mezaliansach. Wszystko jest bardziej subtelne i w białych rękawiczkach, ale tak naprawdę chodzi o to samo.

Gdy różnica statusu jest niewielka, nikt nie zwraca na to uwagi. Ale pomiędzy nami i tą rodziną była prawdziwa przepaść. Ja doskonale widziałam to u swoich doktorostwa, gdzie sprzątałam. To kulturalni ludzie, ale takich jak my traktowali z pobłażaniem.

Agnieszka mieszkała z rodzicami w okazałej willi na przedmieściach W., jeździła nowym samochodem i było stać ją nie tylko na drogie ciuchy czy kosmetyki, ale także egzotyczne wakacje, wypady na weekendy do europejskich stolic czy narty w Alpach kilka razy w roku. A tymczasem mój Konrad ledwie wiązał koniec z końcem.

Bałam się, że mój syn do nich nie pasuje

Syna kochałam nad życie i wiedziałam, że jest bardzo inteligentnym, pracowitym i ambitnym chłopakiem. Ale ja sama nie mogłam pojąć, dlaczego to akurat z nim związała się ta rozpieszczona panna z bogatego domu.

Nawet rozumiałam, że ociąga się on z przedstawieniem swojej dziewczyny matce. Nasze ciasne dwa pokoje w przeciętnym bloku z szarej płyty raczej nie zrobią na niej wrażenia. No ale, skoro mieli poważne plany, bardzo chciałam ją poznać. W końcu nie wytrzymałam i podczas której niedzieli, gdy akurat mój student mnie odwiedził, wypaliłam:

– A może tak synku zaprosisz na któryś weekend do nas Agnieszkę? W niedzielę ugotuję mój popisowy rosół i upiekę szarlotkę. Wiesz, tą z przepisu babci Heleny, którą tak się zajadasz.

Widziałam w oczach swojego dziecka nie tylko zaskoczenie, ale i popłoch. W końcu jednak stwierdził, że zapyta Agi. Jej pierwsza wizyta w naszym domu przebiegła w drętwej atmosferze. Okazało się, że dziewczyna jest na diecie, nie lubi rosołu, a moje ciasto z jabłkami polane bitą śmietaną to „góra kalorii”. Widziałam też jak ze zdziwieniem obrzuciła wzrokiem nasz salon, który pełnił jednocześnie funkcję sypialni, skromne meble i niewielki balkon.

Niby starała się być uprzejma i dobrze wychowana, ale było widać, że zupełnie nie do takiego standardu życia przywykła. Na co dzień w końcu obracała się w zupełnie innym towarzystwie. Ale co niby miałam zrobić? Konrad był wpatrzony w nią niczym w obraz. Miałam mu tłumaczyć, że to dziewczyna nie dla niego? A czy w ogóle posłuchałby słów matki?

Młodzi postanowili się pobrać

I tak minął kolejny rok. Syn starał się czasami odwiedzać mnie w weekend, ale wyraźnie nie miał czasu. Święta spędził u rodziców Agnieszki, na Sylwestra wyjechali do Pragi. Na Wielkanoc przyszli teściowie zabrali go do swojego domku letniskowego na Mazurach. Domek, to jednak bardzo skromnie powiedziane. Na zdjęciach widać było prawdziwą posiadłość tuż przy brzegu jeziora.

Narzeczona Konrada od tego czasu była w naszym domu jeszcze tylko dwa razy. Mówię narzeczona, bo w międzyczasie się jej oświadczył. Zdaje się, że jej rodzice zaakceptowali ten związek. Myślę, że doszli do wniosku, że Konrad wprawdzie nie pochodzi z bogatego domu, ale kończy stomatologię i może zasilić zespół jednego z ich gabinetów. W końcu szalona córka mogłaby przyprowadzić do domu gorszego zięcia niż przyszłego lekarza, prawda?

Ślub zaplanowali na lipiec.

– Mamuś, wtedy będziemy mieli już pozdawane egzaminy, chwilę wolnego. Praktyki oboje mamy dopiero we wrześniu. Dzięki temu będziemy mogli na spokojnie wyjechać w podróż poślubną na Malediwy. Aga pokaże mi swoje ulubione miejsca, gdzie od dawna nurkuje – tłumaczył z entuzjazmem dziecka, któremu udało się dostać ulubionego cukierka.

– Tylko kto za to wszystko zapłaci? – pierwszy raz otwarcie ostudziłam jego entuzjazm.

– Oj tam, pieniędzmi nie musimy się martwić. Stać nas na spełnianie marzeń – machnął tylko ręką z uśmiechem.

– Wiesz, stać Agnieszkę. Albo raczej jej rodziców. A nie ciebie – wreszcie powiedziałam otwarcie, co o tym wszystkim sądzę.

Ale mój mądry chłopak wcale nie zrozumiał, o co mi chodzi. Wyjechał obrażony i przestał na jakiś czas odbierać telefony. W końcu jednak pogodziliśmy się. Bo niby co miałam zrobić? Nie pójść na wesele swojego jedynego dziecka? Wychuchanego jedynaka, dla którego tak ciężko pracowałam i marzyłam o lepszej przyszłości? Teraz będzie miał lepszą przyszłość. Tylko cały czas zastanawiałam się, czy w tej przyszłości będzie jeszcze miejsce dla skromnej matki.

Między naszymi światami była przepaść

Wesele było organizowane w eleganckiej sali stylizowanej na zabytkowy dworek. Na imprezie pojawiły się całe tłumy. Ponad dwieście gości. Z naszej strony była to garstka. I tak niewiele mogłam dołożyć się do przyjęcia w takim miejscu i z taką pompą. Pozostali to, w większości, rodzina panny młodej. No i znajomi jej rodziców. Lekarze, profesorzy, nawet znana piosenkarka będąca pacjentką w klinice.

W ich otoczeniu czułam się niczym uboga krewna. Wiedziałam jednak, że muszę zrobić wszystko, żeby nie przynieść wstydu swojemu dziecku. Kupiłam drogą sukienkę z butiku, na którą zwyczajnie nie było mnie stać. Specjalnie po nią i buty pojechałam do miasta wojewódzkiego, bo u nas nawet nie było takich rzeczy.

Wykosztowałam się też na fryzjera i kosmetyczkę. U tej ostatniej byłam pierwszy raz w życiu. Prezentowałam się naprawdę nieźle. Oczywiście do stylizacji matki panny młodej było mi bardzo daleko, ale uchodziłam w tłumie, jak się to mówi.

Do koperty włożyłam pięć tysięcy złotych. To były całe moje oszczędności ciułane na taką właśnie okazję. Chciałam, żeby mój syn docenił ten gest. I co się okazało? Od teściów młodzi dostali nie tylko opłacone wesele i podróż poślubną, ale i drogi apartament na nowym osiedlu. Na tym tle to moje pięć tysięcy to jakieś marne grosze.

W końcu jednak wiedzieli, że pochodzimy z dwóch różnych środowisk i tego powinni się spodziewać. Ale gdzie tam, synowa ponoć zrobiła wielkie oczy i wykrzyczała Konradowi, że jego matka to jakaś sknera, która skąpi na prezent ślubny dla syna. A najgorsze, że on też mi wytknął, że jednak mogłam bardziej się postarać.

Teraz oni pojechali w tą swoją wymarzoną podróż, a ja siedzę i płaczę. Myślałam, że tak dobrze wychowałam swoje dziecko, a tutaj okazało się jednak, że nie do końca. Nie mam pojęcia, co będzie dalej. Ale coś czuję, że niewiele miejsca zostanie dla mnie w ich życiu.

Krystyna, 54 lata

Czytaj także:
„Za młodu podglądałem sąsiadkę i zapamiętałem ją na zawsze. Po 15 latach wróciła i postanowiła mnie za to ukarać”
„Mama przepisała mi w spadku naszyjnik z niespodzianką. Przez chwilę wierzyłam, że będę bogata”
„Mąż traktował mnie jak nudną kucharę. Myślałam, że już mu się opatrzyłam, ale to, co wyznał, całkiem mnie zszokowało”

Redakcja poleca

REKLAMA