„Na sali sądowej przeżyłem szok. Żona wyznała, że zdradzała mnie, z kim popadnie, bo nasza miłość to >>ściema<<”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„Czy jeśli będziemy sobie genetycznie obcy, przestanę go kochać? Czy nadal będzie mi tak bliski? Jak spojrzę w oczy Michałka? Czy w ogóle powinienem rujnować mu dzieciństwo? Tyle pytań kołatało w mojej głowie. Na żadne z nich nie znałem odpowiedzi, bo każda wydawała się zła”.
/ 28.06.2022 13:30
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Gdybym miał wskazać najpiękniejszy dzień mojego życia, miałbym problem, czy był to ślub z Iwoną, czy narodziny naszego Michała. Kochałem ich nad życie. Oboje – od pierwszego wejrzenia.

Iwona pojawiła się w moim życiu dziesięć lat temu. Dokładnie w walentynki mój wspólnik przyprowadził do firmy swoją znajomą. Szukaliśmy nowej księgowej, a Marcin zapewniał, że Iwona jest w swoim fachu doskonała.

Początkowo miałem wątpliwości, czy chcę zatrudnić „znajomą znajomego”. Z takimi osobami jest problem – bo kiedy coś pójdzie źle, nie wiadomo, jak zwrócić uwagę, by nie sprawić przykrości i polecanej, i polecającemu.

Ale kiedy Iwona przekroczyła próg naszej firmy wszelkie obiekcje zniknęły. Była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem.

– Mówiłeś, że jest bystra i wie, jak ogarnąć firmę, ale nie wspominałeś, że jest tak śliczna – szepnąłem Marcinowi na osobności.

– Widzę, że i twoje serce podbiła od progu – śmiał się mój wspólnik – Uważaj na nią! Łamie serca wszystkim po kolei.

Nie posłuchałem ostrzeżenia Marcina

Zafascynowany dziewczyną robiłem wszystko, by być blisko niej. A kiedy okazało się, że mamy wspólną pasję – góry – zaprosiłem Iwonę na weekend do Kościeliska. Tam przestaliśmy być szefem i pracownicą. Staliśmy się parą.

– To nie jest dobry pomysł, stary – nie przestawał ostrzegać mnie Marcin – Ona nie jest kobietą dla ciebie.

– Zakochałem się. I chcę z nią być.

– Tym gorzej dla ciebie. Uwierz mi. Znam Iwonę od kilku lat i, jak by to ująć, nie jest to materiał na żonę – przekonywał.

Nie chciałem tego słuchać. Było mi z Iwoną dobrze. Sprawiała, że czułem się kochany. Dość szybko zamieszkaliśmy razem i wbrew wieszczeniu Marcina byliśmy szczęśliwi. Po sześciu miesiącach oświadczyłem się.

Jesienią 2010 roku Iwona powiedziała „tak”. Ślub wzięliśmy wiosną. Cichy, skromny, w towarzystwie garstki najbliższych osób. Marzyłem o dużym weselu, ale Iwona przekonała mnie, że nie ma sensu wydawać tylu pieniędzy.

– Wolałabym, abyśmy zamiast zapraszać tylu, zaraz po ślubie pojechali w góry. Tam gdzie to wszystko się zaczęło – mówiła. A ja spełniałem jej każde marzenie.

Czemu w ogóle o to pyta?

Rok po ślubie Iwona spełniła moje. „Jestem w ciąży”. Trzy słowa, które wywróciły nasz świat do góry nogami. Ja szalałem ze szczęścia. Iwona była pełna obaw.

– Nie planowałam teraz powiększania rodziny. Może powinniśmy się jeszcze nad tym zastanowić – powiedziała.

– Kochanie, co ty mówisz! – zdziwiłem się. – Przecież to wspaniała wiadomość! Będziemy rodzicami!

– Teraz powinniśmy się skupić na firmie. Wiesz, że wchodzimy w gorący okres, rozbudowujecie z Marcinem magazyny…

– Iwonka, to nie ma żadnego znaczenia! Będziemy mieli dziecko.

– Jesteś pewien, że je chcesz?

Popatrzyłem na moją żonę ze zdziwieniem. Iwona zauważyła moją konsternację i szybko się uśmiechnęła.

– Przepraszam. To chyba te ciążowe hormony zaczynają już szaleć. Będziesz wspaniałym ojcem – wyszeptała, obejmując mnie.

Nigdy więcej nie wracaliśmy już do tej rozmowy. Brzuch Iwony rósł, a ja nie mogłem się doczekać, kiedy powitamy na świecie naszego syna. Michałek skradł moje serce od pierwszego krzyku. A może i wcześniej. Bo ja ciążę Iwony przeżywałem bardziej niż ona.

– Widzę, że gdybyś mógł, urodziłbyś go za mnie – żartowała Iwona.

– Żebyś wiedziała. Jeszcze go nie ma z nami, a ja już życia sobie bez niego nie wyobrażam – szeptałem jej do ucha na zajęciach w szkole rodzenia.

Wydawało mi się, że jesteśmy szczęśliwi

Michałek rósł, firma pozwalała nam godziwie żyć. Iwona faktycznie nie była domatorką. Dbała o Michała, zajmowała się domem, ale czułem, że dusi się w roli wyłącznie żony i matki. Nie protestowałem więc, kiedy wróciła do pracy. Chciałem, by czuła się szczęśliwa i spełniona. Nie robiłem też problemu, gdy przed weekendem oświadczała mi:

– Matka Polka ma wychodne. Jadę z dziewczynami do spa.

Zostawałem wtedy z Michałem i robiliśmy sobie męskie weekendy. To był wspaniały czas. Tęskniliśmy za mamą, ale docenialiśmy to, że możemy pobyć tylko we dwóch. A Iwona znikała częściej i częściej. Czułem, że oddalamy się od siebie. Proponowałem wspólne wyjazdy, a nawet terapię dla par. Nie chciała. Rok później dowiedziałem się dlaczego.

– Mam kogoś, Artur. Chcę rozwodu.

Chociaż mój świat tego dnia się zawalił, wiedziałem, że nie zmuszę jej do miłości. Długo nie umiałem się pozbierać. Moją motywacją do dalszego życia był jednak Michał. Wiedziałem, że muszę zrobić wszystko, by nasz rezolutny czterolatek odczuł tę sytuację jak najmniej boleśnie. Był wspaniałym chłopcem. Zupełnie innym niż ja. Przebojowym, wygadanym, żywiołowym.

Nie wierzyłem własnym uszom

Michałek zamieszkał z mamą. Ale ja byłem cały czas obok niego. I Iwony, którą mimo ciosu prosto w serce ciągle kochałem. Łudziłem się jeszcze, że przed sądem Iwona popatrzy na mnie i zmieni zdanie. Że przypomni sobie wszystkie nasze szczęśliwe chwile. Niestety…

– Nie kocham już męża. Chyba nigdy go nie kochałam.

– Skąd taka pewność? Przecież wyszła pani za pozwanego – dopytywała sędzia.

– Tak, zostaliśmy małżeństwem, ale zdradzałam Artura jeszcze przed ślubem. Po ślubie zresztą też…

Nienaciskana przez nikogo Iwona przyznała się do tego, że od początku nie była ze mną szczera. Zdradzała mnie. Ja nie widziałem świata poza nią i Michałem, a ona mnie zdradzała!

– Czy wobec zeznań powódki nadal zgadza się pan na rozwód za porozumieniem stron? – pytanie sędzi wyrwało mnie z otchłani rozpaczy.

Zdołałem tylko wyszeptać „Tak, zgadzam się”. Było mi już wszystko jedno. Do końca rozprawy nie odrywałem wzroku od podłogi. Bałem się, ze jeśli spojrzę na Iwonę, rozpadnę się na kawałki. Chciałem tylko jak najszybciej stamtąd wyjść.

Ziarno niepewności zostało zasiane

Mówią, że czas leczy rany, ale ja jestem chyba wyjątkiem od tej reguły. Chociaż od naszego rozwodu minęło pięć lat, nie ma dnia, bym nie analizował, dlaczego tak się stało. Nie związałem się z nikim. Moi przyjaciele wiele razy próbowali mnie z kimś zapoznać. Za każdym razem odmawiałem. Nie chciałem układać sobie życia na nowo. Skupiałem się na synu i pracy.

Zupełnie inaczej niż Iwona. Jej nowy związek co prawda szybko się rozpadł, ale płynnie wchodziła w kolejne. Michałek co jakiś czas opowiadał mi o wujku Arku, potem o wujku Tomku.

Nie chciałem, by żył w takim domu. Ale wiedziałem, że mimo wszystko kocha mamę i nie mogę go od niej oderwać. Nasz syn wspaniale się rozwijał. Z każdym rokiem stawał się coraz mądrzejszy, wyższy, smuklejszy. I coraz bardziej niepodobny do mnie.

– Naprawdę po tym wszystkim, co zgotowała ci Iwona, nie masz żadnych wątpliwości? – zapytała pewnego dnia moja siostra.

– Co masz na myśli?

– Przecież przyznała, że cię zdradzała. A Michał nie jest podobny ani do ciebie, ani do niej… – urwała.

Szybko zakończyłem tą rozmowę, ale ziarno niepewności zostało zasiane. Kochałem Michałka, ale sam nie dostrzegałem w nim ani krzty siebie. Do tego niczym bumerang wróciła do mnie reakcja Iwony, gdy dowiedziała się o ciąży. I pytanie: „Jesteś pewien, że je chcesz?”. Dziś nabrało ono zupełnie innego sensu.

Otwieram. Świat na chwilę zastyga w bezruchu

W mojej głowie pojawiła się myśl, że muszę poznać prawdę. Muszę się dowiedzieć, czy Michał jest moim synem. Rozmowa z Iwoną nie miała sensu, bo wiedziałem, że nie powie mi prawdy.

Po kolejnym weekendzie, który Michałek spędził u mnie, zaniosłem więc do Instytutu Genetyki Sądowej jego szczoteczkę do zębów i gumę do żucia. Miła pani w białym fartuchu przyjęła materiał, pobrała wymaz z moich ust i powiedziała, że wynik będzie za siedem dni.

– To najdłuższy tydzień w moim życiu – zwierzyłem się Marcinowi.

– A jeśli się okaże, że nie jest twoim synem, zerwiesz z nim kontakt? – zapytał wspólnik.

Nie miałem pojęcia, co mu odpowiedzieć. Czy jeśli będziemy sobie genetycznie obcy, przestanę go kochać? Czy nadal będzie mi tak bliski? Jak ja mu o tym powiem? Jak spojrzę w oczy Michałka? Czy w ogóle powinienem rujnować mu dzieciństwo? Tyle pytań kołatało w mojej głowie. Na żadne z nich nie znałem odpowiedzi, bo każda wydawała się zła.

I wreszcie przyszedł ten dzień. Stoję przed laboratorium z białą kopertą opisaną moim nazwiskiem. Ciągle wierzę, że wynik będzie pozytywny, że Michał jest krwią z mojej krwi. Otwieram. Świat na chwilę zastyga w bezruchu. A potem wali mi się na głowę kolejny raz.

Czytaj także:
„Lidia pozbawiła mnie złudzeń, że kiedykolwiek zostanę ojcem. Kochałem ją, lecz musiałem podjąć bolesną decyzję”
„Miałam Natalię za nadętą sztywniarę z bogatego domu. To ona pokazała mi, że znaczę więcej niż brudne gary i pranie”
„Po wypadku Zosia straciła wiarę w siebie. Stwierdziła, że przez niepełnosprawność nie jest warta miłości”

Redakcja poleca

REKLAMA