„Na rocznicę ślubu miałam romantyczne plany. Zamiast tego mąż powiedział, że ma służbowy wyjazd, a wyskoczył w góry”

Kobieta rozczarowana kłamstwem męża fot. Adobe Stock
Mój mąż, zamiast świętować rocznicę ślubu, miał być na ważnych szkoleniach w Łodzi. Ale czy tam są ośnieżone szczyty górskie?
/ 13.04.2021 11:07
Kobieta rozczarowana kłamstwem męża fot. Adobe Stock

Może ja faktycznie jestem infantylna, skoro oczekuję, że pięć lat po ślubie można nadal zaczynać dzień pocałunkiem i dawać sobie prezenty bez powodu?
– Nie bądź dziecinna, Maju – powiedziała ostatnio mama, gdy poskarżyłam się, że od urodzin nie dostałam od męża kwiatka. Prawie pół roku i nic! Już nie mówię, żeby mi znosił róże czy storczyki, ale żeby nawet kiści bzu nie kupić od baby na rynku, który znajduje się dziesięć kroków od siedziby jego firmy?!
– Dajże spokój, dziewczyno, chłopisko tyra po dziesięć godzin, żeby ci ptasiego mleka nie brakowało, a ty się czepiasz o jakieś chabazie – nie szczędziła mi krytyki. – Czas zapomnieć o głupotach!

Rafał był dla mojej mamy wzorem cnót

Czasem mam wrażenie, że mama sprzyja bardziej Rafałowi niż mnie… Może przesadzam, ale jeśli już, to niewiele. Wychwala mojego chłopa pod niebiosa przy każdej okazji. Ostatnio po niedzielnym obiedzie zniósł talerze do kuchni i już, proszę państwa, entuzjazm na trybunach, szał i wiwaty. A nawet do zmywarki nie wstawił, tylko wrzucił w zlew bez ładu i składu…

Ja za to obrywam za wszystko: a to koszula Rafcia nie dość jest biała, a to dywan warto by odświeżyć, a teraz, proszę, jeszcze zaczęłam robić za przerośnięte dziecko, co to nie wie, na czym polega dorosłość. Jakby mnie kto pytał, powiedziałabym, że Rafał jest dla mamy wcieleniem idealnego męża, ale czy to w zasadzie taki komplement, skoro mój osobisty tatuś chodził na boki jak chciał i bardziej interesowała go popularność na uczelni, szczególnie wśród studentek, niż zarobki?

Zaplanowałam rocznicę idealną

Każdy ma jakieś standardy i, mimo maminych uwag, nie zamierzałam rezygnować ze swoich. Postanowiłam nie czekać aż mężuś wymyśli niespodziankę na piątą rocznicę ślubu, lecz wziąć sprawy w swoje ręce. Wykupiłam nocleg w nadmorskim hotelu w miejscowości, gdzie się poznaliśmy, a żeby ograniczyć ewentualne komentarze mamy do minimum, umówiłam się z przyjaciółką, że w „ten” weekend zajmie się naszym psem.

Bardzo byłam z siebie zadowolona, w końcu się nie stresowałam, że Rafek zapomni, nie da mi prezentu i ogólnie wbije mi swym tumiwisizmem nóż w serce. Nawet się zastanawiałam, dlaczego wcześniej nie wpadłam na takie rozwiązanie. W końcu mamy równouprawnienie i kobieta nie musi czekać jak omdlewająca mimoza, aż pan i władca zajarzy, że czegoś się po nim oczekuje!

Nie mogłam się już doczekać wyjazdu, wyobrażałam sobie, jak biegamy po zimowej plaży, podziwiając spiętrzone, sztormowe bałwany, jak całujemy się na wietrze niosącym ze sobą drobinki soli, a wokół stalowe chmury i krzyk mew… Ze dwa razy nawet mi się to śniło! Ciężko było trzymać jęzor za zębami, mało mnie nie rozsadziło, żeby się pochwalić przed czasem, ale dałam radę.

Zupełnie mnie olał

I nagle, tydzień przed rocznicą, Rafek wyskakuje z newsem, że on ma szkolenia połączone z integracją, czy też odwrotnie, w każdym razie wyjeżdża w czwartek, a w domu będzie z powrotem we wtorek rano.
– I dopiero teraz się o tym dowiedziałeś?! – nie mogłam uwierzyć, że mój misternie ułożony plan rozsypuje się jak domek z kart.
– Oj, z pół roku temu – żachnął się. – I mówiłem ci, tylko że ty mnie nigdy nie słuchasz! Przerywasz w pół słowa albo wręcz w ogóle puszczasz mimo uszu… Pretensje możesz mieć tylko do siebie, skarbie!
– Może czasem i nie słucham tak, jak powinnam, ale akurat tę datę na pewno bym zapamiętała, odparłam. Przecież to nasza rocznica ślubu!
– Dobrze! – nadął się Rafał. – Wiesz co, Majka? Powiem szefowi, że mamy rocznicę i może mnie pocałować w nos… Najwyżej mnie wyleje, co tam!

Sama nie wiedziałam, czy bardziej jestem wściekła czy rozczarowana, chyba jedno i drugie. W każdym razie nawet się nie przyznałam, że miałam dla nas inne plany, niech się wali, karierowicz bez honoru! Zostawię psa u koleżanki jak było uzgodnione i sama pojadę nad morze. Może nawet wyrwę jakiegoś przystojniaka? Tego kwiatu pół światu!

Rafek wyczuł moją desperację albo po prostu zrobiło mu się głupio, bo na drugi dzień przyszedł z kwiatami, przeprosił i obiecał, że jak tylko wróci ze szkoleń, zorganizuje coś ekstra tylko dla nas dwojga.
– Pójdziemy do teatru na tę nową sztukę, o której gadasz od miesiąca – obiecał, ale musiał poczuć, że przeszacował swoje bohaterstwo, bo dorzucił zaraz: – Albo lepiej, zabiorę cię na kolację, gdzie tylko zechcesz, ty wybierasz!

I czekał, aż eksploduję entuzjazmem, naiwniak. Po tym, co sama zaplanowałam! Ojej, wieczór w knajpie, klękajcie narody! Ma się chłopa z ułańską fantazją! – wzruszyłam ramionami. Będziesz się musiał bardziej postarać, obiecałam sobie. Takie ochłapy! Mamie się już nawet nie żaliłam – potrzebne mi dodatkowe dowalanki jak umarłemu kadzidło.

Coś we mnie pękło, jakaś maleńka niteczka, nie do końca zidentyfikowana, ale jednak ważna. Postanowiłam sama dbać o swoje potrzeby, nie oglądać się na nikogo i, choć na razie ciężko mi było określić, jakiej konkretnie satysfakcji dla siebie zażądam, wiedziałam, że jak już to dookreślę, wezmę co moje i nawet mi powieka nie drgnie.

Rafek tymczasem szykował się do wyjazdu z takim entuzjazmem, jakby szef obiecał mu awans zaraz po tym, gdy tylko postawi nogę w ośrodku konferencyjnym. Ostentacyjnie postanowiłam to olewać i nie tylko nie pomagałam mu się pakować, ale nawet zepsułam żelazko. Ach, życie składa się z małych satysfakcji… Miło było widzieć, jak ślubny pakuje koszule w neseser i leci do teściowej, żeby go ratowała.

W piątek umówiłam się z przyjaciółką do kina, w sobotę spędziłam całe popołudnie na basenie, ale w niedzielę rano na myśl o Rafale wciąż robiło mi się gorąco ze złości. Tak mnie zlekceważyć! W dodatku nawet nie raczył zadzwonić, tylko codziennie wysyłał po esemesie rano i wieczorem, że wszystko ok, nudy na pudy, pozdrawia i całuje. Wow, miałam mu współczuć, czy co?

Co za parszywy kłamca!

W niedzielę zadzwoniła mama. Wahałam się, czy odebrać, bo od południa zaległam miło z książką pod kocykiem, a czułam, że będzie próbowała ściągnąć mnie na obiad.
– Widziałaś, Maju?! – wrzasnęła mi do ucha, ledwo się połączyłyśmy.
– Widziałaś?! Ale co?
Twój Rafał w telewizji – jęknęła. – Boże, masz tyle czasu, nic do roboty i nawet nie włączysz? Teraz na dwójce!

Pamiętacie te filmiki na YouTube, gdzie ludzie wyznają miłość w niezwykłych okolicznościach? Na szczytach gór, w czasie jakichś meczów, na równiku? Najpierw pomyślałam o tym i rzuciłam się szczupakiem z kanapy po pilota, mało nie rozkwaszając nosa o kant ławy. Mama, podekscytowana do szaleństwa, nadawała nadal z telefonu, który zdążył już wylądować na dywanie, ja tymczasem zobaczyłam biały ekran, po którym w różne strony sunęły postacie w niebiesko-czerwonych strojach. Gdzie niby ten Rafał? Sięgnęłam po komórkę i gdy już się z nią wynurzyłam, zobaczyłam na ekranie twarz męża.

– Zdaje pan sobie sprawę z tego, że gdyby nie pana brawurowa akcja, część tych dzieci mogłaby nie doczekać pomocy? – młoda dziennikarka w twarzowej czapeczce podtykała Rafałowi mikrofon pod nos.
– Nie przesadzajmy, proszę pani – mój mąż mruczał spod naciągniętego aż pod oczy szalika. – Każdy na moim miejscu zachowałby się tak samo.
– Wszyscy chcielibyśmy, aby tak było – roześmiała się perliście, spoglądając mu głęboko w oczy, a potem, odwróciwszy się do kamery, dodała: – Niestety, fakty mówią co innego: w momencie zagrożenia każdy myśli głównie o swoim bezpieczeństwie. Specjalnie dla państwa, rozmawialiśmy z Rafałem G., który wezwał pomoc natychmiast po zejściu lawiny i sam uratował kilkoro członków wycieczki szkolnej zasypanych na stoku.

W jednej ręce miałam telefon, w drugiej ściskałam pilot, gapiąc się w ekran niczym cielę w malowane wrota.
– Zawsze ci mówiłam, Majka, że to dobry chłopak i widzisz sama – bohater! Teraz musisz wszystko odszczekać, córcia.
– Hau, hau, hau – burknęłam i wyłączyłam komórkę.

Rozumiem: bohater, lawina, wywiady… Ale skąd Rafek wziął się w górach, skoro jeszcze dziś rano dostałam od niego wiadomość, że jest już pewien, iż to Łódź jest najbrzydszym miastem w Polsce i w dodatku leje tam częściej niż gdziekolwiek? A cały czas przed wyjazdem marudził, że firma zawsze organizuje szkolenia w wielkich ośrodkach przemysłowych i w sumie powinien mieć dodatek za pracę w szkodliwych warunkach… 

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Nad naszą rodziną ciążyła klątwa. Wszystkie kobiety wcześnie zostawały matkami. I to samotnymi
Moja żona miała obsesję na punkcie porządku. Potrafiła wstać o 4 i myć podłogi
Mój 18-letni syn zmarnował sobie życie. Miał zostać adwokatem, a zrobił dziecko prostej dziewczynie

Redakcja poleca

REKLAMA