„Na prezent komunijny dla chrześnicy wydałam krocie, ale jej matka i tak kręciła nosem. Usłyszałam, że uprawiam >>samowolkę<<

kobieta, która dała prezent chrześnicy fot. Adobe Stock, leszekglasner
„Nie byłam matką chrzestną, którą widuje się od wielkiego dzwonu – najpierw na chrzcie, potem na komunii, a później to dopiero na ślubie. Wiadomo, że taka matka nigdy nie będzie znała dobrze dziecka i nie utrafi z prezentem. Co innego ja”.
/ 31.03.2023 11:15
kobieta, która dała prezent chrześnicy fot. Adobe Stock, leszekglasner

Nie musiałam zbyt długo zastanawiać się nad prezentem komunijnym dla mojej chrześnicy. Od razu wiedziałam, co sprawi jej największą radość. Dlatego kiedy zadzwoniła moja przyjaciółka, by uzgodnić ze mną, co mam kupić, powiedziałam:

– Kochana, ja już mam prezent!

Sporo wydaliśmy na ten prezent

Nie byłam matką chrzestną, którą widuje się od wielkiego dzwonu – najpierw na chrzcie, potem na komunii, a później to dopiero na ślubie. Wiadomo, że taka matka nigdy nie będzie znała dobrze dziecka i nie utrafi z prezentem. Co innego ja… Spędzałam z córeczką mojej przyjaciółki mnóstwo czasu. Zabierałam ją na rozmaite wycieczki, bo jest rówieśnicą mojego syna i oboje świetnie się dogadują. Są prawie jak rodzeństwo.

Właśnie podczas jednego z takich wypadów poznałam największe marzenie Klaudii i postanowiłam je zrealizować. I kiedy zadzwoniła Grażyna, mogłam jej z czystym sumieniem powiedzieć, że prezent jest już kupiony.

– Moja chrześnica na pewno będzie z niego zadowolona! – zapewniłam.

– Kupiłaś jej tablet? – zapytała mnie z ciekawością Grażyna.

– Coś znacznie bardziej kosztownego – odparłam i była to święta prawda.

Na prezent komunijny dla Klaudii wydałam bowiem pięć tysięcy złotych. Nie było mi łatwo wysupłać taką kwotę, bo chociaż oboje z mężem pracujemy, to nie jesteśmy specjalnie zamożni. Płacimy raty za mieszkanie, w tym roku zmieniliśmy samochód, bo poprzedni się już sypał, a jego naprawy kosztowały krocie, no i mamy dwoje dzieci na utrzymaniu. Ot, jesteśmy przeciętną polską rodziną, dla której każde chrzciny, komunia czy ślub to taka mała finansowa katastrofa. Wiadomo, trzeba kupić prezent i nie powinno to być byle co.

Kiedy nadszedł dzień komunii, moja chrześnica wyglądała naprawdę pięknie. Jest drobną brunetką. Jej grzywka równo przycięta nad czołem ładnie kontrastowała z wiankiem z białych kwiatków. Była przejęta, jak to dziecko, czy wszystko wypadnie dobrze. No i oczywiście wypadło.

Po zrobieniu miliona zdjęć przed kościołem, poszliśmy do restauracji na mały poczęstunek. No i nadeszła chwila dawania prezentów.

– A wasz jest pewnie jeszcze w samochodzie? – spytała przyjaciółka, kiedy Klaudia dostała już smartfona od ojca chrzestnego, tablet od jednych dziadków i złoty łańcuszek od drugich.

– Nie, mam go przy sobie – odparłam, wyjmując z torebki kopertę.

Co to jest, ciociu?! – Klaudia błyskawicznie znalazła się koło mnie.

– Sama zobacz – uśmiechnęłam się.

Klaudia rozerwała kopertę i wyjęła z niej… piękną pocztówkę z koniem.

Klaudia rzuciła mi się z radości na szyję

– Jaka ładna! – powiedziała i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.

– Otwórz i przeczytaj – zachęciłam.

Mała otworzyła i przez chwilę wpatrywała się w krótki tekst. W tym momencie Grażyna nie wytrzymała i wyrwała pocztówkę córce.

– Daj, ja przeczytam! – powiedziała i szybko przebiegła wzrokiem tekst.

– Co?! – jęknęła.

– Opłaciliśmy Klaudii lekcje jazdy konnej na rok z góry. A tutaj są buty do konnej jazdy i toczek – powiedział mój mąż i wręczył mojej chrześnicy paczkę owiniętą w kolorowy papier.

– Co? – powtórzyła Grażyna.

Tymczasem Klaudia zdążyła już pojąć, co dostała i… z głośnym piskiem rzuciła mi się na szyję.

– Ciociu! Dziękuję ci! Naprawdę! To najlepszy prezent na świecie!

Spodziewałam się po niej takiej reakcji, ale i tak łzy napłynęły mi do oczu.

– Kochanie, mam nadzieję że będziesz się dobrze bawić, spędzając czas na konnej jeździe. I może zostaniesz kiedyś dżokejem – powiedziałam.

– Zaraz, zaraz! Ale skąd taki pomysł?! I kto ją niby będzie na te konie woził? – zapytała moja przyjaciółka dość nieprzyjemnym tonem.

– Ja – odparłam jednak spokojnie. – Przecież wiesz, że mój Adaś jeździ. Mogę wozić ich oboje.

Będzie super! – zawołał mój syn.

– Ale skąd ci w ogóle przyszło do głowy, że Klaudia ma jeździć konno?

– Bo o tym marzyła. Sama mi to powiedziała. Była nawet ze mną kilka razy w stajni, nie pamiętasz?

– Pamiętam – mruknęła Grażyna. – Rzeczywiście, mówiła, że konie są fajne, ale to jakaś fanaberia! Przejdzie jej szybko, tak jak przeszedł jej balet!

– Nie przejdzie! – zaczęła się bronić Klaudia. – Ja kocham konie! A na balet zapisałaś mnie ty! Ja wcale nie chciałam tańczyć!

Zaczęło się robić nieprzyjemnie. Na szczęście w tym momencie weszła babcia Klaudii, zapraszając na tort.

– Byłam pewna, że kupisz swojej chrześniaczce komputer – powiedziała mi potem urażona Grażyna.

– Klaudia mi nie mówiła, że o nim marzy – odbiłam piłeczkę.

– Trzeba się było mnie zapytać…

A to ciekawe! Od kiedy prezent komunijny jest dla rodziców? Niestety, po tej mojej „samowolce” kontakty z przyjaciółką nieco się ochłodziły. Trudno, najważniejsze, że Klaudia jest szczęśliwa i co tydzień jeździ z moi synem na konie. Widzę, że jeździectwo to jej wielka pasja.

Czytaj także:
„Przyjaciółka stała się roszczeniową >>madką<<. Wybrała mnie na matkę chrzestną, bo chciała mieć chodzący bankomat”
„Przez rodzinną tragedię nie byłam na ślubie kuzynki. Natalia wysłała mi rachunek za mój talerzyk”
„Proboszcz chciał się pokazać przed biskupem i kazał nam wydać fortunę na specjalne stroje dla dzieci. Szczyt wszystkiego!”

Redakcja poleca

REKLAMA