Kiedy dostaliśmy z mężem zaproszenie na ślub mojej kuzynki Natalii, byliśmy zaskoczeni. Nie utrzymywaliśmy z nią kontaktów, bo mieszkała na drugim końcu Polski, a tu taka niespodzianka. Byliśmy więc zdziwieni, ale też zachwyceni.
Cieszyliśmy się, że po pandemicznej przerwie wreszcie będziemy mogli się zabawić. Naszą radość potęgował fakt, że wesele miało się odbyć w najlepszym hotelu w mieście rodzinnym państwa młodych, słynącym z pięknych wnętrz i świetnej kuchni. Była więc gwarancja, że impreza będzie udana. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam więc do przyszłej panny młodej, żeby potwierdzić naszą obecność.
– Na pewno będziecie? – dopytywała się.
– Na pewno. Prawdę mówiąc, nie możemy się już doczekać, kiedy wyjdziemy do ludzi – odparłam.
– To bardzo się cieszę, bo niektórzy krewni odmawiają. Boją się, że się zarażą i trafią do szpitala…
– My z Pawłem jesteśmy zaszczepieni, więc czujemy się bezpiecznie. A poza tym mamy już serdecznie dość tej izolacji.
– W takim razie czekamy na was z moim Michałem z utęsknieniem. I dziękuję za potwierdzenie. Rozumiesz, nie chcemy płacić za nieobecnych.
– Pewnie, że rozumiem… Na nas możecie liczyć w stu procentach – zapewniłam. Byłam przekonana, że dotrzymamy słowa.
Na dwa dni przed uroczystością wydarzyła się tragedia. Moja babcia miała zawał serca. Kochałam ją nad życie, bo moja mama była wiecznie zapracowana i to ona właściwie mnie wychowywała. Jej choroba tak mnie przeraziła i dobiła, że nie w głowie były mi tańce na weselu.
Prawdę mówiąc w ogóle zapomniałam o uroczystości. Przez następne dni myślałam tylko o babci. Na zmianę biegałam do szpitala, bo już zezwolili na krótkie odwiedziny i modliłam się, żeby doszła do siebie. Dopiero kiedy jej stan troszkę się poprawił, przypomniałam sobie, że nie powiadomiłam Natalii o tym, że jednak nie przyjedziemy.
Było mi trochę głupio, bo mówiłam, że może na nas liczyć w stu procentach, ale czułam się usprawiedliwiona. Przecież nie była to fanaberia w stylu „nie jadę, bo mi się nie chce”, tylko ważny powód. Pomyślałam więc, że jak już ochłonę nieco i pozbieram się po przeżyciach związanych z chorobą babci, to zadzwonię do Natalii, wytłumaczę się, przeproszę za nieobecność i oczywiście złożę życzenia szczęścia na nowej drodze życia. Byłam pewna, że zrozumie.
Zszokowana pokazałam list Pawłowi. Zdębiał
Zadzwoniłam kilka dni później. Natalia wysłuchała mnie spokojnie. Zapytała nawet o zdrowie babci, więc byłam pewna, że nie ma do nas pretensji. Ona jednak nagle zmieniła ton.
– Wszystko rozumiem, ale jak nie miałaś siły ze mną rozmawiać, to mogłaś chociaż wysłać krótką wiadomość. Albo poprosić męża, żeby to zrobił. To zajmuje tylko chwilę – w jej głosie słychać było zdenerwowanie.
– Wiem… Ale naprawdę nie miałam do tego głowy… Przykro mi… – westchnęłam.
– A wiesz, jak nam było przykro, kiedy zamiast stu pięćdziesięciu osób było na naszym weselu tylko osiemdziesięciu gości? – ryknęła.
– Słucham? – wykrztusiłam zaskoczona jej wybuchem.
– Tak! Prawie połowa wystawiła nas do wiatru. Mimo że wcześniej potwierdzili przybycie. Gdy patrzyłam na puste stoły na sali to mi się płakać chciało. To miał być najpiękniejszy dzień w moim życiu. W najczarniejszych snach sobie tego nie wyobrażałam…
– Rozumiem twoje rozżalenie i bardzo ci współczuję…
– Co mi po twoim współczuciu! Mam nadzieję, że zachowacie się przynajmniej honorowo i zapłacicie – wycedziła i się rozłączyła.
Nie zdążyłam nawet zapytać, o jaką zapłatę chodzi. Dwa dni później odebrałam z poczty list polecony od Natalii i Michała. Otworzyłam kopertę, przeczytałam i zdębiałam. Świeżo upieczeni małżonkowie domagali się od nas zwrotu 560 zł, czyli sumy, którą zapłacili za nas w ramach przyjęcia weselnego.
„Rozumiemy, że w waszym życiu mogło wydarzyć się coś niespodziewanego i mimo potwierdzenia, nie daliście rady przyjechać na nasz ślub. Ale nie mieszkamy przecież na Marsie. Są telefony, maile. Wystarczyło napisać kilka słów wytłumaczenia i byłoby po sprawie. Zrozumielibyśmy. Ale wy nas zlekceważyliście i zraniliście. A na dodatek naraziliście nas i naszych rodziców na koszty. Dlatego liczymy, że bez zbędnej zwłoki wpłacicie pieniądze na podane niżej konto” – przeczytałam.
Zszokowana pokazałam list Pawłowi. Zdębiał tak jak ja. Z niedowierzaniem patrzył to na kartkę, to na mnie. W końcu jednak stwierdził, że to pewnie tylko głupi żart, taka mała zemsta za to, że wystawiliśmy ich do wiatru. I że nie ma się czym przejmować. Zazdrościłam mu tego optymizmu, bo przez skórę czułam, że wcale nie jest tak pięknie. Pamiętałam, co powiedziała mi Natalia zanim rzuciła słuchawką.
Moje przeczucia okazały się, niestety, słuszne. Podzwoniłam trochę po rodzinie, popytałam. Okazało się, że takie listy dostali wszyscy, którzy mimo wcześniejszych zapewnień, że się stawią, nie pojawili się na weselu.
Dowiedziałam się także, że Michał i Natalia traktują swoje żądanie bardzo poważnie, a na dodatek popierają ich rodzice, którym także jest bardzo przykro, że ich dzieci nie miały takiej uroczystości o jakiej od dawna marzyły. Większość osób, która dostała „rachunki” jest oburzona i zarzeka się, że żadnego przelewu nie zrobi, niektórzy jednak deklarują, że zapłacą.
My z Pawłem chyba też przelejemy te pieniądze. Bo choć czuję się usprawiedliwiona, to jednak mogłam zadzwonić i uprzedzić lub choćby wysłać wiadomość…
Czytaj także:
„Urodziłam w wieku 16 lat. Rodzice chcieli oddać moje dziecko do adopcji, a mój chłopak został wysłany za granicę”
„Mąż zostawił mnie dla kochanki. Po 8 latach jego nowa żona zmarła, a on chciał do mnie wrócić, razem ze swoją córką”
„Zamieniono mi dziecko w szpitalu. Ja od początku czułam, że to nie jest moja córka. Matka to wie i już”