Siedziałem w kuchni, wpatrzony w kubek zimnej kawy. Monika często powtarzała, że nie lubi smutku. „Pogrzeby są przesadnie ponure” – mówiła, śmiejąc się, kiedy planowaliśmy przyszłość, tak daleką od myśli o śmierci. I teraz, kiedy jej już nie ma, gdy wszystko wydaje się puste, tamte słowa brzmią jak echo. Wtedy nie przypuszczałem, że będę musiał to rozważać na poważnie.
Nie chciałem, żeby jej ostatnie pożegnanie było zwyczajne. Kwiaty zawsze mi się wydawały takie oczywiste. Monika była pełna życia, a teraz te kwiaty miałyby to życie symbolizować? Nie mogłem tego znieść. Przypomniałem sobie nasze rozmowy i ten jeden raz, kiedy żartowała, że „wolałaby balony niż bukiety”. Czarne balony. Ulotne, lekkie, tak jak ona chciała. Tak jak ona sama była. Ale kiedy Helena zobaczyła je na pogrzebie, wiedziałem, że coś pękło.
Teściowa się wściekła
– Coś ty sobie wyobrażał, Tomasz?! – głos Heleny przerwał ciszę na cmentarzu, gdy wszyscy już zaczęli się rozchodzić. Stała przede mną, cała w gniewie, a jej oczy, pełne łez, paliły mnie jak gorące żelazo. – Zamiast kwiatów – balony?! Jak mogłeś?! To nie cyrk, to pogrzeb mojej córki!
Wiedziałem, że nie będzie tego rozumiała. Nie teraz. Nie w tej chwili, kiedy jej serce pękało tak samo jak moje. Ale nie potrafiłem milczeć.
– Monika nie chciała tradycyjnego pożegnania, to było dla niej ważne. Rozmawialiśmy o tym... – zacząłem mówić, próbując uspokoić drżący głos, ale Helena nie chciała słuchać.
– Balony?! Na pogrzebie mojej córki?! – jej głos przebił się przez resztki spokoju. – To nie jest czas na jakieś twoje fanaberie!
Patrzyłem, jak odwraca się ode mnie, płacząc, ale nie zrobiłem kroku, żeby za nią pójść. Zostałem tam, sam, pośród tych czarnych balonów, które unosiły się lekko w powietrzu, tak jak Monika by chciała. Tak myślałem... tak musiałem myśleć.
– To było dla niej... lepsze – powiedziałem do siebie, choć czułem, jakby te słowa traciły moc.
Chciałem jej wyjaśnić
Dzień po pogrzebie czułem w sercu niepokój. Nie mogłem przestać myśleć o Helenie. Jej twarz pełna gniewu, łzy i słowa, które uderzały jak ostrza. Wiedziałem, że nie mogę zostawić tego tak, bez wyjaśnienia. Postanowiłem do niej zadzwonić.
Telefon brzęczał przez długą chwilę, zanim wreszcie usłyszałem zimny, ledwo opanowany głos Heleny:
– Czego chcesz, Tomasz? – powiedziała, pomijając wszelkie powitania.
Jej ton był tak lodowaty, że poczułem ciarki na plecach.
– Helena, chciałbym porozmawiać. O wczorajszym... O pogrzebie. – Z każdym słowem czułem, że brnę w gęstą mgłę gniewu i niezrozumienia.
– O czym tu rozmawiać? – przerwała ostro. – Powinieneś uszanować naszą rodzinę, a nie robić z pożegnania przedstawienie. Monika zasługiwała na coś więcej niż... te balony.
Zacisnąłem zęby, starając się nie dać porwać emocjom. Wiedziałem, że to dla niej niewyobrażalny ból, ale mój ból nie był mniejszy. Chciałem, żeby zrozumiała, choć wiedziałem, jak trudno było to wyjaśnić komuś, kto cierpi na własny sposób.
– To nie było przedstawienie, Helena. Kwiaty by zwiędły... Monika zawsze mówiła, że pogrzeby są zbyt ponure. Te balony... one były symbolem, czymś, co przypominało mi o niej. O tym, co mówiła, co czuła.
Nie chciała mnie słuchać
Helena milczała przez chwilę, po czym wybuchła:
– Symbolem?! Dla kogo symbolem?! Dla ciebie? A co z nami, Tomasz? Co z jej matką, jej siostrą? Zniszczyłeś pożegnanie mojej córki, wszystko było nie tak! – jej głos załamał się, ale w tej chwili nie było w nim miejsca na wzruszenie. Był tylko gniew.
– Nie chciałem nikogo zranić – powiedziałem cicho, choć wiedziałem, że moje słowa odbijają się od jej muru. – Próbowałem zrobić to, co Monika by chciała.
– Może. Ale nie zrobiłeś tego, co my byśmy chcieli – jej słowa były ostateczne, jakby stawiała mur nie do przekroczenia.
Wiedziałem, że nie naprawię tego jednym telefonem. Zakończyłem rozmowę z poczuciem porażki, jakbym przegrał z samym sobą. Gniew Heleny nie ustawał, a we mnie narastało coraz większe poczucie winy. Tego wieczoru po raz pierwszy zacząłem wątpić w to, co zrobiłem.
Pogadałem ze szwagierką
Kilka dni po pogrzebie zadzwoniła Agata, siostra Moniki. Nie była tak emocjonalna jak Helena, ale czułem, że i ona ma swoje wątpliwości.
– Tomek, możemy się spotkać? Chciałabym pogadać o pogrzebie – zapytała, jej głos był spokojniejszy niż teściowej, ale wyczułem w nim napięcie.
Usiedliśmy w kawiarni. Agata patrzyła na mnie uważnie, jakby szukała odpowiedzi w moich oczach, zanim jeszcze coś powiedziałem.
– Mama jest wściekła – zaczęła, przerywając ciszę. – Ale nie ukrywam, że ja też byłam zaskoczona. Monika może nie chciała kwiatów, ale... te balony? To był dość odważny krok.
Zacisnąłem dłonie na filiżance kawy, próbując się uspokoić.
– Wiem, że to wyglądało dziwnie. Ale rozmawialiśmy o tym. Monika nie chciała smutnego pożegnania. Te balony... to miało być lekkie, jak jej dusza.
Agata westchnęła.
– Rozumiem, że chciałeś dobrze, Tomek. Ale... czasem to, czego my chcemy, nie zawsze jest tym, czego potrzebują inni – spojrzała na mnie łagodnie, ale czułem, że jej słowa trafiają w czuły punkt.
Siedziałem w milczeniu, zastanawiając się, czy faktycznie kierowałem się bardziej swoimi uczuciami niż tym, czego potrzebowali inni.
Gryzło mnie sumienie
Noc po rozmowie z Agatą była długa i bezsenna. Jej słowa krążyły w mojej głowie, odbijając się echem od ścian pustego mieszkania. Może faktycznie zbyt skupiłem się na sobie? Chciałem, żeby pożegnanie Moniki było wyjątkowe, ale teraz czułem, że skrzywdziłem jej bliskich. Może Helena miała rację, może zrobiłem coś, czego nigdy nie powinna była zobaczyć na pogrzebie córki.
Siedziałem w salonie, wpatrując się w ciemność, która zdawała się otaczać mnie z każdej strony. Obrazy z pogrzebu wracały do mnie w najmniej odpowiednich chwilach – czarne balony unoszące się nad trumną, spojrzenia ludzi, a przede wszystkim złość Heleny. Wydawało się, że wszyscy patrzyli na mnie z dezaprobatą, choć nikt nie powiedział tego wprost.
Następnego dnia postanowiłem odwiedzić Helenę. Czułem, że muszę spróbować wyjaśnić to, czego nie zdołałem powiedzieć na cmentarzu ani przez telefon. Nie mogłem już dłużej żyć z tym ciężarem, wiedząc, że relacja z teściową była w ruinie.
Przeprosiłem teściową
Stanąłem przed jej drzwiami, czując, jak serce bije mi szybciej z każdym krokiem. Gdy otworzyła, spojrzała na mnie zimno.
– Po co przyszedłeś, Tomasz? – spytała bez emocji, jakby wcale nie czekała na odpowiedź.
– Chcę porozmawiać – powiedziałem cicho. – Przepraszam, jeśli cię zraniłem. Ale chciałem, żeby pogrzeb Moniki... był wyjątkowy taki, jak chciała.
Helena patrzyła na mnie przez chwilę w milczeniu. W jej oczach nie było już gniewu, tylko zmęczenie.
– Zrobiłeś to dla siebie, Tomasz. Nie dla niej, ani dla nas – powiedziała, a jej słowa trafiły we mnie jak cios. – Nie chcę cię więcej widzieć.
Wiedziałem, że nie ma sensu się spierać. Stałem tam, czując, jak ciężar winy wisi nade mną jeszcze mocniej. Nie miałem odpowiedzi.
Czułem ogromny smutek
Po wizycie u Heleny wróciłem do domu, który wydawał się jeszcze bardziej pusty niż wcześniej. Jej słowa odbijały się w mojej głowie: „Zrobiłeś to dla siebie.” Czy rzeczywiście tak było? Czy starałem się uciec od własnego bólu, zamiast myśleć o tym, jak inni przeżywają żałobę?
Dni po pogrzebie zaczęły zlewać się w jedną nieprzeniknioną masę. Każdy zakątek domu przypominał mi o Monice, jej śmiechu, obecności, która teraz była tylko wspomnieniem. Patrzyłem na jej ulubioną książkę leżącą na stoliku, na naszą ostatnią wspólną fotografię. Była wszędzie, a jednocześnie jej nie było. Poczucie osamotnienia stawało się nie do zniesienia.
Agata próbowała utrzymać ze mną kontakt. Dzwoniła co kilka dni, czasem proponowała spotkania, ale ja zaczynałem się odsuwać. Nie potrafiłem już normalnie rozmawiać, jakby wszystko, co powiedziałem, było obciążone ciężarem winy. Agata mówiła o Helenie – że matka nie może się pogodzić z tym, co się stało, że pogrzeb nie przyniósł jej ukojenia. Wiem, że próbowała być pośrednikiem, ale ja już nie miałem siły na dalsze tłumaczenia.
Jednej nocy, siedząc przy oknie i wpatrując się w nocne niebo, zrozumiałem, jak bardzo byłem samotny w swoim smutku. Ludzie, których Monika kochała, odwrócili się ode mnie, a ja sam nie wiedziałem, jak do nich wrócić. Czarne balony, które miały być symbolem jej duszy, teraz przypominały mi tylko o tym, jak daleko jestem od zrozumienia reszty rodziny.
Może Helena miała rację – może zrobiłem to dla siebie. A teraz nie wiem, czy kiedykolwiek znajdę sposób, by naprawić to, co się rozpadło.
Tomasz, 34 lata
Czytaj także: „Koledzy mnie wyśmiewają, bo żona pracuje, a ja zmieniam pieluchy dziecku. Nie wstydzę się, że jestem tatusiem na etat”
„Żona miała wypadek w drodze do kochanka. Jestem głupi, że od pół roku waruję przy jej łóżku i czekam, aż się obudzi”
„Szef traktował mnie gorzej, bo jestem kobietą. Żeby dostać awans, nie tylko w biurze musiałam pokazać, co potrafię”