Byłyśmy cztery: ja, Lilka, Magda i Kaśka. Przyjaźniłyśmy się od przedszkola. Razem wchodziłyśmy w wiek dojrzewania i wspólnie przygotowywałyśmy się do matury. Tyle że świadectwo dojrzałości odebrały tylko trzy z nas. Kaśka utopiła się tuż przed ogłoszeniem wyników. Minęło osiem lat od momentu, w którym widziałam ją po raz ostatni… Doskonale pamiętam, jak zniknęła pod taflą wody.
To była nasza wina. Mogłam coś zrobić, jakoś zaprotestować, ale nie zrobiłam nic. Moje przyjaciółki też nie, choć doskonale wiedziałyśmy, że Kaśka nie umie pływać. Przecież to miał być tylko żart. Wymyślił go Michał.
– Mnie ojciec wrzucił do jeziora, żebym nauczył się pływać. Zadziałało – mądrzył się.
Chwycili ją we trzech. Krzyczała, ale nie zwracali na to uwagi
Bardzo szybko znalazła się w wodzie. Potem pod wodą. Minęło kilka minut, a nasza przyjaciółka nie wypływała. Michał zaczął ją nawoływać, bez skutku. Nikt z nas nie zanurkował. Po ciemku i tak byśmy jej nie znaleźli, prawda? Nasi koledzy nalegali, byśmy stamtąd uciekli. Spanikowali. Nie byli trzeźwi, my też nie. Nikogo nie wezwaliśmy na pomoc. Przestraszeni konsekwencjami durnego żartu po prostu uciekliśmy. Znaleźli ją po dwóch tygodniach i uznali, że to był nieszczęśliwy wypadek…
– Paulinko, halo, jesteś tam? Pytałam, czy przyjedziesz na naszą rocznicę?
Głos mamy wyrwał mnie z upiornych wspomnień. Jak co wieczór rozmawiałyśmy przez telefon. Moi rodzice obchodzili za tydzień perłowe gody i zależało im na obecności wszystkich dzieci.
– Postaram się – obiecałam.
Jednocześnie myślałam, jakby się tu wykręcić. Unikałam rodzinnych stron, bo przypominały mi o tamtej nocy. Wystarczyło mi, że ciągle, właściwie prawie co noc, widywałam w snach twarz Kaśki. Tuż po maturze wyjechałam na studia do odległego miasta, a potem uciekłam za granicę. Nie miałam żadnego kontaktu z dawnymi przyjaciółkami. Chciałam odciąć się od przeszłości.
– Świętujemy w sobotę, ale przyjedź już w środę – nalegała mama.
– Dlaczego tak wcześnie?
– W czwartek jest pogrzeb twojej dawnej koleżanki, Magdy. Przyjaźniłyście się…
Jak mogłabym zapomnieć! Magda, Lidka i Kaśka były niczym moje cienie. Zwłaszcza Kaśka…
– Magda? Jak to… Ona umarła? Co się stało? Jakiś wypadek?
– Chorowała na raka. Podobno leczyła się kilka lat, ale rodzina nic nikomu nie mówiła. Straszne! Taka młoda i już do ziemi, a ja wciąż was widzę, jak razem biegałyście po podwórku.
– Ja też to pamiętam.
Powiedziałam mamie, że muszę zapytać szefa o urlop. Udawałam ciężko zapracowaną, choć od kilku miesięcy byłam bezrobotna. Odłożyłam słuchawkę i zaczęłam się zastanawiać.
– Rany boskie, Magda umarła na raka – powtórzyłam na głos.
Z pozoru nie byłoby w tym nic dziwnego. Setki ludzi co dzień odchodzą z powodu nowotworów.
Ale czemu Magda? Nie miała nawet trzydziestki. To niesprawiedliwe
A jak umierają dzieci, to jest sprawiedliwe? A nastolatki? A to, jak umarła Kaśka, było w porządku? – zapytał jakiś niecierpliwy głos w mojej głowie. Znowu dopadły mnie wyrzuty sumienia. Myśli o śmierci Kaśki nie dawały mi spokoju, wracały jak bumerang.
Przypomniałam sobie, jak w pewną majową noc siedziałyśmy przy ognisku. Grałyśmy w „pytanie albo rozkaz”. Nie wiem, która z nas zapytała pozostałe, czego boimy się najbardziej, ale doskonale pamiętam odpowiedzi swoich przyjaciółek. Kaśka bała się wody, a Magda tego, że zachoruje na raka. Jej mama i babcia przegrały walkę z nowotworem piersi. To było logiczne, że właśnie tego się lękała. Obserwowała, jak cierpiały w trakcie choroby, jak modliły się o szybszy koniec męczarni.
Jestem bezpłodna, wiem, że nigdy nie założę rodziny
Kaśkę zabiła woda, a Magdę rak, czyli to, czego bały się najbardziej. A ja? Co ja wtedy odpowiedziałam? Usilnie próbowałam sobie przypomnieć. Lilka powiedziała, że niczego się nie boi, a ty? No dalej, czego, ponaglałam samą siebie w myślach.
– Samotności, powiedziałaś, że najbardziej boisz się samotności – szepnęłam.
Nie od razu skojarzyłam, bo było to niewygodne wspomnienie. Ale teraz byłam pewna. Wychowałam się w dużej rodzinie. Mam czwórkę rodzeństwa i masę kuzynów. W naszym domu zawsze było gwarno. A teraz byłam sama jak palec. Zbieg okoliczności czy mój świadomy wybór? Chyba jedno i drugie. Po rozwodzie mogłam wrócić do rodziców, ale nie chciałam. Z powodu Kaśki. Może pora rozliczyć się z przeszłością? Wybrałam numer do mamy i zadzwoniłam.
– Będę, szef dał mi wolne.
– Tak się cieszę, córeńko – zaćwierkała.
Tak naprawdę wizyta u rodziców stanowiła tylko pretekst.
Chciałam zobaczyć się z Lilką. Koniecznie musiałam z nią porozmawiać
Tylko wtedy będę wiedziała, czy ją też od tamtego dnia prześladuje pech. Czy ma wrażenie, że krąży nad nią fatum, jakiś zły cień, który oddziałuje na jej życie. Ja tak się właśnie czułam. Przez te lata nikomu o tym nie mówiłam, bo ludzie wzięliby mnie za wariatkę. Od dnia wypadku, czy też zabójstwa Kaśki – sama nie wiedziałam, jak mam o tym myśleć – w moim życiu pojawiały się głównie problemy. Nic mi się nie udawało.
Zawaliłam studia, a mąż odszedł do innej, bo ja nie mogłam mieć dzieci. Potem było tylko gorzej. Skuszona perspektywą lepszego zarobku, posłuchałam znajomej i pojechałam z nią do Anglii. Trafiłam do fabryki na taśmę produkcyjną. To była istna orka. Nie wyrabiałam norm i zostałam zwolniona. Kasa się skończyła, perspektyw brakowało, więc z podkulonym ogonem wróciłam do Polski.
Mieszkanie obok eks i jego nowej żony to koszmar
Obecnie, dzięki uprzejmości byłego męża, mieszkam w jego starej kawalerce. Filip nie był taki zły, jakby się mogło wydawać. Albo na tyle bezwstydny czy bezczelny, że przejmował się moim losem nawet po zdradzie i rozwodzie. W każdym razie tylko on wyciągnął do mnie pomocną dłoń, gdy zostałam bez niczego. Upokarzała mnie jego życzliwa łaska, raniła moją dumę, lecz nie miałam wyboru.
Pieniędzy z zasiłku i dorywczych robót nie starczyłoby mi nawet na wynajem szopy. Usilnie szukałam stałej pracy, żeby wreszcie się stamtąd wynieść – oglądanie mieszkających po sąsiedzku byłego męża z nową, ciężarną żoną było koszmarnym doświadczeniem, bolało jak diabli.
No więc kilka dni później zebrałam się na odwagę i wsiadłam w pociąg. Przed wyjazdem oddałam Filipowi klucze.
– Nie będą mi już potrzebne – stwierdziłam.
– Znalazłaś coś? – zainteresował się.
– Nie, wracam na jakiś czas do rodziców, muszę wszystko przemyśleć. Uznałam, że tak będzie najlepiej.
Zapierałam się rękami i nogami przed tym powrotem, ale kiedyś musiałam się zmierzyć z przeszłością. Nie mogłam ciągle chować głowy w piasek. Poza tym nie chciałam dłużej widywać Filipa. Nadal go kochałam i z trudem patrzyłam na jego szczęście.
– Jesteś pewna? Nie chciałaś tam wracać.
– I nadal nie chcę. Nie mam wyjścia.
– Ale Hania nie ma nic przeciwko temu, żebyś tu mieszkała. Poza tym na razie nie musimy tej klitki wynajmować…
– Podziękuj jej za tę szczodrość – przerwałam mu z ironią.
Jaka dobra! Odebrała mi męża, a teraz zgrywa gościnną. W pociągu miałam dużo czasu na myślenie i scena pożegnania z Filipem ciągle stawała mi przed oczami. Wiedziałam, że to definitywny koniec, że choćby nie wiem co, to więcej z własnej woli go nie spotkam. Było mi smutno. Bardzo smutno.
Przymknęłam oczy i próbowałam zasnąć. W końcu mi się udało. I śniłam o Kaśce…
Mój życiowy pech to nie może być przypadek
Była noc, jak wtedy nad jeziorem. Kaśka brodziła w białej koszuli po płytkiej wodzie. Z głowy leciała jej krew. Jej ciało już się rozkładało, czułam jego odór. W pewnej chwili Kaśka odwróciła się do mnie i powiedziała:
– Masz za swoje.
Obudziłam się zlana potem. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzałam za okno. Cholera, zaraz będzie moja stacja – pomyślałam i złapałam torbę. Na peronie czekały już na mnie stęskniona mama i jedna z sióstr.
– Nareszcie! – mama mnie uścisnęła. – Zmizerniałaś, córeńko, schudłaś…
– Po prostu zdrowo się odżywiam.
Mama z siostrą wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Od czasu mojego rozwodu obchodziły się ze mną jak z jajkiem. A przecież nie znały całej prawdy. Nie powiedziałam im, że obecnie jestem bezrobotna i że mieszkałam w starym mieszkaniu Filipa. Nie wiedziały także, że mojemu byłemu za kilka miesięcy urodzi się dziecko.
– Tak się cieszę, że będziemy wszyscy razem – trajkotała mama.
Wsiadłyśmy do samochodu i przez chwilę rozmawiałyśmy o przygotowaniach do przyjęcia rocznicowego.
– Wszystko gotowe, lokal już wynajęty, żarcie zamówione. Szkoda tylko, że na kilka dni przed imprezą wypadł nam ten pogrzeb… – mama zmarkotniała.
– Przecież nie musimy iść – zauważyła przytomnie moja siostra.
– Trzeba się pojawić – upierała się mama. – Znałyśmy Madzię od pieluch. Zawsze się bawiły z Paulinką. Były jak papużki nierozłączki. Jeszcze takie dwie się z wami trzymały, prawda? Lilka i ta, co się utopiła…
– To było dawno temu – ucięłam.
– Dawno czy nie, dwie z was są już na tamtym świecie… – mruknęła Ula.
Posłałam siostrze ostrzegawcze spojrzenie. Tylko ona znała moją tajemnicę, jej jednej wyznałam, co się wydarzyło tamtej nocy. Potem żałowałam swojej szczerości. Widziałam, jak męczy ją ciężar tego sekretu. Milczała, bo chciała mnie ochronić. Gdyby wyznała komuś, co wie, z pewnością wcześniej czy później w sprawę wmieszałaby się policja. Mogłabym skończyć z wyrokiem na koncie.
Czy przekonalibyśmy kogoś, że to był wypadek? Żart, który wymknął się spod kontroli?
Może tak, może nie. W każdym razie żyłabym z piętnem.
– Po co tak naprawdę wróciłaś? – zapytała mnie Ula, kiedy dotarłyśmy do domu. Byłyśmy same, w naszym dawnym dziecięcym pokoju, Ula nalała nam nalewki.
– Przyjechałam na rocznicę rodziców, tak samo jak ty – oznajmiłam.
– Nie kłam, od lat omijasz tę okolicę z daleka. Rozmawiałam z Filipem. Wiem wszystko. Dlaczego nam nie powiedziałaś, że nie masz pracy i mieszkasz u niego?
– Zamknij się! Mam nadzieję, że nie wypaplałaś nic rodzicom. Nie chcę ich denerwować.
– Nic nikomu nie mówiłam. Zapomniałaś? Jestem dobra w niewyjawianiu sekretów – rzuciła z przekąsem.
– Przepraszam, nie chciałam być wredna. Po prostu sobie nie radzę.
I opowiedziałam Ulce o wszystkim. Wyznałam, że odkąd wyprowadziłam się z domu, nigdy nie byłam szczęśliwa.
– Od początku nie szło mi na studiach, a z Filipem też zawsze były jakieś problemy. Nawet w narzeczeństwie oglądał się za innymi. Do tego ta porażka z moją pracą. Nic mi nie wychodzi, nic, mówię ci…
Ula mocno mnie przytuliła. Popłakałam sobie trochę, a potem wyznałam to, co było najgorsze.
– Nie umiem tego wytłumaczyć, ale ciągle czuję czyjąś obecność i jakąś potworną wściekłość skierowaną w moją stronę. Nie wiem, czy to zła energia, jakieś fatum, klątwa, a może pech. Chciałabym, żeby to był po prostu pech… Ale raczej nie mam tyle szczęścia. W tamtą noc grałyśmy z dziewczynami w „prawda czy rozkaz”. Każda z nas powiedziała, czego się boi najbardziej, a teraz… teraz zabijają nas nasze najgorsze lęki. Wiem, wiem, jak to brzmi, ale Kaśka tam była! Słyszała, czego się boimy. I teraz nas karze, korzystając z tej wiedzy. Nie odeszła w pokoju i nie zamierza odejść, dopóki się nie zemści.
– Paula, nie bądź śmieszna, błagam cię! Zmarli nie mogą się mścić. To wszystko przez wyrzuty sumienia. Ta historia odbiła się na całej waszej paczce.
Ula opowiedziała mi, co się stało z moimi dawnymi kolegami. Michał – ten, który wpadł na pomysł wrzucenia Kaśki do wody – odsiadywał wyrok za pobicie kogoś ze skutkiem śmiertelnym. Janek leczył się w szpitalu psychiatrycznym; zdiagnozowano u niego ostrą schizofrenię. A Grzesiek zaczął zażywać narkotyki; mieszka w jakiejś melinie i regularnie ćpa.
– Niemożliwe… – wyszeptałam.
Tak dobrze się zapowiadali! Janek był synem szanowanego lekarza, Michał miał być sportowcem, a Grzesiek uczył się najlepiej w całej klasie. Ale… to wszystko tylko potwierdzało moją tezę!
– Widzisz, nikomu z nas się nie ułożyło. Nie dziwi cię to? – zadałam siostrze pytanie.
– Nie, po prostu tak w życiu bywa. Załamali się, nie udźwignęli poczucia winy.
Ulka była zbyt racjonalna. Nigdy nie uwierzy, że jakaś tajemna siła może kierować naszym losem, wpływać na nasze przeznaczenie. A ja nabierałam coraz większej pewności, że tak właśnie było. By upewnić się do reszty, musiałam porozmawiać z Lilką. Ona również wyniosła się stąd tuż po maturze.
Miałam nadzieję, że zobaczę się z nią na pogrzebie Magdy
Nazajutrz stałam przed kaplicą wśród innych żałobników. Nie zamierzałam oglądać ciała Magdy. Chciałam ją zapamiętać jako piękną, uśmiechniętą dziewczynę. Rak z pewnością tak ją wyniszczył, że nie poznałabym dawnej przyjaciółki. Serce mocniej mi zabiło, gdy w tłumie zobaczyłam Lilkę. Jednak przyjechała. Musiałam przyznać, że prezentowała się rewelacyjnie. Wyglądało na to, że dobrze jej się powodzi.
Pomachałam do niej, a ona lekko skinęła mi głową. I tyle. Przez całą ceremonię starałam się trzymać blisko niej. Musiałam z nią porozmawiać, czy tego chciała, czy nie.
– Lila, kopę lat, chodźmy gdzieś na kawę, pogadajmy – zaproponowałam, gdy smutna uroczystość dobiegła końca.
– Sorry, Paula, ale nie bardzo mam czas. Muszę wracać do domu. Wiesz, mąż i dzieci czekają – wykręcała się.
– Daj spokój, nie widziałyśmy się osiem lat. Chyba możesz mi poświęcić pół godziny, co?
– No dobrze – zgodziła się niechętnie.
Poszłyśmy do pobliskiej kawiarni. Usiadłyśmy, zamówiłyśmy i przy stoliku zapadła cisza. Żadna z nas nie wiedziała, co powiedzieć.
– Przyjechałaś… – zaczęłam pierwsza.
– Ty też. Słyszałam, że wyjechałaś jak ja.
– Tak, zaraz po tamtym…
– Nie wiem, o czym mówisz – przerwała mi, nerwowym gestem poprawiając idealną fryzurę. – Wyjechałam po prostu na studia i tyle.
– Ja też, ale ich nie skończyłam. Jestem bezrobotną rozwódką, i wiem już, że nigdy nie będę miała rodziny. A wiesz dlaczego? Bo jestem bezpłodna. Nie mogę mieć dzieci! Śmieszne, co? Zawsze jak się bawiłyśmy lalkami, to ja miałam najwięcej córek.
Lilka wyglądała na zszokowaną. Wyraźnie nie wiedziała, jak zareagować. Nie spodziewała się po mnie tak szczerego wyznania.
– Przykro mi, naprawdę – bąknęła wreszcie. – Ja… ja nie mogę narzekać, mam dwójkę dzieci i… dobrego męża. – przy słowie „dobrego” jej głos zadrżał.
– Czyżby?
Wiedziałam, że kłamie. Znałam ją jak własną kieszeń. Pewne rzeczy się nie zmieniają, na przykład mimika twarzy. Ona też nie była szczęśliwa. Dałabym sobie za to rękę uciąć.
– No dobra, Marek nie jest idealny. Zdarza mu się wypić – przyznała.
A więc mąż Lilki miał problem z alkoholem. Jej ojciec też pił, a potem bił jej mamę. Doskonale to pamiętałam.
– Bije cię? – spytałam wprost.
Lilka zaprzeczyła ruchem głowy, ale po chwili zupełnie się rozkleiła. Podparła głowę dłońmi, włosy opadły jej na twarz…
– Tak, bije mnie! A ja nawet nie mam z kim o tym porozmawiać. Chcę się rozwieść. Prześladuje mnie jakiś cholerny pech! To chciałaś usłyszeć? – szeptała rozpaczliwie.
Nieśmiało wspomniałam o Kaśce i o tamtej nocy. Lilka nie chciała tego słuchać
Złapała płaszcz i wybiegła na zewnątrz. Wyszłam za nią. Dogoniłam ją w pobliskim parku. Pustym o tej porze dnia i roku.
– Nie uciekniemy od przeszłości, ani ty, ani ja. Dobrze wiesz, dlaczego nie możemy być szczęśliwe. To nasza kara.
Lilka wybuchnęła płaczem. Pomiędzy spazmami opowiedziała mi o swoich kłopotach, o mężu alkoholiku i hazardziście, o ich domu wystawionym na licytacji komorniczej.
– Ale najgorsze jest to, że teściowa chce mi odebrać dzieci. Według niej jestem złą matką i żoną, bo to niby ja wpędziłam jej syna w nałogi. Ostatnio moja czteroletnia córka powiedziała mi, że woli mieszkać z babcią.
Podeszłam do Lilki i objęłam ją. Rozhisteryzowana, trzęsła się w moich ramionach.
– Też nie skończyłam studiów, bo zaszłam w ciążę – płakała. – Poświęciłam się rodzinie, a oni mnie teraz odpychają i za wszystko winią. To niesprawiedliwe.
Kiedy Lilka trochę się uspokoiła, przedstawiłam jej swoją teorię. Od dnia śmierci Kaśki prześladuje nas zła energia. Możemy stawać na głowie, a i tak nie będziemy szczęśliwe. Taka karma. Spytałam też Lilkę, czy powiedziała Kaśce, czego się boi.
– Wtedy przy ognisku was okłamałam – usłyszałam. – Powiedziałam, że niczego się nie boję, ale to nieprawda. Kaśka to wyczuła i gdy zostałyśmy same, naciskała, żebym się przyznała. Więc zdradziłam jej mój największy strach. Nie chciałam podzielić losu mojej matki. Nie chciałam, żeby ktoś tak mną pomiatał, żeby mnie bił, jak ojciec… A więc to tak…
Już byłam pewna. To nie mógł być zbieg okoliczności! Nie wiem, jakim cudem, ale Kaśka nas karała zza grobu. Zemściła się na nas wszystkich za to, że pewnej letniej nocy pozwoliliśmy jej umrzeć. Nawet nie próbowaliśmy jej ratować. Lilka przyznała, że ją również prześladują ją koszmarne sny. Była nawet u jasnowidza.
– Ponoć otacza mnie bardzo zła aura. Ciemna, gniewna moc, która nie zazna spokoju, dopóki całkiem mnie nie zniszczy. Nie wierzyłam, nie chciałam wierzyć, ale chyba miał rację. Co gorsza, nic nie możemy zrobić…
– Możemy!
Pociągnęłam Lilkę za rękaw. Wróciłyśmy na cmentarz i odnalazłyśmy grób Kaśki. Obie błagałyśmy ją na kolanach o wybaczenie. Czułam, że tego potrzebowała jej dusza. Szczerej skruchy. Pokory. Przyznania się do błędu i winy. Żadna z nas nigdy nie powiedziała przy jej grobie słowa przepraszam. Tak z głębi serca. Teraz to zrobiłyśmy. Miejmy nadzieję, że to coś da, że ułagodzi nękające nas widmo…
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Nie bawi mnie bycie babcią. Nie dla mnie niańczenie 4-latki
Mój 13-letni syn ma konto na portalu erotycznym
Gdy mój mąż umierał, odkryłam że ma romans