„Na miesiąc przed ślubem musiałam wszystko odwoływać. Wszystko przez to, że… pojechaliśmy w podróż przedślubną”

kobieta która musiała odwołać ślub fot. Adobe Stock
Wszyscy mówili, że podróż przedślubna przyniesie nam pecha. Pecha to bym dopiero miała, gdyby nasz ślub się odbył. Na szczęście w porę otworzyłam oczy… Co z tego, że na miesiąc przed zaplanowaną datą? W tym przypadku chyba lepiej późno niż wcale.
/ 15.04.2021 16:17
kobieta która musiała odwołać ślub fot. Adobe Stock

Słowo daję, to będzie podróż moich marzeń! – zachwycałam się, przeglądając kolorowe foldery.
Nasz ślub zaplanowaliśmy na koniec sierpnia. Zaraz po przyjęciu chcieliśmy wyjechać na miesiąc miodowy, ale Adam, mój przyszły mąż, mógł wziąć dłuższy urlop tylko w lipcu, więc odwróciliśmy kolejność. Zamiast podróży poślubnej – miała być przedślubna. Nawet spodobał mi się ten pomysł, bo wrócilibyśmy pięknie opaleni.
– Oszalałaś! – zdziwiła się Aśka, moja koleżanka. – Tak nie wypada. Nie wyprzedza się uroczystości. Jeszcze ta wyprawa przyniesie ci pecha.
– Tak wyszło. A w zabobony nie wierzę! – zapewniłam koleżankę, śmiejąc się z jej obiekcji. – Szef Adama to palant i tyle. Dwa tygodnie temu olśniło go, że w sierpniu mój luby musi być
w firmie i postawił nas pod ścianą, chociaż dobrze wiedział, że mamy wesele i planujemy wyjazd. W ostatniej chwili udało nam się przełożyć termin podróży. A mój Adaś zaprosił tego dupka na przyjęcie. Wyobrażasz to sobie?!

Każdy miał dla nas jakąś irytującą dobrą radę

– To przełóżcie podróż na wrzesień – radziła niezrażona Asia.
– No coś ty, przecież wtedy mam już szkolę – stwierdziłam rzeczowo. – Zapomniałaś, że jestem nauczycielką?
– No tak. Jesteś uziemiona.
Moim rodzicom również nasz pomysł się nie podobał, ale w końcu przestali zrzędzić. Spokojnie mogliśmy więc zacząć przygotowania do wyjazdu.
Skompletowaliśmy ciuchy, spakowaliśmy bagaże i za kilka dni mieliśmy wyruszyć nowym autem na południe Włoch. Moja mama nie byłaby sobą, gdyby nie wtrąciła swoich trzech groszy.
– Musicie jechać samochodem? – gderała. – Wakacje, ruch na drogach, to męczące dla kierowcy. Boję się o was. Nie lepiej byłoby wyruszyć autokarem albo polecieć samolotem?
– Mamo, autokarem w żadnym wypadku – protestowałam. – Patrz na te bagaże. I co, mamy to wszystko targać w rękach? A na samolot nas nie stać. Adam jest dobrym kierowcą, na pewno nic nam się nie przydarzy – uspokajałam  moją zestresowaną rodzicielkę.

Tego samego dnia Adam wpadł do mnie, od progu miotając przekleństwa.
– Szlag by to trafił! Zaraz mnie chyba krew zaleje! – pomstował. – Po cholerę tak się spieszyłem? Taka strata!
Był wzburzony jak nigdy, co mnie zdumiało, bo do tej pory miałam go za uosobienie spokoju.
– Kochanie, co się stało? – zarzuciłam mu ręce na szyję, chcąc ostudzić jego złość.
– Jolu, chyba nici z naszej podróży! Rozbiłem samochód… Nowe auto, a już wrak! Gdybym tak się nie spieszył do ciebie… – jęknął.
– I co teraz zrobimy? – załamałam ręce. – Wczasy zapłacone… Boże, co za pech! Ale może da się to auto jakoś naprawić? Znasz dobrego mechanika?

Na to Adam jeszcze bardziej się zdenerwował i czerwony z emocji, krzyknął:
Nawet nie spytasz, czy ze mną wszystko w porządku?! Tylko żal ci samochodu i straconych wakacji?!
I zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, wybiegł z domu.
No nie! Zostawił mnie samą i gdzieś sobie zniknął

Usiadłam i się rozpłakałam. Tyle planów, tyle zachodu z zakupami, opłacony pobyt, a tu klapa na całej linii! Byłam zdruzgotana. I do tego zła na Adama, że w takiej chwili rozbił auto. Gdyby to się stało kilka dni wcześniej, może udałoby się zabukować bilety na autokar, ale teraz nie było na to szansy.
Na domiar złego mama, gdy się tylko dowiedziała o kraksie Adama, dołożyła swoje trzy grosze:
– A widzisz? Mówiłaś, że taki z niego dobry kierowca, a miał stłuczkę już na starcie. A gdyby to się stało w drodze? Kto by wam pomógł? Strach pomyśleć! Żal mi go, bo rozbity samochód to katastrofa. Chociaż z drugiej strony się cieszę, bo przynajmniej nie będę o was drżeć. Pojedziecie autokarem, tak jak chciałam. Nie ma tego złego, co by na dobre wyszło – zakończyła filozoficznie.
– Mamo! Jak możesz?! – wkurzyłam się. – O jakim ty mówisz autokarze? Przecież sezon w pełni i na pewno nie ma już żadnych biletów!
– Panikujesz – podeszła do komputera. – Zaraz ci udowodnię, że są.

Wściekła odsunęłam ją od mojego laptopa i zaczęłam szukać sama. Po kilku minutach znalazłam wolne miejsca, ale dopiero za tydzień.
– I bardzo dobrze! – matka klasnęła w dłonie. – Teraz zamów bilety, zgłoś do biura, gdzie zamawialiście wczasy, że się spóźnicie, i po sprawie.
Po zamówieniu biletów i dokonaniu przelewu trochę się uspokoiłam. Z dobrą wiadomością czekałam na Adama. Próbowałam się do niego dodzwonić. Nie odbierał. Uznałam , że się na mnie obraził. „Ale skoro przyszedł na własnych nogach, to pewnie nic mu się nie stało” – usprawiedliwiłam się sama przed sobą.
Wrócił markotny wieczorem. Rodzice zaczęli go wypytywać o wypadek i jak się czuje. Opowiadał lakonicznie, a na koniec roześmiał się gorzko:
– Pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł! Co tu kryć, to była moja wina. Na szczęście nikt nie ucierpiał. Samochód da się wyklepać, tylko nie od razu. Jest już w serwisie, będzie gotowy za tydzień.
– Adasiu, w sumie dobrze się składa – włączyła się mama. – Naprawią ci auto, a wy w tym czasie będziecie wypoczywać. Pojedziecie w tę swoją podróż autokarem, Jola kupiła już bilety. To ja jej tak doradziłam – podkreśliła z dumą.

Byłam pewna, że Adam się ucieszy, podziękuje mi za operatywność, za to, że znalazłam wyjście, tymczasem on…
Jolu, jak mogłaś sama o tym decydować?! – oburzył się. – Powinnaś poczekać na mnie! Nie pomyślałaś, że mogę mieć problemy ze zdrowiem po wypadku?! Nawet mnie o to nie zapytałaś…
Zrobiło mi się głupio, bo miał rację. Tak się cieszyłam na tę podróż, że nie myślałam o niczym innym… Nigdy wcześniej nie byłam za granicą. Z drugiej strony, czemu on nie doceni moich wysiłków?!
– To znaczy, że nie jesteś zadowolony z mojego pomysłu? – zapytałam spokojnie, chociaż czułam, że ciśnienie zaczyna mi się lekko podnosić. Adam smętnie wbił wzrok w podłogę i milczał przez dłuższą chwilę.

– Pewnie, bo dla ciebie liczy się tylko twoje auto! – prychnęłam w końcu z goryczą i rozżalona i ruszyłam do swojego pokoju.
Na te słowa poderwał się z krzesła.
– A ty?!  – uniósł się. – Ty jesteś egoistką! Myślisz tylko o sobie. Rozbiłem samochód, dostałem mandat, punkty karne, potworny stres, to jeszcze mało?
– Oj, dzieci, dzieci, dajcie spokój – wtrącił się ojciec. – Adam jest cały i zdrowy, auto się naprawia, bilety załatwione. Jak to się mówi, szczęście w nieszczęściu. Dobrze, że tylko tak się skończyło. Zamiast się spierać, powinniście się cieszyć wspólnym wyjazdem.
– Taaa, cieszyć się – mruknął Adam.
–  Wszystkiego mi się odechciało. Chętnie bym został w domu.
– To co, może już nie chcesz jechać?! – naskoczyłam na niego.
W tej samej chwili mama wkroczyła do pokoju z tacą ciasta z owocami.
– Wiecie co, kochani? Zjecie coś pysznego, to wam się od razu humor poprawi.
I pociągnęła ojca za rękaw:
– Na nas już czas. Jolu, zróbcie sobie kawy, a my idziemy do cioci. Jak wrócimy, macie być pogodzeni.
I pogroziła nam palcem.

Boże, za chwilę wesele, a my się nienawidzimy

Rodzice wyszli, a ja zrobiłam kawę, nałożyłam Adamowi na talerzyk kawałek ciasta i usiadłam obok niego. Nadąsani,
w milczeniu skubaliśmy słodkości mamy. Atmosfera była ciężka jak ołów. Wreszcie nie wytrzymałam:
– Powiesz mi, co zamierzasz? Chcesz jechać ze mną na te wakacje czy nie?
Adam popatrzył na mnie z miną, jakby nie miał odwagi powiedzieć prawdy.
– Nie wiem.
To mnie naprawdę rozwścieczyło. Znamy się ponad rok i zawsze potrafiliśmy się dogadać, a tu nagle on nie wie!
Jak się dowiesz – nieco podniosłam głos – to daj mi znać!
I ruszyłam prosto do swojego pokoju. Niech sobie nie myśli, że mu tak łatwo odpuszczę!
Byłam pewna, że Adam pójdzie za mną, przytuli i spokojnie porozmawiamy. Jednak czekałam na próżno. Po chwili usłyszałam jego kroki w przedpokoju i trzaśnięcie drzwi.

„Nawet się nie przyszedł pożegnać! Co za dupek! – po raz pierwszy pomyślałam o nim tak brzydko.
Wrócił po niecałej godzinie. Był znowu uśmiechnięty i na mój widok rozłożył szeroko ramiona.
– Jolu, a czemu ty taka smutna?
– A ty co taki wesolutki, jakbyś wygrał w lotto? – odparowałam. – Ukochane autko już wyklepane? Wyszedłeś bez słowa, bardzo ładnie, całkiem mnie olałeś…
Tak naprawdę ucieszyłam się, że wrócił, na dodatek w dobrym humorze, co oznaczało, że pojedziemy. Tylko nie mogłam tak łatwo dać się udobruchać.
– Jola, co ty mówisz?! – zaperzył się. – Musimy przecież obgadać wyjazd. To znaczy, mam inny pomysł…
– Adam, nie wkurzaj mnie – syknęłam. – Zamiast rozmawiać, wybiegasz bez słowa, a potem masz jakieś swoje plany. Za kogo ty się uważasz? Dotknęło cię, że to ja załatwiłam autokar? Uraziłam twoją męską dumę, tak?!
– Jolu, nie denerwuj się… To nie tak… – próbował się tłumaczyć.
Coś mi mówiło, że zaplanował odwołanie podróży, a do tego za żadne skarby nie mogłam dopuścić.
– Jolka! – Adam podniósł głos. – Wybiegłem, bo wpadłem na pomysł, żeby pożyczyć samochód od brata. Chciałem ci zrobić niespodziankę. Udało się, zawiozłem już auto brata do przeglądu
i jutro je odbiorę. Co ty na to?
– Ale niespodzianka – warknęłam.
– Bilety na autokar zapłacone...
– Och, to nie problem! – roześmiał się. – Anulujemy i chyba zwrócą ci forsę, a my możemy jechać tak, jak chcieliśmy.

Cóż miałam powiedzieć, skoro zadbał o wszystko? Ucieszyłam się, tylko szkoda mi było tych kilkuset złotych za bilety, bo nie wierzyłam, że odzyskam pieniądze, a przynajmniej nie w całości.  Szczęśliwie, Adam dogadał się z przewoźnikiem. Straciłam tylko dwadzieścia procent zapłaconej kwoty.

Ja chciałam zwiedzać, on – leżeć plackiem na plaży

Kilka dni później ruszyliśmy w podróż żegnani przez rodzinę, która naszpikowała nas dobrymi radami i przestrogami. Całą drogę było fajnie, zero nieporozumień. Jednak gdy dotarliśmy na miejsce, zaczęło między nami dochodzić do zgrzytów. Co się dziwić: wcześniej widywaliśmy się na randkach, w domu, na spacerach; wydawało mi się, że jesteśmy jak te dwie połówki jabłka. Tymczasem tutaj po raz pierwszy byliśmy ze sobą
24 godziny na dobę
. Z każdym dniem coraz lepiej poznawaliśmy swoje nawyki i cechy charakteru, o których dotychczas nawzajem nie mieliśmy pojęcia.

Ja paliłam się do zwiedzania. Adam wolał wylegiwać się na plaży lub w hotelowym pokoju albo przerzucać kanały w naszym telewizorze w poszukiwaniu informacji sportowych.
– Obiecałeś mi wycieczkę do Rzymu. Albo do Florencji – przypominałam mu. – I co? Mija tydzień, a my ciągle tkwimy na tej plaży jak skazańcy. Mamy przecież samochód, możemy jechać dokąd chcemy. Zobaczyć trochę Włoch.
– Skarbie, aleś ty marudna! Jeszcze zdążymy – wykręcał się Adam. – Jest piękna pogoda, to lepiej odpoczywać, niż się włóczyć po miastach w taki upał.
Z tym jego odpoczynkiem też było różnie. Ja wstawałam raniutko, żeby wyskoczyć na plażę, zanim się zaludni. Chciałam w spokoju popływać i się poopalać. W tym czasie mój ukochany przewracał się w łóżku na drugi bok.

Ja rozsmakowałam się w serwowanych nam włoskich potrawach; Adam narzekał, że nie ma schabowego i kiszonych ogórków. Jedyne, co mu smakowało, to miejscowe wina i owoce. Widziałam, że nie jest zadowolony z pobytu. Był podenerwowany i codziennie wydzwaniał do swojego ojca lub kolegów, pytając
o samochód i sprawy w firmie.
Któregoś dnia nie wytrzymałam i wygarnęłam mu prosto z mostu:
– Gdybym wiedziała, że tak będzie wyglądał nasz pobyt, to nigdzie bym się nie ruszyła. Adam, ty masz dopiero trzydzieści lat, a zachowujesz się jak stetryczały emeryt! Nie znałam cię z tej strony. Szkoda było forsy na to wszystko!
– To ty chciałaś jechać! – odparował.
– Uparłaś się na tę podróż, to nie narzekaj, tylko się ciesz, że cię zabrałem. Tobie nigdy nie można dogodzić – zakończył jadowitym tonem.

Wyszłam z pokoju bez słowa, bo czułam, że za chwilę wybuchnę.
Dni mijały, a ja niczego nie zwiedziłam. Zamiast cieszyć się piękną Italią, bez przerwy użerałam się z Adamem, wysłuchując jego pretensji. Szczerze mi się odechciało wszystkiego.
Próbowałam tłumaczyć go przed sobą, jednak nie znajdowałam żadnego usprawiedliwienia. Nagle zobaczyłam innego Adama… Takiego, jakim był na co dzień.
I wcale mi to nie odpowiadało. Nawet nasze noce nie były już takie szalone.

Milczeliśmy, jakbyśmy wiedzieli, co nas czeka

Po trzech tygodniach zachowywaliśmy się jak znudzone sobą małżeństwo. „Boże, za tydzień nasz ślub – przemknęła mi przez głowę myśl – Czy tak będzie wyglądać nasze życie?”.
Do kraju wracaliśmy w milczeniu, a we mnie dojrzewała decyzja o przełożeniu ceremonii, a może nawet jej odwołaniu. Zbyt dużo różnic zauważyłam, żeby pisać się na ten związek. Wiedziałam, że nasze rodziny przeżyją szok, lecz to nie było ich życie, tylko moje.
Dwa dni po powrocie rozstaliśmy się.
– Spodziewałem się tego – oznajmił  mi Adam. – Dobrze, że pojechaliśmy w tę podróż. Przynajmniej nie mamy co do siebie złudzeń.
Aśka się pomyliła. Podróż przedślubna nie przyniosła mi pecha, tylko otworzyła mi oczy i uratowała od poważnego błędu.

Więcej prawdziwych historii:
„Niezbyt podoba mi się mój zięć. Jest brzydki, niski, biedny… Moja Aneczka zasługuje na kogoś lepszego”
„Kochałam go, dopóki mieszkał daleko. Gdy wrócił z zagranicy, zaczęłam mieć go dość”
„Po śmierci męża odechciało mi się żyć. Bo i po co, skoro mnie zaraz czekało to samo?”

Redakcja poleca

REKLAMA