Nigdy nie narzekałam na swoje życie. W domu, z mamą, dobrze mi się układało, byłam wzorową uczennicą i raczej nie sprawiałam problemów. Pewnie w dużej mierze dlatego, że nie interesowało mnie imprezowanie i bieganie po dyskotekach. Nie myślałam też o żadnych poważniejszych związkach, na które moje koleżanki liczyły już w czasach liceum. Ja uważałam, że mam na to jeszcze czas. Sporo czasu.
Mój ojciec umarł jeszcze przed moimi narodzinami. Nie miałam okazji go poznać, ale mama często opowiadała o nim, o tym, jaki był i co robili razem. Wiedziałam, co lubił, jakie miejsca odwiedzał i co go bawiło. Czasem żal mi było, że nie mieliśmy dla siebie w ogóle czasu. Zastanawiałam się, jakby to było, gdyby niespodziewanie nie dostał zawału. Czy byłabym jego ukochaną córeczką? Czy, podobnie jak mama, byłby ze mnie dumny?
– Na pewno by był – uspokajała mnie mama. – Jesteś najlepszym, co mogło się nam przytrafić.
W sumie nie miałam wtedy powodów, by jej nie wierzyć. Jako że mama nie związała się później z żadnym facetem, nie miałam żadnego rodzeństwa, także przyrodniego, ale za to miałam dobry kontakt z jej siostrą, ciocią Leną. Właściwie byłyśmy ze sobą na „ty” – ona podobno czuła się staro, gdy mówiłam do niej „ciociu”.
Nie miałam więc powodów, by czuć się nieszczęśliwa. Przecież żyłam otoczona miłością i wszystko było dla mnie jasne. Tak przynajmniej wtedy myślałam.
Mama nagle zachorowała
To było jak grom z jasnego nieba. Odwiedziłam mamę dwa miesiące po tym, jak sama wyprowadziłam się do własnego mieszkania. Dopiero co skończyłam studia dziennikarskie, od pół roku pracowałam w miejscowym magazynie sportowym, a ona cieszyła się, że tak sprawnie się usamodzielniłam. Nie wyglądała dobrze. Zbladła, schudła, poruszała się po domu wolno i chwiejnie. Nie widziałam jej dłuższy czas i jej widok był dla mnie prawdziwym szokiem.
– Co się dzieje? – zapytałam natychmiast, mocno zaniepokojona.
– Jestem chora – powiedziała cicho. Mimo wszystko wiedziałam, że za tymi dwoma słowami kryje się coś jeszcze.
– No to, co ty tu jeszcze robisz? – rzuciłam, starając się ukryć zdenerwowanie. – Do łóżka! Już!
Westchnęła i usiadła ciężko na fotelu w salonie.
– To nie pomoże, Oliwka. Mam raka. – Spojrzała mi głęboko w oczy i już wiedziałam to, co chciała mi dopiero przekazać. – Umieram.
Nie męczyłam jej wtedy i starałam się pocieszać, przy okazji nie dając po sobie znać, jak bardzo mnie to przybiło. Prosto od niej pojechałam do cioci Leny. Zdziwiła się bardzo, gdy przyszłam z pretensjami, bo zupełnie nic nie wiedziała o chorobie mamy. Uznałam wtedy, że nie chciała jej martwić. Do mnie przecież też się nie odezwała. Ustaliłyśmy, że będziemy robić wszystko, by powstrzymać ją na duchu i dowiedzieć się, czy jest dla mamy jakaś realna nadzieja.
Kiedy jej stan się pogarszał, a lekarze załamywali ręce, ja wciąż rozpaczliwie szukałam wyjścia z tej koszmarnej sytuacji. Ucieszyłam się, gdy mama sama z siebie zadzwoniła i zaprosiła mnie do siebie. Pomyślałam, że może poczuła się lepiej.
A ona zastrzeliła mnie taką wiadomością
Do jej domu weszłam sama – miałam przecież klucze, a nie chciałam jej niepotrzebnie męczyć. Jak się okazało, leżała w swoim pokoju, przykryta pod samą brodę. Nie wyglądała lepiej.
– Hej, mamo – przywitałam się. – Jak się czujesz?
– To zupełnie nieważne. – Machnęła niecierpliwie ręką i odkaszlnęła kilka razy. – Muszę ci coś powiedzieć.
Przykucnęłam koło łóżka i popatrzyłam na nią uważnie.
– Co takiego, mamo?
Wzięła głęboki oddech. To, co miała mi przekazać, przychodziło jej z wyraźnym trudem.
– Oliwia, ja… – Odchrząknęła. – Nie jestem twoją matką. Nie biologiczną.
– Co? – Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem. – Adoptowaliście mnie? Ale… jak to? Przecież tata…
– To bardziej skomplikowane. – Zacisnęła na krótką chwilę powieki, a dopiero potem ciągnęła dalej: – Twój ojciec mnie zdradził. Wypił za dużo i przespał się z moją młodszą siostrą.
Potrząsnęłam głową.
– Nie.
– Lena miała wtedy siedemnaście lat – tłumaczyła pośpiesznie dalej, nadal na mnie nie patrząc. – Nie mogła wychowywać dziecka. Miała przed sobą… naukę, a ja… ja prawie skończyłam już studia. – Zamilkła na chwilę. – Z początku myślałam, że… że pęknie mi serce. Ale kiedy on dostał zawału… Musisz zrozumieć, Oliwka. Ja wciąż go kochałam! A ty byłaś jedynym, co mi po nim pozostało. No a Lena… Lena wtedy nie myślała o dzieciach.
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić
Wyszłam z jej pokoju i uderzyłam plecami o drzwi. Nie wierzyłam. Po prostu nie rozumiałam, jak mogła mi to zrobić! Przez całe życie mnie oszukiwała. Wymyśliła praktycznie wszystko, co wiązało się z moim urodzeniem. A teraz umierała, a ja miałam się z tym mierzyć. No fantastycznie!
Teraz już rozumiałam, dlaczego ciocia… a właściwie moja wyrodna matka, za wszelką cenę usiłowała spędzać ze mną tyle czasu. Pewnie biedulka miała wyrzuty sumienia. Szybko się pojawiły, nie ma co! A jej siostrzyczka wcale nie lepsza. W tamtej chwili miałam w nosie, że cierpi w pokoju za ścianą i zostało jej pewnie niewiele czasu. Bo nie miała problemu z karmieniem mnie kłamstwami przez całe moje życie. Każdą jego sekundę.
Rysowała przede mną obraz kochającej się rodzinki i wspaniałego tatusia. Pokazywała mi zdjęcia tego drania, a ja się zastanawiałam… a ja wyobrażałam sobie, że naprawdę przy mnie jest. Że naprawdę mnie kocha! A teraz… teraz nie byłam nawet pewna, czy on mnie w ogóle chciał! Bo że rodzona matka mnie nie chciała, tego byłam akurat pewna!
Poszłam do niej i jej wygarnęłam
Jadąc do mojej biologicznej matki, niewiele myślałam. Miałam pustkę w głowie, a w żyłach pulsował mi tępy gniew. Rozpacz była gdzieś głęboko, pod tym wszystkim.
– Jak mogłaś mi to zrobić?! – wrzasnęłam na nią od progu.
Musiałam wyglądać kompletnie żałośnie. Padało, a ja wybrałam się na miejsce tramwajem, więc nim doszłam z przystanku do mieszkania Leny, byłam cała mokra. Chłodne krople kapały mi z włosów i ubrania, spływały też po twarzy, mieszając się ze łzami. Oczy pewnie miałam całe napuchnięte, a przy tym czerwone od płaczu.
– O czym ty…
– Co, nie wiesz, co się stało dwadzieścia cztery lata temu?! – zaatakowałam ją. – Naprawdę?
– Oliwka…
– Byli szczęśliwi, a ty musiałaś wszystko zepsuć, nie?! – warknęłam. – I jeszcze mnie w to wszystko wmieszałaś! Powiedz, ty w ogóle mnie kiedykolwiek kochałaś?
Zamrugała.
– Kochanie… – zaczęła, po czym wyciągnęła rękę, chcąc pogłaskać mój policzek.
– Nie dotykaj mnie! – wycedziłam i cofnęłam się gwałtownie. – Nie chcę cię znać, słyszysz? Nie chcę!
Kochałam ją, ale…
Potem zaszyłam się u siebie w domu i po prostu ryczałam. Wzięłam wolne w pracy. Nie wychodziłam nigdzie, prawie nic nie jadłam ani nie piłam, chciałam się zapaść pod ziemię. Po prostu umrzeć.
Choć to pewnie o umierającej mamie powinnam myśleć, myślałam raczej o tej drugiej. Niby wciąż ją kochałam, ale… byłam na nią wściekła. Miałam ochotę nadal na nią krzyczeć i doprowadzić ją do płaczu, tak, jak ona doprowadziła do niego mnie. Kompletnie nie wiedziałam, co teraz. Jak pogodzić się z życiem, które wyglądało zupełnie inaczej, niż do tej pory podejrzewałam.
Przypominałam sobie jednak wszystkie te chwile, w których byłam z jedną i drugą mamą. Pamiętałam, ile wywoływały we mnie radości, a teraz… teraz pojawił się śmiech przez łzy. Bo wszystkie te wspaniałe momenty nadal były mi bliskie i powodowały głębokie wzruszenie. Chociaż bardzo starałabym się zaklinać rzeczywistość.
Jakoś to będzie
Uznałam, że dam Lenie… mojej mamie numer dwa, jeszcze jedną szansę. W końcu tak nie do końca ją dostała. A starała się o nią przez całe moje dotychczasowe życie. Teraz razem przychodzimy do mojej mamy numer jeden, a ona wydaje się jakaś szczęśliwsza.
Nawet od czasu do czasu chyba zapomina, że była już pogodzona ze śmiercią. We trójkę zresztą, na pewno łatwiej będzie nam znieść wszystkie przeciwności losu – nawet te najgorsze. Poza tym może nie wszystko jeszcze stracone?
Czytaj także:
„Mąż widzi we mnie tylko krągłą emerytkę, a nie kobietę. Mnie się marzą harce na wersalce, a ten stary piernik mi odmawia”
„Mój mąż nie pilnował rozporka i zrobił dziecko kochance. Nieodpowiedzialna bździągwa chce je oddać. Wezmę je do siebie”
„Synowa żyje jak pączek w maśle. Wyłudza zasiłki na dzieci, nie pracuje, a ze mnie robi darmową opiekunkę”