„Mój mąż nie pilnował rozporka i zrobił dziecko kochance. Nieodpowiedzialna bździągwa chce je oddać. Wezmę je do siebie”

Kobieta z niemowlęciem fot. iStock by GettyImages, monkeybusinessimages
„Zawsze z zazdrością patrzyłam na inne kobiety, które spacerowały z dziećmi w wózkach. Zastanawiałam się, kiedy w końcu i ja będę w tym miejscu. Po wielu próbach postanowiliśmy zrobić badania. Niestety, wyszło na jaw, że nie mogę mieć dzieci i żadna terapia mi w tym nie pomoże”.
/ 18.01.2024 21:15
Kobieta z niemowlęciem fot. iStock by GettyImages, monkeybusinessimages

Nigdy bym nie uwierzyła w taką historię, gdyby ktoś mi ją kiedyś opowiedział. Teraz jednak wiem, że droga do zostania matką nie zawsze jest prosta.

Miałam 22 lata i parę miesięcy, kiedy wzięłam ślub. Zrobiłam to z miłości. Mocnej, gwałtownej. Wojtek, mój mąż, był dla mnie wręcz ideałem. Był starszy ode mnie o osiem lat, wydawał się taki dojrzały, odpowiedzialny. Pracował w drukarni i zarabiał niezłe pieniądze. "Na pewno chce założyć rodzinę. Na pewno zatroszczy się o mnie i nasze dzieci" – tak sobie myślałam.

Marzyliśmy o dzieciach. Bardzo chcieliśmy zostać rodzicami. I to jak najszybciej. Ale mimo że czas mijał, ja nie mogłam zajść w ciążę. I tylko byłam zazdrosna, kiedy widziałam, jak moje koleżanki prowadzają swoje dzieciaki w wózkach, i zastanawiałam się, kiedy w końcu znajdę się na ich miejscu. Po dwóch latach postanowiliśmy w końcu zrobić badania. No i wyszło na to, że nie mogę mieć dzieci i żadne leki tu nie pomogą. Czułam, że mój świat stracił sens.

Mój mąż starał się mnie pocieszyć, mówiąc, że musimy mieć nadzieję, ale jego słowa nie trafiały do mnie. Z biegiem czasu moja rozpacz przekształciła się w gniew. Byłam zła na cały świat. Za moje nieszczęście obwiniałam każdego i wszystko. Nawet Wojtka. Robiłam mu awantury z byle powodu. W głowie miałam tylko to, że chce mnie zostawić.

– No tak, idź, znajdź sobie inną kobietę. Taką, która da ci dziecko, bo przecież o niczym innym nie marzysz – wrzeszczałam. Nie wiem, jak on to wszystko znosił...

Życie nie zawsze jest sprawiedliwe

Alicja to stara znajoma z czasów szkolnych. Mieszkaliśmy niedaleko siebie. Nie zdecydowała się nigdy na małżeństwo, choć ma troje dzieci. Ludzie plotkowali, że jest lekkoduchem i że każde jej dziecko ma innego tatę. Ja jednak sądziłam, że po prostu ma pecha do mężczyzn.

Któregoś dnia zobaczyłam ją na ulicy. Od razu zobaczyłam, że jest sporo większa.

– Nie gap się tak, Zuźka, przecież widać, że jestem w ciąży – westchnęła.

– Znów? Przecież ostatnio mówiłaś, że nie chcesz mieć więcej dzieci – odpowiedziałam.

– No oczywiście, że nie. Mam już dość tego pecha. Ale jakoś tak wyszło... – powiedziała ze zniechęceniem.

Zrobiło mi się smutno. Pomyślałam, że los rozdaje karty bardzo niesprawiedliwie. Ona będzie miała czwarte dziecko, mimo że go wcale nie chce. A ja nie mam nawet jednego, choć chciałabym z całych sił.

Po powrocie do domu opowiedziałam o tym wszystko mojemu mężowi.

– Ciekawe, co się stanie z tym dzieckiem – mówiłam na głos. – Alicja ledwo wiąże koniec z końcem, żyje z zasiłków. Może odda je do domu dziecka? – rozmyślałam na głos.

– Co ty pleciesz? W jakiej ciąży? – wtrącił Wojtek.

Był wyraźnie zaniepokojony sytuacją mojej przyjaciółki. Dlaczego – dowiedziałam się kilka tygodni później.

Tego dnia znowu doszło do kłótni między nami. Nie jestem już pewna, o co dokładnie nam poszło. Nagle stanął naprzeciwko mnie i złapał mnie za ramiona.

– To ja jestem ojcem dziecka, które urodzi Alicja! – oznajmił, patrząc mi prosto w oczy.

Sparaliżowało mnie. Taka informacja kompletnie nie mieściła mi się w głowie.

–  Czekaj, co? Chcesz mnie wkurzyć, czy mówisz serio? – zapytałam, totalnie zaskoczona.

– Mówię serio. To moje dziecko. To był tylko raz, przysięgam. Proszę cię, wybacz mi.

Wściekłam się jak jeszcze nigdy dotąd. Zaczęłam krzyczeć, obrzucając go obelgami.

– Spadaj stąd i nie pokazuj mi się więcej na oczy. Jutro składam pozew o rozwód! – wrzasnęłam, wyrzucając z szafy wszystkie jego ciuchy.

Wojtek nawet nie próbował się tłumaczyć. Zgarnął swoje rzeczy do torby i wyszedł. Mówił, że będzie mieszkał u kumpla. Trzy noce przepłakałam. Byłam wściekła na męża, a Alicję chciałam... Ech. Niemal widziałam, jak on wprowadza się do niej i razem budują szczęśliwe gniazdko. A ja zostaję na lodzie. Sama jak palec.

Kiedy emocje trochę opadły, postanowiłam rozmówić się z Alicją. Chciałam wyjaśnić całą sytuację, usłyszeć jej wersję historii. I sprawdzić, czy moje czarne myśli mają pokrycie w rzeczywistości.

– Oszalałaś? Nie mam zamiaru rozwalać waszego związku. Nic do niego nie czuję. To się zdarzyło raz i było pomyłką. Powinnaś mu odpuścić. On kocha tylko ciebie – próbowała mi wytłumaczyć.

Słuchałam jej ze spokojem. Niespotykanym jak na moje standardy. Nie wiem dlaczego, ale nagle przestałam się przejmować tym, co się wtedy stało. Przestałam być zazdrosna i wkurzona. Jak zahipnotyzowana patrzyłam na jej brzuch i myślałam o tym dziecku, które rośnie jej pod sercem.

– Na kiedy masz termin? – spytałam nagle.

– Mniej więcej za trzy tygodnie – odpowiedziała zaskoczona.

– Nie przejmuj się za bardzo. Kiedy dziecko przyjdzie na świat, Wojtek na pewno je zaakceptuje i ci pomoże – powiedziałam z pewnością.

Popatrzyła na mnie w jakiś taki dziwny sposób i tylko machnęła ręką. Czułam, że przyszłość tego malucha była dla niej całkowicie obojętna. To mnie naprawdę zabolało.

– Jesteś na mnie zła? – zapytała Alicja, z ogromnym zdziwieniem w głosie.

– Teraz skup się na dziecku. I daj mi znać, jak już będzie po wszystkim – odparłam.

Nie mogłam przestać patrzeć na to dziecko

Po miesiącu od naszej ostatniej rozmowy zadzwoniła do mnie. Okazało się, że urodziła córkę. Poprosiła mnie, żebyśmy się spotkały w szpitalu. Zgodziłam się. Byłam ciekawa, jak wygląda ta mała istotka. Alicja, kiedy mnie zobaczyła, ucieszyła się. Już od progu zaczęła opowiadać mi o swojej córce.

– Jest zdrowa, zobacz sama... – powiedziała, odsłaniając kocyk.

Dziewczynka była taka mała, taka delikatna. Miała uroczy nosek, który przypominał mi o Wojtku. Na jej widok poczułam wiele emocji naraz.

– Jest śliczna. Ale ci się trafiło – rzuciłam do Alicji, powstrzymując łzy.

– Zuza, ja nie czuję do niej nic. Serio. Nawet imienia nie wybrałam. Jak chcesz, to możesz ją zabrać – odpowiedziała.

Patrzyłam na nią jak na wariatkę.

– Co takiego?

– Mówię poważnie – kontynuowała. – Jeżeli nie chcecie się nią zająć, oddam ją do domu dziecka. Wojtek o tym wie. Przyznał, że chciałby wychować córkę, ale ostatecznie to ty podejmiesz decyzję. Na pewno teraz się stresuje i czeka na twoją odpowiedź.

Rzuciłam się w stronę korytarza. Byłam kompletnie zaskoczona. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć, jak się zachować. Walczyłam z własnymi myślami. Jeden głos w głowie mówił: "Nie dasz rady zaopiekować się tym dzieckiem, nie masz pojęcia o byciu matką. To dziecko będzie ci nieustannie przypominało o niewierności męża". Ale drugi od razu go kontrował: "To córka twojego Wojtka, pozwolisz jej trafić do domu dziecka? To nie ona jest tu winna. Możesz zostać matką, zawsze o tym marzyłaś...".

Wróciłam do pokoju. Przytuliłam dziewczynkę do siebie i spojrzałam na Alicję.

– Nikt inny jej nie dostanie. Ma na imię Joasia i zostanie tutaj, ze mną i z Wojtkiem – powiedziałam, nadal tuląc małą.

Kiedy te słowa przeszły mi przez usta, poczułam, jak ogarnia mnie ogromna radość. Chyba nigdy wcześniej nie czułam się tak fantastycznie. Od razy zadzwoniłam do mojego męża. Odebrał telefon bardzo niepewnie. Pewnie sądził, że zaraz zrobię mu scenę. Ale wcale o tym nie myślałam.

– Szybko wracaj, jutro nasza mała będzie w domu – powiedziałam tylko. Usłyszałam, jak odetchnął z ulgą.

Miałam tylko jeden dzień, żeby przygotować się na bycie mamą. W księgarni chyba opróżniłam półkę z poradnikami. Szybko jak błyskawica przemeblowaliśmy nasz pokój, postawiliśmy kołyskę i mały stolik do przewijania. Kupiliśmy też ubranka, małą wannę i masę innych rzeczy, o których wcześniej nawet nie miałam pojęcia. Czułam się jak we śnie.

Z początku było ciężko

Nie miałam zielonego pojęcia, jak dbać o niemowlę. Ale z pomocą sąsiadki zaczęło mi to wychodzić coraz lepiej.

Teraz Asia jest już dwuletnią dziewczynką i opiekowanie się nią daje mi dużo radości. Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez niej. Kocham ją jak własną córkę. A ona mnie uważa za mamę.

Tylko jedno mnie martwi: formalnie jestem dla niej obcą osobą. Prawa do niej ma na razie tylko mój mąż, bo Alicja zrzekła się praw do dziecka. Ale już staram się o adopcję. To niestety trochę potrwa. Ale ja jest, cierpliwa. Dla Asi zrobię wszystko!

Czytaj także:
„Rozpieszczam synową, bo syn nie potrafi o nią zadbać. Marzę o tym, żeby zostawiła tego chłystka i wpadła w moje ramiona”
„Siostra była ostatnia do pomocy przy chorej mamie, ale jak przyszło do spadku, to pierwsza wyciąga łapska”
„Aga zerwała zaręczyny tuż przed ślubem. Zazdrosny narzeczony nie mógł się z tym pogodzić i doprowadził do tragedii”

Redakcja poleca

REKLAMA