Kiedy wróciłem po tygodniowej nieobecności, pierwsze, co zrobiłem, to poleciałem do wynajętego mieszkania i w sypialni otworzyłem szafkę ustawioną naprzeciwko łóżka. Wyjąłem z niej zmyślnie ukrytą kamerę i sprawdziłem, czy coś się nagrało. Już w pierwszej minucie filmu uśmiech rozjaśnił mi twarz. Było wszystko, czarno na białym! Tak jak na to liczyłem…
Zawsze uważałem, że wysoko zajdzie tylko ten, kto działa z zimną krwią i potrafi trafnie zanalizować sytuację. A ja właśnie zawsze taki byłem – zero emocji, wszystko pod kontrolą. Dlatego bawią mnie ludzie, którzy kierują się w życiu uczuciami. Jakże łatwo padają moim łupem!
Stał mi na drodze do awansu
Byłem pewien, że z Michałem także pójdzie mi gładko. Wprawdzie krył się całkiem nieźle, ale moje wprawne oko szybko podłapało, że facet ma pozamałżeński romans. Był dla mnie idealnym celem! Żonaci, którzy uwikłali się w trójkąt, marzą tylko o jednym – aby nic się nie wydało. I są w stanie zrobić naprawdę wiele, żeby o ich skoku w bok nigdy nie dowiedziała się żona. Nawet odejść z pracy, otwierając drogę do awansu komuś innemu… Jednak żeby zacząć mały szantażyk, trzeba mieć najpierw twarde dowody.
Oczywiście te dowody zawsze są najtrudniejsze do zdobycia. Ale czego się nie robi dla osiągnięcia wyższego celu! Czasami trzeba zaprzyjaźnić się z ofiarą, nawet jeśli nam to nie w smak. Normalnie bowiem pewnie bym w pracy nie spojrzał w stronę Michała, uznając go za nudnego palanta. Niestety, wyglądało na to, że ten palant za chwilę stanie się moim szefem, zabierając mi awans sprzed nosa. A do tego żadną miarą nie mogłem dopuścić!
Zacząłem więc klasyczne podchody. Najpierw męskie rozmowy o ostatnim meczu i pod hasłem „fajny film wczoraj widziałem”, potem wspólny lunch i piwo po robocie. Oswojenie Michała nawet nie było takie trudne. Sądzę, że brakowało mu męskiego towarzystwa. W ciągu kilku tygodni udało mi się zdobyć jego zaufanie. Oczywiście udawałem też, że on zdobył moje. I pewnego dnia niespodziewanie poskarżyłem mu się, że wyjeżdżam na tydzień na narty, a nie mam komu podrzucić kota. No i będę musiał zostawić go samego w domu.
– Chciałem, żeby ktoś do niego wpadł, powiedzmy, raz dziennie i dał mu jedzenie. Ale chociaż mam mieszkanie w centrum, to jakoś każdemu nie po drodze – jęczałem.
Kiedy Michałowi zaświeciły się oczy na dźwięk słów „mieszkanie w centrum”, wiedziałem już, że go mam!
– Może ja mogę ci pomóc? – zaproponował gładko.
– Tak? – od razu się ożywiłem. – Słuchaj, stary! Dozgonna wdzięczność!
Kilka dni później przyniosłem Michałowi klucze do „swojego” mieszkania. Oczywiście, wcale nie było moje – gdzież ja bym wpuścił tego durnia do siebie? Zwyczajnie wynająłem umeblowane M2, licząc na to, że zainwestowana gotówka zwróci mi się wkrótce wielokrotnie. Kota także żadnego nie miałem, ale to nie był problem. Po prostu zadzwoniłem do Michała w dniu swojego wyjazdu z tekstem, że kota jednak wzięła do siebie moja ciotka.
– Więc nie musisz już do niego ganiać! – oświadczyłem kumplowi. – A kluczy też nie musisz mi teraz odwozić, zabiorę je od ciebie po powrocie.
Rybka połknęła haczyk
Nie miałem żadnej pewności, czy wykorzysta moje mieszkanie na schadzki, ale miałem szczerą nadzieję, że tak. Do tej pory na pięciu palantów złapałem w ten sposób czterech. Bo żonaci faceci mają ochotę na pozamałżeński seks, ale nie za bardzo mają go gdzie uprawiać. Pół biedy, jeśli kochanka jest wolna i z własnym mieszkaniem. A jeśli nie? Zaczyna się kombinowanie, bo przecież za hotel nie zapłacą, bo za co kupią dziecku buty na zimę? No i żona szybko się dopatrzy luki w domowym budżecie. Chwytają więc każdą okazję, jaka się nadarzy. Na przykład kolegę z mieszkaniem, który musi na chwilę wyjechać…
Numer z kotem jest najbezpieczniejszy, już to mam opracowane. Kot jest niekłopotliwy – nie obszczeka i nie pogryzie jak pies. A podlewanie kwiatków? Cienki pretekst do oddania kluczy bądź co bądź obcemu facetowi. Bo który z nas hoduje kwiaty i martwi się, czy nie uschną, jak wybywa na narty? No i kot musi jeść codziennie. Więc można bezpiecznie udawać, że się wyjeżdża na dwa, trzy dni, góra na tydzień. Nie na dłużej, ponieważ wtedy zaczyna się szukanie po szafkach.
Oczywiście nie każdy kumpel jest ciekawski, ale ich kobiety – tak: wszystkie mają w końcu ochotę na pogrzebanie w cudzych rzeczach. I łatwo wtedy wpaść, kiedy się tylko wynajmuje mieszkanie-pułapkę. A tak – wpadają na moment i nie mają czasu się rozglądać.
Nikomu także nie przyjdzie do głowy, że jest w ukrytej kamerze. Po co miałbym ją zresztą nastawiać, skoro nie ma powodu, abym przyjmował gości? W końcu kot u cioci, a dobry kumpel przecież nie wykorzysta mieszkania… I tak naiwni kochankowie wpadają jeden po drugim w moją sieć. A potem dostają propozycję nie do odrzucenia. Albo zrobią to, czego żądam – albo seks-taśmę otrzyma żona. I z pewnością będzie szczęśliwa, że ma dla sądu dowód wiarołomstwa swojego męża.
W ogóle się tym nie przejął...
Jeszcze mi się nie zdarzyło, abym nie dostał tego, co chcę. W ten sposób zmusiłem między innymi asystenta na studiach, aby napisał za mnie pracę magisterską, i już raz awansowałem. Teraz miałem awansować drugi raz. Bo byłem przekonany, że kiedy Michał dowie się o nagraniu, to sam się zwolni z pracy… Na pewno będzie mnie błagał, żebym tylko nie pokazał taśmy jego żonie. A wtedy droga do awansu stanie przede mną otworem!
I co? Figa z makiem! Michał, kiedy mu powiedziałem o taśmie, najpierw zbladł, a potem…
– Dzięki, stary! – poklepał mnie tylko po plecach i odszedł, zostawiając mnie w absolutnym osłupieniu.
Jak to? Żadnego obłędu w oczach, żadnego błagania, że zrobi wszystko, abym tylko mu oddał każdą kopię nagrania?! Gryzłem się okropnie do końca dnia, nie wiedząc, na czym stoję, bo Michał wcale mnie w biurze nie unikał. I wcale nie był śmiertelnie wystraszony, a wydawał się spokojny, wręcz wyluzowany! Nazajutrz dowiedziałem się dlaczego.
Otóż on już dawno nosił się z zamiarem odejścia od żony, więc moje nagranie tylko przyspieszyło bieg spraw… Wdepnąłem przy tym w niezłe gówno, bo okazało się, że jego nowa wybranka pracuje w… biurze prokuratora! „Kto by to pomyślał?” – nie mogłem wyjść ze zdumienia, pakując swoje manatki. Sam się zwolniłem. Z powodów oczywistych wolałem zejść Michałowi z oczu po tym, jak ujawniłem się ze swoim szantażem. Ani mi się śniło wylądować w pierdlu tylko dlatego, że zbytnio byłem zadufany w sobie, i zamiast przeprowadzić dogłębne dochodzenie, zadarłem z niewłaściwą osobą.
Czytaj także:
„Siostra twierdzi, że powinnam udawać smutek na pogrzebie męża, bo wezmą mnie na języki. Jak mam płakać, skoro mi wesoło?”
„Mąż jest alkoholikiem. Wstyd mi, kiedy wlokę go pijanego przez miasto, więc sama kupuję mu alkohol, żeby pił w domu”
„Nie było nas stać, by wyjechać z synkiem nad morze. By zdobyć pieniądze, mąż posunął się do... drobnego oszustwa”