„Na kilka chwil zostawiłam 1,5-roczną córkę w aucie. Z kluczykami. To mogło skończyć się tragedią…”

dziecko które zatrzasnęło się w aucie fot. Adobe Stock, Ekaterina Pokrovsky
Szarpnęłam za drzwi, ale ani drgnęły. Moja córka została uwięziona w aucie, a ja nie mogłam nic na to poradzić.
/ 18.05.2021 16:10
dziecko które zatrzasnęło się w aucie fot. Adobe Stock, Ekaterina Pokrovsky

Lusiu, przestań się wygłupiać! To nie pora na przekomarzanie się! Włóż czapkę, bo przewieje ci uszy! A wtedy dopiero zobaczysz, jak to boli! – ostrzegałam starszą córkę i próbowałam pozapinać jej kurtkę, zanim wysiądzie z samochodu.

Młodsza, zaledwie półtoraroczna Marysia, spojrzała na mnie ze swojego fotelika i usteczka nagle wygięły się jej w podkówkę. „Pewnie przestraszyła się podniesionego tonu mojego głosu” – pomyślałam, machając w jej stronę kluczykami do auta, do których miałam przypięty breloczek z pluszową owieczką.
– Kochanie, nie płacz! Zobacz, owieczka się do ciebie uśmiecha! – zaszczebiotałam radośnie.

Rączki małej wyciągnęły się do zabawki, więc jej ją oddałam. „Tylko na chwilę” – pomyślałam sobie. „Zanim nie ubiorę mojej krnąbrnej pięciolatki”.

Marysia zajęła się oglądaniem owieczki i przemawianiem do niej w swoim dziecięcym języku, a mnie udało się opatulić szalikiem starszą córkę i wysadzić ją z samochodu.
– Stój tutaj i nie ruszaj się na krok! – zakomenderowałam, stawiając ją bezpiecznie na chodniku. Po czym zatrzasnęłam drzwiczki auta, obeszłam je dookoła, żeby otworzyć te z drugiej strony i ubrać Marysię. Już sięgałam do klamki, gdy…
Trzask! – zamknęła się blokada.
Stanęłam jak wryta, w pierwszej chwili nie dowierzając temu, co się stało! A w drugiej złapałam się za głowę!
– Matko, co ja najlepszego zrobiłam! – wykrzyknęłam ze zgrozą.

Dałam córeczce pluszową owieczkę, do której był przyczepiony nie tylko kluczyk do auta, ale i pilot do automatycznego zamykania drzwi! Mała zaczęła się nim bawić i bezwiednie nacisnęła guzik, uruchamiając blokadę
Szarpnęłam rozpaczliwie za drzwi, ale oczywiście ani drgnęły! Moja córeczka została uwięziona w aucie, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Patrzyłam tylko bezsilna, jak swoimi malutkimi rączkami dusi owieczkę i przegląda kluczyki.
– Kochanie, naciśnij jeszcze raz ten kolorowy guziczek! No, naciśnij! – błagałam ją bezgłośnie przez zamkniętą szybę.
Wiedziałam, że jest tylko kwestią czasu, zanim Marysia straci zainteresowanie owieczką, a nawet upuści ją na podłogę. A wtedy wszystko stracone…
– Tylko mi tu nie zacznij płakać... – wyszeptałam. – Grzeczna dziewczynka, mamusia zaraz się jakoś do ciebie dostanie.

Tylko jak?

– Mamo? Dlaczego do mnie nie idziesz? – odezwała się Lusia. Zupełnie zapomniałam, że ją zostawiłam na tym chodniku! – No, weź już Marysię z samochodu i chodź! – rozkazała mi władczym tonem.
Przecież jej nie powiem, że nie mogę tego zrobić! „Nie zrozumie i tylko ją wystraszę!” – pomyślałam.
– Kochanie, jeszcze chwilkę! Nie denerwuj się – powiedziałam uspokajającym tonem, a w duchu usiłowałam nie wpaść w panikę, tylko myśleć racjonalnie…

„Gdzieś w domu są drugie kluczyki, ale nie ma sposobu, abym je dostała. Nie mogę zostawić Marysi samej w aucie i po nie pojechać tylko z Lusią, bo to mi zajmie co najmniej godzinę, tam i z powrotem. Nie ma także takiej możliwości, aby mi je przywiózł mąż, bo jest w pracy i w dodatku bez samochodu. Co robić?”.
Wiedziałam, że są ślusarze otwierający samochodowe zamki, ale jak zdobyć teraz namiary na takiego?
„Zaraz, zaraz” – nagle oprzytomniałam. „Przecież ja mam Internet! W komórce!”. Błyskawicznie wydobyłam telefon z kieszeni, znalazłam odpowiednie funkcje i wklepałam hasło: „Ślusarz, pogotowie, całodobowo, centrum”. Wyświetliło mi się kilka adresów. Wybrałam ten najbliższy miejscu, w którym właśnie się znajdowałam.
– Halo? Zatrzasnęłam kluczyki w aucie razem z półtorarocznym dzieckiem. Jak szybko może pan być? – zapytałam drżącym głosem, gdy jakiś facet odebrał telefon.
– Stoi pani na Pańskiej? Będę w ciągu dziesięciu minut! – odparł.

Był nawet szybciej. Otworzył moje auto z łatwością, pytając tylko, jakie są w nim alarmy. Po chwili chwyciłam już swoje kluczyki, które Marysia znowu zamierzała wziąć do buzi. Spojrzała na mnie zdziwiona, ale nie pozwoliłam się jej rozpłakać, tylko wzięłam ją w ramiona.
– Już dobrze, kochana, wszystko się dobrze skończyło! – wyszeptałam.
– Dobrze? Wcale niedobrze! – otrzeźwiła mnie Lusia. – Ja tu marznę!

Czytaj także:
„Mąż wyjechał, by zapewnić nam byt. Zamiast tego zrobił dziecko obcej babie, a ja zostałam samotną matką bez pracy”
„Myślałam, że małżeństwo moich dziadków było idealne. Babcia przez całe życie skrywała przed nami tajemnicę…”
„Moja matka ukrywała, że jest śmiertelnie chora. Wydało się, gdy umarła i musiałam zająć się przyrodnim rodzeństwem”

Redakcja poleca

REKLAMA