Każda wycieczka szkolna była idealną okazją, bym mógł zarzucić swoją wędkę i złowić jakąś zdobycz. Wykorzystywałem te sytuacje, ale każda ze stron była bardzo zadowolona.
Jeździłem z nimi za każdym razem
– Panie Adamie, dzieci pana uwielbiają, będą rozczarowane, jeśli pan nie pojedzie – powiedziała Marta, patrząc mi wyzywająco prosto w oczy. Inni rodzice tylko przytaknęli. Taka była ich reakcja, gdy oznajmiłem, że tym razem nie będę w stanie wziąć na siebie roli opiekuna szkolnej wycieczki.
– Adma, no co ty, nie wygłupiaj się – po wywiadówce Marta zaczepiła mnie na korytarzu.
Oczywiście od dawna byliśmy na „ty”, a znaliśmy się nie tylko z widzenia.
– Słuchaj, tak dłużej nie może być, w końcu twój mąż się dowie i wybuchnie skandal – tym razem nie zamierzałem jej ulec.
– Spokojnie, nikt się nie dowie – posłała mi jeden z tych swoich prowokujących uśmiechów – przecież jesteśmy ostrożni.
– Nie, Marta, wybacz, ale nie chcę przez coś takiego stracić pracy.
– No cóż – wzruszyła ramionami – twoja strata.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku wyjścia. Nie zatrzymałem jej, chociaż miałem na to ochotę. Przyznaję, że zaczęło mi na niej zależeć. Strasznie mi się podobała, a o jej seksownym ciele fantazjowałem niejednokrotnie przed snem. Rozsądek wziął jednak w końcu górę nad pożądaniem. Nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdyby nasz romansik wyszedł na jaw.
Nie był to zresztą jedyny pożar, jaki musiałem ugasić, bo oprócz Marty miałem „na sumieniu” jeszcze kilka matek moich uczniów. Nic nie poradzę na to, że na wycieczkach same pchały mi się do łóżka. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że podobam się kobietom i wiem, że często wykorzystuję to z premedytacją.
Nauczycielem zostałem z powołania
Odkąd pamiętam, zawsze chciałem zostać nauczycielem. Rówieśnicy w liceum nie mieli w znakomitej większości przypadków pomysłu na siebie, więc wyróżniałem się na ich tle. Niemniej pukali się w czoła, twierdząc, że wybrałem głupi zawód. Ja tak rzecz jasna nie uważałem i pod czyimś naciskiem nie zamierzałem zmieniać planów na przyszłość.
Moi rodzice podchodzili do tego dość sceptycznie. Żywili obawy, że nie będę w stanie żyć na godnym poziomie i że dla własnego dobra powinienem zdecydować się na lepiej płatną profesję. Najchętniej widzieliby mnie w roli lekarza albo prawnika, ale mnie akurat te kierunki kompletnie nie interesowały. Kochałem literaturę i chciałem tą pasją zarażać uczniów. Poszedłem zatem na polonistykę, a potem na studia pedagogiczne. Byłem przeszczęśliwy, kiedy dostałem swoją pierwszą pracę w szkole.
Rzecz jasna, nie samym nauczaniem człowiek żyje. Uwielbiam spędzać wolny czas na siłowni i po prostu dbać o siebie. Jeśli poloniści kojarzą się komuś z nerdami w okularach i porozciąganych swetrach, to ja na pewno jestem zaprzeczeniem takowego wizerunku. Prowadzę konto na Instagramie poświęcone fitnessowi, aczkolwiek przemycam tam również sporo treści związanych z moją pracą. Nie mogę narzekać na brak zainteresowania.
Chyba dlatego w oczach sfrustrowanych matek stałem się kimś w rodzaju bohatera. W umięśnionych ramionach szukały pocieszenia i odskoczni od szarości dnia codziennego, a ja im to dawałem. Nie byłem żonaty, nie miałem partnerki. Dwa poważne związki, jakie miałem w swoim życiu, okazały się straszliwym rozczarowaniem. Obie partnerki mnie zdradzały, pomimo że stałem się zapewniać im bezpieczeństwo oraz dawać dużo ciepła i zrozumienia. Najwidoczniej wolały bad boyów i na dłuższą metę rozczarowało je to, że facet chodzący regularnie na siłownię nie jest takim typem.
Nawiązywałem wiele znajomości
Nie ukrywam, że zmieniło to moje podejście do kobiet. Marek, mój serdeczny przyjaciel, z którym znałem się od podstawówki, zwrócił mi uwagę, że traktuję je przedmiotowo. Żywiłem jednakże głęboką urazę i bałem się, że jeżeli ponownie wejdę w poważny związek, to on również będzie niewypałem.
Chętnie zgłaszałem się na opiekuna szkolnych wycieczek, kiedy odkryłem, jakie dodatkowe korzyści to przynosi.
– Jest pan naprawdę niesamowity, mój syn pana uwielbia – to usłyszałem od Marty, kiedy się poznaliśmy.
Jako rodzic często uczestniczyła w wyjazdach organizowanych przez szkołę. Od słowa do słowa, szybko zaczęliśmy mówić sobie po imieniu. Zaledwie dwa dni później poznaliśmy się znacznie bliżej. Nie ukrywała, że chce się zabawić. Narzekała na swojego męża, jakim to jest nudziarzem i że jedyne, co mu dobrze wychodzi, to hodowanie piwnego brzucha.
Pozostałe matki moich uczniów, z którymi nawiązywałem bardziej zażyłe kontakty, uderzały w podobny ton. Skarżyły się, jakie to mają ciężkie życie z wygodnickimi mężami, którzy oczekują wyłącznie tego, że one będą im usługiwać. Zaczynało się od niewinnych rozmów, a potem wylewały się żale. Nie ze wszystkimi sypiałem. Potem przechodziliśmy nad tym do porządku dziennego, jak gdyby nic się nie stało. Co dzieje się na wycieczkach, tam też zostaje.
Marta była wyjątkiem i pomimo że często podkreślała, że chodzi jej wyłącznie o zabawę, to widziałem, że się angażuje. Nie będę ściemniał, że w ogóle mnie to nie obchodziło, bo oprócz fantastycznego seksu mieliśmy także sporo wspólnych tematów do pogawędek. Najzwyczajniej w świecie nadawaliśmy na tych samych falach.
Przyjaciel postawił mnie do pionu
– Przyszło ci kiedyś do głowy, że możesz przez to wylecieć z roboty? – po siłowni poszliśmy z Markiem coś zjeść.
Często mu opowiadałem o tych wszystkich kobietach. Słuchał tego z pobłażliwym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
– No co ty, nie jestem jakimś idiotą.
– Niech się któraś w tobie na zabój zakocha, ty dasz jej kosza, a ona się zemści – skwitował Marek.
– E tam, przesadzasz – machnąłem niedbale ręką.
Jego słowa utkwiły mi jednak gdzieś z tyłu głowy, a wkrótce znalazły potwierdzenie w rzeczywistości. Po tym, jak odmówiłem wzięcia na siebie funkcji opiekuna wycieczki, Marta się wściekła.
– Myślałam, że ci na mnie zależy – rzuciła do słuchawki.
Wydzwaniała wielokrotnie, w końcu postanowiłem odebrać. Usłyszałem całą litanię i na nic się zdały moje tłumaczenia i próby wyjaśnienia jej czegokolwiek. Trzy dni później w szkole odwiedził mnie jej mąż. Posypały się wyzwiska i niewiele brakowało, a doszłoby do rękoczynów.
– Dotknij jeszcze raz mojej żony, a gorzko pożałujesz, nie ujdzie ci to na sucho – zagroził na odchodne.
Marta naopowiadała mu totalnych głupot, w które uwierzył. Nie przejawiał w ogóle chęci do słuchania, więc dałem sobie spokój z przedstawieniem prawdziwej wersji zdarzeń. Za radą Marka uznałem, że może najwyższy czas zmienić szkołę, a może i wykonywany zawód. Zamierzam też trzymać się z dala od kobiet, bo to same kłopoty.
Robert, 35 lat
Czytaj także:
„Żona ubzdurała sobie, że jesteśmy milionerami. Wciągnęła nas w taką spiralę długów, że aż kręci mi się w głowie”
„Córka ukrywała przed nami ciążę. Chyba chciała stanąć w naszym progu i oznajmić, że znalazła dziecko w kapuście”
„Zaprzyjaźniona staruszka zapisała mi w spadku dom w górach. Nie spodziewałam się tego, co odnajdę w jego zakamarkach”