„Na imprezach jestem demonem flirtu. Co rusz poznaję nowego kochanka, a faceci ślinią się na mnie, jak Reksio na szynkę”

Kobieta, która flirtuje fot. Adobe Stock, New Africa
„Nie do końca pamiętałam, jak wylądowałam w łóżku, ani, co gorsza, z kim. Raz kozie śmierć. Nie uważałam się za puszczalską, ale w nocy i po alkoholu świat wyglądał piękniej. Efekt – parę razy zdarzyło mi się ocknąć u boku żaby. Mówię o takiej żabie, w jaką zmienia się rankiem piękny książę. Żenująca sytuacja”.
/ 24.11.2022 15:15
Kobieta, która flirtuje fot. Adobe Stock, New Africa

Obudziłam się, nie bardzo wiedząc, gdzie jestem. Otworzyłam oczy i… oślepiająca jasność wlała się pod czaszkę. Szok! Odruchowo zacisnęłam powieki z powrotem. Czekałam. O dziwo, ból się nie pojawił, więc na próbę jeszcze raz otworzyłam oko. Lewe. Rozejrzałam się i kamień spadł mi z serca.

Rozpoznałam teren. Byłam w swoim pokoju, w swoim łóżku. W ciuchach, ale grunt, że u siebie. Tyko jakiś kretyn nie zasłonił żaluzji – wręcz podciągnął je do góry! – dlatego  poranne światło hojnie wpadało do środka. Hm…

Na hasło „kretyn” znowu ogarnął mnie lęk

Nie do końca pamiętałam, jak wylądowałam w łóżku, ani, co gorsza, z kim. Raz kozie śmierć. Otworzyłam drugie oko, prawe, by odkryć, że spałam sama. Nikt obcy nie zalegał między mną, a ścianą. Uff… Ulga tym razem okazała się dużo większa. Nie uważałam się za puszczalską, ale w nocy i po alkoholu świat wyglądał piękniej, a mężczyźni seksowniej.

Efekt – parę razy zdarzyło mi się ocknąć u boku żaby. Mówię o takiej żabie, w jaką zmienia się rankiem piękny książę. Żenująca sytuacja. Tym razem oszczędziłam sobie podobnego upokorzenia. Uniesiona sukcesem w nowym roku, nabrałam większej ochoty na konfrontację ze światem. Usiadłam… Chryste!!!

Za szybko. Za gwałtownie. Zbyt nagła zmiana poziomu w pion sprawiła, że w głowie mi się zakręciło. A potem zadudniło, jakby zagnieździł się w niej jakiś szalony kowal z wielkim młotem. Łup, łup!!! – walił w skronie bez litości. Żołądek podjechał mi gardła.

Tym szybciej, że obudziły się również inne moje zmysły. Smak, a raczej niesmak w ustach był paskudny. A zapach kawy i jajecznicy, dolatujący z kuchni, nie podziałał pozytywnie na moje wyschnięte ślinianki. Zrobiło mi się niedobrze.

Oj, chciałam czy nie chciałam, musiałam ruszyć zadek. Przy łóżku stała miska – ciekawe, kto ją tu postawił? – ale miałam swoją godność. I litość w sercu. Gośka zabrała się za śniadanie, więc nie będę go jej obrzydzać. Zwlokłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Każdy krok czułam w czaszce. Szalony kowal nie ustawał w dręczeniu moich skroni.

Mijając kuchnię, pomachałam siostrze i współlokatorce zarazem, dwoma palcami uniesionymi buńczucznie w kształt litery V. Na więcej fantazji nie umiałam się zdobyć.

– Cześć – wymamrotałam.

Gośka spojrzała na mnie i burknęła:

– Jeżeli czujesz się tak, jak wyglądasz, to… dobrze ci tak. Po tonie i minie poznałam, że współczuć mi nie zamierza.

Rany, czyżbym jednak zrobiła coś skandalicznego? Ale będzie truć... Znowu!

Po alkoholu stajesz się wulgarna i napastliwa

A przecież już sobie postanowiłam, że muszę się zmienić. Moją listę ambitnych planów, przyczepioną do drzwi lodówki, też oczywiście musiała skomentować. Tyle pięknych postanowień tam było; „nie zadawać się z palantami”, „rzucić palenie”, „chodzić na wszystkie zajęcia, w tym wykłady”, „żreć mniej lodów”, „przeprosić się z matką” oraz na końcu „mniej pić, a jak już pić, to nie mieszać”. I właśnie ostatni punkt obudził czujność mojej starszej siostry, nieodrodnej córy swej marudnej matki.

– Zdajesz sobie sprawę, że skoro tobie samej chlanie przeszkadza, to jest niedobrze, jest wręcz alarmująco źle – zaczęła kazanie o ósmej wieczorem w sobotę, kiedy się szykowałam do wyjścia na imprezę.

Świetne wyczucie czasu, doprawdy. Umówiłam się ze znajomymi na Starym Rynku. Gośka zostawała w domu, to znaczy na stancji, bo zaprosiła sąsiadów na wieczór. Byli ledwie kilka lat od nas starsi, a już zgredy – po ślubie, z dwójką dzieci, psem, kotem oraz kredytem na samochód. Nie moje klimaty.

– Zła to jest pora na takie rozmowy. Odpuść sobie, Gocha. Dziś mam imprezę!

– Wiem, i dlatego się boję, w jakim stanie wrócisz. Tylko błagam, nie mów, że alkohol to woda rozmowna, smar dobrej zabawy i tym podobne bzdury. Zmieniasz się po nim. Stajesz się wulgarna, namolna, hałaśliwa i... hm, mało wybredna.

– Może taka właśnie jestem – wzruszyłam ramionami. – Tylko na trzeźwo się hamuję.

– Naprawdę właśnie taka chcesz być? – Gośka aż zapiała z oburzenia. – Pijana i bez hamulców?! Nie wierzę. Sam fakt, iż myślisz o ograniczeniu picia oznacza, że już masz problem. Powinnaś słowo „mniej” zmienić na „wcale”. Mam ci przypomnieć, ile razy przesadziłaś i popłynęłaś? Mam ci wytykać wszystkie kace? Nie pojmuję, jak w ogóle możesz brać alkohol do ust, skoro tak to potem odchorowujesz. A raczej pojmuję. Straciłaś kontrolę.

– Odwal się – poprosiłam uprzejmie, spokojnie kończąc makijaż.

Nawet ręka mi przy tym nie drgnęła

Bo od kiedy Gocha, pozostająca pod sporym wpływem swego nawiedzonego faceta, stała się wegetarianką i abstynentką, zachowywała się jak typowa neofitka. Wszystkich wokół chciała nawracać. Nie dziś i nie mnie. Zresztą, stosując jej pokrętną logikę, każdy, kto miał solidnego kaca więcej niż raz w życiu, aspirował do miana alkoholika. Wypił za dużo, nazajutrz żałował, obiecywał, że więcej tego świństwa nie tknie, a potem... nie dotrzymał słowa.

Ja też, niestety, nie wytrwałam nawet jednej nocy w postanowieniu, by nie mieszać alkoholi. Na imprezie wszyscy się wzajemnie częstowali, było wino, piwo, nawet whisky. W efekcie urwał mi się film. Nie pamiętałam, jak dotarłam do domu i trafiłam do łóżka. Czy Gośka mi pomogła, zdjęła buty, przygotowała miskę?

Wolałam jej o to nie pytać, bo tym samym przyznałabym się do czarnych dziur w pamięci. Dopiero by miała używanie! Wystarczy, że mój kac napawał ją jakąś chorą satysfakcją. I to ma być siostra? Ech, szkoda gadać...

Podążyłam dalej swoją drogą, do łazienki. Nie miałam ochoty na umoralniające kazania, a zapach jajecznicy na boczku torturował mój zmysł powonienia coraz bardziej. Spędziłam w łazience dobrą godzinę. Sesje z muszlą totalnie mnie wyczerpały. Głowa pękała mi z bólu.

Ataki mdłości wywracały żołądek na drugą stronę. Boże, nigdy więcej, obiecywałam sobie. Równie solennie jak… jak wcześniej. Ile razy? No, sporo. Czyżby Gocha wykrakała? Miałam jednak problem alkoholowy? Niczym jakiś żul spod budki z piwem? W wieku dwudziestu trzech lat?! Normalnie strach się bać.

Kac fizyczny był niczym, wobec kaca moralnego

Wzięłam długi, orzeźwiający prysznic, by stłumić lęk i zmyć z siebie brud, niesmak oraz jakieś nieprzyjemne poczucie winy. Czy oprócz kaca giganta było się czego wstydzić, wolałam nie dociekać. Gośka miała na ten temat inne zdanie. Dopadła mnie, ledwo wyszłam z łazienki:

– Zamierzasz chować głowę w piasek, czy coś z tym zrobisz?

– Ale z czym? O co ci chodzi?

– O twoje wczorajsze skandaliczne zachowanie. Nie pamiętasz?

– Coś mi się kołacze – skłamałam, licząc, że zdradzi szczegóły, które rozjaśnią mroki niepamięci. – Jednak nie sądzę, bym musiała posypywać głowę popiołem. W końcu od czasu do czasu każdy imprezuje, prawda?

– Aha – wzięła się pod boki. – Idziesz w zaparte. Jak chcesz, zobaczymy jutro.

Nazajutrz sąsiedzi, którzy poprzedniego dnia u nas byli, robili dziwne miny, kiedy spotkaliśmy się rano przy windzie. Ledwie bąknęli „dzień dobry” na moje sztucznie radosne powitanie. Najwyraźniej musiałam ich czymś urazić. Przykre. Cóż, trudno.

Ale naprawdę nieprzyjemnie zrobiło się w sklepie. Ochroniarz, który od dawna bezskutecznie próbował umówić się ze mną na randkę, tym razem poczynał sobie zdecydowanie śmielej, niż zazwyczaj. Z tego, co pamiętam, zawsze go spławiałam. Teraz osłupiałam, gdy na mój widok aż pojaśniał na twarzy. Podszedł blisko, za blisko, mrugnął porozumiewawczo i…

– Cześć, piękna. Doszłaś już do siebie? Super. Musimy rzecz powtórzyć. Nie wiedziałem, że z ciebie taka gorąca laska. Gdyby nie siostrunia, ale by się działo! – trącił mnie ramieniem i poruszył znacząco brwiami. Brakowało, tylko tego, żeby oblizał lubieżnie wargi albo klepnął mnie poufale w tyłek.

Coś tam odburknęłam i uciekłam. Zakupy zrobiłam w sklepie na sąsiednim osiedlu. Byłam przejęta i przerażona. Co teraz? Mam unikać sąsiadów z tego samego piętra i omijać szerokim łukiem najbliższy sklep? Przecież to absurdalne i tchórzliwe.

Musiałam poznać prawdę

Zapytałam siostrę, a ta mnie oświeciła. Okazało się, że poprzedniej nocy wróciłam z miasta właśnie z owym uroczym ochroniarzem. Kleiłam się do niego, pozwalałam mu się obmacywać… Jak i gdzie go spotkałam, Gośka nie miała pojęcia. Za to całe piętro słyszało, kiedy się pojawiliśmy. Na pewno nasi sąsiedzi, bo dobijaliśmy się do nich o trzeciej w nocy, budząc dzieci i psa. Po co?

Nie wiem! Zresztą gdybym wiedziała, wstyd wcale nie byłby mniejszy. Gośka z dużym trudem pozbyła się z mieszkania, do którego w końcu trafiłam, tego pijanego i napalonego ochroniarza. Dopiero jak zagroziła wezwaniem policji – odpuścił. Wtedy zabrała mnie pokoju, położyła do łóżka, odsłoniła żaluzje, bo uparłam się, że księżyc taki piękny, ustawiła miskę… Kac fizyczny był niczym wobec kaca moralnego. I nie minął tak szybko, tak łatwo. Nie wykpiłam się bólem głowy i wymiotami.

Na początek podziękowałam siostrze. I szczerze ją przeprosiłam. Potem przeprosiłam sąsiadów. Wreszcie rozmówiłam się z ochroniarzem. Na koniec została mi najtrudniejsza przeprawa – z samą sobą. Minął rok. Nie chodzę na imprezy tak często jak kiedyś, a przede wszystkim nie piję. Umiem się dobrze bawić na trzeźwo.

Czytaj także:
„Wdałem się w romans ze słodką grzesznicą. Byłem durniem, który stracił wspaniałą dziewczynę dla wyuzdanej kochanki"
„Siostra znalazła szemranego kochanka, który obiecał jej gwiazdkę z nieba. Wystarczy, że da mu kasę, którą weźmie... ode mnie”
„Chciałem zabrać żonę na wakacje, lecz do akcji wkroczyła teściowa. Ta wścibska baba wyrzuciła moje oszczędności do śmieci”

Redakcja poleca

REKLAMA