„Chciałem zabrać żonę na wakacje, lecz do akcji wkroczyła teściowa. Ta wścibska baba wyrzuciła moje oszczędności do śmieci”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Comeback Images
„Mama Doroty jest kobietą miłą i sympatyczną, ale ma też pewne wady. Podstawowa z nich jest taka, że nie pała do mnie miłością. Nawet gorzej, nie przepada za mną. Uważa, że jej córka mogła wybrać lepiej. Po pierwsze, noszę długie włosy, po drugie, jestem nieporządny i po trzecie, najważniejsze: nie wzięliśmy z Dorotą ślubu”.
/ 20.11.2022 14:30
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Comeback Images

– Stefan, jak jesteś z czasem? – usłyszałem w telefonie.

– To zależy… Na popijawę to po naszym ostatnim rajdzie zdecydowanie nie mam czasu…

– Nie, nie, spoko. Chałturka jest mała, a ja mam zapchany weekend, więc z chęcią ci ją odstąpię.

Leoś to mój wspólnik. Kombinujemy coś w internecie, choć bez szczególnych sukcesów. Z głodu nie umieramy, ale też ciągle jesteśmy ze trzy wiorsty od kokosów. Czasami wpadają nam jakieś proste usługi dodatkowe i wtedy w zależności od obłożenia pracą podrzucamy je sobie nawzajem.

– Jakieś dwie stronki trzeba uruchomić – powiedział kumpel. – Tylko nie zdziw się, bo faceci trochę podejrzani… Umówiłem się z nimi na siedem tysięcy, dadzą ci je do łapy, bo z jakiegoś powodu nie chcą tego przeprowadzać przez księgowość.

– Nie ma sprawy.

Nie jestem fanem takiego załatwiania interesów, ale zdążyłem się już nauczyć, że czasami nie można inaczej. Akceptujesz reguły albo wypadasz z biznesu – proste. Zleceniodawcy rzeczywiście byli dziwni, zdawali się niczego nie rozumieć. To, co rozumieli, sprowadzało się do kasy. Ale cóż, klient nasz pan. Zrobiłem przyzwoity projekt i nauczyłem ich pracy z nim. Wziąłem siedem kafli i zadowolony wracałem do domu. Po drodze zajechałem pod mój bank, żeby wpłacić kasę na konto. I wtedy wpadł mi do głowy pomysł.

Za miesiąc moja Dorota kończy 33 lata

Od kilku lat marudzi, że chce pojechać na Kretę. Zawsze coś nam przeszkadzało. Albo praca, albo kasa, a raczej jej brak. Pomyślałem, że nie będę wpłacał tych pieniędzy na konto, bo mamy wspólne i natychmiast się zorientuje, że jesteśmy trochę bogatsi.

Schowam kasę w domu i w dniu urodzin położę przed żoną folder jakiegoś biura podróży, rozłożę pieniądze w piękny wachlarzyk i powiem: „No, wybieraj, królowo!”. W domu byłem pierwszy, Dorota zapowiadała, że po pracy weźmie naszą córkę Zuzię do kina. Klucha rzuciła się na mnie, poszczekując radośnie i skarżąc się na swoją samotność.

– Zaraz pójdziemy, jeszcze chwilka. Muszę tylko ukryć forsę i to tak, żebyś nie mogła jej pożreć.

Klucha jest dojrzałym czteroletnim psem i w zasadzie już nic nie niszczy. W zasadzie oznacza, że czasami jednak jej się zdarza. Chciałem wcisnąć mamonę między płyty, ale się powstrzymałem. Zuzia od czasu, jak wyrosła z prób siłowego wtłaczania kanapki z masłem do odtwarzacza DVD, miała pozwolenie na korzystanie z mojej płytoteki. Oczywiście po przejściu szkolenia i egzaminie końcowym. Między płyty – nie. Mój wzrok padł na stare trampki…

Moje stare, ulubione trampki rozpadały się boleśnie, ale jakoś nie umiałem podjąć decyzji o ich wyrzuceniu, walały się więc w przedpokoju. Wcisnąłem zwitek banknotów aż w same paluchy i zaniosłem trampki do szafy. Ukryłem je między innymi butami i zamykając szafę, odetchnąłem z ulgą. Pies nie wywlecze, Zuzia nie znajdzie. Dorota uwielbia buty, ale ma wystarczająco dużo swoich, żeby nie grzebać w moich trampkach. Lubię ten moment satysfakcji po dobrym wykonaniu zadania.

– Chodź, Klucha, spacerek!

Przez następny miesiąc wertowałem w pracy propozycje wszystkich poważnych biur podróży. Trochę tego było. Kombinowałem też nad możliwością wynajęcia tam jakiegoś fajnego apartamentu. Pierwszego kwietnia (to właśnie TEN dzień) przepuściłem przez drukarkę wszystkie najciekawsze oferty, włożyłem w tekturową teczkę i zadowolony ruszyłem do domu.

– Mama wpadła – rzuciła mi na powitanie Dorota. Kiwnąłem głową i przytuliłem żonę.

Mama Doroty jest kobietą miłą i sympatyczną, ale ma też pewne wady. Podstawowa z nich jest taka, że nie pała do mnie miłością. Nawet gorzej, nie przepada za mną. Uważa, że jej córka mogła wybrać lepiej. Po pierwsze, noszę długie włosy, po drugie, jestem nieporządny i po trzecie, najważniejsze: nie wzięliśmy z Dorotą ślubu. Dorota tłumaczyła matce, co prawda, że to nasza wspólna decyzja albo raczej brak decyzji. Nie chce nam się i już. Teściowa z dwojga złego woli mieć pretensje do mnie niż do swojej jedynaczki.

– Cześć, mamo. No, widzę, że uczta urodzinowa jak się patrzy.

– Przecież musiałam coś dobrego mojej córci ugotować, bo wy tu jadacie jak w jakimś… – urwała.

Mamo, co mama zrobiła z moimi trampkami?!

Zawsze brakowało jej słów, żeby porządnie skończyć zdanie. W sumie to wszystko jedno, bo jej intencja była przecież oczywista.

– Już dobrze, mamo – odezwała się Dorota. – Dziękuję za te wszystkie pyszności. Stefciu, otworzysz wino?

– To jest to, co lubię robić najbardziej… Zuźka! Zamknij mordę temu psu, bo zaraz oszaleję!

Nie da rady, tata. Ona tak musi, jak słyszy śmieciarę albo jak łazi listonosz.

– To ją chociaż zamknij w swoim pokoju, dopóki nie ochłonie.

– A ty, Stefan, to tak bez kwiatków nawet? W taki uroczysty dzień, kiedy się urodziła moja córcia? Mógłbyś chociaż trochę bardziej się postarać.

– No, tak wyszło, że tym razem bez kwiatków. Korki były straszne, nie chciałem już się zatrzymywać nigdzie, bobym jeszcze później był. A tak to jestem i mogę spokojnie otworzyć wino. A prezencik jakiś malutki oczywiście się znajdzie.

– Pamiętał jednak – teściowa kiwnęła głową do Doroty.

– A jaki prezencik malutki? – spytała Dorota wyraźnie podekscytowana.

– Objętościowo malutki, ale z tendencją do urośnięcia w czasie i przestrzeni.

– Drugi piesek? – zakrzyknęła zachwycona Zuzia.

– Nie tylko pieski rosną w czasie i przestrzeni.

– Kotek? – zapytała niepewnie.

– Rybki? Już wiem! Króliczek!

– Otóż nie. Poczekajcie chwilkę, a zaraz słowo ciałem się stanie.

Poszedłem po teczkę i rozłożyłem na stole kolorowe karty z hotelami, tarasami, basenami…

– No nie, tata! Książkę przyniosłeś i jeszcze rozpadniętą.

– Zuźka, nie marudź, tylko pomóż mamie wybrać najfajniejszy hotel na Krecie z najlepszym basenem i doskonałą kuchnią i spędzimy tam świetny urlop. Co?

Mamy na to pieniądze? – spytała Dorota podejrzliwie.

– Mamy! – powiedziałem nonszalancko. – O ile pies nie zjadł.

Zbladłem z przerażenia

Zaśmiałem się teatralnie i zadowolony z efektu pognałem do szafy. Różne buty tam były, ale starych trampek nie udało mi się znaleźć.

– Dorota! Robiłaś porządki w szafie?

– Nie! A czego szukasz?

– Ja dziś robiłam, bo przecież u was to bałagan jak w…

Mama Doroty przyjechała z samego rana i nie mogła posiedzieć spokojnie.

– A moje stare trampki? Takie szare – byłem pełen najgorszych przeczuć.

– A tam trampki! To przecież jakieś podarte, jakby psu z gardła… Nikt normalny by tego na nogę nie założył!

– Ale gdzie są?

– Może jeszcze te twoje rozpadnięte sandały miałam tu zostawić?

– Mamo! Stefan tylko pyta, co zrobiłaś z jego trampkami.

– Córciu, jakby on to włożył, tobyś się wstydziła z nim wyjść na ulicę…

– Gdzie one są? – zapytałem powoli i z ledwie tamowaną groźbą w głosie.

– Tam są, gdzie jest miejsce takich szmacianych…

– Wyrzuciła mama?

– No pewnie! I ty zamiast mi podziękować, że wam trochę tu porządku… A ty się jeszcze za nim wstawiasz.

– Mamo! – jęknęła Dorota, a ja wybiegłem z domu.

Kubły stały boleśnie puste, a po śmieciarce nie było nawet śladu. Klucha wiedziała, dlaczego szczeka. Usiadłem na schodku obok śmietnika, wyjąłem papierosa i zaciągnąłem się mocno. Żeby nie eksplodować albo kogoś nie zabić.

Ja jestem idiotą. To oczywiste

Niereformowalnym, nieedukowalnym idiotą. Przecież w ten sam sposób straciłem zbiory starych komiksów. Pudło z listami miłosnymi od koleżanek z różnych etapów mojej edukacji. Nie nauczyłem się niczego. Nie przewidziałem, że to, czego pies nie wywęszy, czego Zuza nie wciśnie do DVD, to znajdzie ta wścibska kobieta z obsesją na punkcie porządku. Coś mnie polizało. Podniosłem umęczony wzrok. Zuzia trzymała smycz i chlipała.

– Nie płacz, Zuziu, nic się nie stało. To tylko chwilowe trudności. Obiecuję ci, że na bank polecimy na tę Kretę. Wszyscy razem. No?

– Ja już nie chcę…  nigdy… jeździć na weekend do tej… baby!

– Nie mów tak. To twoja babcia. Ma swoje wady, ale…

– Tak? A wiesz, co ona do mnie powiedziała? „Ten twój ojciec to cholerny śmieciarz”, tak powiedziała!

Zuzia objęła mnie za szyję wstrząsana spazmem. Moja córcia kochana.

– Nie martw się, Zuzanko. Są w życiu gorsze rzeczy niż bycie cholernym śmieciarzem.

– Starą babą?

– To ty powiedziałaś.

Zabraliśmy Kluchę na górę.

– Pal diabli kasę, córeczko, trzeba ratować urodziny mamy.

Czytaj także:
„Moi sąsiedzi to obłudnicy najgorszego sortu. Oburza ich młódka umawiająca się z facetami, a sami to złodzieje i awanturnicy”
„Ożeniłem się z rozsądku, myślałem, że miłość to jakaś bujda z filmów. Mój nastoletni syn wiedział o związkach więcej niż ja”
„Matka obsesyjnie kupowała, nie przejmując się, że potem nie ma na jedzenie. To ja od dziecka dbałam o dom i rodzeństwo”

Redakcja poleca

REKLAMA