Po wielu latach pracy zawodowej, znacznie dłuższych niż wymagany okres, wreszcie przeszłam na zasłużoną emeryturę. To była dla mnie chwila ulgi. Nie chodzi o to, że nie lubiłam tego, co robiłam.
Wręcz przeciwnie, wprost przepadałam za swoim zajęciem, jednak w pewnym momencie powiedziałam "dość". Przez okrągłe czterdzieści lat pracowałam jako nauczycielka i gdy pożegnałam ostatnią klasę, którą miałam przyjemność uczyć, uznałam, że to właściwy moment, by definitywnie zakończyć ten etap. Czułam się wyczerpana, a moje gardło było tak suche, jakby ktoś przetarł je papierem ściernym.
Córka miała dla mnie niespodziankę
Zaprosiłam moją córkę i jej męża na wspólny posiłek, żeby powiedzieć, że kończę pracę zawodową. Ale to oni zaskoczyli mnie zdjęciem z badania ultrasonograficznego.
– Spodziewamy się dziecka! – córka wprost promieniowała z radości, a zięć był taki dumny, jakby jako pierwsi na świecie dokonali takiego osiągnięcia.
Wzruszyłam się tak, że aż łza mi poleciała.
– Aniu, tata byłby taki szczęśliwy… – mój mąż zginął w wypadku, gdy nasza córka miała zaledwie pięć lat.
Gdy nadszedł ten moment, uświadomiłam sobie, jak bardzo mi go brakuje. Chciałam, żebyśmy razem cieszyli się tą chwilą, bo trudności nauczyłam się pokonywać w pojedynkę.
Byłam szczęśliwa
Życie na emeryturze przypominało raj. Nie spieszyłam się z porannym wstawaniem, delektowałam się śniadaniem, oddawałam lekturze, chodziłam na spacery i widywałam znajomych. Gdy tęskniłam za szkolnym klimatem, odwiedzałam bibliotekę w mojej byłej szkole albo wpadałam do przyjaciółki. Zaglądałam również do córki, żeby zobaczyć, co u niej słychać. Po kilku miesiącach, gdy została mamą, zaglądałam już nie tylko do niej, ale i do maleńkiej wnuczki.
Wprost marzyłam o tym, aby wybrać się z małą na spacer, dzięki czemu Ania była w stanie uciąć sobie drzemkę lub zafundować sobie odprężającą, długą kąpiel. Czas upływał nieubłaganie i urlop macierzyński mojej córki dobiegł końca. Niespodziewanie? Nie, to ona raptem zdała sobie sprawę, że w pobliskich żłobkach próżno szukać wolnych miejsc, a ona jest zmuszona powrócić do swoich obowiązków zawodowych.
– Błagam, potrzebujemy twojego wsparcia… – westchnęła Ania.
– Kochanie, znajdź jakąś nianię, ja nie dam rady.
– Naprawdę? Przez całe życie inni byli dla ciebie priorytetem, a teraz, gdy wreszcie masz wolne, nie jesteś w stanie zaopiekować się swoją jedyną wnuczką?
Złościła się niczym mała dziewczynka, więc skapitulowałam.
Chciałam pomóc córce
Od nowa budziłam się bladym świtem, przed godziną siódmą siedziałam już w autobusie i przemierzałam pół miasta, aby zjawić się na miejscu, zanim dzieci ruszą do pracy. Opiekowałam się wnusią niemal do piątej po południu, szykowałam obiad, bo córka z zięciem przychodzili do domu „padając z głodu"; później wzięłam się również za porządki i prasowanie ciuchów, kiedy córka zaczęła narzekać na problemy z kręgosłupem, a zięć na godziny nadliczbowe.
Do swojego mieszkania docierałam na ostatnich nogach. Pilnowanie raczkującego berbecia to nie przelewki i wymaga niemałego poświęcenia. Nie starczało mi ani czasu, ani energii na czytanie, więc stosik nowych, nietkniętych książek ciągle rósł. Żeby mieszkanie kompletnie nie zarosło kurzem i brudem, zmuszałam się do minimalnych porządków, od czasu do czasu włączałam pranie, a później na szybko przygotowywałam jakiś posiłek i lądowałam w łóżku. Sądziłam, że taki stan rzeczy potrwa najwyżej miesiąc czy dwa, dopóki maluch nie dostanie się do żłobka.
– W obecnych czasach taka masa dzieci choruje, że i tak non stop siedziałabym na chorobowym. Pewnie koniec końców wyleciałabym z roboty…
Ania robiła błagalną minę, a zięć na szczęście miał tyle taktu, żeby nie spoglądać mi prosto w oczy. Minęło 12 miesięcy, a ja wciąż opiekowałam się ich córeczką. Uwielbiałam ją całym sercem, ale nie sądziłam, że stanę się opiekunką i pomocą domową na cały dzień. Liczyłam na to, że od czasu do czasu im pomogę, ale będę mogła się zrelaksować i zająć sobą.
Miałam dość usługiwania
Któregoś dnia córka przyszła i z grubej rury wyrzuciła z siebie, że planują sobie we dwójkę gdzieś wyskoczyć na parę dni...
– Wybaczcie kochani, ale nie dam rady. Tego lata planuję wyjazd do sanatorium – oświadczyłam zdecydowanym tonem. – Potrzebuję chwili wytchnienia i świeżego, morskiego powietrza. Niestety, musicie poszukać kogoś innego do opieki.
– Mamo, dlaczego jesteś aż tak egoistyczna?! – Ania ledwo powstrzymywała łzy. – Zależy nam na spędzeniu paru dni tylko we dwoje…
– Dobrze, możesz mnie nazwać egoistką, ale ja również pragnę poświęcić trochę czasu wyłącznie sobie i zatroszczyć się o własny stan zdrowia.
Zrezygnowałam z siebie
Gdy nie zmieniłam zdania, zaczęła mnie ignorować. Jak wcześniej zrywałam się bladym świtem i pędziłam przez pół miasta, jednak teraz dodatkowo córka strzelała focha i zachowywała się, jakbym była niewidzialna. Koniec końców zrezygnowałam z wyjazdu do uzdrowiska. Poddałam się i nigdzie nie pojechałam. Oni wyruszyli na wakacje, a ja latałam z małą na plac zabaw i bawiłam się z nią w piaskownicy.
– Ewka, tak dłużej być nie może! – upominała mnie koleżanka. – Z dnia na dzień wyglądasz coraz gorzej! Pora w końcu zatroszczyć się o siebie. Nie dostrzegasz, że oni cię bezwstydnie wykorzystują? Kiedy ostatnio wpadłaś do mnie z wizytą? To było wieki temu. Ciągle siedzisz z wnuczką, nie masz szans się wyrwać. Gotujesz im obiadki. Na litość boską, prasujesz koszule zięcia! To nie twoja powinność, niech sam sobie radzi z prasowaniem!
– Harują jak woły, w robocie siedzą do późna, a żłobka nie ma... – zaczęłam ich usprawiedliwiać i w tym momencie dotarło do mnie, jak żenująco to zabrzmiało.
Marnie. Z cudzymi dzieciakami nigdy nie miałam problemu z wytyczeniem granic, a swojemu własnemu nie potrafiłam odmówić. Koleżanka celnie to ujęła. Dałam się wkręcić jak ostatnia naiwniaczka.
Postawiłam granice
Przez dłuższy czas zbierałam się w sobie, by przeprowadzić tę rozmowę. Zaprosiłam ich na obiad w niedzielę. Za oknem lał deszcz jak z cebra, tworząc ponurą scenerię do przekazania im tej „dramatycznej" nowiny. Przynajmniej z ich perspektywy. Przygotowałam pieczeń i upiekłam szarlotkę z nutą cynamonu. Kiedy już się najedli do syta, oznajmiłam im, że zamierzam poświęcić się lekturze dobrych książek i podróżom, jak od dawna planowałam. Do wnusi będę wpadać po obiedzie, może raz na tydzień, ewentualnie dwa razy, jeśli czas pozwoli. Albo może raz na dwa tygodnie. To się okaże. Nie dałam Ani szansy na kolejną porcję pretensji i użalanie się. Tym razem nie ustąpiłam.
– Dam wam 30 dni na zorganizowanie jakiejś opiekunki. Nie ma mowy o przedłużeniu tego czasu.
Spodziewałam się, że czeka mnie ciężki okres, pełen pretensji i urazy. Ale wiedziałam, że muszę przez to przejść, jeśli chcemy naprawić nasze stosunki. Zarówno ja, jak i moja córka powinnyśmy na nowo ułożyć sobie życie. Obie musimy w końcu zacząć postępować jak dojrzałe osoby.
Myśleli, że żartuję
Najwyraźniej nie potraktowali moich słów z należytą powagą. Jednak gdy upłynął ostateczny termin, a ja nie stawiłam się w pracy, od wczesnych godzin porannych zasypywali mnie telefonami. Mój aparat był wręcz rozgrzany od kilkunastu nieodebranych połączeń. Przed snem wyciszyłam smartfon, dlatego obudziłam się sporo po dziewiątej, zrelaksowana i pełna energii po przespanej nocy. Nie było potrzeby, bym w popłochu wkładała ciuchy, pochłaniała śniadanie czy piła kawę. Nie miałam żadnych obowiązków.
Było naprawdę fantastycznie. Minęło już trochę czasu od tamtych wydarzeń, dokładnie parę lat. Udało nam się powoli odbudować nasze delikatne więzi. Skończyło się też zrzucanie wszystkiego na barki babci. Szczególnie że coraz mniej czuję się jak typowa babcia. A to głównie za sprawą sympatycznego mężczyzny, którego poznałam na jednym z wernisaży. Książki ponownie stały się moim priorytetem w codziennym grafiku. No i randki, nie wstydzę się tego określenia.
– Czyż nie radziłam ci wyjaśnić tę kwestię? – przyjaciółka zaparzyła mi herbatkę z jaśminu i nalała do filiżanki. W końcu znalazłyśmy chwilkę, żeby razem ją wypić. – Wznieśmy toast za wolne chwile, za Twój czas!
Renata, 67 lat
Czytaj także: „Niewierność to dla mnie bułka z masłem. Mąż myśli, że chodzę na fitness, a ja spalam kalorie inaczej”
„Mąż próbował mnie ustawiać do pionu, ale mu nie wyszło. Teraz jest na każde moje zawołanie, bo to ja rządzę w domu”
„Brat przyjechał z drogimi prezentami i udawał panisko. Czułam się upokorzona, bo nam się nie przelewa”