„Na emeryturze chciałem odpocząć, lecz przyjaciel pozbawił mnie złudzeń. To dzięki niemu dziś nie wącham kwiatków od spodu”

Meżczyzna na emeryturze fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Zabawne, ale długo uważałem, że tego właśnie chcę, że na to >>nicnierobienie<< czekałem przez ostatnie 5 lat przed emeryturą. Ale najwyraźniej nie było to dla mnie dobre. I wszyscy to widzieli oprócz mnie. Cóż, tak bywa”.
/ 12.01.2023 13:15
Meżczyzna na emeryturze fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Musiałem zająć się tą działką, mimo że nie należała do mnie, a do Karola, mojego przyjaciela. Nie była wielka, za to bardzo zadbana. Pełna krzewów i roślin, których nazw nie umiałem spamiętać. Karol od lat jeździł tam od wiosny do końca jesieni, a w letnie miesiące właściwie tam mieszkał w drewnianej altanie z aneksem kuchennym.

Jak chciałem się z nim zobaczyć, pograć w warcaby czy pogadać, to jechałem na działkę. Czasem zmuszał mnie, żebym mu pomógł przy roślinach – opielił je, obkopał czy przyciął. Opowiadał mi o różach, o szczepkach i sposobach doświadczonych ogrodników na szkodniki, ale, przyznaję, jednym uchem mi to wchodziło, drugim wychodziło. Wolałem sport. W telewizji, żeby było jasne.

Kochałem go jak brata

Dlaczego więc właśnie mnie Karol oddał pod opiekę działkę, gdy poszedł do szpitala? Cóż, jego żona nie miała czasu, bo musiała się opiekować wnukami, no i jego dokarmiała, bo wiadomo, co dają w szpitalach do jedzenia. Dorosłe dzieci pracowały. Ja zaś byłem już na emeryturze, więc czasu miałem sporo.

– Wybacz, Witku – mówił Karol słabym głosem – że ci to na głowę zrzucam, ale kiedy wyjdę ze szpitala, będzie już lato, i nie zdążę skopać ziemi ani zasadzić. Tu masz wszystko spisane, co i kiedy należy zrobić – podał mi gruby brulion.

Szczerze mówiąc, bałem się, że sobie nie poradzę. Że wszystko uschnie i zmarnieje. Ale czy miałem wyjście? Karol był moim przyjacielem. A to zobowiązuje. Dostałem klucze do altanki i składziku, gdzie były wszystkie potrzebne narzędzia. W zeszycie znalazłem adresy szkółek ogrodniczych, skąd miałem wziąć nasiona, sadzonki i różne środki ochrony, odżywki, nawozy. Rany boskie – myślałem – jak ja mam to wszystko ogarnąć?

Na początku nie było źle – skopałem grządki, wykonałem różne proste prace przy drzewkach i krzewach, które Karol opisał w brulionie. Zrobiłem sobie własny harmonogram prac i zajęć, żeby o niczym nie zapomnieć. Wydrukowałem i powiesiłem na lodówce, żeby rzucał się w oczy.

Usiadłem wtedy przy stole w kuchni i spojrzałem na plan. Przypomniały mi się dni, kiedy pracowałem i musiałem zajmować się dwoma synami po śmierci żony. Zawieźć do szkoły, odebrać, rozwieźć na zajęcia pozaszkolne, do kolegów, do lekarzy. Tygodniowa rozpiska wisiała na lodówce całymi latami, co jakiś czas uaktualniana. Były też i inne obok. Plan prac domowych – kiedy kto co robi. Harmonogram korzystania z telewizora, z łazienki. Potem doszedł komputer. Listy zakupów. Wiadomości. Cała lodówka była upstrzona kartkami, jak teraz u niektórych magnesami przywiezionymi z podróży.

Dziwne, ale kiedy po kilku latach przerwy powiesiłem na lodówce harmonogram prac ogrodniczych, poczułem ulgę. Jak gdyby czysta biała płaszczyzna drzwi irytowała mnie podświadomie. Podczas kolejnej wizyty u Karola, przyniosłem mu na tablecie zdjęcia działki.

– Popatrz, czy wszystko w porządku…

– Zadzwoniłeś po sadzonki, które zamówiłem w zeszłym roku? – spytał.

– Tak. Odbieram je w poniedziałek.

Karol przymknął oczy.

– Teraz powiem ci, co masz z nimi robić.

Mówił, a ja patrzyłem na jego poszarzałą, wycieńczoną twarz z bólem serca. Do sali weszła Dorota, żona Karola. Usiadła na drugim krześle i ze ściągniętą twarzą patrzyła na męża. Wiedziałem, że jak tylko Karol otworzy oczy, ona nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wyprostuje się, jej twarz rozjaśni uśmiech i Dorota będzie jak zawsze żartować i przekomarzać się. Jakby nic złego się nie działo. Nie wiem, skąd brała w sobie tę siłę. Ale często widziałem, że ta jej radość dodawała sił Karolowi. Dzięki temu wierzył, że wszystko skończy się dobrze.

Coraz więcej czasu spędzałem na działce lub na zajęciach związanych z działką. Każdy etap prac obfotografowałem, bo Karol uwielbiał te moje fotorelacje. Mówił wtedy, co i jak trzeba zrobić. Z początku opowiadał jeszcze historyjki o tym, jakie on popełniał błędy. A także, jak cieszył się, gdy udawało mu się coś wyhodować albo uratować. Jego oczy wtedy lśniły, a ja widziałem, jak bardzo kocha swoją działkę. Prawie tak jak żonę.

– Albo bardziej – powiedziała Dorota, gdy pewnego dnia razem wyszliśmy od Karola; była połowa czerwca. – Nie powiem, żebym się czuła zaniedbana przez męża, bo bym skłamała. Ale działka trzymała Karola przy zdrowych zmysłach po tym, jak przeszedł na emeryturę. Wcześniej była po prostu odskocznią od stresującej pracy, ale potem… – Dorota spojrzała na mnie. – Myślę, że zareagowałby na emeryturę jeszcze gorzej niż ty. Lecę, muszę odebrać Kasię z przedszkola. Dzięki! – pocałowała mnie w policzek i poszła do swojego samochodu.

Dawno nie czułem się tak dobrze

Stałem na ulicy ze zmarszczonymi brwiami. Co ona miała na myśli z tą emeryturą? Przecież ja bardzo lubiłem być na emeryturze. Wreszcie miałem czas poczytać, obejrzeć filmy i sport w telewizji.

– Jacek aż do Belgii – więc wreszcie miałem łazienkę i telewizor dla siebie. Żadnych harmonogramów, kłótni, żadnego wyjadania jedzenia z lodówki. Żadnej muzyki puszczanej na cały regulator. Wreszcie spokój… Wzruszyłem ramionami, wsiadłem do auta i pojechałem do domu.

Kiedy kilka dni później przyjechałem na działkę z samochodem pełnym różnych nawozów i środków z listy Karola, zobaczyłem, że zaczynają wschodzić rośliny, które wcześniej zasiałem. Poczułem satysfakcję. Radość. I coś na kształt dumy.

Bardzo przyjemne uczucie, które nasilało się, kiedy rośliny rosły jak na drożdżach, rozkwitały. Robiłem zdjęcia i zawoziłem je Karolowi. Teraz ja opowiadałem mu, co zrobiłem, co mi kto mądry powiedział i co wynalazłem w internecie. Jak poradziłem sobie z mączniakiem na różach. Jak utarłem nosa temu ważniakowi z sąsiedniej działki, który próbował zmusić mnie do ścięcia dwóch konarów gruszy, bo mu ocieniały miejsce, gdzie jego żona posadziła irysy.

– To mu powiedziałem, że ma mądrą żonę, która doskonale wie, że irysy najlepiej rosną w częściowo ocienionym miejscu. I że gdyby bardziej słuchał swej połowicy, a nie warczał na nią, że głupia – a wiesz, że on tak cały czas na nią warczy – to może by się tego dowiedział. Mówię ci, poczerwieniał na swoim grubym pysku, ale zmilczał.

Usta Karola ułożyły się w cień uśmiechu

Patrzył na mnie, więc musiałem udawać, że nie chce mi się płakać. Powoli przegrywał walkę. Ale nikt o tym nie mówił. Przecież cuda się zdarzają. Po wyjściu od Karola pojechałem do przychodni. Niedawno zrobiłem badania i zjawiłem się u swojej lekarki po wyniki.

– I jak się pan czuje? – spytała.

– Doskonale – odparłem zgodnie z prawdą. – Nie mam już tych palpitacji. Ani skurczów mięśni. I nie dostaję zgagi, a jak się tak zastanowić, wątroba już dawno mnie nie bolała.
Obejrzała wyniki.

– Wyniki też doskonałe, cholesterol w normie, lipidogram wzorcowy.

Popatrzyła na mnie bystro.

– Zniknęły worki pod oczami, cera nabrała kolorów i w ogóle emanuje pan energią. Nie tak jak pół roku temu. Co się w pana życiu zmieniło?

– Opiekuję się działką przyjaciela – odparłem. – Na czas, kiedy on nie może.

– No i tajemnica rozwiązana. Praca w ogródku doskonale panu robi. Założę się, że już pan nie ma zadyszki przy wchodzeniu na pierwsze piętro?

Ano nie miałem. Faktycznie czuję się lepiej, od kiedy musiałem zająć się działką – pomyślałem w drodze do domu. – Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Czuję się zdecydowanie lepiej niż w tych miesiącach, kiedy nie miałem nic do roboty.

Zabawne, ale długo uważałem, że tego właśnie chcę, że na to „nicnierobienie” czekałem przez ostatnie pięć lat przed emeryturą. Ale najwyraźniej nie było to dla mnie dobre. I wszyscy to widzieli oprócz mnie. Cóż, tak bywa.

Ostatnia partyjka warcabów

Karol odszedł dwa tygodnie później. Po pogrzebie siedzieliśmy z Dorotą w ich mieszkaniu, patrząc tępo w filiżanki z kawą. Świat wydawał się niepełny, kaleki, jakby zabrakło istotnej jego części. Wyciągnąłem z kieszeni klucze do działki. Położyłem je na stoliku.

– Zostawię też brulion z zapiskami Karola – powiedziałem cicho. – Pewnie zechcesz sprzedać działkę.

Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się.

– Działka jest twoja. Karol zapisał ci ją w testamencie.

– Dlaczego? – zdumiałem się.

– Widzisz, on martwił się, że twoje życie zmierza donikąd, i że powoli uchodzi z ciebie radość, energia. Nie wiedział, jak inaczej ci pomóc, zanim odejdzie i zostaniesz sam… Miał tylko ogród. Dlatego nie odmawiaj, proszę.

Pod wieczór przyjechałem na działkę. Kwitły kwiaty, na czereśni owoce powoli dojrzewały, wśród traw przemykały motyle. Spojrzałem na ganek altanki, na którym często siadywaliśmy z Karolem przed planszą z warcabami i graliśmy godzinami. Wszedłem do domku, wystawiłem na zewnątrz stolik, dwa krzesła, rozłożyłem planszę i ustawiłem pionki. Moje białe. Zrobiłem pierwszy ruch.

– Teraz ty – powiedziałem i spojrzałem na ogród Karola.

Czytaj także:
„Szef powierzył mi kierownicze stanowisko, które chciał objąć mój przyjaciel. Dla jego dobra utrąciłem jego kandydaturę”
„Po nieudanym związku i 5 latach samotności, został mi tylko mój przyjaciel. Teraz i jego los chce mi odebrać”
„Mój przyjaciel zakochał się w okropnej babie. Żeby go przed nią ratować, sam postanowiłem ją poderwać i porzucić”

Redakcja poleca

REKLAMA