Rodzice zginęli w wypadku samochodowym. I chociaż byłem w nie najlepszej sytuacji finansowej, to nie liczyłem na żaden spadek. Wydawało mi się, że rodzice nie posiadają zbyt wiele — byli starszymi ludźmi, których niewielkie emerytury pozwalały jedynie na skromne życie.
Jednak prawda była zupełnie inna. Okazało się, zgromadzili całkiem spore oszczędności. Dowiedział się o tym mój brat, który postanowił zachować to w tajemnicy.
To był olbrzymi cios
Doskonale pamiętam dzień, w którym dostałem wiadomość o śmierci rodziców. Właśnie wracałem z pracy do domu, gdy zadzwoniono do mnie ze szpitala. Głos w słuchawce poinformował mnie, że karetka przywiozła dwoje starszych ludzi, których niestety nie dało się uratować. To byli moi rodzice, którzy postanowili pojechać do kościoła swoim stary autem.
— Lekarze robili wszystko, ale niestety im się nie udało. Pańscy rodzice nie przeżyli operacji — poinformowała mnie pani dzwoniąca ze szpitala.
Jej głos był beznamiętny i całkowicie wyzuty z emocji. Ale trudno jej się dziwić, to przecież byli dla nie zupełnie obcy ludzie. Ale nie dla mnie. Wiadomość o śmierci najbliższych mi osób bardzo mną wstrząsnęła. I chociaż w ostatnich latach nie mieliśmy ze sobą najlepszych relacji, to nic nie mogło zmienić tego, że bardzo ich kochałem.
Rodzice nie byli w stanie zaakceptować tego, że porzuciłem seminarium duchowne i wróciłem do świeckiego życia. Zostałem nauczycielem, bo tak naprawdę od zawsze chciałem pracować z młodymi ludźmi. Wprawdzie zarobki w tym zawodzie były bardzo przeciętne, ale dla mnie liczyła się radość i satysfakcja. Na szczęście nie miałem rodziny, którą musiałbym utrzymywać, bo z nauczycielską pensją byłoby to niezwykle trudne. Ale ja byłem szczęśliwy. Chciałem też wierzyć w to, że kiedyś rodzice mi wybaczą i zaakceptują mój wybór. Niestety nie doczekałem się tego.
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłem do brata. Paweł mieszkał w dużym mieście, gdzie niemal cały swój czas spędzał na imprezach i podrywaniu dziewczyn. Już wiele lat temu mówiłem mu, że musi się wreszcie ustatkować, ale on nie przyjmował tego do wiadomości. „To moje życie i będę z nim robił to, co mi się podoba” — odpowiadał za każdym razem, gdy próbowałem przemówić mu do rozsądku.
Wielokrotnie też zastanawiałem się, z czego on tak naprawdę żyje. Podejrzewałem, że łapie się jakichś dorywczych prac, które pozwalają mu związać koniec z końcem. Pewnie pomagali mu też rodzice, bo był ich ukochanym dzieckiem. I to chyba denerwowało mnie najbardziej. Sami żyli ze skromnych emerytur i jeszcze pomagali dorosłemu facetowi, któremu nie chciało się pójść do porządnej pracy. Ale co mogłem zrobić?
Pogrzeb był bardzo skromny. Nie było mnie stać na wystawną uroczystość. Na brata też nie miałem co liczyć — przyjechał na gotowe i nie dołożył się do uroczystości ani złotówki. Na szczęście pomogła mi znajoma z pracy, której mąż zorganizował darmową stypę w swojej restauracji.
— Oddam ci wszystko co do grosza — obiecałem Kasi, chociaż wiedziałem, że nie będzie to takie proste.
— Daj spokój, nie trzeba — usłyszałem. — Przyjaciołom trzeba pomagać — dodała. A ja cieszyłem się, że jest obok mnie osoba, na którą mogę liczyć.
I to właśnie ona zaproponowała mi uporządkowanie spraw po rodzicach.
Musiałem ogarnąć sprawy spadkowe
— Trzeba posprzątać ich mieszkanie, przejrzeć ich rzeczy i zająć się sprawami spadkowymi — powiedziała kilka dni po pogrzebie, kiedy byłem już gotowy zaakceptować fakt, że rodziców już nie ma.
— Jakie sprawy spadkowe? — zapytałem zdziwiony. — Rodzice mieli niewielkie emerytury, które starczały im jedynie na najpotrzebniejsze rzeczy. Nie sądzę, że zostawili coś, co można byłoby nazwać spadkiem.
— Ale pewne rzeczy trzeba zamknąć — nie ustępowała Kasia.
— To na pewno — odpowiedziałem. — Jednak nie ma pośpiechu. Zresztą obecnie zatrzymał się tam Paweł i nie chcę mu teraz przeszkadzać. Niech ma kilka chwil spokoju na przeżycie żałoby — dodałem.
Wprawdzie nie zauważyłem zbyt dużej rozpaczy brata, ale przecież nie mogłem odmówić mu tego, że także potrzebuje chwili na pogodzenie się ze śmiercią rodziców.
— Ale wiesz, że to cię nie minie? — zapytała Kasia. Oczywiście, że zdawałem sobie z tego sprawę. Jednak wciąż uważałem, że nie ma potrzeby, aby się spieszyć.
Minęło kilka tygodni, a ja dojrzałem do tego, aby zająć się rzeczami po rodzicach. Było dokładnie tak, jak przewidywałem — rodzice nie posiadali nic, co można byłoby uznać za spadek. Kilka starych mebli, książki, naczynia i jedna szafa ubrań. Postanowiłem to wszystko oddać najbardziej potrzebującym. Była jeszcze kwestia mieszkania, które — ze względu na wiek, stan techniczny i brak remontów — nie miało zbyt wielkiej wartości. Ale mimo to trzeba było to ogarnąć. Postanowiłem porozmawiać z bratem, z którym chciałem podjąć decyzję, co z tym robimy.
— Teraz nie mogę przyjechać, bo mam sporo zajęć — odpowiedział mi brat, gdy do niego zadzwoniłem. W tle słyszałem głośną muzykę, rozmowy i donośny śmiech.
— Znowu balujesz? — zapytałem zniesmaczony.
Tak naprawdę od kilku tygodni mój brat wiecznie balował. Za każdym razem, gdy do niego dzwoniłem, to w tle słyszałem odgłosy imprezy. Wprawdzie Paweł zawsze lubił dobrze się zabawić, ale ostatnie tygodnie to już była lekka przesada.
— Baluję, bo lubię — odpowiedział Paweł, a ja z jego głosu wywnioskowałem, że tego wieczoru już sporo wypił. Wiedziałem, że w takim stanie nie uda nam się porozmawiać.
— Pogadamy kiedy indziej — odpowiedziałem i się rozłączyłem.
Skąd miał na to kasę?
Jednak łatwiej powiedzieć, a trudniej zrobić. Miałem wrażenie, że mój młodszy brat nie wychodzi z imprez. W końcu nie wytrzymałem i zadałem mu pytanie, które nie dawało mi spokoju już od dłuższego czasu.
— Skąd właściwie masz pieniądze na te ciągłe imprezy? Przecież ty nie pracujesz — zapytałem ze złością, gdy kolejny raz zastałem Pawła na jakiejś balandze.
— Niech cię o to głowa nie boli, mój braciszku — powiedział Paweł i zachichotał.
No tak, znowu był pod wpływem wysokoprocentowych trunków. A potem dodał, żebym zajął się sprzedażą mieszkania po rodzicach i przelał mu połowę uzyskanej w tej sposób kwoty.
— Tylko nie próbuj mnie wykiwać — dodał na koniec. — Bo i tak się o tym dowiem — powiedział i się rozłączył. Tak szczerze powiedziawszy, to nawet nie pomyślałem o tym, aby go oszukać. Chciałem po prostu załatwić to jak najszybciej.
Pewnie nigdy nie dowiedziałbym się o oszustwie swojego młodszego brata, gdyby nie zupełny przypadek. Ponieważ mieszkałem w małym mieście, to wszyscy się tutaj znali. I powiedzmy sobie szczerze — plotki były tu na porządku dziennym. Dlatego gdy wpadłem do banku, aby zapłacić rachunki, zatrzymała mnie koleżanka ze szkoły średniej, która obecnie pracowała tu jako kasjerka.
— Cześć Marcin. Mam nadzieję, że zainwestowałeś jakoś pieniądze po rodzicach? — zapytała z uśmiechem na twarzy. „O czym ona mówi?” — pomyślałem zdziwiony.
— Jeszcze nie sprzedaliśmy mieszkania, więc nawet nie ma co inwestować — odpowiedziałem przekonany, że to właśnie o mieszkanie chodzi.
— Nie mówię o mieszkaniu, ale o oszczędnościach — odpowiedziała koleżanka i od razu się zmieszała. Chyba uświadomiła sobie, że powiedziała zbyt dużo.
— O jakich oszczędnościach? — zapytałem. Jednak dziewczyna nagle zamilkła.
— Porozmawiaj z bratem — rzuciła tylko i szybko się ulotniła.
Wszystko przehulał na zabawę
„Ciekawe o czym ona mówiła?” — pomyślałem zdziwiony. Nic nie wiedziałem o tym, aby rodzice mieli jakiekolwiek oszczędności. A już zupełnie nie rozumiałem, co wspólnego ma z tym mój młodszy brat. Postanowiłem jednak do niego zadzwonić. Jednocześnie wpadłem na pomysł, aby postawić go przed faktem dokonanym.
— Kiedy zamierzałeś powiedzieć mi o spadku po rodzicach? — zapytałem Pawła, gdy tylko udało mi się do niego dodzwonić. A nie było to łatwe, bo mój brat albo nie odbierał, albo odrzucał połączenia.
— O czym ty mówisz? — zapytał ochrypłym głosem. Pomyślałem, że pewnie znowu balował całą noc.
— Dobrze wiesz, o czym mówię — powiedziałem chłodno. — Chodzi o oszczędności rodziców, które sobie przywłaszczyłeś.
W słuchawce zapadła cisza. Niemal słyszałem, jak w głowie mojego brata przewijają się trybiki.
— Nic nie przywłaszczyłem — powiedział wreszcie Paweł.
— A co zrobiłeś? — zapytałem.
— Te oszczędności były przeznaczone dla mnie. Rodzice zostawili list, w którym zaznaczyli, że mam je dobrze wykorzystać — usłyszałem. Nie wierzyłem w ani jedno słowo. Owszem, rodzice nigdy mi nie wybaczyli tego, że odszedłem z seminarium, ale nigdy nie zostawiliby pieniędzy tylko jednemu synowi.
— Kłamiesz — powiedziałem.
— Nie kłamię. I odczep się ode mnie — powiedział Paweł i się rozłączył.
Kilka dni później poprosiłem kasjerkę z banku o rozmowę. Zapytałem wprost, czy widziała list od rodziców. Początkowo nie chciała nic powiedzieć, ale potem przyznała, iż Paweł pojawił się w banku z ostatnim listem rodziców. Było tam napisane, że każdy z nas jest upoważniony do podjęcia pieniędzy z banku, które mają być przeznaczone na pogrzeb i zabezpieczenie naszej przyszłości. Tymczasem mój brat przehulał je na imprezy, a ja zadłużyłem się, aby wyprawić rodzicom pochówek.
— Skąd mogłam wiedzieć, że Paweł nic ci nie powie? — zapytała przestraszona kasjerka.
No tak, tego nie mogła przewidzieć. Uspokoiłem ją i zapewniłem, że nic nikomu nie powiem. Bo co to mogło zmienić? Mogłem się założyć, że mój brat nie ma już tych pieniędzy. Przez ostatnie tygodnie balował za kasę, która nie była jego.
Od tamtej pory nie odzywam się do brata. Tak naprawdę, to nie mam o czym z nim rozmawiać. Marzę jedynie o tym, aby sfinalizować sprzedaż mieszkania po rodzicach i całkowicie zamknąć ten etap. Może kiedyś Paweł zrozumie swój błąd, ale nie wiem, czy wtedy nie będzie już za późno.
Czytaj także:
„Teściowa ma większe mieszkanie od naszego, a nie chce się zamienić. Mówi, że to bez sensu, bo i tak się rozwiedziemy”
„Na 50. urodziny rzuciłam pracę, zażądałam rozwodu i wyjechałam. Dzisiaj żyjesz, jutro gnijesz, nie będę sobie żałować”
„Siostra wróciła ze Stanów zająć się rodzicami, bo liczy na spadek, który przebalowali. Z popcornem patrzę na tę farsę”