„Myślałem, że moja narzeczona to prezent od losu, a to był test cierpliwości. Nigdy nie wiedziałem, co przyniesie jutro”

załamany mężczyzna fot. Getty Images, Westend61
„– Mógłbyś mnie dzisiaj zabrać do restauracji – wypaliła Lucyna, rozczesując włosy przed lustrem. – Przecież mieliśmy iść do kina na ten twój film – rzuciłem, kompletnie zdezorientowany. – Niee, nie chce mi się dzisiaj – stwierdziła i zmarszczyła nos. – Obejrzę go, jak puszczą kiedyś w telewizji”.
/ 30.11.2024 20:00
załamany mężczyzna fot. Getty Images, Westend61

Zawsze byłem raczej nieśmiały. Nie do końca potrafiłem rozmawiać z dziewczynami, a przynajmniej nie w taki sposób, jak bym chciał. To z kolei sprawiało, że nie zdarzało mi się zbyt często decydować na związki. W liceum chodziłem może z dwiema czy trzema dziewczynami, i te relacje nie trwały zbyt długo. Rodzice trochę się z tego śmiali, mówili, że nie w głowie mi amory, bo skupiam się na nauce, ale kiedy poszedłem na studia i w ciągu pięciu lat również nie przyprowadziłem do domu żadnej dziewczyny, zaczęli kręcić nosem.

Rodzice suszyli mi głowę o małżeństwo

– Ty to w ogóle nie myślisz o przyszłości – marudziła mama. – Rozumiem, zawód. Ale co z rodziną? Kiedy ty jakąś dziewczynę nam pokażesz?

Wzruszałem ramionami, wykręcałem się półsłówkami, bo i przecież nie było co im pokazywać. Dziewczyny zwykle omijały mnie wzrokiem, a jeśli czegoś chciały, wiązało się to raczej z zajęciami czy innymi sprawami organizacyjnymi. Pewnie nic dziwnego – nie chodziłem na imprezy, a koledzy już dawno przestali usiłować mnie na nie wyciągać.

Tak upłynął mi ostatni rok. Byłem szczęśliwy, bo udało mi się dostać pracę w wydawnictwie, gdzie miałem pomagać przy redakcji. Fakt, nie była to nie wiadomo jak opłacalna posada, ale naprawdę to lubiłem. Poza tym, zamierzałem sobie dorabiać dodatkowymi zleceniami na redakcję czy korektę.

– Całymi dniami siedzisz w domu – słyszałem znów od mamy. – Jak ty masz kogoś poznać?

– No, wypadałoby, żebyś się za jakąś rozejrzał. – Teraz i tata się uruchomił. – Nie młodniejesz, Oskar. A z kobietami to nigdy nic nie wiadomo.

Miałem już tego powyżej uszu, dlatego odliczałem dni do wyprowadzki. Dostałem mieszkanie po babci, udało mi się zrobić tam drobny remont i zamierzałem jak najszybciej tam uciec, by żyć tak jak chcę i nie słuchać dłużej uwag rodziców.

Lucyna była najpiękniejszą kobietą

Po pracy zwykle wybierałem się do pobliskiego baru szybkiej obsługi, które jedzenie miał rzeczywiście niezdrowe i koszmarne, ale za to parzyli tam naprawdę niezłą kawę. Chodziłem tam, żeby posiedzieć, pomyśleć, odpocząć trochę od literek. No i tym razem, gdy szedłem odebrać zamówienie, ktoś wpadł na mnie z impetem, przy okazji oblewając mnie colą.

– Najmocniej przepraszam! – kobiecy głos, chyba trochę zaniepokojony i zawstydzony.

Wymamrotałem coś bez sensu, chcąc jak najszybciej się stamtąd ewakuować, zapominając nawet o kawie, ale poczułem, jak ktoś chwyta mnie za ramię.

– Proszę pana, to tak nie może być! Ja… pomogę jakoś!

Popatrzyłem na winowajczynię i z miejsca utonąłem w jej dużych, błękitnych oczach. Nigdy dotąd nie widziałem tak pięknej kobiety. Długie, złociste włosy opadały jej na ramiona, pełne usta, które ciągle przygryzała, miała idealny kształt, a lekko zadarty nos wyglądał naprawdę uroczo.

– Nic się nie stało – mruknąłem.

– Oj, stało się, stało – pokręciła głową. – Ja… Daleko pan mieszka? Może coś poradzimy na tę plamę, bo jest pan cały mokry…

– Mieszkam tu, zaraz, na rogu – wyjaśniłem pośpiesznie. – Naprawdę nie trzeba…

Ale ona się wtedy uparła i poszła za mną. Wtedy byłem tym bardzo przejęty i zestresowany, ale w miarę jak rozmawialiśmy, powoli się uspokajałem. Przegadaliśmy całą drogę do mojego bloku, a ostatecznie Lucyna, bo tak miała na imię piękna nieznajoma, wcisnęła mi swój numer telefonu. Kiedy znalazłem się wreszcie w mieszkaniu, wciąż nie dowierzałem w to, co się właśnie stało. I nawet moja utracona kawa, która została gdzieś tam, w barze, była tego warta.

Cieszyłem się, że mnie wybrała

Myślałem, że Lucyna wzięła ode mnie numer tak po prostu – bo wypadało. Zdziwiłem się więc, gdy rzeczywiście kilka dni później do mnie zadzwoniła i zdecydowała się kontynuować tę znajomość. Nie rozumiałem, co we mnie zobaczyła. W każdym razie, szybko złapałem się na tym, że spędzamy razem niemal każdą wolną chwilę. Chodziliśmy w przeróżne miejsca, przesiadywaliśmy do późna pod gołym niebem, dużo też spacerowaliśmy.

Byłem nią więcej niż urzeczony. Nie przeszkadzało mi, że czasem trochę na coś marudzi, a jej nastroje są często zmienne – jakby nie mogła się zdecydować, jak zareagować na daną sytuację. Oszałamiał mnie sam fakt, że tak idealna blondynka zwróciła na mnie uwagę, więc nie dostrzegałem żadnych minusów naszej relacji. Zdecydowałem się nawet przedstawić ją rodzicom, a kiedy oboje podeszli do tej naszej znajomości z ogromnym entuzjazmem, postanowiłem się jej oświadczyć. A ona z uśmiechem powiedziała „tak”.

Niepokojące sygnały zacząłem dostrzegać mniej więcej dwa tygodnie po oświadczynach. Kilkakrotnie zauważyłem, że Lucyna zmienia zdanie zupełnie bez zastanowienia. Nie liczyła się przy tym z konsekwencjami i nie rozumiała, dlaczego mi to nie pasuje.

Wydawała się nieprzewidywalna

Którejś soboty przyjechałem po nią, bo mieliśmy razem wyjść.

– Mógłbyś mnie dzisiaj zabrać do restauracji – wypaliła Lucyna, rozczesując włosy przed lustrem. – Wiesz, tej uroczej, tam na rogu koło poczty. Mają tam cudowne spaghetti…

– Przecież mieliśmy iść do kina na ten twój film – rzuciłem, kompletnie zdezorientowany.

– Niee, nie chce mi się dzisiaj – stwierdziła i zmarszczyła nos. – Obejrzę go, jak puszczą kiedyś w telewizji.

Odchrząknąłem.

– Kupiłem już bilety…

– No to oddaj – wzruszyła ramionami.

– Raczej nie zdążę, skoro chcesz iść do restauracji – tłumaczyłem, próbując zachować spokój.

Strasznie męczysz, Oskar – rzuciła zirytowana. – To zapytaj sąsiadki, czy nie chcą iść z mężem. Oni wiecznie gdzieś chodzą.

Niczego nie byłem już pewny

Takie sytuacje zdarzały się częściej. Kiedyś Lucyna wpadła do mnie i oznajmiła, że znalazła świetną salę na wesele. Wcześniej rozmawialiśmy o tym, że w sumie nie będzie zbyt wielu gości, więc wolelibyśmy raczej coś małego, skromnego, kameralnego, a ona pokazała mi ogromną aulę i zaczęła snuć własne plany.

– Mówiłaś, że przepych jest przereklamowany – zauważyłem.

– Zmieniłam zdanie – machnęła ręką. – Trzeba iść z duchem czasu! Wpłaciłam już zaliczkę. Wzięłam z tych twoich pieniędzy, co trzymasz w biblioteczce.

To były pieniądze na czarną godzinę. Na najgorszą ewentualność. Byłem wściekły, ale uznałem, że nie ma co się kłócić. Potem nie stąd, ni zowąd zjawiła się w wydawnictwie i oznajmiła, że jedziemy na dwa dni nad morze.

– Lucynko, ja się nie mogę tak z miejsca zwolnić – wyjaśniałem, starając się zachować spokój. – Musiałbym wziąć urlop…

– To go weź – wzruszyła ramionami. Ona nie pracowała – jej tata prowadził świetnie prosperującą firmę transportową i wciąż sypał jej pieniędzmi.

– Tłumaczę ci, że już za późno. Nie mogę.

Prychnęła, oburzona.

– Nieto nie. Pojadę sama.

W końcu się uwolniłem

I rzeczywiście pojechała. W dodatku nie odbierała moich telefonów i nie odpisywała na SMS-y. Po powrocie dalej się złościła, a jeszcze oberwało mi się od jej ojca, że jestem niepoważny i się nie staram o przyszłą żonę. Dwa dni później natomiast usłyszałem, jak rozmawia z koleżanką o sukni ślubnej.

– Właściwie to podobają mi się dwa modele – przyznała. – Nie mogę się zdecydować… Wiesz co? Chyba wezmę oba. Tata zapłaci. A jak nie, to wezmę od Oskara. Najwyżej trochę więcej tych swoich zleceń weźmie w przyszłym miesiącu.

Nie wierzyłem. Wydawało mi się, że jestem w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, w której nic nie jest oczywiste. Miałem tego dość. Gubiłem się w tym i czułem potwornie przytłoczony. A Lucyna, z pięknej kobiety, zmieniła się nagle w potwora.

Uwolniłem się. Kiedy zmusiłem Lucynę do poważnej rozmowy na temat jej dziwacznych zachcianek i nagłych zmian zdania, oburzyła się, popłakała, a na koniec oświadczyła, że w ogóle mnie nie zna i że żadnego ślubu nie będzie. Tym sposobem przepadła zaliczka za tę wielką salę, ale przynajmniej w końcu odzyskałem spokój. Od dwóch tygodni spotykam się też z Leną, którą poznałem przypadkiem w księgarni. Nie jest może tak przebojowa i zjawiskowa jak Lucyna, ale świetnie mi się z nią rozmawia i… coraz bardziej ją lubię. Mam nadzieję, że tym razem dobrze lokuję swoje uczucia.

Oskar, 30 lat

Czytaj także:
„Teściowa pluła moim rosołem, a teść podsuwał mężowi panienki pod nos. Zagrałam w ich grę, nie dam oskubać się z godności”
„Zostałem ojcem, choć sam jeszcze niedawno byłem w pieluchach. Dostałem zadanie od życia, które odrobiłem sam”
„Wnuczki kochają mnie tylko w dniu emerytury, a potem przestaję dla nich istnieć. Dzisiejsza młodzież to zguba”

Redakcja poleca

REKLAMA