Wychowywała mnie mama. Ojca nie znałem. Co prawda jawiły mi się jakieś niewyraźne obrazy z wczesnego dzieciństwa – barczysta sylwetka mężczyzny, który bierze mnie na barana albo podrzuca w górę – ale zawsze, kiedy pytałem mamę, czy to tata, smutniała.
Zapalaliśmy mu znicza w górach
– Nie. Nie możesz go pamiętać, twój tata zginął na krótko przed twoim urodzeniem – mówiła za każdym razem i zmieniała temat.
Kiedy nieco podrosłem, zrozumiałem, że rozmowy o ojcu sprawiają mamie ból. Zawsze po nich wychodziła do kuchni i wracała z podejrzanie czerwonymi oczami. Dałem więc spokój dociekaniom. Tylko raz w roku sama inicjowała temat. W kolejne rocznice śmierci ojca brała mnie w Tatry i tam, w górach, zapalała świeczkę i rzucała bukiecik kwiatów ze zbocza.
– Twój ojciec zginął w innych, ale na pewno widzi to światełko i wie, że o nim pamiętamy – powtarzała zawsze przy tej okazji.
To tam dowiedziałem się, że ojciec uwielbiał wspinaczkę. Mama opowiadała, że był typem samotnika i że kiedyś wyprawy wyglądały inaczej niż dzisiaj. A także o tym, że któregoś razu już nie wrócił. Ciała nigdy nie odnaleziono. Tylko w górach lubiła go wspominać i wtedy wyrażała swój żal, że nie zdążyli się pobrać. Gdy pytałem dlaczego, trochę wstydliwie spuszczała oczy i tłumaczyła, że nie chciała iść z brzuchem do ołtarza.
Trafiłem pod opiekę wujostwa
Dorastałem więc tylko pod opieką mamy, ale niczego mi nie brakowało. Mama bardzo się starała, żebym nie czuł się w jakikolwiek sposób gorszy od innych dzieci. Bardzo pomagał nam też wujek Antoni, brat mamy, który wziął na siebie wszystkie „męskie” rozmowy.
Gdy byłem w liceum, mama niespodziewanie zmarła. Powaliła ją grypa, wydawało się, że to nic takiego, ale nastąpiły komplikacje, wdała się sepsa. Po dziesięciu dniach walki już nie żyła. Zajęło się mną wujostwo i choć bardzo tęskniłem za mamą, było mi u nich dobrze. Traktowali mnie jak własnego syna, troszczyli się i starali zaspokoić wszelkie moje potrzeby. Czuli dumę z moich osiągnięć i martwili się moimi porażkami. Zawsze mogłem liczyć na ich pomoc i mądrą radę.
Mój bezpieczny świat zawalił się w dniu moich dwudziestych pierwszych urodzin. Z racji osiągnięcia przez mnie „dorosłej dorosłości”, jak żartowało wujostwo, ciocia przygotowała wspaniały obiad.
Przy deserze zaczęła się jednak niespokojnie kręcić i dawać wujowi jakieś znaki. Wreszcie podniosła się z krzesła.
Czułem, że coś jest nie tak
– To wy, mężczyźni, tu sobie posiedźcie i jeszcze pogadajcie – nachyliła się i pocałowała mnie w policzek. Wydawało mi się, że dostrzegłem w jej szklących się oczach współczucie. – Ja muszę iść, obiecałam odwiedzić koleżankę w szpitalu…
– Dobrze, Zosiu, idź – wuj jakby ze smutkiem pokiwał głową.
Ogarnęły mnie złe przeczucia, które się pogłębiały, gdy zalegająca przy stole ponura cisza się przedłużała. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że dziś przez cały czas gadała głównie ciotka, wuj wyglądał na dziwnie zasępionego.
Odnosiłem wrażenie, że chce mi coś powiedzieć, ale nie wie jak. Zdziwiłem się, bo na ogół nie mieliśmy z tym problemu. Między innymi dlatego nie brakowało mi ojca – od zawsze mogłem z wujkiem porozmawiać o wszystkim, co mnie dręczyło, czy to o koledze, który nie chciał się ze mną bawić, czy o dziewczynie, która nachalnie mnie podrywała. Nie było między nami tematów tabu ani skrępowania, więc co się nagle stało?
Patrzyłem na niego zaniepokojony. Kilkakrotnie otwierał usta, ale nie był w stanie wydobyć głosu.
To był dla mnie szok
– Posłuchaj, Paweł – zaczął wreszcie wujek. – Muszę ci coś powiedzieć. Obiecałem twojej matce. To była jej decyzja. Chciała powiedzieć ci prawdę, gdy skończysz dwadzieścia jeden lat… – ciężko westchnął. – Była już wtedy taka słaba, ale bardzo się przy tym upierała, kazała mi przysiąc… – głos mu się załamał.
– Co takiego? – wydusiłem z siebie z trudem, bo mnie też głos odmawiał posłuszeństwa.
Po takim wstępie wiadomość mogła być tylko zła albo jeszcze gorsza.
– Widzisz… twój ojciec wcale nie zginął w górach. On… żyje – powiedział wujek.
Zaparło mi dech. Jak to? Tata żyje?! I przez te wszystkie lata nigdy się nie zjawił, nie odezwał, nie zainteresował własnym synem? Nie wiedziałem, czy bardziej jestem zaskoczony tą niezwykłą wiadomością czy oburzony obojętnością tego, który mnie spłodził. Poczułem też olbrzymi żal do matki, że zataiła przede mną prawdę. Po co była ta coroczna komedia z zapalaniem znicza w górach i te opowieści o ojcu, samotnym bohaterze, który zginął w górach? – myślałem rozgoryczony.
Czemu karmiła mnie iluzją? Oszukiwała mnie dla mojego dobra? Bo ojciec mnie nie chciał? A może to ona nie chciała znać jego i celowo mnie przed nim ukrywała? Za karę, że ją zostawił…
Byłem wściekły na wszystkich
Wszystkie te pytania wyraziłem jednym słowem:
– Dlaczego? – warknąłem, ocierając ze złością napływające do oczu łzy.
Wuj znowu westchnął, czy raczej wziął głęboki oddech, jak przed nurkowaniem.
– Twój ojciec odsiaduje wyrok za podwójne zabójstwo – powiedział wuj i popatrzył mi prosto w oczy. – Dlatego twoja matka przez te wszystkie lata to przed tobą ukrywała. Podobno twój ojciec naprawdę lubił góry, ale tylko tyle dobrego można o nim powiedzieć. Zmyśliła więc, że zginął, opowiadała o nim romantyczne historie, żebyś nie dociekał i żebyś miał jakiś jego obraz w głowie – tłumaczył cicho, jakby znał moje pełne żalu myśli.
– Nie mogę uwierzyć...
– Chciała ci powiedzieć, jak będziesz dorosły i dość silny, by udźwignąć taką wiadomość. Nie doczekała, ale wymogła na mnie obietnicę, że ja to zrobię – wuj sięgnął po szklankę i zaczął łapczywie pić, zupełnie jakby tych parę zdań wyczerpało go do cna.
Ja nie mogłem zrobić nawet tego prostego ruchu, choć w ustach czułem nieprzyjemną gorycz. Siedziałem jak sparaliżowany. Wiadomość walnęła mnie prosto w splot słoneczny. Przez szum w głowie ledwie słyszałem dalsze słowa wujka.
Przeczytałem list od mamy
– Wybacz, ja byłem temu przeciwny, ale… – znowu upił łyk wody – zostawiła dla ciebie list – sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął kopertę. – Przeczytaj. Zostawię cię teraz samego, ale będę w pobliżu…
Kiedy wyszedł, nie od razu przeczytałem ostatnie wynurzenia mamy. Potrzebowałem kilku minut, by zdecydować się na otworzenie listu.
Dowiedziałem się z niego, jak brzmi nazwisko mojego ojca i dlaczego został skazany. To rozwiało resztę moich złudzeń o tym człowieku. Dopuścił się okrutnej zbrodni z niskich pobudek. Byłem w szoku.
Następnych dni prawie nie pamiętam. Dostałem wysokiej temperatury i leżałem w jakiejś malignie. Wujostwo chodziło wokół mnie na palcach, starając się odgadywać moje życzenia. Ale ja nie miałem żadnych, poza jednym – by wymazać tę okropną prawdę z pamięci.
Łudziłem się, że to kłamstwo
Fizycznie doszedłem do siebie dość szybko, ale psychicznie nie potrafiłem się z tym uporać. Masochistycznie wyszukiwałem w internecie wszystko, co napisano o tej sprawie. Szukałem jakiejkolwiek, choćby najdrobniejszej okoliczności łagodzącej, której sąd nie uznał, choć mógł – że postąpił tak, bo musiał, albo działał pod wpływem afektu, albo był chwilowo niepoczytalny. Niestety, nie znalazłem. Wszystko wskazywało na to, że zabił dwie osoby z zimną krwią.
Zaplanował tę zbrodnię z chęci zysku i wykonał swój makabryczny plan. Musiałem pogodzić się z tym, że mój ojciec to okrutny morderca.
Zamknąłem się w sobie, przestałem chodzić na zajęcia, odsunąłem się od najbliższych. Nie chciałem przysmaków, które podsuwała mi drżącą ręką ciocia Zosia, nie reagowałem na życzliwe propozycje wujka, abyśmy pogadali albo coś wspólnie zrobili. Na nic nie miałem ochoty, a na rozmowy najmniej.
Martwili się o mnie
Widząc, jak się szarpię i z dnia na dzień tracę chęć do życia, wujek Antek rozpaczliwie szukał drogi, która wyprowadziłaby mnie z apatii. Teraz umiem to docenić, ale wtedy zbywałem go niechętnymi mruknięciami.
– Paweł, to nie ma sensu! – w końcu wuj nie wytrzymał i podniósł głos. – Do cholery, weź się w garść! Nie jesteś w stanie zmienić przeszłości, ale możesz sprawić, aby nie zaważyła na twojej przyszłości. Chcesz czy nie, musimy pogadać o tym, co cię dręczy.
– Wujku, ale ja nie potrafię! – poskarżyłem się płaczliwie jak małe dziecko. – Nie umiem znaleźć właściwych słów…
– Spróbuj – zachęcił życzliwie – a słowa same napłyną…
Z jednej strony chciałem się wykręcić, ale z drugiej czułem, że przepełniająca mnie mieszanka goryczy, bólu i lęku przelewa się, fermentuje i domaga się ujścia.
– Ja… – zacząłem – ja wiem, że przyszłości nie zmienię. Ale boję się, że ona może zmienić mnie. Co będzie, jeśli odziedziczyłem po nim złe geny? Jeżeli też kogoś zabiję? Jak mam żyć ze świadomością, że jestem synem mordercy? – rozpłakałem się, a wuj niezdarnie pogładził mnie po włosach. Przeczekał mój szloch, po czym podał mi chusteczkę.
Bałem się, że będę taki sam jak ojciec
– Pawełku, myślę, że skłonności do zbrodni się nie dziedziczy. Wręcz przeciwnie, uważam, że świadomość posiadania złej krwi w rodzinie czyni człowieka bardziej uważnym na to, co robi. Na ludzkie zachowanie wpływa wiele czynników. Środowisko, w jakim wzrasta, wzorce, jakie codziennie przyswaja…
– Ale zawsze jest niebezpieczeństwo – przerwałem mu i bezradnie pociągnąłem nosem – że coś się we mnie obudzi. Boję się, że jestem jak tykająca bomba. Jak mam z tym żyć?
– Jesteś z nami od wielu lat – powiedział wujek i popatrzył na mnie z sympatią. – Obserwuję cię codziennie. Nie ma w tobie więcej zła niż w innych ludziach. A jak masz żyć? Sądzę, że potrzebujesz specjalistycznej terapii, dzięki której zrozumiesz, że każdy sam wybiera swój los. To my decydujemy o tym, jak żyjemy.
Posłuchałem wuja. Zgłosiłem się do psychologa, który długo i cierpliwie przeprowadzał mnie przez meandry moich zawiłych emocji. Okrzepłem na tyle, że mogłem wrócić na studia. Każdego dnia bardzo uważnie przyglądam się swoim uczuciom i je analizuję. Nie dopuszczę, aby emocje czy gwałtowne pragnienia wymknęły mi się spod kontroli, żeby wzięły górę nad rozumem. To czyni mnie chłodnym i zdystansowanym, ale nie mam wyjścia.
Muszę być gotowy. Muszę wierzyć, że ani geny, ani przeszłość mojego ojca nie determinują mnie jako osoby, nie naznaczają mnie jego grzechem. Bo kiedyś on wyjdzie z więzienia i może spróbować mnie odnaleźć.
Po co? Nie wiem, ale muszę być wtedy spokojny i pewny siebie, pewny tego, że jestem dobrym człowiekiem. Muszę bez strachu spojrzeć mu w oczy i nadal głęboko wierzyć, że jestem sobą, a nie tylko synem swego ojca mordercy.
Czytaj także: „Kocham żonę, ale w kuchni ma dwie lewe ręce. Po kryjomu jeżdżę dokarmiać się u mamy”
„W stolicy miałam znaleźć bogatego męża. Pech chciał, że zakochałam się w zwykłym parobku bez szkoły i zaszłam w ciążę”
„Przez chorobę nie mogę normalnie żyć. Żyję w nieustannym lęku, a co jakiś czas miewam groźne napady histerii”