Miały być to najbardziej zwariowane wakacje w moim życiu! Same przygody i adrenalina. Od razu po maturze, razem z trzema koleżankami, ruszyłyśmy zwiedzać Europę. Do dyspozycji miałyśmy całe trzy miesiące luzu, parę zaoszczędzonych euro, dwa małe namioty i wypchane plecaki. Tata nie wiedział o naszych prawdziwych planach.
To była tajemnica
Odkąd mama odeszła, opiekował się mną i starszym bratem całkiem sam. Służył w armii i ten wojskowy dryl przenosił do życia rodzinnego. W domu panowały zasady i porządek jak w koszarach. Chociaż byłam już dorosła, bałam się jego reakcji. Dlatego sprytnie przedstawiłam mu tylko fragment prawdy – że z dziewczynami jedziemy na winobranie do Francji. Owszem, taki był jeden z punktów naszej wyprawy, ale zdecydowanie nie jedyny.
Gdy skończą nam się fundusze, zamierzałyśmy dorobić jako obsługa w restauracji albo przy sezonowych zbiorach, by móc ruszyć dalej w trasę. Naturalnie, wybrałyśmy podróżowanie na stopa. W naszych założeniach było też maksymalne oszczędzanie pieniędzy. Będąc pierwszy raz tak daleko od bliskich i własnego domu, poczułam się jak kanarek uwolniony z uwięzi.
Choć Francja była przepiękna, a Hiszpania zrobiła na mnie ogromne wrażenie, to jednak nic nie mogło się równać z tym, co zobaczyłam w Portugalii. Trudno mi wytłumaczyć co tak mnie w niej urzekło. Może chodzi o ludzi, zwłaszcza mężczyzn – ich bezpośredniość przypomina mi trochę polską mentalność.
Pewnego dnia zdecydowałyśmy się na trasę z Porto w kierunku Lizbony, z zamiarem zwiedzenia po drodze paru niewielkich miejscowości. Problem pojawił się już na starcie – była to niedziela, więc łapanie stopa szło nam kiepsko. Wszystkie auta, które nas mijały, były wypchane po brzegi turystami.
Było wspaniale
Zaczęłyśmy już myśleć o spędzeniu nocy w pobliskich zaroślach. Nagle usłyszałyśmy pisk hamulców – tuż obok nas stanął luksusowy samochód, a siedzący w nim przystojniak odezwał się po angielsku:
– Cześć dziewczyny, może was podwieźć?
Zgodziłyśmy się na propozycję. Kierowca nie tylko podrzucił nas pod pole namiotowe, ale też zaproponował wspólny posiłek wieczorem. Przyprowadził również swoich znajomych. Spędziliśmy razem fantastyczny wieczór.
Jorge cały czas mnie obserwował. Od razu wyczułam, że wzbudziłam jego zainteresowanie, a zaproszenie na kolację to tak naprawdę próba lepszego poznania mnie. To było niesamowite przeżycie. Nie mógł się pogodzić z informacją o naszym wyjeździe do Lizbony za dwa dni. Starał się nas przekonać do zostania w jego miejscowości, a gdy stanowczo obstałyśmy przy swoich planach, postanowił zostać naszym osobistym przewodnikiem!
Zbliżałyśmy się do końca naszej podróży i szczerze mówiąc miałyśmy już dość łapania okazji. Dlatego propozycja wspólnej jazdy bardzo nas ucieszyła. Ja także szczególnie nie mogłam oderwać od niego wzroku. Oczywiście podczas całej drogi siedziałam z przodu, przy Jorge’u, który po jakimś czasie położył dłoń na mojej.
Zauroczył mnie
– No proszę, automatyczna skrzynia ma swoje zalety! Zamiast bawić się biegami, można podrywać pasażerkę – żartowały dziewczyny z tylnego siedzenia, trochę zazdrosne, że Jorge poświęca mi tyle uwagi.
Już na starcie wiedziałam, że ta relacja to coś więcej niż wakacyjna przygoda. Traktował mnie wyjątkowo – czuły, uważny na moje życzenia, sypał miłymi słowami i otaczał opieką. Po prostu wymarzony partner, na dodatek diabelnie przystojny! A najlepsze było to, że nie próbował od razu wylądować ze mną w sypialni!
Każdy kolejny dzień sprawiał, że angażowałam się w tę miłość jeszcze mocniej. Im bliżej było końca naszego urlopu, tym bardziej widać było jego rosnący niepokój.
– Nie dam rady żyć bez ciebie! Potrzebuję mieć cię blisko! – Zawołał głosem pełnym dramatu i niepokoju.
A kiedy zobaczyłam błyszczący pierścionek zaręczynowy, prawie oszalałam ze szczęścia. Jorge poprosił mnie o rękę i chciał, żebyśmy pobrali się najszybciej jak to możliwe.
– Po co wracać do Polski? Przecież sama wiesz, że relacje z twoim tatą nie są najlepsze, a mieszkasz tylko z nim. Możesz spokojnie studiować tutaj, w Portugalii. Nasza rodzinna posiadłość jest olbrzymia i piękna. Z nami poczujesz się jak w domu.
Uległam mu
Jego błagania brzmiały w moich uszach niczym cudowna muzyka. Obiecałam więc, że pojadę do Polski tylko po to, by załatwić potrzebne papiery. Od razu wyznaczył termin ślubu w urzędzie na początku października. W ten sposób zostało mi około miesiąca na ogarnięcie wszystkich spraw urzędowych. Musiałam przetłumaczyć na portugalski zarówno swój akt urodzenia, jak i zaświadczenie o stanie wolnym. I chociaż czasu było mało, dla mnie to oczekiwanie ciągnęło się w nieskończoność.
Wróciłam z wakacji w świetnym nastroju i od razu zaczęłam załatwiać papiery. Oczywiście nic nie mówiłam o tym ojcu. Na bank by mnie nie wypuścił z domu. Moje przyjaciółki też nie miały zielonego pojęcia, co planuję. Bałam się, że spróbują wybić mi to z głowy. Nie chciałam słuchać ich mądrych rad, bo marzyłam o skoku na głęboką wodę. Jorge telefonował do mnie każdego dnia po kilka razy, a ja już nie umiałam sobie wyobrazić, jak mogłabym żyć bez niego.
Pamiętnego dnia października zrezygnowałam z pójścia na zajęcia na uczelni. Zabrałam niewielki bagaż i ruszyłam prosto na lotnisko. Czekał tam na mnie samolot. Myślałam, że po przylocie od razu pojedziemy do jego rodzinnego domu, gdzie poznam jego najbliższych. Ale spotkała mnie niespodzianka – zamiast do zapowiadanego domu, trafiliśmy do hotelu w Lizbonie. A kolejnego dnia stanęliśmy przed urzędnikiem, który udzielił nam ślubu.
Nie znosili mnie
– Chcę, żebyś przekroczyła próg mojego domu już jako moja małżonka! – powiedział mi wtedy.
Z jednej strony czułam strach, a z drugiej ekscytację. Nikt z najbliższych – ani ojciec, ani braciszek – nie wiedzieli nic o moim zamążpójściu. Gdy przekazałam tacie wiadomość o ślubie z facetem z Portugalii, odebrało mu mowę.
– Dziecko, nie zdajesz sobie sprawy z konsekwencji… – powiedział łagodnie, co było do niego niepodobne, bo zazwyczaj przemawiał jak na wojskowego przystało. – Jednak życzę ci wszystkiego dobrego, bo mam przeczucie, że przyda ci się dużo szczęścia.
Cała rodzina Jorge’a – rodzice wraz z siostrą – była w szoku, gdy nagle zjawił się w domu ze mną, swoją małżonką. Do dziś nie rozumiem, skąd mu się wzięło przekonanie, że wszystko między jego bliskimi a mną będzie układać się wspaniale. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. Już pierwszego dnia dali mi odczuć, że traktują mnie jak intruza.
Ojciec mojego męża zdawał się doceniać mój urok. Za to jego małżonka wraz z dwiema najstarszymi córkami pozostawały całkowicie nieprzejednane. Cokolwiek robiłam, by złapać z nimi wspólny język, spotykałam się z murem obojętności. Sytuację komplikował fakt, że nie mówiłam po portugalsku, a one uparcie odmawiały używania angielskiego, mimo że doskonale go znały. Mieszkali w sporej rezydencji, gdzie Jorge miał do swojej dyspozycji luksusowo wykończoną połowę jednego z pięter.
Byłam jak w klatce
Kto by pomyślał, że spędzę tam kilka miesięcy jak w klatce… Z własnej woli, bo przecież nikt nie pilnował drzwi. Rzecz w tym, że nie było dla mnie żadnej alternatywy. Jorge, jeszcze przed naszym ślubem, snuł piękne wizje – obiecywał lekcje portugalskiego, mówił nawet o studiach. Ale gdy próbowałam wrócić do tych planów, zbywał mnie wymijającym „pogadamy później”. Co gorsza, ten kochający mężczyzna, którego znałam wcześniej, gdzieś się rozpłynął.
Kompletnie mnie zaskoczyło, gdy nagle przestał się odzywać. Z goryczą pomyślałam: „No tak, już mnie zdobył, więc przestałam być interesująca”. Nie wiedziałam, komu się wyżalić. Odpadał telefon do taty, a koleżankom też nie mogłam się zwierzyć. Za nic nie chciałam usłyszeć ich „przecież cię ostrzegałyśmy!”.
Nie da się ukryć, że był hojny. Jednak jego upodobania wydawały mi się przesadnie krzykliwe. Jako jasna blondynka kiepsko wyglądam w takich jaskrawych barwach. Mimo to Jorge oszalał na punkcie tych ciuchów, a ja tak bardzo chciałam mu zaimponować! Dlatego zakładałam je bez słowa sprzeciwu.
Z czasem jednak odkryłam niepokojący fakt – nie byłam jedyną osobą, która je nosiła… Mój mąż często znikał wieczorami pod pretekstem ważnych spotkań służbowych. Aż w końcu zauważyłam dziwną prawidłowość – za każdym razem, gdy wychodził, jedna z tych wyzywających kreacji znikała z mojego wieszaka.
Nie miałam nikogo
Wiedział doskonale, że nie mam się komu wyżalić, bo nikogo w jego otoczeniu nie obchodziły moje problemy. Nie zamierzałam dłużej siedzieć w tym chorym układzie. Mimo że Jorge straszył mnie, że jak odejdę, to mnie zniszczy finansowo, wyszłam z jego mieszkania tak jak stałam, biorąc tylko dokumenty i trochę gotówki.
Z sercem w gardle ruszyłam autostopem z powrotem do kraju. Droga do Polski zajęła mi prawie tydzień. Pierwszy raz jechałam sama, więc stres mi towarzyszył przez całą trasę. Na noclegi wybierałam tanie przydrożne motele.
Na szczęście los był dla mnie łaskawy i nic przykrego się nie wydarzyło – widocznie niebo uznało, że wystarczy już tych zmartwień. Kiedy w końcu dotarłam do rodzinnego domu, tata bez słowa mocno mnie objął, czego nie robił od bardzo dawna. Nie wypytywał o nic. Tak oto wróciłam do normalności, którą porzuciłam parę miesięcy temu dla Jorge’a.
Rozpoczął się nowy rozdział – podjęłam studia, a równocześnie wystąpiłam o rozwód w Polsce. Na serdecznym palcu, który słońce Portugalii zdążyło mocno opalić, została mi tylko jasna obwódka po obrączce. Ale i ta pamiątka szybko się zatarła. Można było pomyśleć, że Jorge wcale nie istniał w moim życiu.
Alicja, 20 lat
Czytaj także:
„Na randce serce zabiło mi mocniej, lecz nie do kochanka. Gdy kelner przyniósł napoje, podałam mu się jak na tacy”
„Kłóciłem się z żoną nawet o domowy smalec. Gdy ona patrzyła na mnie z obrzydzeniem, łasa sąsiadka miała na mnie chrapkę”
„Spokojny wieczór zamienił się w prawdziwy koszmar. Największemu wrogowi nie życzę takiego strachu”