„Myślałam, że znam swojego chłopaka na wylot. Nabrałam podejrzeń, gdy co noc ulatniał się z sypialni”

zmartwiona kobieta fot. iStock, EmirMemedovski
„Zaniemówiłam z wrażenia, trzymając w garści zakorkowaną butelkę. Po chwili zaś odstawiłam ją na bok, jakby zaczęła mnie parzyć”.
/ 09.07.2023 09:15
zmartwiona kobieta fot. iStock, EmirMemedovski

Przeszliśmy do kolejnego etapu naszej znajomości. Po okresie randek nastał czas, gdy Markowi coraz częściej zdarzało się zostawać u mnie na noc. Sprawy wydawały się zmierzać w kierunku stałego związku. A że byłam zakochana, sytuacja ta bardzo mi odpowiadała.

Jesteśmy ludźmi zapracowanymi, więc naprawdę nacieszyć się sobą mogliśmy tylko nocami. Gdy dochodziło do takiego spotkania, dbaliśmy o jego oprawę. Kolacja, świece, muzyka i... Po takich wieczorach zasypiałam ukojona i szczęśliwa.

Wiedziałam, że Marek kiepsko sypia, i że czasem zdarza mu się wstawać
w nocy. Prosił, żebym się tym nie przejmowała i jeśli się przebudzę, to żebym starała się zasnąć z powrotem, nie czekając na jego przyjście. Zwykle jednak wychodził z łóżka bardzo cichutko, więc najczęściej tego nawet nie rejestrowałam.

Początkowo myślałam, że chodzi wtedy do łazienki. Jednak któregoś dnia, gdy i ja miałam problem z zaśnięciem, a Marka długo nie było, wstałam, aby sprawdzić, co on robi. Zastałam go w kuchni. Przygotowywał sobie wielką porcję lodów.

Słowem szaleństwo! 

– Ale sobie dogadzasz! – skomentowałam ten widok.

Marek speszył się lekko.

– Ano dogadzam... – przyznał. – Chcesz takie same?

– Smakowicie wygląda – westchnęłam i poprosiłam o przyrządzenie i dla mnie takiej porcji.

Oprócz dwóch rodzajów lodów, na to danie składała się jeszcze cząstka melona, brzoskwinia z puszki i jogurt. Słowem szaleństwo! Nie zdziwiło mnie to zbytnio, bo zdążyłam już poznać Marka upodobanie do celebrowania posiłków. Nawet mi się podobało, że późno w nocy z wielką starannością robi sobie taką ucztę. Po chwili była już gotowa równie elegancka porcja dla mnie. Zjedliśmy i wróciliśmy oboje do łóżka.

Jakiś czas później, gdy Marek znów został u mnie, przebudziłam się w nocy i spostrzegłam, że nie ma go w łóżku. Wstałam i poszłam do kuchni, bo stamtąd docierało do mnie światło. Marek, tak jak poprzednio, siedział przy stole i zajadał wielką porcję lodów z owocami i jogurtem.

– Czy ty co noc pochłaniasz taką michę? – spytałam rozbawiona.

– To jest mój środek nasenny – wyznał wtedy Marek. – Gdy najem się takich słodkości, zasypiam jak dziecko.

– Nie dość ci innych słodkości? – spytałam zalotnie.

Marek roześmiał się, przytulił mnie, podzielił się lodami i znów poszliśmy razem spać. Zrozumiałam, że mój nowy partner ma taką sympatyczną słabostkę – lubi lody. I nie dziwiło mnie, że w mojej zamrażarce zawsze znajdowały się pudełka z lodami, a w kuchennej szafce brzoskwinie czy mandarynki w puszce, o jogurcie nie wspominając.

– Ty dbasz o to „lodowe” zaopatrzenie jak nałogowiec o wódkę czy papierosy – skomentowałam to kiedyś ze śmiechem.

– Ale przyznasz, że to niewinne upodobanie, nawet jeśli nałogowe – odparł chłodnym tonem.

– Oczywiście – przyznałam. – Jedz na zdrowie, jeśli ci to służy. To doprawdy czarujące dziwactwo.

Marek przemilczał tę moją uwagę

Aż przyszedł dzień moich urodzin. Nie przyznałam się do tego Markowi, bo chciałam mu zrobić niespodziankę i przygotować uroczystą kolację. Wyszłam z pracy wcześniej, zrobiłam zakupy i zabrałam się do przygotowywania uczty. Gdy wszedł i zobaczył nakryty stół, nie ucieszył się, tylko – dziwnie speszony – usiadł przy nim w milczeniu.

– Dziś są moje urodziny – oznajmiłam. – Należy wypić toast za moje zdrowie.

– Ja nie piję – odparł chłodno Marek.

– Jak to, nawet za moje zdrowie nie wypijesz? – spytałam lekko dotknięta.

– Nie – zakomunikował z dziwną stanowczością.

Nie upierałam się oczywiście przy toaście, zjedliśmy kolację bez wina. A ja dopiero teraz  – choć byliśmy już parą od paru miesięcy – uświadomiłam sobie, że dotąd naszym posiłkom nigdy nie towarzyszył alkohol. A że ja za nim nie przepadam, wcześniej tego w ogóle nie zarejestrowałam.

– To nawet fajnie, że nie pijesz – powiedziałam, zatykając korkiem nienapoczętą butelkę wina – ale to jednak nietypowe. Czy to z powodu jakiejś choroby? – spytałam na koniec.

– W pewnym sensie tak – odparł Marek. – Jestem zaleczonym alkoholikiem i najmniejszy kieliszek byłby katastrofą.

Zaniemówiłam z wrażenia, trzymając w garści zakorkowaną butelkę. Po chwili zaś w pośpiechu odstawiłam ją na bok, jakby zaczęła mnie parzyć. Nagle dotarło do mnie, że w naszych rozmowach mało dotąd było zwierzeń dotyczących przeszłości. O ile ja zwierzałam się czasem trochę, o tyle Marek raczej unikał wspomnień.

– Zaczęło się od imprez z kumplami, jak u wszystkich, ale potem było sześć lat cugu – wyznał teraz. – Jeśli byś mnie pytała, co ja w tym czasie robiłem, to poza piciem właściwie nic nie pamiętam. Pracowałem jak zdalnie sterowana maszyna i krzywdziłem rodzinę.

Tego, że była przede mną w jego życiu jakaś kobieta, domyślałam się z jakichś drobnych uwag, ale rodzina?!

– Córka urodziła nam się, gdy już piłem na umór. Niedługo potem żona wystąpiła o rozwód i zakazała mi widywać dziecko. Uciekła tak daleko, że nawet nie wiem, gdzie ich szukać.

Zapadło długie, ciężkie milczenie

– A potem wyrzucili mnie z pracy i poszedłem na bruk – dodał cicho. – Uratował mnie brat, wziął do siebie i zmusił do leczenia. Nie piję od czterech lat.

– Nie do wiary, taki normalny, porządny facet, a po takich przejściach! – nie umiałam ukryć zdumienia.

– Tak to jest– odparł Marek. – Alkoholizm nie jest specjalnością tylko meneli spod budki z piwem. To choroba, która zdarzyć się może także w najlepszym towarzystwie.

– To dzielny jesteś, że sobie z tym poradziłeś – bąknęłam, bo chciałam powiedzieć coś pozytywnego.

Czułam, że to wyznanie sporo Marka kosztowało.

– To czas na nagrodę za to twoje niepicie – oznajmiłam i wyszłam do kuchni, skąd przyniosłam wyciągnięte z lodówki dwa wielkie puchary lodów przystrojone tak, jak Marek lubi, owocami, jogurtem i czekoladą.

– To jest rzeczywiście moja nagroda za niepicie – przyznał Marek na widok szykownego deseru. – Odkąd nie piję, najwięcej kłopotów mam z bezsennością. Nawet seks nie usypia mnie skutecznie. Natomiast lody – tak. Więc gdy sen nie nadchodzi, robię sobie taką porcję, najadam się i uspokajam.

– I teraz jesteś uzależniony od lodów! – zażartowałam.

Po czym podeszłam do Marka i mocno się do niego przytuliłam.

– Lody to nagroda za niepicie, którą sam sobie ustanowiłem – mruknął do mnie Marek. A ty jesteś nagrodą, którą ofiarował mi za to los.

Odtąd na równi z Markiem dbam o to, aby w naszej lodówce zawsze były lody i owoce do nich... 

Czytaj także:
„Mój chłopak mnie nie szanował. Przyjaciółka uznała, że to moja wina i jak się nie zmienię, to stracę ten przecudowny skarb”
„Mój chłopak to zimny drań. Obok rozgrywała się tragedia, a on ze spokojem pochłaniał mielone. Spakowałam się i odeszłam”
„Mój chłopak nie wytrzymał presji rodziców i rzucił mnie, bo byłam tylko córką robotnika. Zostałam sama z brzuchem”

Redakcja poleca

REKLAMA