„Mój chłopak mnie nie szanował. Przyjaciółka uznała, że to moja wina i jak się nie zmienię, to stracę ten przecudowny skarb”

kobieta zawiedziona chłopakiem fot. iStock, EmirMemedovski
„Byłam pewna, że ukochany robi mi na złość, a najlepsza przyjaciółka chce wmówić, że to ze mną coś jest nie tak… Dobrze, sami tego chcieliście!”.
/ 20.06.2023 08:30
kobieta zawiedziona chłopakiem fot. iStock, EmirMemedovski

Słyszałam go z daleka. W ciszę klatki schodowej wkradł się niepokojący szum, który na półpiętrze zmienił się w wyraźny hałas. Gdy doszłam przed drzwi naszego mieszkania, był to już łomot. „Znowu” – pomyślałam, otwierając je ze złością. 

– Ścisz to! – wrzasnęłam. – Przecież tyle razy cię prosiłam!

Zanim Krzysiek doczłapał się z kuchni do kanapy, na której jak zwykle zostawił pilota, dla mnie minęła wieczność. Dźwięki muzyki wbijały mi się w mózg jak miliony igiełek, jeszcze chwila, a bym zwariowała. Już chciałam zrugać mojego chłopaka, że tyle razy mówiłam mu, że nie znoszę hałasów, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Bo widziałam przecież, jak się stara. A skąd mógł wiedzieć, że wrócę dzisiaj z pracy wcześniej?

– Moje kochanie, tak wcześnie w domu, jaka niespodzianka – pojawił się w przedpokoju i uśmiechnięty od ucha do ucha szedł w moim kierunku. Ale ja chyba wciąż miałam minę cierpiętniczą. – Co się stało? – zapytał zdziwiony.

„Jak to co, do diabła?! Mało mi głowy nie rozsadziło! Czy ty naprawdę nie rozumiesz tego, co do ciebie tyle razy mówiłam?!” – wrzasnęłam w myślach. 

Słowami ujęłam to delikatniej. 

– Nic, nic, tylko ta głośna muzyka. Przecież wiesz, że taki hałas odczuwam niemal boleśnie – powiedziałam. Starałam się, by brzmiało to neutralnie, ale nawet ja sama słyszałam w swoim głosie wyrzut.

Tyle razy go prosiłam, żeby był tylko trochę ciszej. Chcę odpocząć we własnym domu

Krzysiek popatrzył na mnie zdziwiony.

– Przecież nie wiedziałem, że wrócisz wcześniej. Chciałem normalnie posłuchać mojej muzyki, przy tobie to niemożliwe.

Aha, więc to moja wina!

– Normalnie? Przeciwko normalności nic bym nie miała. Ale to taki łomot, że… że… słychać piętro niżej. Normalnie to przy nim można tylko oszaleć! – krzyknęłam mu prosto w twarz. 

Ale mój chłopak chyba nadal nic nie rozumiał, bo wzruszył tylko ramionami i wciąż spokojnym głosem mówił:

– Wszystko ci przeszkadza. Muzyka za głośna, telewizor wyje, nawet wiatraczki chłodzące w komputerze musiałem wymienić, bo mówiłaś, że hałasują jak silnik odrzutowca. Ale nowe, najcichsze, jakie mieli w serwisie, też są dla ciebie za głośne. To może jednak nie z moim, tylko z twoim odczuwaniem hałasu jest coś nie tak?

Jak on tak może! 

– Z moim? Czy tak trudno zrozumieć, że w domu chciałabym odpocząć i mieć trochę spokoju?

Tym razem nawet mojego spokojnego chłopaka poniosły nerwy.

– A tobie tak trudno zrozumieć, że ja też tu mieszkam? Że chciałbym się czasem czuć swobodnie i posłuchać ulubionej muzyki albo obejrzeć film, tak jak lubię!

Tego było już za dużo. Zacisnęłam zęby, odwiesiłam płaszcz, potem zdjęłam czapkę, szalik, rękawiczki i równiutko, wręcz metodycznie je złożyłam i odłożyłam na właściwe miejsca. Czapka musiała być najbardziej po zewnętrznej stronie półki, na wierzchu. Cierpiałam, jeśli ktoś ją czymś przykrył albo przesunął choćby o centymetr. Następnie wyjęłam książkę z torebki i ze wzrokiem wbitym w podłogę pomaszerowałam w kierunku sypialni. Byle tylko znowu się nie rozpłakać.

– Kochanie, przepraszam, przecież wiesz, że nie chciałem – mówił łagodnie Krzysiek, ale nie reagowałam.  Minęłam go jak dumna królowa, a kiedy znowu zaczął mówić, żebym się już nie wygłupiała, zamknęłam mu przed nosem drzwi do sypialni. „Uff, udało się” – pomyślałam, rzucając się na łóżko. Kiedy czułam się już bezpieczna, łzy popłynęły mi same.

– Co się znowu stało? – Krzysiek otworzył drzwi z takim impetem, że prawie je wyrwało.

– Nie szarp tak klamką, bo ją urwiesz – burknęłam.

– Wcale nie szarpię, otworzyłem normalnie – powiedział mój chłopak usprawiedliwiająco, ale dla mnie tylko dolał tym oliwy do ognia. „Czemu on to robi? Czemu tak mi dokucza i ma w nosie mój komfort?”.

– No, kochanie… Popatrz na mnie… – był już obok łóżka, kucnął i pogłaskał mnie po głowie. Kiedy spojrzałam na niego, byłam zrozpaczona tak, że łzy tym razem poleciały mi ciurkiem. Co on wyprawia? Najpierw mnie wkurza, a potem udaje że nic się nie stało! – Ja już tego dłużej nie wytrzymam! – zaniosłam się głośnym płaczem.

– Przecież nic takiego się nie stało – mówił coraz bardziej poirytowany Krzych, na co odpowiadałam kolejnymi spazmami. – Co ja mam zrobić? Powiedz mi, co zrobić, żebyś była zadowolona? Bo teraz wszystko ci przeszkadza, wszystko robię nie tak!

„Pewnie, że robisz!” – pomyślałam, ale nie miałam sił powiedzieć tego na głos. Zresztą i tak nic by to nie dało. Kochałam Krzycha i coraz częściej widziałam w nim partnera, z którym spędzę resztę życia, ale przychodziły takie momenty – jak teraz – że najchętniej bym uciekła. Bo pod wieloma względami był niereformowalny!

Tyle razy mu powtarzałam, żeby nie zapalał wieczorami wszystkich lamp i górnego światła w salonie. Ale on wciąż to robił, a najbardziej lubił włączać je znienacka. Kiedy siedziałam na kanapie otulona kocem, wchodził z impetem i zapalał światła, które aż wypalały mi oczy. Nie słuchał próśb, żeby rano, jeśli wstanie przede mną, cichutko zamknął za sobą drzwi do kuchni i tak samo cichutko przygotował sobie śniadanie. Nie wiem, jak to robił, ale zawsze budził mnie brzęk patelni, talerzy i kubków. A kiedy zmywał, to jakby przez nasze mieszkanko przebiegało stado koni!

Zadzwoniłam do przyjaciółki, żeby się wyżalić, ale Kaja od razu mi przerwała

I jeszcze te jego kadzidła. To była jakaś bomba zapachów, od której kręciło mi się w głowie, gdzie on znalazł takie śmierdziele? 

– Jak to gdzie? W sklepie. Kadzidełka jak kadzidełka, nie ma w nich niczego szczególnego. Ale jeśli ci tak bardzo przeszkadzają, będę je zapalał tylko wtedy, kiedy nie ma cię w domu – powtarzał ugodowo mój chłopak. Tylko co z tego, skoro ja czułam je długo potem. Wkurzona na złośliwość Krzyśka płakałam w poduszkę, a on widząc mnie z zaczerwienionymi oczami, pytał:

– Co się znowu stało?!

Nie wytrzymam dłużej z chłopakiem, który w ogóle mnie nie słucha i ciągle robi to, co tak bardzo mi przeszkadza!

– Kocham go, ale to nie ma sensu – poskarżyłam się przyjaciółce. Zadzwoniłam do niej natychmiast po kłótni o zbyt głośną muzykę, bo musiałam się komuś wyżalić. Ale Kaja zamiast mnie pocieszyć, tylko westchnęła i zapytała:

– Co znowu takiego strasznego zrobił? Postawił szklankę nie tam gdzie trzeba? Za długo się śmiał, oglądając film?

Nie wierzę, nawet ona przeciwko mnie! Już chciałam zacząć płaczliwą przemowę, ale Kaja mnie uprzedziła:

– Marcela, zamęczysz jego i siebie – powiedziała łagodnie. – Byłam u was wielokrotnie, znam Krzyśka doskonale i nie wydaje mi się, żeby robił ci coś na złość. No, może jest dość żywotny, dużo mówi i się śmieje, ale to przecież nie przestępstwo. Poza tym, od początku wiedziałaś, że tak się zachowuje – mówiła jak do dziecka. – Więc jeśli go naprawdę kochasz, wyluzuj. Daj mu żyć i nie szukaj dziury w całym. A jak nie potrafisz, idź do psychologa. Mogę popytać i kogoś ci znaleźć – mówiła.

Zatkało mnie tak, że zamiast rzucić telefonem, stałam jak skamieniała, wciąż trzymając go przy uchu.

– Dobrze. Może to dobry pomysł, pójdę – wykrztusiłam.

– Bardzo mądrze robisz. Zobaczysz, że ci pomoże – ucieszyła się Kaja.

Dwa dni później Kaja przysłała mi telefony do kilku poleconych specjalistów. Sprawdziłam wszystkich w internecie i wybrałam starszą panią. Nawet na zdjęciu budziła moje zaufanie i wiedziałam, że zrozumie, jak uciążliwe jest moje życie.

– Co panią do mnie sprowadza? – zaczęła, kiedy do niej dotarłam. Miała tak łagodny głos i patrzyła tak uważnie, że – choć byłam mocno zestresowana, bo nigdy wcześniej nie korzystałam z pomocy takiego specjalisty – słowa popłynęły same. Mówiłam i mówiłam. O tym, że ludzie, a przede wszystkim mój ukochany, mnie nie rozumieją i robią mi na złość. Za głośno słuchają muzyki, zapalają za dużo świateł i ciągle trzaskają drzwiami.

Krzysiek nigdy nie odkłada rzeczy tam, gdzie ich miejsce, a w pojemniku na sztućce zostawia widelce końcówkami do góry chyba tylko po to, żebym o nie zaczepiła i się pokaleczyła. Za grubo obiera warzywa, zbyt krótko je myje, nigdy nie ukręci porządnie sosu, przez co wolę wszystko zrobić sama, niż po nim poprawiać. Pani doktor tylko kiwała głową, wiedziałam więc już, że mnie rozumie i mam rację, kiedy nagle zapytała:

– A co by się stało, gdyby sos był wymieszany trochę mniej?

Jak to co? Przecież… – aż się zapieniłam, że ona też jest przeciwko mnie. Ale pod jej przenikliwym wzrokiem powietrze w końcu ze mnie uszło i pomyślałam: „Właściwie to nic, najwyżej oliwa nie połączyłaby się dobrze z czosnkiem. Ale świat się przez to nie zawali. W sumie w smaku to nie za bardzo się poczuje”. Nie powiedziałam jednak tego.

Zaczęła za to ona mówić, a właściwie zadawać mi pytania. Skąd ona o mnie tyle wie? Czy dlatego Kaja pytała, kogo wybrałam? Żeby potem do niej zadzwonić i opowiedzieć jej o mnie ze szczegółami? Że jestem perfekcjonistką i wszystko muszę zrobić idealnie. Roztrząsam miesiącami drobne sprawy, przeżywam, gdy ktoś na mnie krzywo spojrzy albo zastanawiam się, czy nie byłam zbyt niemiła, zgłaszając reklamację popsutego smartfona?

Nie potrafię podjąć decyzji, kolor ścian w sypialni wybieram tygodniami, a oferty wyjazdów na wakacje zaczynam przeglądać już jesienią i analizuję je w najdrobniejszych szczegółach. Strasznie przeżywam, gdy inni są smutni i zaczynam płakać szybciej niż oni. Płaczę na filmach, czytając książki, a nawet oglądając reportaże telewizyjne, w których komuś dzieje się krzywda. A skrzywdzone zwierzaczki?! Wystarczy plakat z reklamą mięsa, żebym sobie wyobraziła, zamiast kotleta, świnkę. I oczywiście zalała się łzami. 

Na szczęście wszystko ze mną w porządku, a Krzysiek nie robi mi na złość

– Wszystko jasne, tak jak podejrzewałam – powiedziała tymczasem kobieta. Skuliłam się w sobie czekając na wyrok, kiedy dodała: – Pani mózg odbiera i przetwarza więcej bodźców niż przeciętnie, dlatego wszystko odczuwa pani mocniej. Fachowo na takich ludzi mówimy „osoby wysoko wrażliwe”, i jest ich całkiem sporo.

Słuchałam z zapartym tchem, ale już do mnie docierało, że ani ja nie jestem nienormalna, ani Krzysiek mi nie robi na złość. Po prostu to, co dla niego jest zwykłym dźwiękiem, dla mnie jest łomotem, a normalne światło mnie razi jak słońce. Dowiedziałam się jeszcze, że jeśli znam już mój stan, mogę sprawić, żeby żyło mi się lepiej. Bo wiem, co mi przeszkadza.

Odetchnęłam z ulgą, a po powrocie do domu opowiedziałam wszystko Krzychowi. Słuchał cierpliwe, a potem jeszcze widziałam, że czyta w internecie. Do dalszego życia przygotowaliśmy się metodycznie: wyciszyliśmy pokój dla niego, gdzie będzie mógł słuchać muzyki tyle, ile chce, oraz sypialnię dla mnie, żeby nie przeszkadzały mi hałasy z kuchni. Wymieniliśmy żarówki na mniej jaskrawe, ja wyprułam ze swoich ubrań drapiące metki i zmieniłam pościel na delikatniejszą.

Wciąż zdarza mi się wybuchnąć, rozpłakać albo rozpamiętywać drobne zdarzenia, ale ponieważ wiem, dlaczego tak się dzieje, szybko przestaję się tym przejmować. Nie denerwuje się też Krzych, bo już wie, że jestem księżniczką na ziarnku grochu i że ten groch mnie czasem uwiera.

Czytaj także:
„Miał na mnie czekać, a związał się z moją siostrą. Zamieniłam zatem Włodka na Vittoria”
„Byłam na każde zawołanie mamy i siostry. Nie potrafiłam im odmówić. W końcu powiedziałam >>dość<<, a one się obraziły”
„Ja - outsider, on - dusza towarzystwa. Okazało się, że możemy być świetnymi kumplami, a jednak trochę mu zazdrościłem”

Redakcja poleca

REKLAMA