„Myślałam, że znalazłam pracę moich marzeń. Nie przypuszczałam nawet, co będę musiała zrobić, by dostać zasłużoną pensję”

kobieta fot. iStock by Getty Images, fizkes
„Zaczęłam wierzyć, że trafiłam do miejsca, które da mi możliwości rozwoju, o jakich marzyłam. Szef często powtarzał, że firma jest jak rodzina, a ja jestem jej częścią. Ta wizja mnie uspokajała, mimo że wciąż nie podpisałam umowy o pracę”.
/ 30.12.2024 17:30
kobieta fot. iStock by Getty Images, fizkes

Po wielu miesiącach bezowocnych poszukiwań, w końcu znalazłam ofertę pracy, która wydawała się idealna. Firma prowadzona przez pana Krzysztofa, pełnego energii właściciela, obiecywała rozwój i pracę w dynamicznym zespole. Jako młoda i ambitna osoba byłam gotowa na nowe wyzwania. Marzyłam o stabilizacji i miejscu, w którym będę mogła wykorzystać swoje umiejętności.

To był nowy start

Kiedy po raz pierwszy przekroczyłam próg niewielkiego biura, czułam ekscytację, ale i lekką niepewność. Właśnie zaczynał się nowy rozdział w moim życiu, który – jak wierzyłam – przyniesie mi spełnienie zawodowe.

Właściciel firmy, od razu wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Był pełen zapału i opowiadał o swoich wielkich planach na rozwój. Z entuzjazmem podkreślał, że szuka ludzi takich jak ja – młodych, ambitnych, gotowych na nowe wyzwania.

– Potrzebuję kogoś, kto ma pomysły i nie boi się ciężkiej pracy – powiedział na naszej pierwszej rozmowie. – Razem możemy zrobić coś wyjątkowego.

Czułam się wyróżniona. Już pierwszego dnia zlecił mi opracowanie nowej kampanii reklamowej dla jednego z klientów. Byłam podekscytowana, ale i pełna obaw, czy sprostam jego oczekiwaniom.

Każdego dnia pracowałam z zaangażowaniem. Zostawałam po godzinach, by dopracować projekty, a gdy klient zaakceptował propozycję bez żadnych poprawek, czułam dumę.

– Dobra robota. Wiedziałem, że się nie zawiodę – powiedział szef, patrząc na mnie z uznaniem.

Byłam pełna optymizmu

Zaczęłam wierzyć, że trafiłam do miejsca, które da mi możliwości rozwoju, o jakich marzyłam. Szef często powtarzał, że firma jest jak rodzina, a ja jestem jej częścią. Ta wizja mnie uspokajała, mimo że wciąż nie podpisałam umowy o pracę.

– To tylko formalność – tłumaczył. – Wszystko załatwimy, jak tylko znajdę chwilę czasu.

Nie chciałam go ponaglać. Praca sprawiała mi satysfakcję, a relacje z zespołem były naprawdę dobre. Wierzyłam, że wszystko jest na dobrej drodze.

Któregoś dnia podzieliłam się wrażeniami z moją przyjaciółką Ewą.

– I jak pierwsze dni? – zapytała z ciekawością.

– Świetnie! Pan Krzysztof jest bardzo zaangażowany. Widać, że zależy mu na rozwoju firmy – odpowiedziałam z entuzjazmem.

– A co z umową? Podpisałaś już?

– Nie, ale to tylko kwestia czasu. Wiesz, jak to jest w małych firmach – próbowałam ją uspokoić.

– Uważaj. Czasem ludzie obiecują więcej, niż są w stanie dać – odpowiedziała, a w jej głosie usłyszałam troskę.

Nie chciałam wierzyć, że coś może być nie tak. Wszystko wydawało się zbyt dobre, by mogło być fałszywe.

Czułam, że coś nie gra

Z każdym kolejnym tygodniem coś jednak zaczynało mnie niepokoić. Moje obowiązki rosły – prowadziłam projekty, kontaktowałam się z klientami, a nawet uczestniczyłam w negocjacjach. Byłam zmęczona, ale zadowolona z efektów swojej pracy. Jednak wciąż nie miałam umowy, a temat wynagrodzenia wydawał się omijany przez pana Krzysztofa.

– Pani Basiu, jeszcze chwilę cierpliwości – tłumaczył, gdy po raz kolejny pytałam o umowę. – Firma musi najpierw stanąć na nogi. Ale obiecuję, że to się opłaci.

Chciałam wierzyć, że jego intencje są szczere. W końcu zawsze mówił, jak bardzo docenia mój wkład w rozwój firmy. Jednak pewnego dnia zauważyłam coś, co wzbudziło moje podejrzenia. Na biurku pana Krzysztofa leżały dokumenty, a wśród nich lista płac. Mojego nazwiska na niej nie było.

Po wyjściu z biura zadzwoniłam do Ewy.

– Coś jest nie tak – powiedziała, gdy opowiedziałam jej o tym, co odkryłam.

– Może to tylko jakieś przeoczenie? – próbowałam się uspokoić.

– Przestań! Już drugi miesiąc pracujesz bez umowy. Powinnaś dowiedzieć się, na jakich zasadach jesteś zatrudniona – powiedziała stanowczo.

Zaczęłam zastanawiać się, czy rzeczywiście Ewa ma rację. Moje wątpliwości narastały, ale wciąż nie chciałam uwierzyć, że mogłam zostać oszukana.

Oszukał mnie

Pewnego dnia, gdy pan Krzysztof wyszedł na spotkanie, postanowiłam wkraść się do jego gabinetu sprawdzić dokumenty w firmowym systemie. To, co odkryłam, było dla mnie szokiem. W papierach figurowałam jako… praktykantka.

Nie mogłam w to uwierzyć. Pracowałam codziennie po kilkanaście godzin, realizując poważne projekty, a według dokumentów byłam tam jedynie „dla zdobycia doświadczenia”.

Gdy pan Krzysztof wrócił do biura, nie mogłam już dłużej milczeć.

– Co to ma znaczyć? – rzuciłam, pokazując wydrukowane dokumenty.

Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.

– Spokojnie. To tylko tymczasowe rozwiązanie. Firma ma chwilowe trudności – próbował się tłumaczyć.

– Tymczasowe? Pracuję tu dwa miesiące, a pan każe mi wierzyć w kolejne obietnice? – powiedziałam z wyrzutem.

– Niech pani pomyśli o tym, ile się tutaj nauczyła. To bezcenne doświadczenie – odpowiedział z uśmiechem, który tym razem wydał mi się fałszywy.

Czułam złość i rozczarowanie. Postanowiłam, że muszę coś z tym zrobić.

Odzyskałam pieniądze

Z pomocą Ewy skontaktowałam się z Inspekcją Pracy. Inspektor, starszy mężczyzna o surowym spojrzeniu, wysłuchał mojej historii z uwagą.

– To klasyczny przypadek pracy na czarno – powiedział, gdy przedstawiłam mu dowody. – Musimy zebrać więcej informacji, ale wygląda na to, że pan Krzysztof naruszył prawo.

Podałam mu wszystkie dokumenty, które udało mi się zdobyć: kopie projektów, e-maile i wiadomości od byłego już szefa.

Kilka dni później w firmie pana Krzysztofa pojawiła się kontrola. Okazało się, że nie byłam jedyną osobą, którą oszukał. Kilku innych pracowników zgłosiło podobne historie. Po kilku tygodniach otrzymałam wiadomość od Inspekcji Pracy.

– Udało nam się udowodnić naruszenia prawa. Firma została ukarana grzywną, a pani należy się wynagrodzenie za wykonaną pracę – powiedział inspektor przez telefon.

Czułam ulgę, ale też złość na siebie, że tak długo ufałam pani Krzysztofowi.

Dostał nauczkę

Choć ta sytuacja była dla mnie bolesnym doświadczeniem, nauczyła mnie wiele o zaufaniu i swoich prawach. Dzięki wsparciu Ewy i inspektora odzyskałam część wynagrodzenia i zaczęłam szukać nowej pracy.

Kilka tygodni później dostałam zatrudnienie w firmie, która traktuje swoich pracowników uczciwie. Mój nowy szef od pierwszego dnia dbał o to, by wszystko było jasno określone.

– Jest pani wartościowym członkiem naszego zespołu – powiedział na jednym z pierwszych spotkań.

Te słowa przypomniały mi, jak ważne jest, by doceniać siebie i walczyć o swoje prawa.

To była trudna lekcja, ale teraz wiem, że moja praca i moje zaangażowanie mają wartość. Nie pozwolę nikomu traktować mnie jak pionka. Każda porażka to krok w stronę sukcesu – wystarczy mieć odwagę, by się podnieść.

Barbara, 29 lat

Czytaj także:
„Wszyscy próbowali naprawiać moje małżeństwo, tylko nie ja. Nikt nie wiedział, że miałam dobry powód do rozwodu”
„Wirtualny amant rozgrzewał mnie przez ekran monitora. Gdy zobaczyłam go na żywo chciałam wiać”
„Mąż zachowywał się jak ostatnia łajza, a ja udawałam, że nic nie widzę. Wreszcie zrobił coś, co przelało czarę goryczy”

Redakcja poleca

REKLAMA