Zupełnie niespodziewanie wpadłam na jego bloga. Zdjęcia, które publikował totalnie mnie urzekły. W większości przedstawiały martwą naturę. Finezyjne aranżacje złożone z warzyw, roślin, artykułów spożywczych i zwykłych bibelotów były starannie dopracowane, a twórca wciągał oglądającego w specyficzną zabawę, wplatając w nie jeden z pozoru niepasujący detal. W ten sposób zaciekawiał i skłaniał do refleksji.
Tak mocno zafascynowała mnie ta rozrywka, że coraz częściej zajmowałam się rozkładaniem na czynniki pierwsze tych miniaturowych arcydzieł. Z niecierpliwością wyglądałam przedpołudnia w piątek, bo wtedy twórca przeważnie publikował kolejną fotkę. Zrobiłam się wielką miłośniczką jego dorobku, hojnie szastałam serduszkami, a kilka razy pod zdjęciem wprost dałam upust swojemu zachwytowi.
Moja fascynacja przybierała na sile
Autor bloga reagował grzecznie, lecz lakonicznie na moje komentarze, co tylko wzmogło moją fascynację. W końcu zdobyłam się na odwagę i postanowiłam napisać do niego maila, korzystając z adresu podanego w sekcji „O mnie”. W wiadomości wyraziłam swój zachwyt nad jego wpisami i tym, jak staram się odnaleźć w nich głębsze przesłanie.
Wspomniałam też kilka słów o sobie – że nazywam się Iga i jestem aplikantką adwokacką. Przejrzałam uważnie treść e-maila, a następnie przymknęłam powieki i nacisnęłam przycisk „wyślij”.
Kiedyś non stop zaglądałam do skrzynki mailowej, później robiłam to sporadycznie. Wyzywałam się w duchu od kretynek, bo na co w sumie miałam nadzieję? Zapewne takich wiadomości dostaje od groma. Dałam sobie spokój z wypatrywaniem odpowiedzi i dodawaniem kolejnych komentarzy pod fotkami. Po prostu przeglądałam zdjęcia.
Pewnego razu, kompletnie niespodziewanie, otrzymałam wiadomość z nieznanej skrzynki. Zaciekawiona kliknęłam w maila i ze zdziwieniem odkryłam, że nadawcą jest właśnie on. Treść brzmiała nad wyraz oficjalnie i wyważenie, jakby dokładnie ważył każde słowo. Nadawca miał na imię Aleksander i wyraził ogromną radość, że jego fotografie przypadły mi do gustu. Docenił mój zmysł obserwacji i umiejętność odczytywania przekazu ukrytego w zdjęciach.
„Pani spostrzegawczość zrobiła na mnie duże wrażenie”. No cóż, mógł odpowiedzieć tak z grzeczności albo mieć przygotowany szablon na podobne okazje, ale… intuicja podpowiadała mi, że to coś zupełnie innego, że chyba udało mi się z nim porozumieć.
Nasza wymiana wiadomości na początku skupiała się wyłącznie na fotografiach publikowanych w internecie, lecz z biegiem czasu zaczęły pojawiać się w niej osobiste akcenty. Choć niechętnie zdradzał informacje na swój temat, w końcu przyznał, że skończył trzydzieści dwa lata i jego miejsce zamieszkania to południowa część kraju.
Ta wiadomość wprawiła mnie w zdumienie, gdyż byłam przekonana, iż jest bardziej dojrzały i zaawansowany wiekiem. Sądziłam, że będzie wykazywał się większą wyrozumiałością i mniej wygórowanymi oczekiwaniami. Gdybym wiedziała, że jesteśmy praktycznie w tym samym wieku, z pewnością nie pozwoliłabym sobie na taką śmiałość.
Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż on, trochę niekonsekwentnie, zasypywał mnie mnóstwem pytań – nie nachalnych, ale ewidentnie zaintrygowany moją osobą. Wiadomości latały w tę i z powrotem pomiędzy naszymi mailami, a ich objętość stale rosła. Od zachwytu nad jego zdjęciami przeszłam do zafascynowania jego charakterem. Nawet to, że ciągle trzymał pewien dystans, przypadło mi do gustu. Należał do ginącego gatunku prawdziwych dżentelmenów. No i flirtował z klasą.
Zdecydowaliśmy się na zdjęcia
O rany, ależ z niego przystojniak, przemknęło mi przez myśl, gdy wpatrywałam się w jego zadumane, harmonijne oblicze i głębokie, ciemne oczy. Sprawia wrażenie introwertycznego marzyciela, oceniłam w duchu. Może lepiej będzie, jak dam sobie z nim spokój? On również nie szczędził mi komplementów, wspominając o moim zdjęciu, a nawet wyszedł z propozycją pogawędki na Skypie, co jak na niego było wręcz zuchwałym posunięciem.
Przed naszym pierwszym wideo–spotkaniem byłam kompletnie zestresowana. Nie mogłam zdecydować się, w co się ubrać i ciągle poprawiałam fryzurę. Zależało mi, żeby zrobić na nim dobre wrażenie, ale zdawałam sobie sprawę, że zbyt odważny strój, taki jak bluzka z dużym dekoltem, mógłby go wystraszyć. Postanowiłam więc być sobą i nawet zrezygnowałam z makijażu. W momencie, gdy usłyszałam dźwięk przychodzącego połączenia online, poczułam, jak pocą mi się dłonie, a w ustach robi się sucho.
– Hej – rzucił z nieśmiałym uśmiechem.
– Jak widzę, sporo mi umknęło, skoro kontaktowaliśmy się tylko mailowo…
Odchrząknęłam.
– Z pewnością ja straciłam więcej – odpowiedziałam, rewanżując się miłym słowem.
I jeszcze jeden uśmiech.
– A skoro już o szczerości mowa, to dlaczego taka ślicznotka spędza piątkowy wieczór przed ekranem? Powinnaś się teraz bawić w jakimś klubie aż do rana…
– Nie przepadam za tańcami – szybko zmieniłam wątek, który mógł sprawić mi kłopot.
– Czemu?
Chyba zrobiłam dziwną minę, bo momentalnie się zreflektował.
– Wybacz, nie miałem zamiaru wtykać nosa w nie swoje sprawy.
Cisza zawisła w powietrzu, sprawiając wrażenie nieznośnej i krępującej.
– A ty czemu siedzisz w chacie zamiast gdzieś imprezować i podrywać laski?
– Ja? Laski? Wątpię, żeby to miało sens...
Parsknął śmiechem, co złagodziło napiętą sytuację. Dało to kres dociekaniom, dlaczego w piątkowy wieczór tkwimy w mieszkaniu. Zamiast tego gawędziliśmy o rozmaitych sprawach. Dyskutowaliśmy o książkach, które mieliśmy okazję przeczytać, filmach, które dane nam było obejrzeć oraz kuchniach, za którymi przepadamy.
Łapaliśmy wspólny język i w wielu kwestiach mieliśmy zbieżne opinie. Kiedy zaś trafiały się odmienne stanowiska, prowadziliśmy żartobliwe utarczki słowne. Nawet nie spostrzegliśmy momentu, gdy wybiła dwunasta.
Od tamtej pory niemal każdego wieczoru widywaliśmy się przez Skype'a, a nasze pogawędki często trwały do późnych godzin nocnych. Mimo zmęczenia, nie potrafiłam zapaść w sen. Z podekscytowania i poczucia winy. Moje uczucie do Olka stawało się coraz silniejsze, a on również zdawał się być czymś więcej niż tylko zaintrygowany. Powinien dowiedzieć się prawdy. Zanim zanurzę się w miłości po uszy, a odrzucenie zrani mnie jeszcze mocniej.
W końcu zaproponował spotkanie
– Iga, za dwa dni pojawię się w stolicy. Umówmy się na spotkanie.
Nadszedł czas, którego zarówno z niecierpliwością wyczekiwałam, jak i przed którym odczuwałam lęk. Istniała możliwość wymigania się od tego, ale przecież kumpli się nie oszukuje. Nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie, to wciąż będziemy mogli do siebie pisać i gadać. A co jeśli on nie będzie zainteresowany? Cóż, jakoś to przetrawię. Po prostu okaże się, że nie jest taki, za jakiego go uważałam.
Spotkaliśmy się w kafejce w centrum. Stawiłam się przed czasem, ale nie czekałam zbyt długo. Gdy go ujrzałam, zaniemówiłam. Rany, czy on musi być taki cudowny? Pod każdym możliwym względem! Moje szanse topniały z każdym jego pełnym gracji krokiem. Był wysoki, poruszał się z wrodzoną elegancją, ewidentnie uprawiał jakiś sport. W jednej chwili zapragnęłam wziąć nogi za pas i czmychnąć gdzie pieprz rośnie.
– Iga! Ale fajnie, że w końcu się widzimy – przywitał się, nachylając się w moją stronę, całując moją rękę i bezmyślnie nadstawiony policzek. Usiadł na krześle tuż przy mnie. – Super, że tu jesteś, choć strasznie się stresowałem przed naszym spotkaniem.
– Stresowałeś się? Ty? Dlaczego?
– Przejdźmy do konkretów, nie owijajmy w bawełnę. W porządku. Obawiałem się tej rozmowy, ponieważ tak naprawdę nie mam ci nic do zaoferowania – wyznał niby luzackim tonem, ale krople potu na czole zdradzały, ile wysiłku kosztuje go ta pozorna swoboda. – Miejmy to już z głowy… Żyję w jakimś zapomnianym miasteczku, prowadzę niewielki sklepik odziedziczony po rodzicach, gdzie jednocześnie rządzę i haruję jak wół. Te mięśnie to nie efekt chodzenia na siłkę. Mam tylko papier z technikum. Nigdy nie wyjechałem poza granice kraju, nie władam żadnym obcym językiem – wyliczał z ponurą determinacją. – Nie pasuję do twojego świata. Choć bardzo pragnąłbym się w nim odnaleźć. To znaczy może nie tyle w twoim świecie, który napawa mnie lekkim przerażeniem, co u twojego boku. Bo chyba zdajesz sobie sprawę, co do ciebie czuję. Wiesz, że ja…
– Słuchaj, Aleksander! – wtrąciłam się, ledwo powstrzymując płacz. – Zanim cokolwiek powiesz, ja też muszę ci się do czegoś przyznać. Za chwilę okaże się, które z nas tak naprawdę tu nie pasuje. – dorzuciłam z przekąsem. Taka była moja tarcza obronna: wyśmiać, wykpić, zanim inni to zrobią. – Przyszłam na świat z jedną nogą krótszą od drugiej. Przeszłam parę zabiegów, jest lepiej, ale nigdy nie będę mogła z tobą tańczyć, biegać ani chodzić po górach. Rozumiesz?
Patrzył na mnie wzrokiem pełnym zdziwienia, zupełnie jakby dopiero co mnie poznał. No tak, więc jednak. Za chwilę pewnie ruszy z miejsca, opuści pomieszczenie i przepadnie na zawsze. Niby byłam psychicznie przygotowana na taki scenariusz, powtarzając sobie w myślach, że nie warto ronić łez po kimś, kto na to nie zasługuje, ale... przeklęte krople same zaczęły spływać po policzkach.
Aleksander jeszcze przez moment trwał w osłupieniu, a następnie, dokładnie jak przewidziałam, zerwał się na równe nogi. W tym samym momencie ja również poderwałam się z miejsca.
– Nie zatańczysz? Nie pobiegniesz? Nie będziesz się wspinać? Iga, przecież właśnie tańczysz! – Zrobił piruet, trzymając mnie w objęciach. – Z pozostałymi rzeczami też sobie poradzimy. Gdy tylko zechcesz, zaniosę cię w ramionach na najwyższe szczyty i pogonię za tobą nawet na drugi kraniec globu. Wystarczy jedno twoje słowo...
Pragnęłam tego i wciąż pragnę, choć trochę czasu upłynęło od tamtej chwili. Żyjemy z dala od zgiełku miast, w zaufanym gronie, gdzie obydwoje dobrze się odnajdujemy. Nasze pociechy w przyszłości być może wyruszą w daleki świat – nie mamy zamiaru ani zmuszać ich do tego, ani ograniczać im możliwości. Każdy z nas musi odnaleźć własny kawałek ziemi. Lub kogoś, kto ten kawałek dla niego przygotuje.
Iga, 25 lat
Czytaj także:
„Koleżanka z treningu traktowała mnie jak króla. Jej komplementy sprawiały, że całkiem zapomniałem o marudnej żonie”
„Figle i swawole z fryzjerem to spełnienie moich marzeń. Mąż płaci za fryzurki, a napiwki styliście daję na zapleczu”
„Wróciłem wcześniej z delegacji, żeby zrobić żonie niespodziankę. Niestety ona miała dla mnie większą”