Ludwika poznałam, kiedy przy drodze łapałam stopa. Zatrzymał się i rzucił:
– Wskakuj!
Kiedy wsiadłam, nie zapytał, dokąd jadę. Zamiast tego powiedział z zachwytem:
– Wyglądasz jak Julia Roberts! – gapił się na mnie.
– Jadę do T., a ty? – przerwałam przedłużające się milczenie, takie niezręczne, przynajmniej dla mnie.
– Zawiozę cię. Taka dziewczyna jak ty nie może chodzić piechotą ani łapać okazji.
Był czarujący
Zdziwiłam się. Byłam przyzwyczajona do tego, że podobam się facetom, ale jeszcze żaden nie potraktował mnie tak rycersko. Wszystko, na co było ich stać, to zaproszenie na piwo i pytanie, czy dam im swój numer. On był inny. Miałam wrażenie, że od razu się zakochał
– Wiesz, że głos też masz jak ona? Jak Julia… – westchnął, a potem wreszcie nacisnął gaz i ruszyliśmy.
Przez całą drogę na zmianę mnie wypytywał – czym się zajmuję, co lubię robić w wolnym czasie, czy kogoś mam i tak dalej – albo zasypywał mnie komplementami. Był bardzo miły, chwilami wręcz aż za bardzo.
Budził we mnie sprzeczne uczucia. Jego sposób bycia przyciągał i odpychał zarazem. Podejrzewałam, że kiedy dotrzemy na miejsce, zapyta, czy się jeszcze spotkamy, i nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć.
Tymczasem on wcale nie spróbował się ze mną umówić. Zatrzymał się pod moim blokiem i rzucił pogodnie:
– Jazda z tobą była dla mnie ogromną przyjemnością. Dziękuję. Trzymaj się, Julio!
Zgłupiałam. Cały czas zachowywał się tak, jakbym była uosobieniem jego marzeń, a teraz zamierzał odjechać?
– I tak to się skończy? – wypaliłam zdziwiona. – Nie chcesz się ze mną znowu zobaczyć?
– Oczywiście, że chcę, niczego bardziej nie pragnę, ale przecież nie mam u ciebie szans, prawda? Nie chcę cię stawiać w niezręcznej sytuacji, zmuszać do grzecznej odmowy… – kiedy to mówił, był taki smutny i taki bezbronnie szczery, że aż ścisnęło mi się serce ze współczucia.
I z powodu tego durnego współczucia powiedziałam, że czemu nie, chętnie się z nim umówię.
Randka jak z filmu
Przyjechał po mnie następnego dnia. Byłam ciekawa, gdzie mnie zabierze: do kina, do restauracji? A może wymyśli coś bardziej oryginalnego, by mi zaimponować? Może lunapark? Zoo?
Kiedy zobaczyłam, że podjeżdżamy pod galerię handlową, poczułam rozczarowanie. A więc pójdziemy coś zjeść, i to w mało wykwintnym miejscu. No nic.
Jednak on miał inny pomysł na naszą randkę.
– Chciałbym, żebyśmy odegrali scenę z „Pretty woman”.
– Słucham? – uniosłam brwi.
– No wiesz, będziesz wybierać i przymierzać ciuchy, ja będę na ciebie patrzeć. Możesz coś wziąć, byle nie za dużo, żeby mi starczyło kasy – zaczerwienił się i spuścił wzrok, jakby się wstydził, że nie jest bogaczem. A przecież nie to było jego największym problemem.
– Chcesz się ze mną bawić w sponsoring? Odbiło ci? Za kogo ty mnie masz? – obruszyłam się, wcale nie na pokaz.
Jego twarzy ściągnął grymas tłumionej furii. Zacisnął dłoń w pięść i zrobił taki ruch, jakby chciał mnie uderzyć, ale zamiast tego z całej siły walnął się w udo.
– Kretyn ze mnie! Wszystko zepsułem! – zaczął bić się w czoło otwartą dłonią.
Trochę mnie przeraził
Przestraszyłam się, nie wiedziałam, co robić: wysiąść z auta i uciekać jak najdalej od tego świra czy zostać z nim i uspokoić go, żeby nie zrobił sobie poważnej krzywdy?
– Spokojnie, nic złego się nie stało – powiedziałam łagodnie. – Możemy iść na zakupy, jeśli ci zależy. Ale jak coś wybiorę, sama za to zapłacę. OK? Może tak być?
Natychmiast się uspokoił.
– Przepraszam, że tak strasznie wybuchnąłem, miałem ostatnio ciężki okres – kajał się. – Nie musimy iść do galerii. Mogę cię odwieźć do domu i na zawsze zniknąć ci z oczu. Zrozumiem, jeśli tak zadecydujesz.
Był taki smutny i taki pokorny, że zamiast skorzystać z okazji i wymiksować się z tej dziwacznej znajomości, jak głupia poszłam z nim do galerii. Co więcej, świetnie się tam bawiłam.
Wygłupialiśmy się i żartowaliśmy. Ja udawałam Julię Roberts, on udawał Richarda Gere’a i dowcipnie komentował, jak wyglądam w kolejnych strojach.
Co chwilę wybuchałam śmiechem. Moje wrażenie, że jest świrem, uleciało. Zapomniałam o niemiłym incydencie w samochodzie i cieszyłam się jego towarzystwem oraz szarmancką adoracją. Gdy na koniec spotkania zapytał mnie, czy umówię się z nim jeszcze raz, zgodziłam się.
Przestało mi być do śmiechu
Na drugiej randce zabrał mnie do dobrej restauracji. W środku Francja elegancja i menu obiecujące rozkosze podniebienia. Jednak cały dobry nastrój uleciał, kiedy Ludwik poprosił mnie, żebym znowu udawała Julię Roberts. Tym razem z filmu „Mój chłopak się żeni”.
– Widziałaś ten film? Jest tam recenzentką kulinarną i…
– Tak – przerwałam mu. – Ale nie mam dziś nastroju.
W duchu pomyślałam, że ta jego obsesja na punkcie aktorki jest niezdrowa i nie powinnam jej podsycać.
– Proszę, zgódź się, będzie fajnie! – nalegał.
Wpatrywał się we mnie z ogromnym napięciem, jakby od mojej decyzji zależało jego życie. Przestraszyłam się, że jeśli mu odmówię, znów zacznie się bić po głowie, albo zrobi coś jeszcze gorszego. A ostatnie, czego chciałam, to awantura w miejscu publicznym.
Więc ustąpiłam i znowu udawałam postać graną przez Julię Roberts, ale tym razem nie sprawiło mi to frajdy. Przeciwnie: chciałam, żebyśmy jak najszybciej zjedli i żeby ten cyrk się skończył. Kiedy po wszystkim odwiózł mnie do domu, powiedziałam mu, że nie będę się z nim już więcej spotykać.
– Jesteś bardzo miły, ale zachowujesz się w sposób, który sprawia, że czuję niekomfortowo. To nasza ostatnia randka – starałam się być wobec niego szczera, ale delikatna.
– Dobrze. Rozumiem – spuścił głowę, tak że nie widziałam, jak przyjął moją decyzję.
Dla niego to nie był koniec
Niestety, psychofan Julii Roberts nie chciał dać mi spokoju. Codziennie bombardował mnie dziesiątkami SMS-ów z przeprosinami i błaganiami o jeszcze jedną szansę.
Zmieniłam numer telefonu, ale bałam się, że to nie wystarczy, bo przecież wiedział, gdzie mieszkam. Niby na razie nie wykorzystał tej wiedzy, ale żyłam w ciągłym napięciu. Wciąż wypatrywałam, czy nie zobaczę go gdzieś w pobliżu. Byłam wykończona psychicznie. Dręczyły mnie koszmary, w których Ludwik mnie śledził, gonił, łapał i żądał, bym był jego Julią, bo inaczej…
W nocy ocknęłam się przestraszona. Leżałam w ciemności, serce biło mi jak szalone i nie mogłam się uspokoić. Tak jakby mój koszmar wcale się nie skończył wraz z otwarciem oczu. On tu jest – pomyślałam. Gdzieś się tu czai! Jest już bardzo blisko. Idzie po mnie!
Usłyszałam kroki na schodach i prawie dostałam zawału. To mogła być moja mama albo tata, albo sąsiad, albo ktokolwiek, ale… Czułam, że to on! Sparaliżował mnie strach, nie byłam w stanie uciekać. Zakryłam głowę kołdrą, jak dziecko, które chowa się przed potworem z szafy. Usłyszałam skrzypnięcie otwierających się drzwi… Wtedy się obudziłam. To był sen!
Wstałam i podeszłam do okna, żeby je otworzyć i zaczerpnąć świeżego nocnego powietrza. I słabo mi się zrobiło, gdy na podwórku pod blokiem dostrzegłam Ludwika. Zadzierał głowę i gapił się w moje okno z nieprzytomnym uśmiechem na twarzy. I tym razem to nie był sen.
Wezwałam policję. Kiedy przyjechali, Ludwik wciąż stał w tym samym miejscu, nieruchomy jak posąg. Dopiero gdy się do niego zbliżyli, ożył.
– Zostawcie mnie! Muszę do niej wejść! Ona jest moją Julią! – krzyczał, wymachując rękami.
Zabrali go, a ja odetchnęłam. Trafił do szpitala psychiatrycznego. Powinnam mu współczuć, ale nie potrafię. Bardziej się martwię tym, co będzie, kiedy wyjdzie…
Czytaj także: „Zazdrosny chłopak zmienił moje życie w piekło. Życie z nim mnie zahartowało i odpłaciłam się pięknym za nadobne”
„Moja intuicja nigdy mnie nie zawiodła. Raz nawet uratowała mi życie. Szkoda, że nie ostrzega przed toksycznymi facetami”
„Bratu tak spieszyło się do spadku i przejęcia domu, że zmienił życie mamy w piekło. Utarła mu nosa po śmierci”