„Bratu tak spieszyło się do spadku i przejęcia domu, że zmienił życie mamy w piekło. Utarła mu nosa po śmierci”

zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, Anatoliy Karlyuk
„Nieraz przybiegała do sąsiadki z płaczem. Żaliła się, że wnuki wyzywają ją od wariatek, że synowa przepędza ją z ogrodu, wyłącza światło i wodę. A jak raz poprosiła Bartka, żeby zawiózł ją na cmentarz na grób ojca, to powiedział, że bardzo chętnie spełni jej prośbę, ale pod warunkiem, że mama zostanie tam już na zawsze”.
/ 04.10.2023 10:30
zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, Anatoliy Karlyuk

Kilka dni temu robiłam porządki w sypialni. Gdy opróżniałam jedną z szafek, wpadł mi w ręce album ze zdjęciami. Usiadłam w fotelu i przejrzałam go, kartka po kartce. Na starych fotografiach zobaczyłam kochającą się rodzinę. Mama, tata, mój młodszy brat Bartek, no i ja… Narodziny, chrzciny, komunie, śluby, święta. Wszyscy uśmiechnięci, szczęśliwi. A dzisiaj? Ech, szkoda gadać… Rodzice już nie żyją, a brat prowadzi ze mną wojnę jak z największym wrogiem. Najpierw chodziło o mamę, a teraz o spadek.

Brat był leniwym snobem

Mój tata był bardzo zaradnym i pracowitym człowiekiem. Za czasów komuny dorobił się dużego majątku. Miał prywatny zakład rzemieślniczy. Choć państwo dusiło go podatkami i kontrolami, potrafił zarobić na rodzinę i jeszcze odłożyć trochę grosza. Na obrzeżach Warszawy kupił dużą działkę i wybudował piękny, piętrowy dom i nowy zakład. Kiedyś to były peryferie, ale dziś to jedna z najlepszych dzielnic miasta! Jeszcze w latach osiemdziesiątych rodzice zdecydowali, że tę posiadłość przejmie po nich mój brat. Nie protestowałam. Wiedziałam, że ojciec zawsze marzył o tym, by to Bartek poprowadził kiedyś rodzinną firmę. Połowę domu i zakładu miał dostać po śmierci taty, a drugą połowę po śmierci mamy. 

Potem nadeszły nowe czasy. I to był koniec marzeń taty. Jego wyroby były droższe od przemysłowej masówki, nikt nie chciał ich kupować. Musiał zamknąć firmę. Może gdyby brat przejął interes, wprowadził jakieś zmiany, zaczął produkować coś innego, może udałoby się uratować firmę. Ale on nie kwapił się do pracy. Wolał wydawać rodzinne pieniądze, niż je zarabiać. Oboje z żoną, Anką, lubili wystawne życie. Drogie samochody, podróże na krańce świata, markowe ciuchy… Kiedy dwadzieścia lat temu tata umierał, w zakładzie urzędował już ktoś inny. Rodzice sprzedali budynek. Z dawnego majątku został tylko dom.

Zamieszkał z mamą

Po śmierci taty Bartek od razu upomniał się o swój spadek. Biedna mama nie miała nawet czasu na żałobę. Musiała myśleć, jak dokonać podziału. No i wymyśliła, że brat przejmie parter i piwnicę, a ona zajmie mieszkanie na piętrze i strych.

Bartkowi się to nie spodobało. Chciał, żeby mama przepisała na niego także swoją część. Raz przypadkowo usłyszałam, jak ją do tego namawiał.

– Przecież kiedyś to wszystko i tak będzie moje. Nie lepiej załatwić to już teraz, za jednym zamachem? Mniej chodzenia, mniej formalności, mniejsze koszty – wyliczał.

– To wszystko prawda, ale co ze mną? – jęknęła mama.

– Jak to co? Zamieszkasz z nami. To chyba oczywiste – przekonywał, ale mama tylko pokręciła głową.

– Przepraszam cię, synku, ale dopóki żyję, chcę mieć coś swojego. Dostaniesz wszystko po mojej śmierci. Przecież masz mój testament – odpowiedziała.

Jakby się obawiała, że syn i synowa się nią nie zajmą. Wyrzucą ją na bruk albo oddadzą do domu starców.

Nie wiedziałam, że mamie dzieje się jakaś krzywda. Dawno wyprowadziłam się z rodzinnego domu. Miałam męża, dzieci, własne mieszkanie i własne sprawy. Rodziców widywałam raz w tygodniu, w trakcie niedzielnego obiadu. Po śmierci ojca zaczęłam jednak wpadać do domu częściej. Chciałam wiedzieć, jak mama radzi sobie bez taty, czy Bartek jej pomaga. Zadomowił się już z żoną i dziećmi na parterze. Zrobili remont i kupili nowe meble.

Nie wiedziałam, że dzieje się coś złego

– Wszystko jest w najlepszym porządku, córeczko, nie martw się – mówiła zawsze mama, gdy pytałam.

Może gdybym była bardziej dociekliwa, drążyła temat, to szybciej poznałabym prawdę. Oczy otworzyła mi dopiero sąsiadka. Któregoś dnia, gdy wychodziłam od mamy, czekała na mnie przy furtce.

– Kasiu, możesz do mnie wstąpić na chwilę? Musimy porozmawiać – zaczęła.

– Koniecznie dzisiaj? Za godzinę mam wywiadówkę w szkole córki. Trochę się spieszę – zaczęłam tłumaczyć, ale sąsiadka szybko mi przerwała.

– To naprawdę bardzo ważne. Chodzi o twoją mamę. Co prawda obiecałam jej, że nic ci nie powiem, ale nie mogę już dłużej milczeć. Sumienie mi nie pozwala – powiedziała z poważną miną.

Zaniepokojona poszłam za nią do domu.

To, co usłyszałam, dosłownie zwaliło mnie z nóg. Okazało się, że mój kochany braciszek i jego rodzinka zamienili życie mamy w prawdziwe piekło. Nieraz przybiegała do sąsiadki z płaczem. Żaliła się, że wnuki wyzywają ją od wariatek, że synowa przepędza ją z ogrodu, wyłącza światło, wodę. A jak raz poprosiła Bartka, żeby zawiózł ją na cmentarz, na grób ojca, to powiedział, że bardzo chętnie spełni jej prośbę, ale pod warunkiem, że mama zostanie tam już na zawsze.

– Boże drogi, to niemożliwe – wykrztusiłam.

– Możliwe, możliwe! Nieraz sama słyszałam awantury i krzyki. Oni cały czas chcą, żeby twoja mama przepisała na nich swoją część domu. Szantażują ją i straszą. Musisz coś z tym zrobić, bo ona długo już tego nie wytrzyma! – powiedziała sąsiadka na koniec. 

Byłam wściekła

Wszystko się we mnie gotowało. Natychmiast pobiegłam do domu. Gdyby brat lub bratowa nawinęli mi się w tamtej chwili pod rękę, to chyba bym ich zatłukła. Ale drzwi do ich mieszkania były zamknięte. Pobiegłam na górę do mamy i zawołałam:

– Pani W. o wszystkim mi powiedziała!

– O czym? – spojrzała na mnie zaskoczona.

– O tym, co wyprawiają Bartek, Anka i ich dzieci! Dlaczego o niczym mi nie powiedziałaś? Przecież bym ci pomogła, mamo. Nie mogą cię tak traktować.

– A tam, nie chciałam ci zawracać głowy swoimi problemami. Masz przecież dość własnych – odparła cicho.

Zrobiło mi się tak smutno i przykro, że omal się nie rozpłakałam. Nie zamierzałam tego tak zostawić. Postanowiłam porozmawiać z bratem. Mama próbowała mnie od tego odwieść, tłumaczyła, że przyniesie to więcej szkody niż pożytku, że tylko spotęguje ataki i złość. Nie zamierzałam jednak ustąpić. Przecież nie mogłam pozwolić na to, żeby brat i jego rodzina nadal znęcali się nad mamą! Do końca życia bym sobie tego nie wybaczyła.

Wrócili późno. Ledwie drzwi otworzyli, już byłam u nich. Obiecywałam sobie, że przynajmniej na początku zachowam względny spokój, ale puściły mi nerwy. Krzyczałam, że doskonale wiem, co wyprawiają z mamą, groziłam, że jeśli nie zostawią jej w spokoju, to inaczej z nimi pogadam. Pójdę na policję, do sądów. I znajomym opowiem, jakie z nich bydlaki. Myślicie, że się przestraszyli? Bratowa od razu ruszyła do ataku. Krzyczała, że mama jest wariatką, że niesłusznie ich oskarża, że trzeba wsadzić ją do psychiatryka, bo jest niebezpieczna dla otoczenia. A brat? Tylko jej przytakiwał. Nie mogłam w to uwierzyć.

– Bartek, chyba cię opętało? Pozwalasz, żeby ta zołza obrażała twoją mamę? – naskoczyłam na niego.

Złapał mnie za ramiona. Był aż czerwony z wściekłości.

– Nie będziesz mi tu żony obrażać! Fora ze dwora! Wszystko tu jest moje i mogę robić, co chcę. Nie pokazuj się tu więcej! – wrzeszczał, wypychając mnie za drzwi.

– Jeszcze nie wszystko, tylko połowa! – krzyknęłam.

– Ale jak matka zdechnie, to wszystko – wysyczał.

To chyba właśnie wtedy go znienawidziłam.

Zajęłam się mamą

Nie posłuchałam brata. Przyjeżdżałam do mamy prawie codziennie. Za każdym razem, gdy wchodziłam na podwórko, brat i bratowa obrzucali mnie wyzwiskami. Nie reagowałam. Nie miałam na to siły. Na szczęście od mamy się odczepili. W ogóle się do niej nie odzywali, nie zaglądali. To ja robiłam jej ciężkie zakupy, pomagałam sprzątać, prać, to ja woziłam ją na grób taty, zabierałam na święta, do parku. Trwało to ponad pięć lat! Kilka razy próbowałam ją namówić, żeby się do mnie przeprowadziła. Nie chciała jednak o tym słyszeć.

– Nie przesadza się starych drzew. A poza tym twój ojciec zbudował ten dom także dla mnie. Chciał, żebym mieszkała w nim do śmierci – odpowiadała.

Wtedy nie mogłam pojąć, dlaczego mama tak kurczowo trzyma się tego miejsca. Przecież u mnie byłoby jej lepiej.

Mama zmarła niecały rok temu. Na serce. W samotności. Do dziś nie mogę sobie darować, że mnie przy niej wtedy nie było. Musiałam wyjechać na kilka dni służbowo. Gdy wróciłam, natychmiast do niej pojechałam. Leżała na podłodze. Lekarz z pogotowia powiedział, że nie żyje od dwóch dni! Chciałam zapytać brata, jak to się stało, że niczego nie zauważył, ale zabarykadował się u siebie w mieszkaniu. Przez drzwi wrzasnął tylko, że nie zamierza ze mną rozmawiać. Jak sobie pomyślę, że może mama wzywała pomocy, a oni nie zareagowali, to robi mi się słabo…

Brat cieszył się z jej śmierci

To ja zorganizowałam pogrzeb. Przyszedł tylko Bartek, Anki ani dzieci nie było. Brat nie uronił nad trumną matki ani jednej łzy. Miałam nawet wrażenie, że jest zadowolony. Po uroczystości wziął mnie na stronę.

– No to teraz dom jest mój – zatarł ręce.

– Cieszysz się, bydlaku, prawda? – warknęłam.

– Oczywiście. I nie pokazuj mi się więcej na oczy. Jak cię zobaczę w pobliżu domu, to popamiętasz – wycedził z cynicznym uśmieszkiem.

Był taki pewny siebie. Nie wytrzymałam.

– A udław się tym majątkiem! – krzyknęłam.

Po powrocie do domu rozpłakałam się jak małe dziecko. Nie chodziło mi o to, że brat miał przejąć rodzinny dom. Uświadomiłam sobie jednak, że nie mam po mamie żadnych pamiątek. Tylko album ze zdjęciami. Nie łudziłam się, że Bartek pozwoli mi zabrać choć jedną rzecz.

Nowy testament

Nie miałam pojęcia, że mama spisała nowy testament. Nigdy mi o tym nie wspomniała. Wiele razy zastanawiałam się dlaczego. Może nie chciała dawać bratu pretekstu do jego podważenia? Bała się, że on potem powie, że ją zmusiłam, jakoś na nią wpłynęłam? W każdym razie następnego dnia po pogrzebie zadzwonił do mnie notariusz.

– Zapraszam panią jutro na szesnastą do mojej kancelarii na odczytanie ostatniej woli pani matki – powiedział.

– Ale to chyba pomyłka… Mój brat ma testament mamy. Spisała go wiele, wiele lat temu – odparłam zaskoczona.

– Nie ma mowy o żadnej pomyłce. To nowy dokument, sprzed czterech lat. Unieważnia wszystkie starsze testamenty – powiedział.

Pojechałam do kancelarii z mężem. Bartek i Anka już byli. Gdy weszliśmy, właśnie się wykłócali, pokazywali stary testament, przekonywali, że tylko on jest ważny. Kiedy zorientowali się, że stoimy w drzwiach, zamilkli i usiedli na swoich miejscach.

– No to jesteśmy już wszyscy. Mogę przystąpić do odczytania testamentu – powiedział notariusz i zaczął czytać. Głośno, wyraźnie. Gdy skończył, brat i bratowa byli bladzi jak ściana. Okazało się, że mama zapisała cały swój majątek mnie. Co więcej, wydziedziczyła Bartka, jego dzieci, pozbawiła ich prawa do zachowku. Nie chciała, by dostali po niej choćby grosz. Swoją decyzję obszernie uzasadniła. Było o psychicznym znęcaniu się, braku opieki, groźbach… I o tym, że tylko ja przy niej byłam, ja o nią dbałam. Gdy tego słuchałam, zrobiło mi się ciepło na sercu.

Cieszyłam się nie tyle z majątku, ile z tego, że mama nie czuła się samotna, niechciana, opuszczona… No i jeszcze z tego, że mój kochany braciszek i jego żoneczka dostali po nosie. Oczywiście, Bartek i Anka nie pogodzili się z nową sytuacją. Gdy już otrząsnęli się z szoku, wpadli w szał.

– To fałszerstwo, bezprawie! Udowodnię to! – ryczał brat.

– Będziemy walczyć o to, co nam się należy! – wtórowała mu bratowa.

Notariusz próbował przemówić im do rozumu, przekonywał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale nie słuchali. Zapowiedzieli, że podważą testament. No i od kilku miesięcy sprawa jest w sądzie. Mój adwokat twierdzi, że wygraną mamy w kieszeni, że nawet mecenas brata przyznaje, że jest on na straconej pozycji, ale wszystko musi się odbyć zgodnie z procedurami. A to potrwa.

Brat na razie nie wpuszcza mnie za furtkę. Twierdzi, że dopóki nie będzie wyroku, nie mam prawa wejść na posesję. Jestem cierpliwa, poczekam. Mieszkanie mamy jest zamknięte, klucze mam ja. Bartek odgraża się, że jak mu przyjdzie ochota, to i tak wyważy drzwi i tam wejdzie. Proszę bardzo… Nawet bym się z tego ucieszyła. Ustaliłam z sąsiadką, że gdy tylko zauważy jakiś ruch na piętrze i strychu, zadzwoni na policję i zgłosi włamanie. Bardzo lubiła mamę, więc wiem, że będzie czujna.

Czytaj także: „Żonie nie wystarczyło, że przyprawiła mi rogi, chciała mnie jeszcze zrobić w bambuko. Z kochasiem gorzko tego pożałują” „Była żona mojego męża chciała go zniszczyć. Gdy przez nią zmarł, postanowiłam się zemścić i odebrać jej nową miłość”
„Nie miałam matki, ojciec traktował mnie jak przybłędę. W złości wykrzyczał mi prawdę w twarz i mój świat legł w gruzach”

Redakcja poleca

REKLAMA