„Myślałam, że ojciec nas nie kochał. Po latach odkryłam, że miał ważny powód, by nie okazywać nam czułości”

zszokowana kobieta fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„– To było jak wypalone na czole piętno. Nieważne, że to był wypadek. Nieważne, że Józek całkiem się po nim zmienił, że wyrzuty sumienia zjadały go całe życie… My też morze łez wylaliśmy. Nas też wytykali palcami. Waszą mamę również. Za to, że na niego czekała. Czemu i wy miałybyście cierpieć?”.
/ 03.11.2023 18:35
zszokowana kobieta fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

Znowu te prace domowe – mruczałam. Drzewo genealogiczne zostało już narysowane przez moją córkę, ale trzeba było jeszcze coś ciekawego napisać o każdym członku rodziny. Niby co? Ot, zwykli ludzie. Żyli, pracowali, zakładali rodziny, umierali. Nie było wśród nich artystów, bohaterów, wynalazców czy przywódców.

Już chciałam coś sama wymyślić, ale postanowiłam najpierw zapytać wujka Google. Może któryś z moich krewnych zrobił kiedyś coś istotnego, czym się nie chwalił, a gdzieś się zapisało? Może ugasił pożar domu albo uratował tonące dziecko? Wrzuciłam w Google nasze nazwisko… A potem zadzwoniłam do siostry.

– Halooo? – ziewnęła. – Śpię…

– To się obudź. Wyśpisz się grobie. Wiesz, że nasz ojciec był w więzieniu? – rzuciłam bombę.

– Co?!

No, teraz się obudziła.

– W więzieniu? Jesteś pewna? Czy to dlatego był taki…? – urwała, szukając słów.

– Jaki był? – dokończyłam za nią, bo nasz ojciec wymykał się definicjom. – Nie wiem. Ale może to coś tłumaczy. 

Ojciec nie okazywał emocji

Wiedziałyśmy, że kochał matkę. Więcej niż kochał, gdyby mógł, nie puszczałby jej ręki. Nigdy się z nią nie kłócił, a gdy mieli różnicę zdań, zawsze pierwszy ustępował. Nie mam wątpliwości, że oddałby za nią życie. Ale my, jego dzieci, krew z jego krwi? My już nie byliśmy tak ważni, nawet w części. Odnosiłam wrażenie, że ma nas w pakiecie z matką, ale gdyby mógł z nas zrezygnować i zatrzymać tylko swoją ukochaną Asieńkę, nie wahałby się. Nawet podejrzewałam, że jesteśmy adoptowane, a on musi nas wychowywać i tolerować, bo uwielbia swoją żonę.

Jako dziewczynka po prostu nie rozumiałam, czemu nasz tata jest inny niż tatusiowie naszych koleżanek. Nie krzyczał, nawet nie podnosił głosu, nigdy nas nie uderzył. Co innego mama – potrafiła nas solidnie zrugać. Ojciec się nie złościł, ale też nie przytulał, nie całował, nie głaskał, nie bawił się z nami. Nigdy nie mogłam tego pojąć. Jak mężczyzna, który otwarcie okazywał żonie swoją miłość, troskę i przywiązanie, może być jednocześnie tak chłodny i zdystansowany wobec własnych dzieci? Sprawiedliwie, bez względu na płeć, bo naszego brata traktował tak samo.

O co tu chodziło? Przeszkadzaliśmy mu, ale znosił nas, bo jego ukochana żona chciała mieć dzieci? Nie lubił nas, bo okradaliśmy go z czasu i uczuć, jakie mama mogłaby ofiarować jemu? Czy to możliwe, że był o nas zazdrosny? O własne dzieci? A może nas nienawidził? Czy odkryta przez mnie rewelacja tłumaczy, czemu taki był? W końcu nie każdy ma wyrok na koncie. Nie każdy jest zdolny do przestępstwa. I to takiego, w którym ofiarą było dziecko…

Miałam mętlik w głowie

Według tego, co znalazłam w necie, Józef K. spowodował wypadek drogowy. Nazwisko skrócono do pierwszej litery, ale zdjęcie… Mimo czarnego prostokąta zasłaniającego oczy poznałabym go wszędzie. Ten sam nos, grymas ust, szczęka… To był mój ojciec! Potrącił dziecko, które zmarło. Dostał za to trzy lata, ponieważ przekroczył dopuszczalną prędkość. To wszystko działo się przed naszymi narodzinami – trzy lata po jego wyjściu z więzienia urodził się nasz brat, a potem my, bliźniaczki.

Cały dom już spał. Mogłam na spokojnie przetrawić te informacje. Ale nie dało się na spokojnie! Dlatego zadzwoniłam do siostry. Bo do kogo innego? Mama zmarła pięć lat temu, ojciec dwa i pół roku temu. Już nie mogłam ich spytać…

Teraz obie nie mogłyśmy zasnąć. Kaśka przybiegła do mnie, gdy tylko na dworze zaczęło robić się jasno.

– Wzięłam dzień wolny, nie mogłam iść do pracy po takiej rewelacji – nawijała od progu, kierując się ku kuchni.

Ona piła kawę, ja zadzwoniłam do szefowej i też się zwolniłam.

– Jak to możliwe? Jakim cudem nic nie wiedziałyśmy? Ciekawe, czy mama wiedziała. A może się pomyliłaś…

– Chciałabym. Spójrz! – pokazałam jej krótką notatkę prasową ze zdjęciem.

Spojrzała i zasłoniła usta dłonią.

– No, ja też byłam w szoku. Ale co teraz? Trzeba poznać szczegóły, tylko skąd… – nagle mnie olśniło. – Ciotka! Trzeba zadzwonić do ciotki!

Jeśli ktoś coś wiedział, to ona. Ciotka była młodsza od ojca i powinna zapamiętać coś tak traumatycznego. Poczekałyśmy jeszcze trochę, żeby nie męczyć starszej pani o świcie. Zadzwoniłam do niej równo o dziewiątej i szybko wyłuszczyłam, po co dzwonię. Potem zapadła długa cisza…

– Przyjdźcie do mnie – usłyszałam wreszcie. – To nie jest rozmowa na telefon.

Poznałyśmy prawdę

Pojechałyśmy. Dzieci mogły zostać w świetlicy, miałyśmy więc kilka godzin na krótką wycieczkę. Ciotka mieszkała w sąsiednim miasteczku, ale czym była godzinka jazdy samochodem w obliczu rewelacji, które miała nam zdradzić.

U cioci Adeli zawsze było sterylnie czysto. Zawsze też było ciasto i herbata z pigwą. Ciotka, choć przekroczyła siedemdziesiątkę, nadal była żwawa i nie wyglądała na swoje lata. Wymieniałyśmy grzeczności i nowinki przy herbacie oraz szarlotce, czekając, aż ciotka poruszy właściwy temat.

– Kto wam powiedział? – spytała wreszcie.

– Nikt. Szukałam czegoś do pracy domowej dla Ani i takiego newsa wykopałam w necie.

– Ten internet… – westchnęła. – No nic. Skoro sprawa się wydała, nie ma co zamiatać jej pod dywan. Ale chcę, żebyście zapamiętały, że wasz ojciec był dobrym człowiekiem. Dobrym i porządnym – podkreśliła.

– Nie słuchajcie żadnych oszczerców, gdyby jeszcze jacyś żyli. Tak, to prawda, że Józek siedział w więzieniu. Trzy lata. Odsiedział swoje co do dnia, nie wyszedł warunkowo, nie puścili go, bo matka tego dziecka…  – ciotka pokręciła głową. – Zresztą nic dziwnego… Straciła dziecko, trudno, żeby była wspaniałomyślna… Józek wracał do domu, po randce z waszą matką. Spieszył się, bo za długo się żegnali, a miał popołudniową zmianę. Jechał za szybko, może był też rozkojarzony… No i nie zdążył wyhamować, gdy ta dziewczynka wtargnęła na drogę. Wybiegła za szczeniakiem… Jeden ze świadków zeznawał potem w sądzie, że nigdy nie słyszał, żeby ktoś tak płakał jak Józek wtedy. Siedział na poboczu, kołysał się i płakał. Matka tej dziewczynki podobno przeraźliwie krzyczała, póki ratownicy z karetki nie dali jej czegoś na uspokojenie. Przyjechała policja, sprawcę mieli na miejscu.

To była rodzinna tajemnica

– Dlaczego nigdy nikt…

– A czym tu się chwalić? – przerwała mi ciotka. – Teraz jest inaczej. Są programy dla byłych więźniów, żeby mogli pracować, żyć w miarę normalnie, wrócić na łono społeczeństwa. A wtedy? Siedziałeś w kryminale, jesteś kryminalistą. To było jak wypalone na czole piętno. Jeszcze morderca? I to dziecka? Nieważne, że to był wypadek. Nieważne, że Józek całkiem się po nim zmienił, że wyrzuty sumienia zjadały go całe życie… My też morze łez wylaliśmy. Nas też wytykali palcami. Waszą mamę również. Za to, że na niego czekała… Czemu i wy miałybyście cierpieć?

– Nie mogę… – moja siostra aż się zachłysnęła łzami. – To takie smutne! Taki mi go żal, tyle lat to w sobie dusił… Czy dlatego nie umiał nas kochać?

– Ależ kochał was! – zaprotestowała ciotka. – Nad życie!

– Tylko co? – rzuciłam nieco agresywniej, niż zamierzałam.

– Tylko mówił, że nie ma prawa do tej miłości. Patrzył na was i serce mu pękało na samą myśl, że mógłby was stracić, a przecież przez niego czyjeś dziecko umarło… Takiego grzechu nie da się z duszy zmyć. Bał się was kochać, by los go nie ukarał, by śmierć nie przyszła wyrównać z nim rachunków, zabierając któreś z was…

Coś mnie tknęło. Przypomniały mi się jedyne chwile, kiedy ojciec okazywał nam troskę, cierpliwość i zainteresowanie. Czytał nam bajki, podawał leki, zmieniał okłady, dmuchał i chuchał, smarował krosty. 

– To dlatego, gdy któreś z nas chorowało, siedział przy was kamieniem. Sądziłam, że robi to dla mamy, żeby odpoczęła, ale… on nas pilnował, tak?

Ciotka smętnie pokiwała głową.

Rodzice wiele wycierpieli

– Dla waszej mamy też to robił. Była jego zbawieniem. Józek mówił, że jest aniołem, na jakiego nie zasługuje. Nie zdziwiłby się, gdyby się od niego odwróciła jak inni. Ale została. Odwiedzała go, czekała, a jak wyszedł, wyjechali do Bydgoszczy. Tam łatwiej im było zniknąć i zacząć od nowa. Tutaj wiecznie by ich wytykali palcami. Tu zawsze byłby mordercą dziecka, a Joasia żoną mordercy. Tak jak ja przez długie lata byłam siostrą „tego, co zabił dziewczynkę”. Dobrze, że rodzice nie dożyli…

On sam nigdy nie chciał opowiadać o więzieniu. Przetrwałem, mówił, to wystarczy, was nie będę obarczał szczegółami – otarła łzy, która pojawiły się w kącikach oczu. – Ja nie widziałam w nim mordercy i wam też nie wolno tak o nim myśleć. Przecież nie chciał nikogo zabić. Popełnił błąd, za który płacił do końca życia.

– Nie on jeden. Te plotki… Jak je wytrzymałaś, ciociu?

– Dużo pracowałam. W końcu ludzie się znudzili, a nawet jak im się przypomniało, miałam ważniejsze rzeczy na głowie niż ich okrutne uwagi.

Fakt. Ciotka jako pielęgniarka miała co robić. Dyżur za dyżurem. Pomagała innym, może chcąc w ten sposób spłacić „życiowy” dług, jaki zaciągnął jej brat.

Byłyśmy w szoku

Milczałyśmy, nie bardzo wiedząc, co tu powiedzieć. Kiedyś będziemy musiały znaleźć słowa, bo przecież był jeszcze nasz brat, nieświadomy całej historii.

Pojechałyśmy na cmentarz. Kupiłyśmy kwiaty, znicze. Potem stałyśmy w ciszy nad kamienną płytą, która skrywała szczątki rodziców, i zastanawiałyśmy się, co im powiedzieć. Buzowało w nas tyle emocji: zaskoczenie, złość, żal, poczucie krzywdy. Gdy ojciec umarł, czułam się podobnie, choć najwięcej było we mnie rozgoryczenia i gniewu. Że już nigdy nie powiem mu, co nim myślę. Że nie zapytam, czemu nas miał, skoro nas nie chciał, czemu był taki nieczuły.

– Kochał nas – szepnęła Kaśka, przytuliwszy się do mojego ramienia. – Jednak nas kochał. Prawda?

Pokiwałam tylko głową, bo wzruszenie ścisnęło mnie za gardło. Biedny tata. Ciągle w czyśćcu wyrzutów sumienia. Poczucie winy jest najgorszym więzieniem. My, jego dzieci, też cierpieliśmy, bo nie mieliśmy ojca, jakiego mogliśmy mieć. Chciał nas kochać – przed całym światem, na przekór śmierci i losowi – ale nie miał odwagi. Mój żal nie zniknął, bo nie da się odzyskać czasu ani możliwości bycia razem, ale moja złość odeszła wraz ze zrozumieniem.

Czytaj także: „Mąż pragnął zbudować nam pałac, ale nie zdążył. Zamiast do domu, otworzyły się przed nim drzwi do raju"
„Syn miał zadbać o moje finanse. Tak się o nie zatroszczył, że zablokował mi konto i o mało nie puścił mnie z torbami”
„Mój wygląd był dla mnie przekleństwem. Los odmienił się, gdy uratowałem komuś życie”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA