Mocno przeżyłam słowa ginekologa, który powiedział mi, że nigdy nie zostanę matką. Tak bardzo wzięłam to sobie do serca, że zerwałam swoje zaręczyny i postanowiłam nigdy nie wychodzić za mąż. Zamierzałam żyć jak wyzwolona singielka, która do szczęścia nie potrzebuje facetów.
I pewnie dalej bym tak funkcjonowała, gdyby nie gorączka piątkowej nocy, w wyniku której okazało się, że jestem w ciąży. Niestety mój syn nigdy nie pozna ojca, bo jest nim przypadkowo poznany facet.
Pogodziłam się z tą myślą
Właśnie szykowałam się do ślubu, gdy jedna wizyta u ginekologa przekreśliła wszystkie moje plany.
– Przykro mi to mówić, ale pani nigdy nie zostanie matką – powiedział mi lekarz.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i byłam przekonana, że to jakaś pomyłka. Niestety okazało się to prawdą. Po wielu tygodniach badań zdiagnozowano u mnie chorobę, która niemal w 100% odbierała mi szansę na urodzenie dziecka.
– I nic nie da się z tym zrobić? – zapytałam jeszcze pełna nadziei.
– Niestety nie – odpowiedział lekarz.
Potem zaczął mnie pocieszać, że są inne sposoby na posiadanie dziecka, ale ja już nie chciałam go słuchać. Wyszłam z gabinetu i zostałam sama ze świadomością, że jestem wybrakowana. Po takich wiadomościach było oczywiste, że nie mogę zostać żoną. Zerwałam zaręczyny, nie wyjawiając Darkowi prawdy. Wołałam, aby mnie znienawidził za rzekomą zdradę, niż miałby czuć do mnie coś na kształt współczucia.
Opowiedziałam mu zmyśloną historię o seksie z przypadkowym facetem, która musiała zakończyć nasz związek. Do dzisiaj pamiętam jego minę, gdy swoją opowieścią łamałam mu serce. Prawdę znała tylko moja przyjaciółka, która obiecała, że zachowa ją dla siebie.
Postanowiłam iść samotnie przez życie. I chociaż trwało to dosyć długo, to w końcu pogodziłam się z myślą, że nie dane mi będzie zostać matką. Skupiłam się na innych dziedzinach życia – na pracy, na podróżach, na sporcie i na przyjemnościach. Czasami tęskniłam za kimś bliskim, ale w głębi duszy wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Skaza w postaci bezpłodności skazywała mnie na samotność.
Poszłam się rozerwać
Ten piątek miał być jak każdy inny. W pracy było nieco luźniej, bo nasz projekt właśnie dobiegł końca i czekaliśmy już tylko na akceptację szefostwa. A że naszą tradycją było świętowanie zakończenia projektu, to tym razem też padła taka propozycja.
– Idziemy się zabawić i poświętować nasz sukces? – zapytał kolega, który dopiero w tym roku dołączył do naszego zespołu.
– Oczywiście, że idziemy – odpowiedziała koleżanka i spojrzała na mnie.
Ja jakoś niespecjalnie miałam ochotę tego dnia na firmowe imprezy. Nie czułam się najlepiej. A do tego podczas sprzątania mieszkania znalazłam swoje stare zdjęcie z Darkiem, które sprawiło, że wszystkie wspomnienia wróciły. „Ciekawe, jak mu się wiedzie?” – pomyślałam. Jeszcze przez kilka lat po naszym zerwaniu trzymałam rękę na pulsie i sprawdzałam, jak mój były narzeczony ułożył sobie życie.
Z tego co wiedziałam, to ożenił się i urodziło mu się dziecko. Byłam pewna, że jest szczęśliwy. A ponieważ nie chciałam dołować się jeszcze bardziej, to zaprzestałam śledzenia jego losów.
– No chodź – powiedziała koleżanka, widząc, że nie za bardzo mam na to ochotę.
„A co mi tam” – pomyślałam i postanowiłam się trochę rozerwać. Umówiliśmy się w jednej z naszych ulubionych knajp, gdzie bardzo często świętowaliśmy nasze firmowe sukcesy. I chociaż początkowo nie byłam w nastroju do zabawy, to szybko poprawił mi się humor. Pomocny okazał się alkohol, który lał się strumieniami. A ja nawet nie wiem kiedy zaczęłam bawić się z przystojnym nieznajomym.
Musiałam trochę ochłonąć
Następnego dnia obudziłam się w hotelowym pokoju. Obok mnie leżał nieznajomy facet, którego nie mogłam sobie przypomnieć. „Co ja tu robię?” – pomyślałam przerażona. A potem zaczęły do mnie docierać skrawki wspomnień – alkohol, tańce, przystojny nieznajomy, hotelowy pokój i namiętna noc. Poczułam, jak robi mi się niedobrze. I chociaż nie wszystko pamiętałam, to nie miałam żadnych wątpliwości, że poszłam do łóżka z jakimś obcym facetem, którego widziałam pierwszy raz w życiu.
Postanowiłam, że ulotnię się po angielsku. Szybko zebrałam swoje rzeczy i po cichu wyszłam z pokoju. Nie byłam pewna, czy wymieniliśmy się telefonami, ale byłam przekonana, że mój jednonocny kochanek nie będzie poszukiwał kontaktu ze mną. Nawet jeżeli miałabym mieć jakiekolwiek wątpliwości, to obrączka na jego palcu skutecznie je rozwiewała.
Przez kilka kolejnych dni próbowałam jakoś dojść do siebie. Owszem, lubiłam się zabawić, ale nigdy nie pozwalałam sobie na jednorazowe przygody. To zupełnie nie było w moim stylu. Na szczęście dostaliśmy nowy projekt, który wymagał ode mnie sporego zaangażowania. Nie miałam czasu na powracanie do przeszłości i myślenie o tym, że dałam się ponieść namiętności. „To skończony rozdział” – powiedziałam sobie i z wielkim zapałem ruszyłam do nowych wyzwań.
I pewnie szybko zapomniałabym o swoim wybryku, gdyby nie to, że kilka dni później poczułam się naprawdę źle. Pierwszy raz od wielu lat musiałam zadzwonić do pracy i poprosić o kilka dni wolnego.
– Naprawdę czuję się bardzo źle – tłumaczyłam swoją prośbę o urlop. – Ale to pewnie tylko jakieś zatrucie, które najprawdopodobniej minie za kilka dni – dodałam.
Byłam przekonana, że za kilka dni wrócę do pracy z nową energią i znowu dam popalić swoim współpracownikom. Jednak gdy choroba nie mijała, to chcąc nie chcąc musiałam udać się do lekarza.
– Robiła pani test ciążowy? – zapytała lekarka. Ja tylko się roześmiałam. Nie miałam ochoty jej tłumaczyć, że jest w wielkim błędzie.
– To nie to – odpowiedziałam.
Lekarka popatrzyła na mnie z uśmiechem i powiedziała, że mimo wszystko sugeruje zrobienie odpowiednich badań. Nie chciałam z nią dyskutować, więc powiedziałam, że na pewno tak zrobię.
Okazało się, że jestem w ciąży
Kiedy tylko złe samopoczucie minęło, to od razu wróciłam do pracy. Rzuciłam się w wir obowiązków i już zupełnie nie pamiętałam o tym, że jeszcze kilka dni temu nie byłam w stanie podnieść się z łóżka. Jednak złe samopoczucie znowu dało o sobie znać. W pewnym momencie poczułam tak silny ból brzucha, że nie byłam w stanie się ruszyć. Współpracownicy wezwali karetkę.
Na oddziale ratunkowym podano mi leki i zrobiono szereg badań. I kiedy szykowałam się już do wyjścia, to przyszedł do mnie lekarz.
– Pani Martyno, znamy już przyczynę pani niedyspozycji – powiedział i lekko się uśmiechnął. A ja odetchnęłam z ulgą. „Skoro lekarz się uśmiecha, to oznacza, że nic mi nie jest” – pomyślałam uspokojona.
– Niestrawność? – zapytałam. Obiecałam sobie, że w końcu zadbam o zdrową dietę.
– Nie do końca – odparł medyk. – Po zrobieniu wszystkich badań okazało się, że jest pani w siódmym tygodniu ciąży.
Poczułam się, jakbym dostała obuchem w głowę. Wprawdzie ostatnio spóźniał mi się okres, ale to nie był pierwszy raz.
– Przecież to niemożliwe – powiedziałam osłupiała. Lekarz tylko się uśmiechnął i wymruczał pod nosem, że takie rzeczy się zdarzają.
– Pan nie rozumie! – powiedziałam podniesionym głosem. – Ja nie mogę mieć dzieci.
Lekarz spojrzał na mnie uważnie, a potem podniósł się z krzesła.
– Nie wiem, kto panią diagnozował, ale prawda jest taka, że za kilka miesięcy zostanie pani matką – powiedział i opuścił salę.
Leżałam w szpitalnym łóżku i próbowałam przyswoić informacje, które przed chwilą do mnie dotarły. „Będę matką?” – pomyślałam ze zdumieniem. A potem przypomniałam sobie, kto jest ojcem mojego dziecka. Uświadomiłam sobie, że zaszłam w ciążę z obcym facetem, który na dodatek był żonaty. Nie było szans, abym go odnalazła. Zresztą nawet tego nie chciałam. Co miałabym mu powiedzieć?
Nie byłam w stanie ukrywać ciąży przez zbyt długi okres. Jednak o tym, kto naprawdę jest ojcem mojego dziecka, wiedziała tylko najbliższa przyjaciółka. Wstydziłam się swojego wyskoku. A jednocześnie powoli zaczynałam odczuwać radość. Tak naprawdę to zawsze chciałam zostać matką, a świadomość tego, że nigdy nie urodzę dziecka, całkowicie zmieniła całe moje życie. Postanowiłam, że pokocham to dziecko i zapewnię mu najszczęśliwsze dzieciństwo pod słońcem.
Kilka miesięcy później urodziłam zdrowego syna, co uznałam za prawdziwy cud. Nie interesowało mnie to, co opowiadają za moimi plecami. Liczyło się tylko to, że mogę trzymać w ramionach własne dziecko. A kilka tygodni później dostała sms – a od Darka. „Spotkamy się?” – przeczytałam. Od znajomej dowiedziałam się, że Darek rozwiódł się ze swoją żoną i po kilku latach wrócił do rodzinnego miasta. Umówiliśmy się na kawę. I chociaż nie wiem, co mnie czeka w przyszłości, to mam wrażenie, że wszystko się jakoś ułoży.
Czytaj także:
„Mąż myślał, że mam siano w głowie i nic nie potrafię. W ukryciu pięłam się po drabinie, by w końcu zostać jego szefową”
„Dla rodziców była głupią wpadką, dla mężczyzn - marną kandydatką na żonę. Całe życie muszę żebrać o uwagę i miłość”
„Zarobki w mojej firmie są skandaliczne. Żeby mieć pieniądze, zostałam panią do towarzystwa, bo mam swoje potrzeby”