Nigdy nie czułam się kochana i potrzebna, byłam jak piąte koło u wozu dla swojej rodziny. Mój mąż też nie liczył się z moim zdaniem. Czym sobie na to zasłużyłam?
Byłam raczej niechcianym dzieckiem
Przyszłam na świat w wielodzietnej rodzinie, jako piąta i ostatnia z rodzeństwa. Matka na każdym kroku dawała mi odczuć, że w sumie to byłam głupią wpadką, a ona cały czas łudziła się, że nic z tego nie będzie albo nie donosi ciąży. Ojciec, skupiony wyłącznie na swojej pracy i klientach, rzadko udzielał się w kwestiach wychowawczych – tylko wtedy, gdy któreś z nas sprawiało problem, potrafił krzyknąć i wymyślić jakąś koszmarną karę.
Bałam się go i robiłam wszystko, żeby przypadkiem nie wejść mu w drogę. Uczyłam się dobrze, bo widziałam, że dwie starsze siostry zawsze zyskują jego uznanie, gdy przynoszą do domu piątki. Chociaż miałam doskonałe oceny z każdego z przedmiotów, nigdy nie usłyszałam od niego miłego słowa. Zazwyczaj mnie po prostu nie zauważał. Przez całą podstawówkę zwrócił się do mnie może z dziesięć razy. Zwykle miałam mu coś podać lub coś sprzątnąć.
Z matką było inaczej. Ona skupiała się głównie na tym, co robiłyśmy w domu. „Robiłyśmy”, bo nasi bracia nie mieli żadnych obowiązków domowych – mieli się względnie dobrze uczyć i uprawiać sport. Ojciec poświęcał im też uwagę w swoim warsztacie, bo podobno świetnie się tam odnajdywali. Ja nigdy nie byłam tak dobra, jak moje siostry, choć bardzo się starałam.
– Jesteś do niczego, Anka – cedziła zirytowana matka. – Jak ty te naczynia umyłaś? I cały zlew zachlapałaś! Kamień się zrobi. Ile razy mam mówić, że masz wycierać po sobie?!
Na szczęście szybko się uczyłam. Cieszyłam się, gdy matka nic nie mówiła, bo to oznaczało, że nie popełniłam żadnego błędu. Raz, gdy wszyscy poszli na szkolną imprezę, a ja zostałam i posprzątałam nasze pokoje, pogłaskała mnie po głowie, a potem usłyszałam, że jestem jej „ukochaną córeczką”. Choć potem dalej zabiegałam o jej uwagę, jak tylko mogłam, nigdy więcej już tego nie powtórzyła.
Małżeństwo mnie uskrzydliło
Przez całe życie starałam się ogólnie nie rzucać w oczy. Nie miałam przyjaciół, trzymałam się raczej na uboczu. Była taka jedna koleżanka, Milena i to z nią się trzymałam, ale ona chyba robiła to tylko dlatego, że była typową outsiderką i nie pasowała do żadnego ze szkolnych, a potem studenckich środowisk.
Pewnie byłabym sama, gdyby nie to, że bliska znajoma matki przedstawiła mnie swojemu młodszemu synowi, Julkowi. Julek był bardzo przystojny, małomówny i wiecznie zajęty. Oświadczył mi z miejsca, że powinien się ustatkować, a skoro ja jestem ładna i niebrzydka, to można to jakoś pogodzić. Oszalałam wtedy ze szczęścia, bo był zdecydowanie pierwszym mężczyzną, który się mną zainteresowałam. Zdałam wtedy akurat na drugi rok studiów, a matka przekonywała mnie, że powinnam się go trzymać.
– Gdzie ty znajdziesz lepszego kandydata na męża? – pytała. – Zresztą, jesteś już w tym wieku, że nie powinnaś wybrzydzać. Twoje siostry już mają dawno dzieci, a ty?
Nie myślałam za wiele, gdy wychodziłam za Julka. Zachwyciłam się tym, że będę miała własną rodzinę, że dam mężowi dzieci, które potem pokocham i będę rozpieszczać. Miałam też nadzieję, że one pokochają mnie. Gdzieś tam, w podświadomości, budził się jednak lęk, że coś zrobię nie tak. Że one nie uznają mnie za dostatecznie dobrą matkę. Bo przecież wszystko robiłam źle. Popełniałam tyle błędów…
Robiłam wszystko, by go zatrzymać
Julek rzadko się do mnie odzywał. Czasem opowiadałam mu o swoim dniu, ale on nie miał czasu wdawać się w dyskusje. Rozumiałam go. Był znużony po pracy, a ja zamęczałam go pierdołami. Najpierw związanymi ze studiami, potem z nudnymi obowiązkami asystentki biurowej. Nie miałam pojęcia, gdzie popełniłam błąd, ale któregoś dnia wrócił z pracy i z miejsca zaczął się pakować.
– Wyprowadzam się – oznajmił szorstko. – Chcę rozwodu.
Zaniemówiłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć, aby go nie urazić, więc wykrztusiłam tylko:
– Dlaczego?
Prychnął, a potem spojrzał na mnie ze złością.
– Dlaczego, dlaczego! – przedrzeźniał mnie ze skwaszoną miną. – Mam cię dość, Anka! Ty jesteś… taka beznadziejna. Panna „przepraszam, że żyję”. Myślałem, że to tak dlatego, że jesteś z tej patologii i się wyrobisz, ale… no masakra z tobą! Znalazłem sobie normalną kobietę. A ty nie wiem, poszukaj sobie innego frajera.
To we mnie był problem
Kompletnie nie wiedziałam, jak sobie poradzę sama. Kiedy dotarło do mnie, że on naprawdę zabrał wszystkie swoje rzeczy, a nawet złożył pozew o rozwód, wpadłam w panikę. „Ma rację, jestem beznadziejna – powtarzałam sobie gorączkowo w myślach. – Nikt nie może ze mną wytrzymać. Nie zasługuję na miłość”.
Jako że nie miałam się wtedy za bardzo komu wyżalić, padło na Milenę. Wciąż utrzymywałyśmy kontakt, a ostatnio chyba nawet trochę się do siebie zbliżyłyśmy.
– Julek chce rozwodu – wyszeptałam, gdy tylko się z nią spotkałam. – Powiedział, że… że ze mną nie wytrzymuje. Że chce normalnej kobiety.
– Pewnie prowadza się z tą waszą sąsiadką spod trójki – rzuciła wszystkowiedzącym tonem, a potem zlustrowała mnie uważnym spojrzeniem. – Ej, ale ty się chyba nie obwiniasz, co?
– No… ja wiem, że to przeze mnie – wymamrotałam. – Nigdy nie byłam dobrą żoną…
– Oszalałaś – westchnęła. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale przerwało jej nadejście jakiegoś mężczyzny. – O, Igor! Dobrze, że jesteś. Poznaj Anię, moją dobrą znajomą.
Niepewnie uścisnęłam rękę nieznajomego. Był bardzo przystojny i trochę onieśmielał mnie swoim pogodnym uśmiechem.
– To… twój partner? – zapytałam koleżanki.
Roześmiała się.
– Nie, to mój starszy brat – stwierdziła. – Dopiero co wrócił z Anglii. I teraz będzie mieszkał w naszym mieście – przewróciła oczami. – Rodzice kupili mu mieszkanie. Chociaż ma 36 lat, a nie 20!
Igor spadł mi z nieba
Igor nie zmieszał się wcale mimo tego, co wygadywała o nim Milena. Zadawał mi dużo pytań. Chciał wiedzieć, czym się zajmuję, co lubię, gdzie mieszkam. Byłam tym trochę oszołomiona – nigdy nikt się tym nie interesował. W dodatku jego siostra się szybko zmyła i zostaliśmy sami. A on wciąż pytał. I choć się zacinałam, a przy tym pewnie gadałam mnóstwo głupot, wciąż chciał wiedzieć więcej. Jakbym go naprawdę zafascynowała.
Na koniec dał mi swój numer i powiedział, żebym zadzwoniła, gdy będę miała ochotę gdzieś wyjść. I choć z początku przekonywałam się, że to raczej nie ma sensu, bo znowu wszystko zepsuję, skorzystałam z jego propozycji. Spotkaliśmy się w restauracji, a on był bardzo miły. Byłam w szoku, gdy pozwolił mi coś sobie wybrać z menu. Z Julkiem tylko jeden jedyny raz wyszliśmy na obiad, i to on wybrał nam dania, dopasowując je do zasobności swojego portfela. Nie wiedziałam zupełnie, jak się zachować – wybrać coś taniego? Wziąć małą porcję? A może się obrazi, że mam go za biedaka?
– Nie znam się na takiej kuchni – wymamrotałam ze wstydem. – Może ty coś wybierzesz?
Uśmiechnął się szeroko, choć byłam przekonana, że miał mnie już za idiotkę.
– No pewnie!
Myślałam, że zrazi się do mnie po tym wyjściu, a tymczasem on w piątek rano wysłał mi esemesa z informacją, że ma dwa bilety na doskonały film akcji i że zabiera mnie wieczorem do kina. Byłam przeszczęśliwa. Ktoś naprawdę chciał mnie gdzieś zabrać! Miał dwa bilety i pomyślał akurat o mnie! Spotkaliśmy się pod kinem, a ja od razu zauważyłam jego niepewną minę. Pomyślałam, że pewnie się rozmyślił albo zaprosił kogoś innego i nie wie, jak z tego zgrabnie wybrnąć.
– Wiesz, Aniu – zaczął powoli, a ja przygotowywałam się na najgorsze – kretyn straszny ze mnie. Nawet nie zapytałem, czy lubisz kino akcji, tylko od razu założyłem, że pójdziemy na to, co chcę zobaczyć. Grają jeszcze chyba jakąś komedię romantyczną, horror…
– Co? – wykrztusiłam.
– No wiem, głupio wyszło. Jakby co, oddam bilety i weźmiemy nowe, na coś innego – wydawało mi się, że się zarumienił. Potem pokazał mi tytuły filmów, które jeszcze dziś grali. – Co cię interesuje? Kojarzysz te filmy? Który chciałabyś zobaczyć?
Zamrugałam. Czy on właśnie zapytał mnie o zdanie? Przecież ja nie miałam tu nic do gadania. Czym on się w ogóle przejmował? I tak był dla mnie za dobry. Zaczęłam gorączkowo myśleć, czy to nie jakiś podstęp. Może chciał mnie sprawdzić? Może uważał, że nie jestem mu wdzięczna i starał się mnie podpuścić? Musiałam zdać ten test.
– Naprawdę cię to interesuje? – spytałam ostrożnie.
– E… w sensie? – był wyraźnie zbity z tropu.
– Naprawdę chcesz wiedzieć, na co chciałabym iść?
Roześmiał się.
– No nie chcę, żebyś mi tam zasnęła – stwierdził. – Na tej komedii romantycznej mogę co najwyżej zasnąć ja, ale w miłym towarzystwie to w sumie mi nie przeszkadza. Poza tym, chciałbym, żebyś ty się dobrze bawiła.
Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem, a mimo to zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu. Był pierwszą osobą, przy której poczułam się ważna. Chociaż przez moment.
– Spokojnie – powiedziałam z uśmiechem. – Nie musisz oddawać biletów. Lubię kino akcji. Fajnie będzie zobaczyć coś takiego na dużym ekranie. – spojrzałam mu w oczy. – Zwłaszcza z takim fajnym facetem.
Czytaj także:
„Teściowie w tajemnicy naciskali na intercyzę. Ja też chciałam się zabezpieczyć i zażądałam kasy za bycie kurą domową”
„Po 15 latach wróciłem do domu, by zająć się ojcem. Cieszyłem się, że mnie nie poznaje i moja tajemnica jest bezpieczna”
„Czekałam na dziecko jak na zbawienie, a teraz czuję się nieszczęśliwa. Nie chcę już być matką, to nie dla mnie”