„Zarobki w mojej firmie są skandaliczne. Żeby mieć pieniądze, zostałam panią do towarzystwa, bo mam swoje potrzeby”

dama do towarzystwa fot. Adobe Stock, Julia
„Wydawało mi się, że w pracy robię dosłownie wszystko – również to, co wychodzi poza moje kompetencje i powierzane obowiązki. Z początku kwota, jaką miałam zarabiać, wydawała mi się zadowalająca, ale kiedy zaczęłam spłacać raty kredytu, pieniądze ledwie starczały do pierwszego”.
/ 29.01.2024 21:15
dama do towarzystwa fot. Adobe Stock, Julia

Moje życie przypominało jeden wielki dramat. Szalony wyścig za czymś nieosiągalnym. Bo jak niby sama miałam spłacić kredyt i mieć jakiekolwiek pieniądze? Miałam dwadzieścia parę lat! Całe życie przed sobą! Chciałam ładnie wyglądać, kupować sobie czasem coś fajnego, a nie liczyć każdy grosz. A jako pani do towarzystwa mogłam sobie nieźle dorobić!

Zawsze byłam wzorem dla innych

Odkąd poszłam do liceum, żyłam w przeświadczeniu, że dobre studia i regularna nauka są przepisem na sukces. Nie chciałam się w dorosłym życiu poniewierać po osiedlu, mieszkać w dusznym molochu z wielkiej płyty i pożyczać pieniędzy od znajomych, jak tylko będą mi niespodziewanie potrzebne. Marzyło mi się spore zaplecze finansowe, które pozwalałoby na swobodę i spełnianie każdego nagłego kaprysu. A przy okazji zapewniającego ratunek we wszelkich nagłych wypadkach. Bo tych przecież nikt nie mógł przewidzieć.

Uczyłam się więc dzielnie, inwestowałam w tę moją edukację, a rodzina była ze mnie dumna. Starsza siostra, Dorota, dziwiła się nawet, że mam taki ogromny zapał, a przy okazji rozbudowane plany na przyszłość. Chciałam pracować w dużej korporacji i odpowiadać za marketing. Zrobiłam parę kursów, dostałam się na płatny staż i w tej samej firmie podpisałam też umowę o pracę. Tak właśnie miała się rozpocząć moja wspaniała przygoda z wkraczaniem w dorosłość.

Myślałam, że się ustawiłam

Wszystko szło jak po maśle. Kiedy kupowałam piękne, nowiutkie mieszkanie na kredyt (trochę pieniędzy miałam od rodziców), myślałam, że teraz wszystko będzie już tylko lepiej, a ja szybko się wzbogacę. Jako że miałam trochę środków, tych od rodziców, skupiłam się na remoncie i aranżacji poszczególnych wnętrz. Czułam się przeszczęśliwa, chociaż póki co miałam mieszkać sama. Nie znalazłam na razie nikogo, kto poruszyłby moje serce… a właściwie nie miałam w ogóle czasu, by rozglądać się za facetami.

– Będzie jeszcze na to czas – stwierdziłam spokojnie, gdy matka zaczęła się dopytywać o moje życie uczuciowe. – Nikogo nie szukam. Może sam się znajdzie.

W zasadzie wcale nie uważałam, żeby takie poszukiwana były potrzebne. Nie do końca rozumiałam, po co ściągać do domu faceta. Samej było mi dobrze. I idea wiecznej singielki wydawała się idealna. Przynajmniej na razie.

Moja pensja to jakaś kpina

Niestety nie wszystko okazało się tak wspaniałe, jak z początku zakładałam. Chociaż pracowałam z dużym zaangażowaniem, na żaden awans się nie zanosiło. A wydawało mi się, że w pracy robię dosłownie wszystko – również to, co wychodzi poza moje kompetencje i powierzane obowiązki. Z początku kwota, jaką miałam zarabiać, wydawała mi się zadowalająca, ale kiedy zaczęłam spłacać raty kredytu, pieniądze ledwie starczały do pierwszego.

Irytowałam się strasznie, bo jak na to, ile się uczyłam, by do tego dojść, ile pracy i zaangażowania włożyłam we wszystkie te przygotowania, zarabiałam grosze. Czułam się nie tylko niedoceniana, ale też życiowo oszukana. Bo to, jak żyłam, było po prostu krzywdzące. I zupełnie nie zgadzało się z moją wizją dorosłości. A przecież tak się starałam…

Musiałam pójść z duchem czasu

Przełomem okazała się rozmowa z Izą, znajomą z działu sprzedaży. Widziałam, że ona najwyraźniej pieniędzy nie liczy, bo do pracy przychodziła w drogich kieckach, a o torebkach topowych marek, których miała co najmniej z dziesięć, ja mogłam co najwyżej pomarzyć. Z początku myślałam, że ma po prostu dzianego faceta, jednak ona zdradziła mi bez wahania, że jest panią do towarzystwa. Jednocześnie zaznaczyła, bym nie rozpowiadała o tym innym w firmie, bo ludzie potem dziwnie na nią patrzą.

Kiedy zapytałam, dlaczego akurat mnie zdradziła prawdę, wzruszyła ramionami, a potem stwierdziła, że myślała, że może też chcę trochę dorobić. Jej słowa wywołały we mnie poruszenie. Choć nie dałam wtedy tego po sobie poznać, zaczęłam gorączkowo myśleć o swojej przyszłości. Bo nagle wyklarowało mi się z tego wszystkiego kolejne wyjście.

A gdybym tak też spróbowała? Wiedziałam, że nie jestem brzydka, a mężczyźni lubią młode, chętne kobiety. Potrzebowałam pieniędzy na własne sprawy. Nie mogłam dalej żyć jak jakaś beznadziejna żebraczka. A tu… tu nie miałam się nawet narobić! Nie czułam, żeby to miało stanowić dla mnie jakieś wyzwanie nie do przeskoczenia. No i jakoś mnie nie odrzucało.

– Kiedyś ludzie myśleli sobie o takim zawodzie Bóg wie co – mruknęła do mnie Iza, odpalając papierosa na kolejnej przerwie, gdy już zdradziłam zainteresowanie jej niecodziennym zajęciem. – No wiesz, że niby to złe, że trzeba się tego wstydzić… – zaciągnęła się dymem. – A ja to uważam, że trzeba się otwierać na nowe. Dobrze wykorzystywać swoje możliwości i atuty. Skoro możesz mieć łatwe pieniądze, czemu nie skorzystać? W końcu nikogo do niczego nie zmuszasz.

I tak zaczęłam wtedy o tym myśleć – zawód przyszłości. A ten drugi, mniej dochodowy, miał się stać przykrywką dla ciekawskich. No i zabezpieczeniem na przyszłość, gdy moja uroda i wdzięki przeminą.

Rodzina do tego nie dojrzała

Siostra jako pierwsza zorientowała się, że mam stanowczo za dużo pieniędzy jak na przeciętną pracownicę korporacji. Kupiłam sobie kino domowe, jeden z droższych modeli ekspresów do kawy, uzupełniłam kolekcję szpilek o te bardziej drogocenne, no i kupiłem jeszcze parę drobiazgów. Wiedziałam, że pytania to tylko kwestia czasu. Dlatego w końcu padły.

– Martyna, skąd te rzeczy? – nie wytrzymała Dorota. – Obrobiłaś bank czy co?

– Niczego nie obrobiłam – stwierdziłam zgodnie z prawdą, powstrzymując się od przewrócenia oczami.

– To nie wiem… – uśmiechnęła się porozumiewawczo. – Może wyhaczyłaś jakiegoś dzianego gościa, co?

Odpowiedź „po prostu sobie dorabiam” jej nie usatysfakcjonowała, więc w końcu powiedziałam jej prawdę. I wtedy się zaczęło. Że jestem nienormalna, oszalałam i szargam swoje dobre imię (jakby ktokolwiek je znał). Potem zaczęła grozić, że powie rodzicom, a ja się tym kompletnie nie przejęłam. Skoro miała taką potrzebę, mogła im mówić – ja i tak nie zamierzałam niczego w życiu zmieniać. Przynajmniej w obecnej chwili.

Oczywiście, nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła. A potem zaczęły się procesje matki do mojego mieszkania. Za pierwszym razem przyszła z ojcem, który oznajmił, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego, skoro zajmuję się „takimi rzeczami”. Nie skomentowałam tego w żaden sposób, bo wiedziałam, że zawsze był trochę zacofany i wszystko, co nowe lub inne wywoływało w nim bunt. Matka z kolei usiłowała mnie przekonać, że powinnam porzucić swoje bardziej dochodowe zajęcie i znaleźć sobie lepszą pracę.

– Martyna, ty wstydu nie masz! – biadoliła. – Skoro ta praca w korporacji ci nie odpowiada, skoro płacą za mało, znajdź lepszą! Bardziej dochodową! Ale nie rób czegoś takiego!

– Ile kursów mam jeszcze zrobić? – nie wytrzymałam. Byłam poirytowana ich nastawieniem. – Ile szkoleń? A tu nic nie muszę. We wszystkim jestem dobra! Zresztą… to i tak tylko opcja na parę lat, więc już tak nie przeżywaj.

Koleżanki nie chcą mnie znać

Postawiłam na swoim i nie zrezygnowałam z dodatkowej kasy. Ojciec się do mnie nie odzywa, matka wpada tylko od czasu do czasu, jak na mój gust po to, by sprawdzić, czy aby nie zmądrzałam. A Dorota? No cóż, ona sobie wymyśliła, że nie jestem już jej siostrą. Przyznam szczerze, że niewiele to zmieniło w moim życiu. I tak wpadała do mnie tylko wtedy, gdy coś chciała.

Właściwie to obecnie wcale nie dziwię się rodzinie, że tak na to wszystko zareagowała. Dopiero niedawno powiedziałam otwarcie dwóm bliższym znajomym, czym zajmuję się po godzinach i skąd mam pieniądze na te wszystkie drogie ciuchy. Z początku nie chciały uwierzyć. Potem z kolei potraktowały mnie niemal jak trędowatą. Właściwie dalej tak traktują, bo gdy mnie widzą na ulicy, albo przechodzą na drugą stronę, albo gdy nie ma takiej opcji, omijają mnie szerokim łukiem.

Może to dziwne, ale nie jest mi źle samej. Mam pieniądze, nie przemęczam się i pozwalam sobie na wszystko, na co tylko mam ochotę. Poza tym odłożyłam już całkiem niezłą sumę na przyszłość. Wierzę, że nim skończę zarabiać w ten sposób, będę już miała odpowiednie zabezpieczenie finansowe na długie lata.

Czytaj także:
„Po 15 latach małżeństwa przyłapałam męża na zdradzie. Postanowił zdjąć spodnie u sąsiadki z kiepską reputacją”
„Po rozwodzie z maminsynkiem zostałam bez dachu nad głową. Obcy facet otworzył dla mnie swój dom i serce”
„Mam 4 rodzeństwa i zero wsparcia rodziny. Kiedyś byłam im potrzebna jako opiekunka, teraz muszę radzić sobie sama”

Redakcja poleca

REKLAMA