Po skończeniu liceum byłam w naprawdę niezłej sytuacji. Dobre wyniki na maturze sprawiły, że dostałam się na dwa kierunki – anglistykę i filmoznawstwo. Miałam nadzieję, że jak najszybciej zwiążę się z filmowym środowiskiem, bo to właśnie kinematografia była tym, co najbardziej mnie interesowało.
Niestety, życie prędko zweryfikowało moje plany
Gdy byłam na drugim roku, mama miała poważny wypadek samochodowy. Choć udało jej się z tego wyjść, nigdy nie powróciła do pełni zdrowia. O dalszej pracy nie było mowy. W dodatku tata przestraszył się sytuacji i nas zostawił. Stwierdził, że nie pisał się na opiekę nad niepełnosprawną osobą, a ja jestem już dorosła, więc sobie poradzę.
Mama bardzo źle to zniosła. Wiedziałam, że uśmiecha się i żyje teraz wyłącznie dla mnie. Nie mogłam jej zawieść. W obliczu tego wszystkiego zrozumiałam, że nie dam rady ciągnąć dłużej dwóch kierunków studiów. Z bólem serca wzięłam więc urlop dziekański z filmoznawstwa, które uznałam za mniej praktyczne i skupiłam się na anglistyce.
Zaczęłam też udzielać korepetycji z angielskiego. Renta mamy nie była zbyt duża, a ja czułam się lepiej, gdy mogłam się dołożyć do domowego budżetu. Robiłam, co w mojej mocy, byśmy przetrwały ten okropny czas. A marzenia? Mogły zaczekać.
Łudziłam się, że jeszcze wrócę na swoje ukochane studia
Jedną z osób, którym udzielałam korepetycji, była Andżelika. Rok młodsza ode mnie, studiowała zarządzanie, bo jej rodzice uparli się, że wypada mieć jakikolwiek dyplom szkoły wyższej. O pracę nie musiała się martwić – jej rodzina miała własną markę odzieżową, prężnie rozwijającą się firmę i mnóstwo pieniędzy. Matka dziewczyny martwiła się tylko, że Andżela w ogóle nie radzi sobie z językami obcymi.
– Chociaż ten nieszczęsny angielski mogłaby opanować ‒ żaliła mi się, gdy przyszłam do nich pierwszy raz. – Jak ona się dogada z zagranicznymi klientami.
Dziwnie się czułam w tym wielkim domu, pełnym drogich rzeczy, które bardzo łatwo było zniszczyć. Przez cały czas skupiałam się na tym, żeby przypadkiem niczego nie potrącić. I choć Andżelika okazała się całkiem miła, tylko rzeczywiście mało pojętna, odetchnęłam z ulgą, gdy nasze zajęcia dobiegły końca.
Wychodząc, w holu wpadłam na jakiegoś chłopaka
Kiedy uniosłam głowę, zobaczyłam przystojnego, dosyć postawnego szatyna z nieco zawadiackim uśmiechem. Miał duże, szare oczy, od których nie potrafiłam oderwać wzroku.
– Ty udzielasz korepetycji Andżeli, prawda? – zagaił.
Nieco speszona, pokiwałam głową.
– No, to myślę, że moja dziewczyna szybko będzie miała angielski w małym paluszku ‒ zaśmiał się. – Skoro ma taką pomoc.
Bąknęłam coś niewyraźnie i zwiałam. Mimo to, przed oczami cały czas miałam jego serdeczną, roześmianą twarz. Po powrocie do akademika nie mogłam przestać myśleć o spotkanym chłopaku. Złapałam się na tym, że analizuję, co może robić w życiu, jakie ma pasje, na co chodzi do kina. Kiedy po raz trzeci opowiedziałam moje współlokatorce, Kindze, o tym, jak zatonęłam w jego szarych oczach, ta nie wytrzymała:
– Justyna, proszę cię, przestań! ‒ rzuciła stanowczo. – To facet, którego więcej nie zobaczysz! Po co się tak nakręcasz?
To było jak kubeł zimnej wody
Kinga miała rację. Ten chłopak był poza moim zasięgiem. W dodatku miał dziewczynę. I, jak mogłam się domyślić, spał na forsie. Innego przecież Andżelika by nie chciała. A ja? Miałam miejsce w akademiku, kilkaset złotych na koncie i udzielałam korepetycji, żeby zapewnić mnie i mamie jako taki byt.
Po miesiącu w ogóle już nie pamiętałam o przystojnym chłopaku Andżeliki. Na szczęście więcej go nie spotkałam, a mama dziewczyny podziękowała mi po czterech lekcjach, bo, jak mówiła, znalazła kogoś z lepszymi referencjami.
Któregoś dnia miałam akurat wolne popołudnie, więc poszłam do biblioteki zbierać informacje, potrzebne do pracy semestralnej. Kiedy odchodziłam od regałów, potrąciłam kogoś ramieniem. Bąknęłam „przepraszam” i chciałam pójść dalej.
– O, korepetytorka angielskiego! ‒ usłyszałam znajomy głos, przez co zesztywniałam.
Przede mną stał chłopak Andżeliki we własnej osobie.
– Yhym ‒ mruknęłam, patrząc wszędzie, tylko nie na niego.
– Ale imię jakieś masz? – spytał rozbawiony.
– Justyna.
– Maks ‒ przedstawił się – Jadłaś już obiad? Tu obok jest taka fajna knajpka. Może byśmy wyskoczyli?
Nie wiem, czemu się zgodziłam
Chyba zrobiłam to trochę bezwiednie. Byłam zresztą przekonana, że będzie drętwo, nudno, a on szybko się ulotni, gdy tylko zrozumie, że nie mamy wspólnych tematów. Że nie jestem z wyższych sfer. Zastanawiało mnie, czemu w ogóle tak pomyślał. Bo przecież musiał pomyśleć, skoro do mnie zagadał.
Zaskoczył mnie. Był miły, szarmancki, chciał dużo o mnie wiedzieć. Okazało się, że też studiuje, tyle że reżyserię. Nie interesowało go rodzinne imperium i cieplutka posadka w korporacji ojca. Miał własne plany na przyszłość. Cieszył się, że też lubię kino. Twierdził, że koniecznie będzie to trzeba jakoś wykorzystać. W ogóle usłyszałam od niego sporo ciepłych, miłych słów. Zupełnie nie tego się spodziewałam.
Po obiedzie z Maksem wróciłam do akademika. Kingi nie było, bo pojechała do rodziców. Położyłam się więc w ciszy na swoim łóżku i zaczęłam czytać. A właściwie próbowałam czytać.
Moje myśli cały czas uciekały do nowego znajomego. Nigdy nie spotkałam kogoś takiego. Co więcej, przy nim wszystko wokół nagle nabierało sensu, a moje serce zaczynało szybciej bić. Nie wiedziałam, co z tym zrobię, ale wiedziałam jedno: zakochałam się.
Regularnie spotykałam się z Maksem
Próbowałam pytać go o Andżelikę i ich związek, ale to był jedyny temat, którego kategorycznie nie chciał poruszać. W ogóle miałam wrażenie, że krzywi się na samo wspomnienie swojej dziewczyny. Parę razy zresztą stwierdził, że dusi się w tej relacji, a dla niej liczy się tylko kasa i kasa.
Po dwóch miesiącach oznajmił, że się z nią rozstał. Jego rodzice podobno nie byli tym faktem zachwyceni, ale po długiej rozmowie zgodzili się nawet, żebym wpadła w sobotę na obiad. Wtedy Maks miał mnie oficjalnie przedstawić.
Do akademika leciałam jak na skrzydłach. Zdziwiłam się tylko, gdy na korytarzu przed moim pokojem dostrzegłam jakiegoś eleganckiego mężczyznę po czterdziestce. Miał na sobie garnitur, a w ręku ściskał jeden z tych drogich smartfonów.
– Pani Justyna? ‒ zwrócił się do mnie.
Pokiwałam głową.
– Mam do pani sprawę – stwierdził. – Tylko wolałbym nie na korytarzu…
– Oczywiście ‒ rzuciłam natychmiast. Kinga miała jeszcze zajęcia, więc spokojnie mogłam go wpuścić do środka. ‒ Proszę.
– Jak się pani zapewne domyśla, jestem ojcem Maksymiliana.
Nie domyślałam się.
– O ‒ skwitowałam. – To miłe, że pan mnie odwiedził. Chociaż myślałam, że poznamy się w sobotę, na obiedzie…
– No tak. ‒ Uśmiechnął się kwaśno. – Ja właśnie w tej sprawie. – Westchnął i sprawdził coś w telefonie. ‒ Niech mi pani lepiej powie, ile pani chce.
Popatrzyłam na niego w zdumieniu.
– Ile chcę czego?
Posłał mi zniecierpliwione spojrzenie.
– No, ile mam pani zapłacić, żeby pani zostawiła mojego syna.
Na moment odebrało mi mowę.
– S-słucham? ‒ wykrztusiłam w końcu.
– Przecież ten wasz związek to jakaś kpina. – Skrzywił się nieprzyjemnie. – Rozumiesz. Nie jesteś… odpowiednia. – Odchrząknął. Nawet pewnie nie zauważył, że przeszedł na ty. – Andżelika, tak, to było coś. Maksymilian miał taką fajną dziewczynę. Ale spotkał ciebie i coś mu się odwidziało. Sama przyznasz, że to niedorzeczne.
Kazałam mu zabierać pieniądze i się wynosić
A kiedy próbował coś jeszcze mówić, zagroziłam mu policją. Pewnie nie zrobiło to na nim wrażenia, ale przynajmniej sobie poszedł.
Nie wierzyłam w to, co mnie spotkało. Siedziałam zapłakana pod ścianą w pokoju i zużywałam właśnie trzecią paczkę chusteczek. Maks próbował się do mnie dodzwonić od jakichś czterdziestu minut, ale odrzucałam każde połączenie. W tamtej chwili nie chciałam go znać. Ani jego, ani jego przeuroczej rodzinki. W końcu uznałam, że pora mu to powiedzieć.
– Czego chcesz? – warknęłam do telefonu.
– Porozmawiać – odparł natychmiast. – Wiem, co zrobił mój ojciec… Justyna, mogę tam do ciebie przyjść, na górę?
– Nie – stwierdziłam kategorycznie.
– No to będę tu stał.
– Gdzie? – zerwałam się z miejsca i wyjrzałam przez okno.
Maks stał na chodniku przed budynkiem, przemoczony do suchej nitki. Lało jak z cebra, a on nie miał parasola. Nie założył nawet niczego z kapturem.
– Pada ‒ mruknęłam. – Przeziębisz się.
– No trudno.
Westchnęłam zirytowana. Kazałam mu czekać i zbiegłam do niego. Kiedy stanęłam przed nim, momentalnie złapał mnie za ramiona. Chciałam się wyrwać, ale… jakoś nie mogłam się na to zdobyć.
– Justyna, posłuchaj mnie – powiedział. – Kocham cię i to ty jesteś dla mnie najważniejsza. Nie ojciec, nie matka, ani tym bardziej Andżelika. Obiecuję, że nikt nas nie rozdzieli.
Maks postawił na swoim i ściągnął mnie do swojego apartamentu w centrum.
Ojciec z początku strasznie się na niego wściekł
Odgrażał się nawet, że go wydziedziczy, ale wtedy do akcji wkroczyła matka Maksa i przypomniała, że to ich jedyne dziecko. Obecnie wciąż nie lubię swojego przyszłego teścia, ale doceniam, że mnie przeprosił. Musiało go to dużo kosztować.
Razem z Maksem pomogliśmy mojej mamie w sprzedaży mieszkania i kupiliśmy jej apartament w bloku obok. Brakującą kwotę dołożyliśmy z oszczędności mojego chłopaka. Ja natomiast wróciłam na filmoznawstwo. Właściwie to Maks mnie zmusił, twierdząc, że nie zniesie, gdy jego dziewczyna nie będzie mogła robić tego, co naprawdę kocha.
Teraz naprawdę nie wyobrażam sobie życia bez niego.
Czytaj także:
„Chciałam odgryźć się za zdradę, więc wskoczyłam do łóżka przypadkowemu facetowi. Zostałam sama z brzuchem”
„Choroba mogła mnie zabrać w każdej chwili tak, jak moją mamę. Obiecałam sobie, że nie wydam na świat kolejnej sieroty”
„Oddałam bratanicy nerkę, była dla mnie jak córka. Gdy to ja zaniemogłam, nie miałam tyle szczęścia”