„Miał się za wielkiego pana i mecenasa, ale pod drogim płaszczem skrywał się wykształciuch bez manier”

Pewna siebie kobieta fot. iStock by GettyImages, Andrii Zastrozhnov
„Nie przebierałam w słowach i gdy mecenas był niemiły, nie dawałam sobie w kaszę dmuchać. W każdym wieku można nauczyć się szacunku do ludzi. A nigdy nie wiadomo, kto będzie najlepszym nauczycielem”.
/ 26.09.2023 07:13
Pewna siebie kobieta fot. iStock by GettyImages, Andrii Zastrozhnov

– Nie zna siostra kogoś, kto by tu trochę posprzątał? – mecenas niedbałym gestem wskazał salon. – Moja gosposia mnie porzuciła i teraz zarabia w funtach, a ja zostałem jak sierota – uśmiechnął się czarująco. – Zależałoby mi na osobie zaufanej, która nie będzie szperała w dokumentach i uszanuje książki. Niektóre są naprawdę cenne, wymagają specjalnego traktowania.

– Nie jestem agencją pośrednictwa pracy – żachnęłam się. Zadufany w sobie mecenas działał mi na nerwy. – Proszę zacisnąć dłoń, a teraz puścić – poluzowałam gumową opaskę na przegubie mecenasa, fiolka powoli napełniała się krwią.

– Gotowe. Wyniki będą za kilka dni.

– I tak nie ma ich kto odebrać – mecenas nacisnął przycisk, wózek inwalidzki potoczył się do stołu i skręcił. – Dopóki nie załatwię sobie gosposi, jestem uziemiony.

Zrobiło mi się głupio, że tak obcesowo go potraktowałam, jakbym zapomniała, że jest moim pacjentem. Mecenas nie był tak bezsilny jak inni chorzy pozbawieni opieki rodziny, zatrudniał personel, płacił i wymagał. Radził sobie. Gdyby jeszcze zechciał od czasu do czasu pokazać ludzkie oblicze… Ale nie. Słyszałam, że traktował rehabilitantów jak wykwalifikowanych służących, uprzejmie, lecz z wyniosłym dystansem. 

– Kto panu robi zakupy? – zainteresowałam się. Nawet taki ważny i nadęty człowiek musi czasem jeść.

– Zamawiam przez internet, niech siostra się nie martwi. Jestem na wyrafinowanej diecie, ale całkiem smacznej. Nie mogę przytyć. Po operacji kręgosłupa muszę trzymać wagę i mieć nadzieję, że kiedyś wstanę z tego tronu – uderzył w poręcz wózka. – Jest trochę lepiej, niż było, wczoraj stałem przez kilka minut o własnych siłach! Robię szalone postępy – dodał ironicznie.

– Trzeba się z tego cieszyć, jest dla pana nadzieja – powiedziałam surowo.

– Próbuje mi siostra powiedzieć, że są tacy, co mają gorzej? Tylko że mnie to nie obchodzi. Świat jest tak skonstruowany, że jeden jest na górze, a drugi na dole. Ważne, żeby się nie dać i utrzymać na powierzchni, jak długo się da.

– Tak jak pan? – spytałam cierpko.

– A chociażby. Po wypadku na nartach jestem w dołku, ale wyjdę z niego. Lekarze w Szwajcarii zrobili swoje, a teraz pracuje nad tym dwóch rehabilitantów.

– Słyszałam od nich to i owo – powiedziałam z przekąsem.

Nie budził sympatii, nie chciałabym dla niego pracować. Jestem ciekawa ludzi, lubię nawiązywać relacje z pacjentami, ale on nie potrzebował zainteresowania i współczucia. Albo tak mu się wydawało… Wielu silnych ludzi popełnia ten błąd.

Nie śmiał mi się sprzeciwić

Kilka dni później zaniosłam mecenasowi wyniki morfologii, chociaż nie należało to do moich obowiązków.

– Byłam w pobliżu – powiedziałam, kładąc na stole wydruki i wąski pasek papieru z numerem telefonu.

– Co to jest? – spytał.

Żadnego „dziękuję” ani „miło, że siostra o mnie pomyślała”. Gdyby nie był moim pacjentem, usłyszałby, co o nim sądzę.

– Zauważyłam to ogłoszenie, jakaś kobieta z okolicy szuka pracy jako gosposia. To chyba korzystny zbieg okoliczności? Niech pan od razu zadzwoni pod ten numer.

– Nie śmiałbym się siostrze sprzeciwiać – rzucił ironicznie. – Ale jestem już dorosły, sam wiem, co mam robić.

– Niepotrzebnie się wtrącam w pańskie sprawy, proszę sobie radzić samemu – zezłościłam się nie na żarty.

– Ależ siostra w gorącej wodzie kąpana, przecież żartowałem. Już dzwonię – myślałam, że ze mnie kpi, ale on rzeczywiście wziął telefon i wystukał numer.

Rozmowa z kandydatką na gosposię przebiegała sprawnie, dopóki mecenas nie poznał jej nazwiska. Wtedy próbował się wycofać, ale kobieta była szybsza i bardziej zdeterminowana.

– Powiedziała, że zaraz przyjdzie – powiedział z dziwną miną, odkładając telefon. – Niech siostra nie wychodzi, nie chcę być z nią sam. Tak się składa, że kilka lat temu byłem obrońcą z urzędu jej syna.

– Co za zbieg okoliczności!

– Bardzo niefortunny. Można było wywalczyć wyrok w zawiasach, chłopak nie poszedłby siedzieć. Tylko że prowadziłem wtedy jednocześnie poważną sprawę klienta mojej kancelarii i…

– Uznał pan, że pospolity złodziejaszek, który nie płaci za pańskie usługi, nie zasługuje na pełną uwagę?

– Oj, jak siostra coś powie… Ale tak. Mniej więcej. Obrona mogłaby pójść lepiej. W moim zawodzie człowiek narażony jest na zemstę niezadowolonego klienta, obawiam się, że matka Michała może mieć do mnie żal. Jej syn poszedł do więzienia jako zwykły łobuz, a wyszedł jako przeszkolony przez współtowarzyszy bandyta.

– To po części pana wina?

– Nie mogę wszystkich uratować – wzruszył ramionami. – Ta kobieta pewnie myśli inaczej, ja i ona to złe połączenie. Moje mieszkanie to eldorado dla takich recydywistów jak jej Michał. Jest tu co kraść.
W tej chwili zabrzmiał sygnał domofonu. Po chwili w drzwiach stanęła skromnie ubrana kobiecina, którą znałam z widzenia.

– Pani Joanna!

– Siostra tu jest? To dobrze, będzie mi raźniej. Strasznie się denerwuję – powiedziała kobieta, szybko zdejmując podszyty wiatrem płaszcz. – Taki traf! Mecenas! Znam go, bronił za darmo mojego Michała, to wspaniały człowiek, oby więcej takich po świecie chodziło.

Ona jeszcze jest mu wdzięczna?!

Joanna była wcieleniem dobroci i naiwności, aż przykro było słuchać. Łatwo było ją oszukać. Mecenas musiał usłyszeć naszą rozmowę, bo kiedy weszłyśmy do pokoju, popatrzył na Joannę bez słowa.

– Od kilku miesięcy jestem bezrobotna, bardzo mi zależy na tej pracy – kobieta złożyła ręce i patrzyła w mecenasa jak w tęczę. Miałam ochotę przerwać tę niesmaczną scenę.

– Syn też nie pracuje? – wypuściłam próbną sondę. Mecenas skinął z uznaniem głową, zadałam właściwe pytanie.

– Znalazł dziewczynę, która wzięła go za łeb i wywiozła jak najdalej od kolegów spod ciemnej gwiazdy. Pisał, że już nie wróci, nie ma do czego. Dopadną go tu, jeśli się pojawi, nie darują. Sama zostałam, ale nie żałuję. Niech mu tam będzie jak najlepiej, bo tu szczęścia nie zaznał.

Rozejrzała się z podziwem dookoła.

– Lubię sobie poczytać, jak mam co – powiedziała, patrząc na bibliotekę.

– Na tych półkach nie znajdzie pani nic dla siebie – rzekł opryskliwie mecenas.

Chrząknęłam znacząco.

– Nawet o tym nie pomyślałam, nie ruszam niczego tam, gdzie sprzątam – oburzyła się kobieta.

– No to się dogadamy, na razie na okres próbny – powiedział mecenas i wyjechał z salonu. – Proszę za mną, pokażę pani resztę mieszkania.

– Dobrze jest mieć tyle tomów – ciągnęła Joanna. – Ja to nie zawsze mam czas, żeby zmienić książkę. Jak pracowałam na zmiany, to nie zdążałam do biblioteki.

– A co pani lubi czytać? – podążyłam za nimi.

– Czytam wszystko, od młodości. Muszę w coś oczy wsadzić, taki nawyk. Jak nie ma książki, to i nalepka od szamponu dobra – roześmiała się cicho. – Ostatnio dostałam od pani Zosi, bibliotekarki, „Wesele w Atomicach”. Och, jak się uśmiałam!

– Czyta pani Mrożka? – mecenas wpatrywał się w Joannę ze zdumieniem.

– Nie tam! Tylko to „Wesele”, a potem takie opowiadanie o zwierzętach w zoo.

– „Słoń” – odgadł mecenas.

– Bardzo życiowe i trochę smutne, chociaż jakby śmieszne.

– Trafnie je pani scharakteryzowała.

Mecenas wyraźnie się ożywił, wypytywał Joannę o innych autorów, wrócili oboje do salonu, żeby przejrzeć bibliotekę. Kandydatka na gosposię całkiem dobrze sobie radziła wśród książek. Jedne znała, a innych była ciekawa.

– Mógłbym czasem coś pani pożyczyć – bąknął niewyraźnie, przemagając skąpstwo bibliofila.

Zaczęłam się śmiać. No, nie mogłam wytrzymać. Co miłość do książek robi z człowieka! Mecenas był na dobrej drodze, by zaprzyjaźnić się z niepozorną kobieciną, osobą całkiem nie z jego świata.

– Niech jej siostra nie mówi, że się nie przyłożyłem do obrony jej syna, dobrze? – pojechał za mną do przedpokoju, gdy zbierałam się do wyjścia. – Tę sprawę trzeba inaczej załatwić.

– Ona nie ma do pana żalu. Ceni pana. A nawet więcej, uważa za kogoś lepszego i bardzo ważnego.

– To dobrze – mruknął uspokojony.

– Wcale tak nie uważam – odparłam.

– Niech się siostra nie martwi, będziemy mieli dużo czasu, żeby to zmienić. Pani Joanna będzie dla mnie pracowała, o ile oczywiście zechce.

– Jeszcze się pan mecenas pyta? – w przedpokoju znienacka pojawiła się uszczęśliwiona Joanna.

– Jeśli znajdzie pani czas, chętnie porozmawiam o książkach. Albo o życiu. Albo o sprawie Michała sprzed kilku lat. Chyba mam sporo do opowiedzenia.

Coś podobnego, mecenas przemówił ludzkim głosem – pomyślałam, wychodząc. – Mówią, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, w tym przypadku chyba dosłownie. Ale mecenas za kilka miesięcy wstanie z wózka i wróci do swojego świata. Ciekawe, czy to coś zmieni.

Czytaj także:
„Wcześnie zostałam wdową i samotną matką 2 dzieci. Teraz chcę robić karierę, ale mój partner marzy o potomku...”
„Nigdy w życiu nie widziałam takiej miłości. Teść nie umiał żyć bez swojej żony. Gdy jej zabrakło, gasł z dnia na dzień”
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”

Redakcja poleca

REKLAMA