Niedawno w telewizji widziałam materiał o Polce, która w akcie desperacji zorganizowała porwanie swojej córki. Były mąż kobiety, muzułmanin, wywiózł małą do swojego kraju. Ja cudem uniknęłam podobnego losu…
Od ukończenia studiów na wydziale lingwistyki stosowanej pracowałam w Egipcie jako opiekunka turystów przyjeżdżających z Polski lub Niemiec. Mieszkałam w Hurghadzie. Życie w Egipcie można podzielić na dwie fazy. Najważniejsza jest praca zawodowa, wyjazdy z grupami, codzienna rezydencka opieka nad przybyłymi. Druga to życie osobiste. Czasu na nie jest niewiele, ale jednak.
Rok po moim przyjeździe poznałam Abdula, którego imię znaczy Sługa Wszechwiedzącego. Był niesamowicie przystojny, o trzy lata ode mnie starszy. Skończył studia hotelarskie we Francji, pracował jako menedżer w dużym hotelu, w którym często zatrzymywały się polskie grupy, i na świat patrzył z zachodniego punktu widzenia. Takiego jak mój.
Oboje uznawaliśmy, że wolność jednostki i demokracja są święte, i nikomu nie wolno ich naruszać. Były też wspólne fascynacje literackie i zauroczenie kinem europejskim. Chociaż uważałam się już za dorosłą, nie myślałam w sposób rozsądny. Próbowała mi to uświadomić moja mama, kiedy przyjechałam do Polski na miesiąc zaległego urlopu.
W czasie jednego z wieczorów, gdy tata i brat oglądali w telewizji mecz piłkarski, zaszyłam się z moją mamą i siostrą w drugim końcu mieszkania. Wtedy powiedziałam im o Abdulu. Siostra była zachwycona, że będzie miała egipskiego szwagra, lecz mama znieruchomiała, a jej uśmiech znikł.
– Alu, myślałam, że jesteś mądrą dziewczyną. To człowiek wychowany w całkiem innej kulturze. W innej wierze. Oni nie rozumieją nas, my nie rozumiemy ich. A ich kobiety…
– Mamo – przerwałam jej. – Abdul jest zupełnie inny. To nie jakiś muzułmański fanatyk. Studiował we Francji, marzy o demokracji. Nie każe mi siedzieć w domu i zasłaniać twarzy. Będę pracować jak teraz! A poza tym, on mnie kocha, a ja jego.
Na tym właściwie nasza rozmowa się skończyła. Wieczorem, kiedy wracałam po kąpieli z łazienki, zatrzymałam się przed drzwiami sypialni rodziców. Rozmawiali ze sobą po cichu, ale ja słyszałam każde ich słowo.
– Uparła się – usłyszałam głos mamy. – Nie da się jej nic wytłumaczyć.
– Zawsze była uparta jak kłapouch – to była ocena taty. – Ale może spróbuj jeszcze z nią porozmawiać.
– To już raczej niemożliwe. I nie pytaj dlaczego. Moja mama odradzała mi, żebym wychodziła za ciebie za mąż. Ale ja ciebie kochałam, i to załatwiało wszystkie argumenty na nie.
– Kochałaś? – zaśmiał się ojciec.
– Oj, nie łap mnie za słówka, przecież wiesz, że ciągle…
Zapadła cisza, a ja pomyślałam wtedy, że za dwadzieścia pięć lat też będę taka szczęśliwa z moim Abdulem. Miesiąc później, gdy wróciłam do Egiptu z wymuszonym błogosławieństwem rodziców, zaczęliśmy z Abdulem przygotowywać się do ślubu, oczywiście tylko cywilnego. W końcu ja nie zamierzałam zmienić mojej wiary, a on swojej. Pełna tolerancja odmienności.
Rozumiałam wszystko, co mówili
Kiedy się poznaliśmy, Abdul, niby to w żartach, powiedział, że musi koniecznie nauczyć się języka polskiego. Pomyślałam wtedy, że sprawię ukochanemu niespodziankę i nauczę się arabskiego. Było trudno, ale po roku potrafiłam się jako tako porozumieć, a rozumiałam już niemal wszystko. Na razie jednak trzymałam to przed nim w tajemnicy – chciałam się ujawnić podczas swojego pierwszego spotkania z jego rodziną…
To miała być uroczystość dla najbliższej rodziny, w sumie dla około trzydziestu osób. Abdul wydał obiad w restauracji w Hurghadzie. Kiedy weszłam, poczułam na sobie zimne spojrzenia trzydziestu par oczu. Serce biło mi jak oszalałe, dłonie miałam spocone i nagle wszystkie arabskie słowa wyleciały mi z pamięci. Na szczęście Abdul ostrzegł mnie, bym nie odzywała się niepytana.
– Wybacz, kochanie – tłumaczył – ale moja matka jest tradycyjnie wychowana. Ledwie ją przekonałem, że będziesz najlepszą dla mnie żoną…
Włożyłam długą spódnicę, bluzkę zapiętą pod szyję, włosy szczelnie okryłam chustką. Bo czego nie robi się dla miłości! Moja starsza siostra przed wizytą teściowej pucuje mieszkanie, chowa do szafy posążki Buddy (jest buddystką, o czym teściowa nie wie) i wystawia święte obrazki. Teściowe na całym świecie są takie same. Uważają, że jedynym dobrym środowiskiem dla ich synków jest takie, w jakim się wychowali.
Wracając do przyjęcia – zdrętwiała podeszłam do stołu, ukłoniłam się przyszłym teściom. On był mały, okrągły, wąsaty i patrzył z życzliwością, ona – niewiele większa, ale po zaciśniętych ustach i taksującym spojrzeniu poznałam, że lekko nie będzie.
Zasiedliśmy do stołów. Podano nam mezę, czyli coś w rodzaju przystawek. Falafel, kotleciki z ciecierzycy, wszystkim najwyraźniej smakował, bo wokół rozległo się głośne mlaskanie, co u Egipcjan jest wyrazem akceptacji kulinarnej. Ja bardzo pilnowałam się, żeby nie nabierać jedzenia lewą ręką, która jest tu uważana za nieczystą.
Choć wszystko było smaczne, jadłam niewiele, a to dlatego, że niezbyt dobrze się czułam. W czasie uroczystości zamierzałam przyznać się, że nie tylko znam arabski, i teściowa może sobie ze mną normalnie pogadać, ale także, że jestem w ciąży. Byłam przekonana, że ta wiadomość ostatecznie przekona do mnie panią i pana Aziz…
Niepytana nie mogłam się odzywać, więc siedząc cicho jak trusia, przysłuchiwałam się prowadzonym przy stole rozmowom. Słuchałam, słuchałam i… drętwiałam z przerażenia! W końcu nie wiedziałam, czy jest mi niedobrze z powodu ciąży, czy na myśl o strasznej przyszłości, jaka mnie czeka w kraju Abdula. Oni sądzili, że ich nie rozumiem, więc bez skrępowania mówili, co myślą.
Wiedziałam, że nie mogę tu zostać
Dowiedziałam się, że jestem chudą oślicą, która nie będzie miała siły ciągnąć wyładowanego po brzegi wózka. Moja przyszła teściowa, śmiejąc się do mnie, powiedziała Abdulowi, że zaraz po ślubie powinien złapać mnie „za twarz” i jak najszybciej zrobić mi kilkoro dzieci.
– Porządna żona nie lata do pracy, gdzie jest tylu niewiernych mężczyzn. Nie jeździ po kraju bez męża. Siedzi w domu i wychowuje dzieci! – grzmiała, kręcąc głową. – Do kuchni się raczej nie nada, więc będzie u mnie w domu pomagała w sprzątaniu. I kupcie mieszkanie obok. Będę miała blisko. Popilnuję jej, jak ty będziesz w pracy – obiecywała.
Patrzyłam na Abdula i zupełnie go nie poznawałam. Przytakiwał swojej matce, w pewnym momencie dodał nawet, że już kilka razy próbował ominąć moje zakazy i mnie zapłodnić, lecz na pewno mu się uda. „Rzeczywiście – w panice przemknęło mi przez myśl – udało mu się!”.
Na koniec syn z matką ustalili, że mieszkanie, które sobie kupimy, musi być zapisane na Abdula. Oczywiście wszystkie zarobione pieniądze miały trafiać do kieszeni mojego męża, ten zaś sześćdziesiąt procent będzie przekazywać swojej mamie.
Chciałam wierzyć, że Abdul zgadza się tylko na pokaz, że wcale nie jest tak zakłamany i bezwzględny. Ale przecież, jeśli sprzeciwiłby się rodzinie, zostałby wyklęty. Na to nie mógł sobie pozwolić. Zrozumiałam, że znalazłam się w pułapce, a mój ukochany o liberalnych poglądach nie istnieje.
Już nie pamiętam, o co zostałam zapytana, ani co odpowiedziałam, prosząc Abdula o tłumaczenie. Nie powiedziałam mu ani o dziecku, ani o tym, że znam arabski. Nagle przypomniałam sobie te wszystkie opowieści o chrześcijańskich żonach muzułmanów, które żyły w ich kraju. Z ich rodzinami. Doskonale wiedziałam, co mnie czeka w Egipcie.
Trzy tygodnie później poprosiłam w pracy o tydzień bezpłatnego urlopu ze względu na zły stan zdrowia mojego ojca. Ten oczywiście czuł się wyśmienicie, ale ja zamierzałam jak najszybciej uciec z Hurghady. Mój syn ma obywatelstwo polskie, a jego ojciec jest nieznany. Rodzina przyjęła mnie z powrotem. Niedawno w firmie zaoferowano mi pracę w Grecji. Zgodziłam się. Mama z tatą obiecali zająć się Jasiem, którego między sobą nazywają „malutkim faraonem”.
Czytaj także:
„Mój brat był oczkiem w głowie mamy. Przelała na niego całą miłość. Efekt? Wychowała go na obiboka i nieudacznika”
„Kochanica męża chce ukraść mi córkę. Zosia ubóstwia >>drugą mamę<<, a ja cierpię, bo Daria odbiera mi córkę”
„Jeszcze nawet nie wyszłam za mąż, a teściowa już wieszczy mi rozwód. Podjudza synka, żeby podpisał intercyzę”