Stefan urodził się dwa lata po mnie, a mama świata poza nim nie widziała. Na efekty nie trzeba było długo czekać… Z rozpieszczonego bachora wyrósł leniwy wieczny chłopiec. Nawet ślub i narodziny córki go nie zmieniły.
Telefon zadzwonił jak na alarm
Wyczułam, że to coś ważnego. Podbiegłam do aparatu, podniosłam słuchawkę.…
– Matka miała wylew – powiedział ojciec bez wstępów.
– Żyje? – rzuciłam głuchym głosem.
– Żyje. Ma lekki niedowład i kłopoty z wymową, ale lekarze zapewniają, że to przejściowe – usłyszałam.
– To znaczy, że jest przytomna?
– Tak. Już pytała o Stefanka. O ciebie też, oczywiście.
Oczywiście… ale jak zawsze w drugiej kolejności
Na pierwszym miejscu, w jej myślach i sercu panował niepodzielnie Stefan, mój młodszy brat, uroczy drań. Pakował się w kłopoty od małego, ale wszystko uchodziło mu na sucho. Nauczyciele odpuszczali mu wyskoki, za które każdy inny zostałby relegowany ze szkoły. Matka wybaczała mu kłamstwa, wagary, złe stopnie, podkradanie drobnych z portmonetki, popalanie po kątach i powroty do domu nad ranem.
– Młody jest, musi się wyszaleć… – mawiała z wyrozumiałością.
Mnie szlag wtedy trafiał. Bo ja, ta grzeczna i porządna, nie dostawałam od niej tyle uczucia co on. Czasami chciałam się zbuntować, wykręcić jakiś numer, żeby choć raz na mnie skupiła całą swoją uwagę, tylko że nie mogłam. Widziałam, że mama robi dobrą minę do złej gry.
Uśmiechała się, cierpiąc w duchu, że jej ukochany synuś nie zamierza spełnić pokładanych w nim nadziei. Mając dwadzieścia pięć lat, wciąż zachowywał się jak nastolatek. Bez konkretnej pracy, bez widoków na jej dostanie, bez mieszkania, samochodu, bez aspiracji czy chęci ustatkowania się.
Bo przenoszenie się od jednej dziewczyny do drugiej, życie na ich koszt, trudno nazwać przyszłościowym planem. Zwłaszcza że zawsze mógł wrócić pod opiekuńcze matczyne skrzydła. Ja pogoniłabym go, gdy tylko przerwał studia! Nie chciało się leniowi uczyć, niech teraz zasuwa do roboty, niech zapracuje na siebie, zamiast ciągnąć ze wszystkich wokół.
Mama za każdym razem ulegała i przyjmowała Stefanka pod swój dach, który ten traktował jak darmowy hotel. Gdyby nie ojciec, matka nieustannie by go karmiła, opierała i dawała mu pieniądze.
Wystawił mu walizki za drzwi
Ale nasz tata, marynarz dalekomorski, gdy wracał do domu, chciał mieć spokój i żonę tylko dla siebie. Gdy więc trzy lata temu ostatecznie przeszedł na emeryturę, pierwsze co zrobił, to wystawił walizki synalka za drzwi. Byłam przy tym i miałam ochotę bić tatusiowi brawo.
– Jesteś dorosły – uświadomił Stefanowi. – I albo zaczniesz uczestniczyć w opłatach za czynsz i jedzenie, albo mówię ci „do widzenia”. Zacząłem harować na rodzinę w wieku osiemnastu lat jako zwykły majtek, dosłużyłem się stopnia bosmana. Opłaciło się, na starość nie będziemy z matką biedować, ale widać, nie ma nic za darmo. Dochowałam się wspaniałej, samodzielnej córki – obdarzył mnie czułym, pełnym dumy spojrzeniem – i syna, który wciąż trzyma się matczynej spódnicy – jego wzrok zatrzymał się na Stefanie i stwardniał. – Nie zamierzam kredytować cię w nieskończoność.
– Co do tego kredytu… – wszedł mu w słowo Stefanek, jakby kompletnie nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. – Mam na oku niezły interes, potrzebuję tylko trochę gotówki na początek, na rozkręcenie biznesu, może tata podżyrowałby mi…
Ojciec wybuchnął śmiechem; aż mu łzy z oczu poleciały. Matka też ocierała łzy, ale daleka była od radości. Wiedziała, podobnie jak ja, że tym razem ojciec nie popuści.
Nawet nie próbowała przekonywać taty, wstawiać się za synkiem
– Chodź, podrzucę cię, gdzie będziesz chciał – pogoniłam go.
Z ociąganiem złapał plecak i torbę, jakby oczekiwał, że będę nie tylko jego kierowcą, ale i tragarzem. Niedoczekanie!
Zanim wyszłam, mama podeszła do mnie, wcisnęła mi do ręki tysiąc złotych i poprosiła cicho:
– Pomóż mu, Dorotko. Pozwól zamieszkać u siebie choć na parę dni, póki nie znajdzie czegoś innego. Zrób to dla mnie, córeczko, bardzo cię proszę, bo ze zmartwienia nie zasnę. Tu masz pieniądze, to dla niego.
Wiedziała, jak mnie podejść. A ja nie umiałam jej odmówić, na swoje nieszczęście. Stefan miał się zatrzymać na parę dni, został przez dwa miesiące. Przez ten czas oglądał telewizję, grał na komputerze i czynił spustoszenie w naszej lodówce. Oczywiście nie sprzątał, nie zmywał, nie wynosił śmieci. Kiedy zaczął marudzić, że brakuje mu czystych skarpet i majtek, a koszule prasuję mu nie tak dobrze jak mama – miałam dosyć. Mój mąż też.
– Jak poszukiwania pracy, szwagrze? – zagadnął przy kolacji.
– Powoli. Miałem kilka ofert, ale nic ciekawego. Nie zamierzam się tanio sprzedać. Mam swoją godność.
– Co ty powiesz? – prychnęłam.
– To ona przeszkadza ci w praniu własnych gatek?
– Ty znowu o tym… – westchnął ciężko. – Jesteś gorsza od matki, ona przynajmniej się nie czepia.
– Ale ja nie jestem twoją matką.
– Jesteś moją kochaną starszą siostrą. Możesz zrobić mi jeszcze kilka kanapek? – zapytał przymilnie, podając mi talerz.
Nic mu to nie dało...
– Nie, nie mogę – odparłam zimno. – A to jest twoja ostatnia noc w tym domu. Jutro się wyniesiesz. Moja cierpliwość się wyczerpała.
Wyniósł się, wielce obrażony. I przez parę miesięcy nie dawał znaku życia. Potem bomba wybuchła. Zjawił się u rodziców z narzeczoną. Jakimś cudem poznał i oczarował miłą, skromną dziewczynę, która dorabiała sobie do studiów pracą opiekunki do dziecka. Polubiłam ją od razu. Dlatego chciałam ostrzec biedaczkę, w co się pakuje, ale mama mi nie pozwoliła.
– Nie rób tego, proszę cię! – błagała. – Stefanek chyba po raz pierwszy zakochał się naprawdę. Chce się żenić, może wreszcie się ustatkuje…
Miałam co do tego poważne wątpliwości, ale zachowałam je dla siebie, bo matka wręcz promieniała szczęściem. Nie powiedziałam także słowa, gdy tuż po ślubie Beata zaszła w ciążę, i nim się obejrzałam, zostałam ciocią. Mała Ola była przeurocza. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Dlatego daleka byłam od satysfakcji, gdy Stefan wciąż zachowywał się jak idiota.
Rzucał się od jednego nieudanego przedsięwzięcia do drugiego
Pożyczał na prawo i lewo, wciąż bredził, że jeszcze miesiąc, dwa, a los się odwróci; podczas gdy jego żona i córka wciąż mieszkały kątem u rodziców Beaty. Stefan niczego się nie nauczył; gorzej, nie doceniał tego, co ma.
Zaczął zadawać się z podejrzanym towarzystwem, grać na giełdzie, nie wiedzieć zresztą za co; chyba nawet zdradzał Beatę, czego już kompletnie nie mogłam pojąć. Nie tylko lubiłam tę dziewczynę – podziwiałam ją. Jednocześnie studiowała, prowadziła dom i wychowywała dziecko. Właśnie ze względu na nie, podjęła decyzję o rozwodzie.
– Tak dłużej nie da się żyć – zwierzyła mi się ostatnio. – Nie szanuje mnie, nie zajmuje się Oleńką, wciąż gdzieś znika. Wraca wstawiony i pachnie damskimi perfumami. Ma kogoś… – w jej oczach zalśniły łzy.
– Kocham go, ale to nie znaczy, że wybaczę mu każde świństwo.
– Nie wybaczaj – poradziłam jej z głębi serca. – Za dużo mu wybaczano, od małego. Myśli, że wszystko mu wolno. Nie odpuszczaj. Już nie dla jego dobra, ale dla własnego i małej. Nie poddawaj się, bądź twarda. Jestem z tobą. Postawię się rodzinie, bo wiem, że masz rację. Nikomu, nawet mamie, nie dam się przekonać. Dość usprawiedliwiania tego drania.
Wreszcie szczerze porozmawiałyśmy
Informacja o rozwodzie dobiła matkę. Dosłownie nikła w oczach. Wiadomość o jej wylewie przeraziła mnie, jednak nie zaskoczyła. Jej reakcja także. Syn mało nie wpędził jej do grobu, a ona zapytała najpierw o niego; nie o córkę, wnuczkę, tylko o syna; przyczynę kłopotów… Nie umiałam zrozumieć takiej bezwarunkowej miłości. Był jej dzieckiem, ale bez przesady. Zagłaskała kota na śmierć.
A ja? Co ze mną?! Nigdy jej nie zawiodłam, nie przyniosłam wstydu, lecz nie miałam złudzeń, kogo będzie bronić, za kim się wstawi. Też mi sprawiedliwość! Stefanek dostawał miłość na tacy, ja musiałam o nią zabiegać, dowodzić na każdym kroku, że zasługuję na pochwałę czy czułe słowo. Moja matka zwyczajnie mnie nie kochała. Tak bardzo uwielbiała Stefana, że dla mnie już nic nie zostało. Albo prawie nic…
Nadzieja na te okruchy spowodowała, że gnałam do szpitala jak szalona. Nie liczyłam na wiele. Marzyłam, by raz zapomniała o nim, a pomyślała o mnie. O tym, jak ciężko było mi obrócić się przeciwko niej, stanąć po stronie Beaty. Nie zrobiłam tego dla siebie, ale dla Oleńki i Beaty. One jeszcze miały szansę. Stefan zbyt dużo ich zaprzepaścił.
Mama była taka blada, taka krucha i bezbronna w wielkim metalowym, szpitalnym łóżku. Spała, a ojciec tkwił przy niej jak strażnik. Na mój widok poderwał się z miejsca.
– Czekała na ciebie. W kółko pytała, kiedy przyjdziesz – szepnął.
– A Stefan?
– Przyszedł i poszedł – mruknął.
– Nie zatrzymała go? – zdziwiłam się.
– Na starość zmądrzała. Stefan przybiegł tu, płacząc i żaląc się, że Beata zwariowała, nie daje się przekonać, że naprawdę chce go rzucić. O zdrowie matki nawet nie zapytał.
– A mama?
– Powiedziała, że się na nim zawiodła. „Jeżeli stracisz rodzinę, nie chcę cię widzieć”. Jej własne słowa.
– Tak? – nie mogłam uwierzyć.
– Tak… – odparła mama, otwierając oczy. – Zostaw nas same – zwróciła się do ojca.
Mówiła z trudem, ale kategorycznie. Tata grzecznie zniknął za drzwiami.
– Myliłam się. Przez tyle lat… Myślałam, że jeżeli będę powtarzać, jak go kocham… uwierzy… poprawi się.
– Mamo, odpocznij!
Serce mi się krajało, gdy próbowała się przede mną tłumaczyć. Nieważne, kocha mnie czy nie. Była cudowną matką, wychowała mnie na wartościowego człowieka. Grunt, że zrozumiała. Kochając Stefana za bardzo, wyrządziła mu więcej szkody niż pożytku. Ja wyszłam na tym układzie dużo lepiej.
– Nie mów tyle, mamusiu, męczysz się. Ja rozumiem. Czasami nie starcza miłości dla dwójki dzieci. Stefan powinien być jedynakiem. Najważniejsze, żebyś wyzdrowiała.
– Jedynakiem? A kto wtedy byłby moją pociechą i dumą? Myślałam, że wiesz, jak cię kocham… Taka mądra dziewczynka powinna wiedzieć…
Musiałam wyglądać głupio z szeroko otwartymi ustami.
– Nie, nie chciałam mieć więcej dzieci – kontynuowała, walcząc z niemocą. – Ty mi wystarczałaś. Od samego początku byłaś taka cudowna, wymarzona, dzielna. Ale ojciec marzył o synu. Był w rejsie, kiedy do… dowiedziałam się, że znowu jestem w ciąży. Chciałam u… sunąć.
– Mamo? – wyrwało mi się.
– Wiem, to straszne. Nie mogłam, a po… potem miałam wyrzuty sumienia. Próbowałam mu to wynagrodzić. Potrzebował mnie. Starałam się za bardzo. Jego tak trudno kochać. Ty to co innego… A on wciąż pakował się w kłopoty, bardziej potrzebował mojej pomocy. Nigdy nie dorósł. Ty byłaś dorosła… już jako dziecko, dlatego obarczałam cię ponad miarę… Przepraszam… – mówiła coraz ciszej, znowu zapadała w sen.
Opuściłam szpital jak błędna. Kochała mnie! Nieważne mniej czy bardziej niż Stefana. Kochała mnie. Teraz mogłam poradzić sobie z całym światem! Już ja się wezmę za tego mojego braciszka!
Czytaj także:
„Wpadłam w nałóg przez traumę, którą zafundował mi ojczym. Nie mogę znieść myśli, że moja mama o wszystkim wiedziała”
„Udawał szarmanckiego bogacza, żeby mnie uwieść. Okazało się, że mój książę z bajki wcale nie jeździ na białym koniu”
„Proboszcz chciał się pokazać przed biskupem. Kazał nam więc wydać fortunę na specjalne stroje dla naszych dzieci”