„Myślałam, że kochana sąsiadka usycha w samotności, bo rodzina wyparła się staruszki. Prawda okazała się dużo gorsza...”

Samotna kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„Znała tu wszystkich, więc byłam pewna, że zaspokoi moją ciekawość. Wiem, że to nieładnie tak interesować się życiem innych, ale nie potrafiłam przestać o tym myśleć. Czułam, że kryje się za tym jakaś tajemnica…”.
/ 14.02.2023 18:30
Samotna kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Pani Jadzia była wspaniałą, serdeczną osobą, dlatego dziwiło mnie, że nie odwiedza jej nikt z rodziny. A kiedy ją o to podpytywałam, szybko zmieniała temat. Kiedy dwa lata temu po przeprowadzce do swojego wymarzonego mieszkania w kamienicy dowiedziałam się, że moją sąsiadką jest starsza, samotna kobieta, trochę mi mina zrzedła.

Wolałabym kogoś młodszego, z kim można nawiązać znajomość, zaprzyjaźnić się. A taka starsza pani może człowiekowi uprzykrzyć życie zrzędzeniem. A to że muzyka za głośno nastawiona, a to że goście przychodzą i na klatce ktoś się kręci. Na szczęście pani Jadwiga okazała się przemiłą, ciepłą i życzliwą osobą. Szybko się zaprzyjaźniłyśmy.

Często zapraszała mnie do siebie na herbatkę i domową szarlotkę. To były cudowne, gawędziarskie spotkania. Z czasem stała się powiernicą moich najskrytszych sekretów. Gdy miałam jakiś problem, biegłam do niej po radę i wsparcie. Cieszyłam się, że mam za ścianą tak wspaniałą osobę.

Byłam tylko zdziwiona, że nikt z rodziny jej nie odwiedza. Czyżby nie miała żadnych krewnych? Ze trzy razy próbowałam ją o to zapytać, ale szybko zmieniała temat. Jakby w ogóle nie chciała o tym rozmawiać. Więcej już nie pytałam, ale obiecałam sobie, że przy najbliższej okazji podpytam o jej rodzinę dozorczynię, panią Halinkę. Znała tu wszystkich, więc byłam pewna, że zaspokoi moją ciekawość. Wiem, że to nieładnie tak interesować się życiem innych, ale nie potrafiłam przestać o tym myśleć. Czułam, że kryje się za tym jakaś tajemnica…

Jej syn zginął w wypadku

Okazja trafiła się kilka tygodni temu. Pani Halinka przyniosła mi wieczorem pismo informujące o kolejnej podwyżce czynszu. Widziałam, że ma ochotę pogadać, więc zaprosiłam ją do środka. Gdy już ponarzekałyśmy na drożyznę i sytuację na świecie, zapytałam o panią Jadzię. 

– To taka uczynna, spokojna osoba. Żyje sobie cichutko, nie wadzi nikomu. Aż żal, że biedaczka nie ma nikogo bliskiego – westchnęła.

– No właśnie… Zawsze była taka samotna? – zapytałam.

– Nie. Miała męża. Ale zmarł wiele lat temu. Został jej tylko syn, Paweł. Dobry był z niego chłopak, grzeczny.

– I co się z nim stało?

– Od razu po studiach wyjechał do Ameryki. Jadzia morze łez wylała, bo wiedziała, że będzie tęsknić, ale go nie zatrzymywała.

– I co, po wyjeździe ślad po nim zaginął?

– Nic podobnego. Jak już mówiłam, to był dobry chłopak. Pisał do matki regularnie, potem dzwonił. Jadzia wiedziała, co się u niego dzieje. Że ma dobrą pracę, dostał zieloną kartę, ożenił się z Polką, urodziła mu się córka Ewa. Nawet zdjęcia przysyłał. Jadzia wszystkim je pokazywała. Ale potem wydarzyła się tragedia i kontakt się urwał.

– Jaka tragedia? – spytałam.

– Paweł miał wypadek samochodowy. Zginął na miejscu. Jadzia przez rok nie mogła dojść do siebie. Miała nadzieję, że synowa będzie do niej pisać, ale nie przysłała ani jednego listu. Jadzia próbowała do niej dzwonić na numer domowy, ale okazało się, że pod tym adresem mieszka już ktoś inny. Gdzie wyprowadziły się poprzednie lokatorki, ten ktoś nie wiedział…

– O Boże, jakie to smutne…

– A żeby pani wiedziała. Biedna Jadzia znowu wylała morze łez, ale z czasem pogodziła się ze swoim losem i mimo takich bolesnych doświadczeń nie straciła pogody ducha. Myślę jednak, że gdzieś tam w głębi duszy ciągle marzy o spotkaniu z wnuczką. Gdy Paweł zginął, dziewczynka była jeszcze mała. Może w ogóle nie wiedzieć, że ma babcię w Polsce…

– To czas najwyższy, żeby się dowiedziała!

– Chce pani odszukać Ewę. Ale jak? Do Ameryki pani pojedzie? Albo detektywa tam wynajmie? – zachichotała.

– Nic podobnego! Dziś wszyscy młodzi ludzie mają konta na portalach społecznościowych. Poszperam w internecie, poszukam. Jeśli żyje, jest więcej niż prawdopodobne, że trafię na jej ślad.

– Poważnie?

– Jak najpoważniej. Tylko ani słowa pani Jadzi. Bardzo proszę… Nie chcę, żeby sobie robiła nadzieję. Wie pani, jak to w życiu bywa. Może wnuczka jest wyjątkiem i nie korzysta z internetu. Albo nie będzie chciała z nią porozmawiać…

– Pani Julio, ludzie mnie tu znają i wiedzą, że lubię sobie pogadać. Ale jak ktoś powie, że tajemnica, to choćby ze skóry mnie obdzierali, nie pisnę słówka. Mam tylko jedną prośbę.

– Jaką?

– Że jak to się wszystko uda, to da mi pani znać – powiedziała.

– Oczywiście. Przecież to dzięki pani w ogóle wpadłam na ten pomysł – uśmiechnęłam się.

Niestety, nie trafiłam

Jeszcze tego samego wieczoru rozpoczęłam poszukiwania. Pisałam do wszystkich młodych kobiet, które nazywały się Ewa K. i mieszkały w Stanach Zjednoczonych. Niestety, nie trafiłam. Mimo to nie poddawałam się. Bardzo chciałam uszczęśliwić panią Jadzię, odwdzięczyć się za serdeczność, którą mi okazywała. Próbowałam więc dalej, kombinowałam i po kilku dniach wreszcie trafiłam na właściwą osobę. Okazało się, że wnuczka sąsiadki wyszła za mąż, ma dwoje dzieci. I tak jak podejrzewałam, nie miała pojęcia o istnieniu babci.

– Mama nic mi nie mówiła o rodzinie taty w Polsce. Myślałam, że wszyscy nie żyją
– tłumaczyła trochę łamaną, ale zrozumiałą polszczyzną.

– Twoja babcia żyje i ma się całkiem dobrze. A będzie miała się znacznie lepiej, gdy się dowie, że chcesz z nią nawiązać kontakt.

– Możesz to jakoś zorganizować?

– Bardzo chętnie. Zaproszę ją do siebie, powiedzmy o szesnastej czasu polskiego. Połączymy się i sobie porozmawiacie. Może tak być?

– Może. Już nie mogę się doczekać! – uśmiechnęła się.

W nocy z emocji nie mogłam zasnąć. Cieszyłam się, że sprawię sąsiadce taką miłą niespodziankę. Wcześniej oczywiście powiadomiłam o wszystkim dozorczynię, panią Halinkę. Także nie kryła radości.

– Trzymam kciuki! Oby Jadzia odzyskała rodzinę. Zasługuje na to! – powiedziała.

Niech sobie porozmawiają!

Następnego dnia zaprosiłam panią Jadzię kilka minut przed szesnastą. Powiedziałam, że chcę się pochwalić nowymi zasłonami w salonie. Gdy się zjawiła, od razu podeszła do okna.

– Na pewno są nowe? Dałabym sobie głowę uciąć, że wiszą tu od początku – spojrzała na mnie zdziwiona.

– Nie są – przyznałam. – To był tylko pretekst. Chciałam, żeby pani kogoś poznała
– uśmiechnęłam się.

– Kogo? Przecież tu nikogo nie ma – rozejrzała się zdziwiona.

– Ale zaraz będzie. Może nie osobiście, ale z otwartym sercem – włączyłam komputer, bo właśnie wybiła szesnasta.

Ewa już czekała po drugiej stronie. Pani Jadzia zerknęła na ekran i pobladła.

– O Boże, jaka podobna do Pawła. Jakby skórę zdjął. Czy to jest…  – zamilkła, jakby nie dowierzała.

– Tak, tak, to jest pani wnuczka Ewa. Bardzo chce panią poznać – odparłam i choć byłam ciekawa, jak będzie wyglądać ta ich pierwsza rozmowa, wycofałam się do kuchni, zamykając za sobą drzwi. Nie chciałam, żeby pani Jadzia czuła się skrępowana.

Rozmawiały niemal godzinę. Gdy po wszystkim sąsiadka przyszła do mnie do kuchni, była zapłakana, bardzo poruszona, ale szczęśliwa.

– Moja wnuczka, moja wnuczka… Jaka śliczna, jaka mądra… A ten jej mąż jaki przystojny. A prawnuki? Sama słodycz. Starszy ma na imię Mike, a młodszy John. Jak do mnie powiedzieli tak śmiesznie: „czeszcz, prababcza”, to mi omal serce z piersi nie wyskoczyło – opowiadała rozemocjonowana.

– Czyli niespodzianka się udała?

– Oj, tak. Nawet nie wiesz, dziewczyno, jaką radość mi sprawiłaś. Jaka jestem ci wdzięczna… Do końca życia ci się nie wypłacę! – powiedziała.

To dopiero będzie radość!

– A tam, nie ma o czym mówić. Nic wielkiego nie zrobiłam. Trochę posiedziałam przy komputerze i tyle – machnęłam ręką.

– Dobra, dobra, jak tam swoje wiem… Tylko powiedz mi jedno: skąd w ogóle dowiedziałaś o Ewie? Przecież nic ci nie mówiłam o swojej rodzinie.

– Powiedzmy, że popytałam tu i tam – odparłam wymijająco.

– Halinka? – domyśliła się sąsiadka. – Tak, to na pewno ona ci powiedziała. Zawsze uważałam, że ma za długi język i za dużo gada. Ale jak ją spotkam, to uściskam ją serdecznie. I podziękuję za niedyskrecję. Bo tym razem ta jej paplanina przyniosła dużo dobrego – uśmiechnęła się.

Od tamtej pory pani Jadzia rozmawia z wnuczką przynajmniej raz w tygodniu. Myśli nawet o kupnie jakiegoś używanego laptopa z dostępem do internetu, żeby nie korzystać z mojego.

Mówię, żeby się nie spieszyła, bo prawdę mówiąc, lubię patrzeć, jak rozpromieniona zasiada przed ekranem, a potem podekscytowana opowiada mi, czego się dowiedziała. Ostatnie wieści były szczególnie dobre: Ewa z rodziną przylatują na początku jesieni na miesiąc do Polski. To dopiero będzie radość!

Czytaj także:
„Miałam dość dokarmiania wygłodniałego sierściucha sąsiadki. Jednak gdy nie przylazł, czułam, że wydarzyło się nieszczęście”
„Sąsiadka była wściekła, że mój mąż zajmuje się jej dziećmi. Jak to? Że mężczyzna niańczy? To niepojęte!”
„Na widok sąsiadki dostawałam palpitacji serca. Złośliwa baba nazywała mnie kurtyzaną i z uśmiechem zatruwała mi życie”

Redakcja poleca

REKLAMA