„Myślałam, że kilka chwil miłosnych wygibasów nie będzie miało konsekwencji. Były kochanek chciał mnie zrobić na szaro”

szantażowana kobieta fot. Getty Images, Javier Sanz
„Uwiódł mnie bez specjalnego trudu, to muszę przyznać. A raczej to ja pozwoliłam się uwieść. Dlaczego? Sama nie wiem. Nudziłam się w małżeństwie? Może. W końcu stały związek dwojga ludzi staje się monotonny, obrasta rutyną”.
/ 26.09.2023 15:15
szantażowana kobieta fot. Getty Images, Javier Sanz

Siedziałam jak na szpilkach, czekając na telefon. Modliłam się, żeby zadzwonił i wszystko ruszyło ku końcowi, ale z drugiej strony miałam obawy, co się stanie. A jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli się nie uda?

Pokarało mnie za poryw serca

Przecież jeśli ten obrzydliwy typ spełni groźby, będę skończona! Mogę się pożegnać z karierą w polityce, nawet tej samorządowej, ale w gruzach legnie też moje małżeństwo! Wreszcie komórka się odezwała. Obcy numer. Nigdy nie dzwonił dwa razy z tego samego. Miał kilka, a może nawet kilkanaście kart przedpłaconych. Policja i tak nie mogła na ich podstawie ustalić personaliów tego typa, ponieważ wszystkie zakupili jacyś bezdomni, a w dodatku nawet nie z naszego miasta.

I co z tego, że od jakiegoś czasu trzeba rejestrować karty telefoniczne, skoro zawsze można znaleźć kogoś, kto za parę złotych kupi je na swoje nazwisko?
Podniosłam telefon, podłączony kablem do jakiegoś dziwnego policyjnego sprzętu i laptopa. Technik dał mi znak i odebrałam. Zaczęło się nagrywanie i jednoczesne namierzanie sygnału.

– Słuchaj uważnie. Forsę przywieziesz na skrzyżowanie Skłodowskiej z Jana Pawła i dokładnie o szesnastej trzydzieści jeden wrzucisz do kosza na śmieci przy światłach. – powiedział Adam. O ile naprawdę tak miał na imię, w co wątpiłam. – Pamiętaj, jeżeli się spóźnisz, nie będę na ciebie czekał, a nagranie trafi do sieci.

– Ale do którego kosza mam wrzucić pieniądze? – zapytałam.

– Tam jest tylko jeden kosz, znajdziesz. Suma ma się zgadzać. W przeciwnym wypadku wszyscy zobaczą, jakie sztuczki można z tobą robić w łóżku.

Zacisnęłam zęby, ale policjant dał mi znak, żebym zagadywała szantażystę.

– Długo mnie będziesz tak męczył? – zapytałam. –To już trzeci okup…

– Tak długo jak będę miał ochotę – przerwał mi. – Filmików nagrałem sześć, więc możesz sobie policzyć.

– Ale mnie już nie stać! – wyrwało mi się, a mój krzyk zabrzmiał dość rozpaczliwie. – Mój mąż zaraz się zorientuje...

– Nic mnie to nie obchodzi – uciął. – Sześć filmików to sześć rat. A może dwanaście? Jeszcze się zastanowię.

Adam się rozłączył, a mnie po policzkach same zaczęły płynąć łzy.

To miał być niewinny flirt

– I co? – starszy aspirant spojrzał na technika z nadzieją, a ten pokręcił głową.

– Wiemy tylko, z jakiej dzielnicy dzwonił. Za szybko się rozłączył.

– Mówiłem pani, że nie zadowoli się kilkoma haraczami – policjant zwrócił się do mnie. – Szkoda, że nie możemy go złapać w miejscu zamieszkania. Pozostaje nam tylko akcja bezpośrednia. Zgadza się pani wziąć udział w prowokacji?

Co miałam zrobić? Chciałam, żeby to się skończyło. A najlepiej, zanim Michał wróci z delegacji. Może uda się zachować dyskrecję? Musi się udać! Nie chciałam się rozstawać z mężem. Kochałam go przecież, chociaż jakiś czas temu dałam się ponieść i pozwoliłam sobie na chwilę zapomnienia.

Uwiódł mnie bez specjalnego trudu, to muszę przyznać. A raczej to ja pozwoliłam się uwieść. Dlaczego? Sama nie wiem. Nudziłam się w małżeństwie? Może. W końcu stały związek dwojga ludzi staje się monotonny, obrasta rutyną. A Michał zawsze dużo pracował. Ja zresztą też. Jako zastępca burmistrza pięćdziesięciotysięcznego miasta miałam sporo obowiązków, czasem mijaliśmy się z mężem, spotykaliśmy dopiero wieczorem przy kolacji albo w ogóle dopiero w łóżku, oboje zmęczeni.

Adama poznałam w internecie. Nie, wcale nie na portalu dla szukających romansu czy drugiej połówki, ale zwykłym społecznościowym, zresztą bardzo popularnym. Zaprosił mnie do znajomych. Wprawdzie zupełnie go nie kojarzyłam, ale przejrzałam jego profil, popatrzyłam na zdjęcia… Był przystojny i wyglądał na miłego. Odezwał się kilka dni później, kiedy już dawno o nim zapomniałam.
Nie zaczął wcale od komplementów. Podszedł mnie od strony zawodowej.

Wypytywał, jakie są obowiązki wiceburmistrza, interesował się, jak ciężka jest to praca. Wszystko wyglądało naturalnie i życzliwie. Oczywiście podejrzewałam, że niezupełnie chodzi mu o poznanie tylko tej strony mojego życia, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Przeciwnie. Dlatego kiedy w pewnej chwili napomknął coś o mojej urodzie, zareagowałam pozytywnie. Przecież właśnie na to czekałam! Na ten dreszcz emocji, jaki daje niewinny flirt. W dodatku wyszło na jaw, że jest z tego samego miasta, co ja. Po całkiem niedługim czasie zgodziłam się na rozmowę przy kawie, a potem... Potem samo poszło.

Nawet nie zauważyłam, kiedy uwikłałam się w ognisty romans. Niewiele wiedziałam o kochanku, właściwie nic i muszę przyznać, że dodatkowo mnie to podniecało. Był intrygująco tajemniczy, spotykaliśmy się tylko w hotelach i motelach znacznie oddalonych od miasta, tak, bym mogła zachować dyskrecję. On zawsze przyjeżdżał pierwszy i witał mnie w drzwiach pokoju czymś dobrym, czekoladkami, ciasteczkami, nawet winem, jeśli mieliśmy spędzić ze sobą nieco więcej czasu.

Szantażował mnie tymi nagraniami

Potem zrozumiałam, że te wcześniejsze przyjazdy wynikały z tego, że montował kamery, skoro nagrywał spotkania od początku do końca. Sprzęt był na tyle mały, że nie zwracał mojej uwagi. Jakość filmów pozostawiała sporo do życzenia, ale nie mogłabym się wyprzeć, że na ekranie to nie ja.

Cała trzęsłam się z nerwów, kiedy zatrzymałam się na parkingu przed sklepem. Do skrzyżowania miałam parę kroków. Była szesnasta dwadzieścia. Czekałam w samochodzie. Kazał wrzucić paczkę dokładnie minutę po wpół do piątej i musiałam tak zrobić. Inaczej gotów był nie podjąć przesyłki, a potem rozesłać kompromitujące filmy. Te cholerne dziesięć minut były dla mnie jak cała wieczność.

Zgłosiłam się na policję zaraz po zapłaceniu drugiego okupu. Miało się skończyć na jednym, ale dwa tygodnie po pierwszym razie Adam znów zadzwonił. To było straszne! Policjanci podejrzewali, że nie jestem jedyną jego ofiarą, ponieważ działał z dużą wprawą i wszystko wskazywało, że ma doświadczenie jako szantażysta, ale żeby to potwierdzić, musieli go najpierw namierzyć i przejąć jego archiwum.

Było mi wstyd, że obejrzą filmy z moim udziałem, ale nie miałam wyjścia. Nie byliśmy aż tak bogaci, żeby Michał nie zorientował się, że coś się dzieje z finansami. Na razie korzystałam z rachunku, na którym odkładaliśmy pieniądze i do którego mąż raczej nie zaglądał, ale środki niebawem się wyczerpią, a poza tym Michał zawsze mógł się zainteresować tym kontem.

Zimno mi się robiło na samą myśl o tym. Na razie byłabym w stanie dość szybko uzupełnić braki. Nie muszę sobie kupować tego czy tamtego, mogłabym pożyczyć od przyjaciółki jakąś kwotę. Ale wcześniej czy później zaczęłabym się staczać po finansowej równi pochyłej.

Odczekałam kolejną minutę, wrzuciłam małą foliową torbę do kosza, a potem wróciłam do auta. We wstecznym lusterku patrzyłam na rozwój wydarzeń.

Nie byłam jedyną ofiarą

Rozstaliśmy się bez większego żalu. Nawet byłam zdziwiona, jak łatwo Adam przyjął moje oświadczenie, że musimy z tym skończyć, bo nie chcę więcej zdradzać męża i czuję się źle w takim układzie.

– Jasne – powiedział. – Nie ma sprawy, rozumiem. Ale i tak mnie nigdy nie zapomnisz – uśmiechnął się dziwnie.

Przytaknęłam z grzeczności. To był już etap, na którym bardzo chciałam o nim zapomnieć. I muszę powiedzieć, że po kilku tygodniach romans zaczął się stawać mglistym wspomnieniem, ponieważ rzuciłam się w wir pracy, a w domu chciałam wynagrodzić mężowi niewierność, której on nawet nie podejrzewał. Tyle że po jakichś dwóch miesiącach odezwał się Adam z propozycją nie do odrzucenia. Zrozumiałam, co miał na myśli, mówiąc, że nigdy o nim nie zapomnę.

Złapali go bez trudu. Nie spodziewał się zasadzki, nie przypuszczał ani przez chwilę, że mogłam zawiadomić policję. Funkcjonariusze zwinęli go w ciągu kilku sekund. Ledwie podjął pieniądze, odszedł kawałek i już leżał skuty na ziemi. Całą akcję zauważyło może ze dwóch przechodniów.

Następnego dnia po południu zadzwonił starszy aspirant prowadzący moją sprawę.

– Rzeczywiście nie była pani jedyną ofiarą tego człowieka – powiedział. – Na pewno niektóre z szantażowanych kobiet zgodzą się zeznawać, bo paru zaszkodził do tego stopnia, że zakończyło to ich małżeństwa. Nie zgłaszały się na pewno ze wstydu, ale chociaż kilka uda się namówić do współpracy. To jest dobra wiadomość.

– A zła? – zmartwiałam.

Milczał chwilę, nim wyrzucił to z siebie.

– Gnojek się zabezpieczył. Ustawił wszystko tak, żeby materiał z panią rozesłał się sam, jeśli nie wróci do domu przed siedemnastą piętnaście. A dotarliśmy na miejsce dosłownie dziesięć minut później.

– Rany boskie… – szepnęłam przerażona, z wrażenia aż zakręciło mi się w głowie.

– Przykro mi… – powiedział policjant.

Rozłączył się, a ja zaczęłam płakać. To, co się stało, oznaczało koniec mojej kariery polityka samorządowego. Następnego dnia postanowiłam złożyć rezygnację. Ale wcale nie to było najgorsze. Najbardziej przerażała mnie rozmowa z mężem. Szczera i bolesna. Kompletnie nie miałam pojęcia, jak się potoczy i czym zakończy.

Czytaj także:
„Wskakiwała do różnych łóżek, ale materac małolata był dla niej najwygodniejszy. Zdradę przypłaciła szantażem”
„Straciłem rozum dla młodego ciała kursantki. Romans skończył się szantażem, przez który mogłem wszystko stracić”
„Włożyliśmy 100 tysięcy w dom teściów i nie mamy do niego prawa. Najpierw mamili nas obietnicami, teraz stosują szantaż”

Redakcja poleca

REKLAMA