„Wskakiwała do różnych łóżek, ale materac małolata był dla niej najwygodniejszy. Zdradę przypłaciła szantażem”

zdenerwowana kobieta szantaż fot. Getty Images, Kathrin Ziegler
„Pięć minut wcześniej klientka zostawiła tam kopertę. Wsunęła ją zgodnie z instrukcją w szparę między zadaszeniem a bocznym słupkiem. Szantażysta za każdym razem wskazywał inne miejsce składania okupu, sprytu mu zatem nie brakowało”.
/ 29.08.2023 20:45
zdenerwowana kobieta szantaż fot. Getty Images, Kathrin Ziegler

Małżeńskie kłótnie, tajemnice, zdrady, kłamstwa… Tego najbardziej nie lubię. Ludzie wciąż mnie zaskakują swoją podłością.

Przyjąłem zlecenie od klientki, ale nie spodziewałem się takiego rozwiązania.

Ktoś nie dawał jej spokoju

– Mam już tego serdecznie dość! – powiedziała atrakcyjna kobieta w średnim wieku, wchodząc do mojego biura.

Nie byłem zdumiony, że ma czegoś dosyć, bo do detektywa często przychodzą ludzie, którym coś doskwiera. Tylko dobrze jest wiedzieć, o co chodzi, takie zaś wykrzykiwanie od progu niewiele mi mówiło. Ale i do tego zdążyłem się przyzwyczaić. Niektórzy zdawali się oczekiwać, że domyślę się wszystkiego, patrząc im w oczy.

– Proszę usiąść – wskazałem miejsce po drugiej stronie biurka. – Jest pani bardzo wzburzona, ale jeśli mam w czymś pomóc, musimy najpierw spokojnie porozmawiać.

Spojrzała na mnie gniewnie, jednak chyba w porę przypomniała sobie, że to nie ja jestem jej wrogiem, bo wzrok jej złagodniał i z gracją usiadła na krześle.

– Jestem szantażowana! – oznajmiła bez zbędnych wstępów.

– Od dawna? – spytałem. – Czy to dopiero początek?

– Od czterech miesięcy.

Po zadaniu przeze mnie kilku uściślających pytań, dowiedziałem się, że chodzi o jakieś sprawy osobiste, na razie nie wiedziałem jeszcze, jakie, a szantażysta robi się coraz bardziej bezczelny i zachłanny. To było akurat normalne. Do ludzi wykorzystujących w ten sposób innych wyjątkowo pasuje przysłowie: „apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Ten od początku zapowiedział, że kobieta musi płacić raz w miesiącu określoną sumę, ale ostatnio skrócił ten okres do dwóch tygodni.

– Daje mi znać SMS-em, gdzie mam zostawić pieniądze i o której godzinie. Robi to dosłownie na kilkadziesiąt minut przed wyznaczonym terminem i, jak na złość, wybiera sobie pory, kiedy mąż jest w domu. Nie ma pan pojęcia, jak muszę się nagimnastykować, żeby nagle wyjść, nie budząc podejrzeń.

– Ach, czyli mąż nie wie, że jest pani szantażowana – skonstatowałem.

Jest ostatnią osobą, która powinna się o tym dowiedzieć! – zawołała.

Zdradziła męża i bała się prawdy

Zmarszczyłem brwi i zadałem pytanie, które w tym momencie przyszło mi do głowy. W zasadzie jedyne, które mogłem zadać. I rzeczywiście, potwierdziło się to, co zacząłem w tej chwili podejrzewać. Szantażysta dysponował kompromitującymi zdjęciami i nagraniami, które stanowiły dobitne świadectwo zdrady pięknej kobiety. Wdała się w romans z młodszym mężczyzną.

– Widzi pan, jestem osobą znaną w branży muzycznej, to znaczy w tej jej niewidocznej dla publiczności części, dzięki której artyści w ogóle mogą zaistnieć. Niecały rok temu przyszedł do mojej agencji ten chłopak i… – zawahała się, a wreszcie machnęła ręką i dokończyła: – I jakoś tak poszło. Spotykaliśmy się przez parę miesięcy. A niedługo po tym, jak się rozstaliśmy, odezwał się ten gnojek, przysłał mi na e-mail parę zdjęć i jedno nagranie. Twierdzi, że ma tego więcej.

– Może blefuje?

– Jeśli nawet, już tylko tego wystarczy, żeby mąż się ze mną rozwiódł z mojej winy.

– A tego by pani nie chciała?

– Absolutnie. Na pewno nie na takich zasadach, jak w tej chwili miałoby to nastąpić. Prowadzimy razem tę agencję, więc w razie rozwodu sporo stracę. Tylko że przez tego szantażystę muszę kombinować. Zdobyć żądaną przez niego kwotę raz na miesiąc jakoś mogłam, nie budząc większych podejrzeń. Ale częściej to już jest problem. Obawiam się, że będzie to widać na rachunkach…

– W zasadzie powinna pani powiadomić policję – mruknąłem.

– Tak, powinnam – zgodziła się. – Tylko że oni będą działać z gracją słonia w składzie porcelany. Nie zechcą się wielce przejmować dyskrecją i brać pod uwagę, że mąż nie powinien się o niczym dowiedzieć.

Z tym musiałem się zgodzić.

– A nie przyszło pani do głowy, że to kochanek może panią szantażować? Bo to pani go zostawiła, prawda?

– Znudził mi się – potwierdziła. – Tak, myślałam o tym, że to może być on, ale jak mam to sprawdzić? Dlatego przyszłam do fachowca!

To nie kochanek był problemem

Nazajutrz odwiedziłem tego młodego człowieka. Jego nazwisko nic mi nie mówiło, choć podobno był wielką nadzieją rodzimej branży muzycznej. Ale osobiście nie przepadam za tymi wschodzącymi gwiazdkami polskiej estrady.

Adres ustaliłem bez trudu, jako że był po prostu zapisany w dokumentach firmy. Miałem nadzieję, że chłopak się nie wyprowadził, bo musiałbym uruchamiać znajomości w policji, a i to nie wiadomo, czy by coś pomogło. Odkąd zniesiono obowiązek meldunkowy, trudniej jest namierzać poszukiwane osoby.

Na szczęście nie zamierzał się jeszcze wynieść. Kiedy pokazałem mu licencję detektywa, roześmiał się beztrosko.

– Całkiem jak na filmie! Mogę zobaczyć z bliska?

Zasadniczo nie daję do ręki dokumentu, ale ten gość miał w sobie coś takiego, że uległem jego ciekawości. Obejrzał licencję z niekłamanym zainteresowaniem. Nie wyglądał na kogoś, kto ma coś poważnego na sumieniu. Jednak w karierze policjanta i detektywa nieraz spotkałem ludzi, którzy zdawali się całkowicie niewinni, a potem wychodziły na jaw ich ciemne sprawki.

– Przychodzę w sprawie dobrze panu znanej kobiety – powiedziałem, kiedy już nasycił oczy legitymacją i usiedliśmy w nowocześnie urządzonej kuchni przy stole. – Chodzi o panią Krystynę. Tę, z którą miał pan romans.

– Krysia? – spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a potem znów się zaśmiał. – Stare dzieje. Co u niej?

Stare dzieje… Dla tych młodziaków parę miesięcy to cała epoka. Zastanowiłem się przez moment, czy aby ja sam w jego wieku tak samo tego nie odczuwałem. W każdym razie mogłem się przekonać, że mówiąc o młodszym kochanku, klientka miała na myśli nie parę lat młodszego gościa, ale chłoptasia, który mógłby być jej synem.

– Nie wie pan? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

– Nie widziałem jej… – zastanowił się. – Tak, na pewno od ponad czterech miesięcy.

– Czyli od czasu, kiedy się rozstaliście? Kiedy pana porzuciła?

– Ona mnie?! – wytrzeszczył na mnie oczy. – No może i tak, ale nie do końca. Wie pan, to klasa babka, sam pan widział. Seksowna, w łóżku niesamowita, ale przecież dużo starsza. Jak zaczęła mówić o wspólnej przyszłości, kiedy tylko załatwi sprawy z mężem, trochę się przestraszyłem.

Ach, więc klientka zamierzała, jak to się nieładnie mówi, wycyckać męża, pewnie przejąć kontrolę nad firmą, a potem związać się z tym bardzo miłym i doprawdy ujmującym, ale jednak szczeniakiem.

– Przestraszył się pan i co?

– Pewnie bym się z nią jeszcze spotykał, a ona by niech tam sobie robiła, co chce, nie moja sprawa, ale akurat poznałem Elizę. To dziewczyna w moim wieku – wyjaśnił.

– Czyli to pan porzucił kochankę?

– To bardziej skomplikowane. Zastała mnie tutaj z Elizą. No wie pan, w sytuacji raczej jednoznacznej. Zapomniałem całkiem, że ma klucze i powinienem drzwi zamykać na zasuwkę. Weszła, spojrzała i wyszła. A potem przysłała mi SMS-a, że zrywa ze mną i że nie mam czego szukać w jej agencji. Ale ja już miałem propozycję od konkurencji, więc się nie zmartwiłem.

– Pani Eliza nie była zdziwiona?

– Powiedziałem jej, że to właścicielka mieszkania i coś jej się musiało pomylić, że przyszła po czynsz wcześniej. A dlaczego pan tak wypytuje?

W zasadzie miałem już pewność, że nie miał nic wspólnego z szantażem. Nie był typem tego rodzaju. Może lekkoduch, może nawet nieodpowiedzialny, ale nie ktoś zdolny do pobierania haraczu, w dodatku od kogoś, z kim się spotykał. Może jednak coś wiedział, dlatego wprowadziłem go w sprawę.

– Nie pomogę – potrząsnął głową. – Krystynie niech się zdaje, że ona skończyła ze mną, mnie to nie przeszkadza. Ale jeśli spodziewał się pan zastać załamanego rozstaniem gostka, to… Sam pan widzi.

– Na pewno nie potrafi pan nic powiedzieć? Może był ktoś, kto chciałby się na pani Krystynie za coś odegrać?

Musiałem przyznać, że śmiech miał naprawdę szczery i zaraźliwy.

– W tej branży? Każdy i za wszystko! To dżungla, wygrywa silniejszy i sprytniejszy, a agenci to by sobie po prostu gardła poprzegryzali. Ale żeby szantaż? – skrzywił się. – To trochę bez sensu, nie? Jakby ktoś chciał rozwalić tę firmę, toby od razu wysłał zdjęcia do jej męża, a nie bawił się w takie coś.

Miał rację. Z pewnym zadowoleniem stwierdziłem, że inteligencji mu nie brakuje. To był ślepy trop.

Obserwowałem rozwój sytuacji

Stałem wewnątrz sklepu zoologicznego i obserwowałem przez szybę okolicę. A właściwie nie całą okolicę, tylko zabudowany śmietnik naprzeciwko. Pięć minut wcześniej klientka zostawiła tam kopertę. Wsunęła ją zgodnie z instrukcją w szparę między zadaszeniem a bocznym słupkiem. Szantażysta za każdym razem wskazywał inne miejsce składania okupu, sprytu mu zatem nie brakowało.

W tym rejonie nie miałem gdzie zaparkować samochodu, dlatego obserwację prowadziłem ze sklepu. Ekspedientka nie miała nic przeciwko temu. Wydawała się nawet podekscytowana. Wprawdzie zaniepokoiła się, czy nie będzie strzelaniny, ale zapewniłem ją, że nie, chociaż trochę na wyrost. Nie miałem przecież pojęcia, kim jest szantażysta.

Klientka też wyrażała wątpliwości co do mojego pomysłu, żeby złapać gościa na gorącym uczynku.

– A jeśli to będzie wielki, silny facet? Jakiś goryl?

W tej chwili przypomniała mi się kwestia z „Asteriksa”, którą wypowiedział Obeliks.

– Lubię dużych – zapewniłem.

Zgodziła się, a kiedy dostałem wiadomość z miejscem i godziną złożenia haraczu, byłem gotów. Dojechałem tu w ciągu kwadransa, zdążyłem jeszcze przed panią Krystyną. To było ważne – musiałem zainstalować się niepostrzeżenie, a w topografii dzielnicy orientowałem się dość słabo.
Obserwowałem najpierw, jak klientka wkłada paczuszkę w wyznaczone miejsce i odjeżdża, zgodnie z instrukcją szantażysty. Czekałem prawie kwadrans, zacząłem się nawet niepokoić, czy ten ktoś się zjawi.

Ale pomyślałem, że zapewne sprawdza, czy ofiara rzeczywiście odjechała i czy ktoś się na niego nie zaczaił. Wreszcie zobaczyłem postać w czapce z daszkiem, głęboko naciągniętej na oczy. Podeszła do śmietnika i zdecydowanym gestem sięgnęła po łup. W tej chwili wyskoczyłem na zewnątrz i pognałem w stronę śmietnika.

Gość zdążył się już schować za jego załomem, lecz dopadłem go. Ewidentnie nie spodziewał się zasadzki. Ale odruchy miał prawidłowe. Kiedy chwyciłem go za ramię, z miejsca wykonał półobrót, starając się trafić mnie w głowę lub szyję, w zależności od wzrostu.

Jednak nadział się przecież na starego wygę. Zablokowałem jego przedramię i korzystając z impetu przepuściłem go przed siebie tak, że miałem go odwróconego plecami. Założyłem dźwignię na bark. Stał pochylony, z nosem tuż przed moim kolanem. Znieruchomiał, zdając sobie sprawę, że jeśli się szarpnie, sam spowoduje zmiażdżenie narządu powonienia. Wykręciłem mu dłoń i założyłem jedną obrączkę kajdanek. Szarpnął się, kiedy dogiąłem nadgarstek.

– Nie szalej, koleżko – mruknąłem – bo będzie tylko mocniej bolało.

Nagle odebrało mi mowę

Kiedy miał już skute za plecami ręce, puściłem go i odwróciłem do siebie. Błyskawicznym ruchem zrzuciłem mu z głowy czapkę. I jęknąłem.

– Olo?! Człowieku nie dalej jak pół roku temu wyciągnąłem cię z mamra, a ty już rozrabiasz?!

Widząc, kto go schwytał, mój były współpracownik z policji, a obecnie prywatny detektyw, dosłownie się zatchnął. Wyglądało, jakby zupełnie stracił oddech, bo najpierw poczerwieniał, a potem zbladł i jakby zsiniał. Przez chwilę rozważałem, czy nie rąbnąć go w krocze, żeby wciągnął wreszcie powietrze, ale na szczęście objawy fizjologiczne ustąpiły.

– Marek? Co tutaj robisz i czego ode mnie chcesz? Ja wykonuję tylko swoją robotę…

– Pobierając haracz od tej kobiety? Odbiło ci?! Przecież to przestępstwo!

– Przestępstwo by było, gdybym forsę zabierał dla siebie – odparł hardo, ale spuścił z tonu, gdy go trzepnąłem w ucho. – Au! No co?! Nie wiesz, że nie wolno bić zatrzymanego?

– Zatrzymanego nie wolno – zgodziłem się. – Ale jeszcze nie wezwałem policji, więc jesteś tylko tymczasowo unieruchomiony. Tak że wiesz… Możesz wnieść na mnie skargę, tyle że niewiele z tego wyniknie. Nie jestem przecież gliną, pamiętasz?

Pokręcił głową, patrząc na mnie spod byka.

– No dobra, gadaj, o co chodzi z tym, że nie bierzesz forsy dla siebie – zażądałem. – Tylko jak na świętej spowiedzi! Bo jeśli się wnerwię, to nie tylko trafisz do aresztu, ale zawiozą cię tam z paroma guzami po nieudanej próbie ucieczki. I pamiętaj, że już bym wezwał gliny, gdyby mi nie było szkoda szmalu, który jeszcze jesteś mi winien za pomoc w tamtej sprawie.

Gdyby spojrzenie mogło zabijać ległbym już bez życia u stóp dawnego kolegi z pracy.

– Nie gap się tak na mnie – warknąłem – tylko gadaj! Skąd miałeś kompromitujące zdjęcia mojej klientki?

– Ach, więc Krystyna cię wynajęła! – olśniło go.

Westchnąłem. Tęgim łbem to on nigdy nie był, ale mógłby się tego już domyślić.

– Gadaj!

– Jak to skąd? Sam te fotki wykonałem i nagrałem parę ich intymnych rozmów. Mam ci tłumaczyć, jak to się robi?

– Dzięki za szkolenie, ale wiem to lepiej od ciebie. Po co ją śledziłeś? Sam z siebie? Chciałeś oskubać zamożną babeczkę?

Teraz spojrzał na mnie z urazą, która gdyby mogła dotrzeć do mojej duszy, czołgałbym się, błagając o wybaczenie.

– Za kogo mnie masz?! – krzyknął.

– Błagam… – jęknąłem. – Olo, za kogo mogę cię mieć, skoro znamy się tyle lat? Wiem, na co cię stać.

– Ale nie na zwykły szantaż! – te słowa sprawiły, że zdębiałem. Był taki bezczelny, czy taki głupi? Zacząłem podejrzewać, że i jedno, i drugie. A on ciągnął dalej:

– Człowieku, przecież bym nie próbował okradać tej babeczki, gdybym nie miał…

Zleceniodawcą był jej mąż!

W tej chwili połapał się, że powiedział za dużo. Zdawał sobie sprawę, że w takich momentach jestem jak pies posokowiec. Nie popuszczę.

– W takim razie gadaj, kto cię wynajął? Tylko wiesz, że to sprawdzę?

– Mąż twojej Krysi – odburknął po chwili. – Działam na jego zlecenie...

Wieczorem siedzieliśmy we trójkę w willi należącej do klientki i jej męża. Olo też chciał uczestniczyć w spotkaniu, ale go pogoniłem.

– Zdajesz sobie sprawę, baranie, że złamałeś prawo? – spytałem, kiedy się przymawiał, żeby jechać ze mną.

Zrobił wielkie, jagnięce oczy. Pewnie, że to wiedział, ale próbował na mnie swoich sztuczek, które mu wychodziły z naiwnymi kobietami. Miałem ochotę znowu go strzelić w ucho, ale darowałem sobie. Usłyszał tylko, kim jest i dokąd ma sobie pójść.

A teraz miałem przed sobą sprawców całego zamieszania.

– Proszę państwa – powiedziałem, modląc się, żeby nie zaczęli mi z miejsca przerywać, bo będzie to trwało wieki. – Wszyscy już wiemy, co się zdarzyło, proszę więc, aby nie zaprzeczać oczywistościom.

– Jak mogłeś?! – weszła mi w słowo klientka, patrząc z nienawiścią na męża. – Jak mogłeś brać pieniądze od własnej żony?! Szantażować mnie przy pomocy jakiegoś… jakiegoś… – nie mogła znaleźć słów.

A jej mąż uśmiechał się tylko krzywo. Już przedtem z nim porozmawiałem i wiedziałem, jak to wyglądało. To nie był pierwszy skok w bok jego małżonki. Wybaczał jej jednak wszystko. Podejrzewałem, że sam też święty nie był, ale to nie należało do sprawy. Lecz tym razem ubodło go, że zaczęła się spotykać z takim – jak to określił – gówniarzem. „Odbiło jej całkiem! – podsumował Postanowiłem dać jej nauczkę”.

I może skończyłoby się na domowej awanturze, bo zamierzał po prostu pokazać zdjęcia żonie, ale Olowi udało się nagrać rozmowę, kiedy moja klientka zwierzała się, że zamierza finansowo oszwabić małżonka.
Kiedy umilkła, on zabrał głos.

– Wiesz, kochanie… – to „kochanie” wypowiedział niczym obelgę. – Tak, kazałem cię szantażować. Ale tak naprawdę przekładałaś tę forsę ze swojej kieszeni do mojej. Czyli rzecz została w rodzinie. I musisz wiedzieć, że doskonale się bawiłem, kiedy dostawałaś zawiadomienie o miejscu zostawienia okupu i musiałaś się wić, żeby wyjść z domu. Oczywiście specjalnie kazałem temu człowiekowi dzwonić w takich momentach. Chciałem dać ci nauczkę.

Klientka poczerwieniała, ale mąż nie dał jej dojść do słowa.

– Powiedz, co by było, gdyby ten romans się nie skończył? Próbowałabyś pozbawić mnie udziałów w firmie? Tylko po to, żeby wydać się za tego szczeniaka?

– Jesteś podły! – krzyknęła pani Krystyna. Nie miała nic na swoją obronę, więc postanowiła przejść do ataku. – Tylko ostatni drań każe śledzić swoją żonę, a potem ją szantażować! Mogę oskarżyć cię o wyłudzenie!

– Możesz – odparł spokojnie. – Ciekawe, co sąd na to powie. Tak czy siak, chyba najwyższa pora się rozstać, co? Z twojej winy, naturalnie.

Zanim klientka zdążyła coś odpowiedzieć, uniosłem obie ręce na znak, że chcę coś oznajmić. Spojrzeli na mnie z ciekawością.

– Przepraszam państwa. Co miało zostać wyjaśnione, to zostało, a resztę powinniście ustalić między sobą. W tym nie zamierzam uczestniczyć.
Wyszedłem czym prędzej, żeby nie zdążyli zareagować. Nie miałem ochoty wysłuchiwać ich krzyków i wzajemnych oskarżeń. To już naprawdę była tylko ich sprawa.

Czytaj także:
„Mój mąż zdradził mnie z 20-letnią dziewczyną naszego syna. Zaszantażowałam go zdjęciami, które zrobił im detektyw”
„Partner wścieka się, że sprawdzam mu maile i nasyłam na niego detektywów. Nie dopuszczę, żeby ktoś znowu mnie zdradził”
„Przyjaciółka widziała mojego męża, jak ślini się do kochanki. Detektyw potwierdził, że drań zdradza mnie z... zakonnicą”

Redakcja poleca

REKLAMA