„Myślałam, że jak rozsieję w sieci paskudne plotki o narzeczonej mojego eks, to ją zostawi i do mnie wróci. Nie przewidziałam jednego”

Chciałam zniszczyć nową dziewczynę mojego byłego fot. Adobe Stock, Monkey Business
 „Teraz, w epoce fejsbukowych i twitterowych trolli, zniszczenie czyjejś reputacji to pryszcz. A zarówno Kacper, jak i Izabela zwracali wielką uwagę na media społecznościowe. Zebrałam odpowiednie dane, założyłam fałszywe konto i zaczęłam opracowywać strategię działania. Najważniejszy był plan – a ja uważałam, że mój był genialny”.
/ 19.10.2022 09:15
Chciałam zniszczyć nową dziewczynę mojego byłego fot. Adobe Stock, Monkey Business

Wszyscy mi mówili, że to wspaniale, że nie czekam, aż coś się zdarzy samo, ale sama tak kreuję wydarzenia, by dostać to, co chcę. Że należę do gatunku zwycięzców dlatego, że na to pracuję. Więc gdy mężczyzna, w którym się kochałam od dobrych kilku lat, oświadczył się innej, przestałam czekać, aż sam mnie zauważy w romantyczny sposób, i postanowiłam działać.

Kacper był mężczyzną o wrażliwym ego

Znałam jego mocne i słabe punkty, i wiedziałam, co go może od kobiety odrzucić. Kiedyś rozpuszczenie plotek było trudną sprawą, jeśli nie chciało się ujawnić. Teraz, w epoce fejsbukowych i twitterowych trolli, zniszczenie czyjejś reputacji to pryszcz. A zarówno Kacper, jak i Izabela zwracali wielką uwagę na media społecznościowe. Zebrałam odpowiednie dane, założyłam fałszywe konto i zaczęłam opracowywać strategię działania. Najważniejszy był plan – a ja uważałam, że mój był genialny.

Tamtego dnia wpadła do mnie niespodziewanie ciotka Marta, siostra mamy, pożyczyć wypiekacz do chleba. Gdy w kuchni wyciągałam z górnej szafki urządzenie, słuchałam dochodzącej z pokoju opowieści ciotki o tym, że dostała jakąś niezwykłą mąkę i chciała wypróbować przepis. W pewnej chwili zamilkła, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Kiedy przyszłam do pokoju, zobaczyłam, że ciotka siedzi przed moim komputerem i czyta.

– Co robisz?! – spytałam z oburzeniem. – Czytasz moje rzeczy?

– I dobrze się składa – odparła ponuro, po czym bezczelnie wyłączyła laptopa i powiedziała: – Jedziesz do mnie.

– Ale…

– Bez gadania. Bo cię wydziedziczę.

Była zła i zrozumiałam, że mówi poważnie. I nie chodziło o jakieś pieniądze, zbyt bogata nie była, ale o fakt wykreślenia z rodziny. A to nie byłoby fajne. Więc pojechałam. Milczała do chwili, gdy już w swoim mieszkaniu wyciągnęła z szafy stary album ze zdjęciami, otworzyła go i wyjęła z plastikowej koszulki zdjęcie w kolorze sepii. Znałam je, oglądałam jako dziecko. To było zdjęcie trupy wesołego miasteczka „Tęczowa Luna” z 1910 roku. Przed wagonem stało kilkanaście osób w śmiesznych strojach z początku wieku. Między nimi byli wielki facet w pasiastym ubranku, dżentelmen w cylindrze, a także moja praprababcia Tatiana, która się tam wychowała, zanim odeszła, by wyjść za piekarza, mojego prapradziadka.

Nie znasz tej historii, a powinnaś ją poznać – powiedziała ostro ciotka. – Więc siedź, słuchaj i nie przerywaj. Działo się to na początku XX wieku w wędrownym wesołym miasteczku, które taborami przemierzało wszystkie trzy zabory – mówiła ciotka. – Tatiana była córką asystentki magika oraz siłacza, który potrafił utrzymać na mocarnych ramionach sześciu akrobatów. Skończyła zaledwie szesnaście lat, kiedy się zakochała. Władek miał lat dwadzieścia trzy i kiedy trafił do lunaparku, występował na scenie razem z kobietą z brodą i człowiekiem gumą. Był bardzo sympatyczny, wygadany, inteligentny i miał zmysł do liczb i interesów. Nie minęło wiele czasu, gdy właściciel wesołego miasteczka „Tęczowa Luna” poznał się na talencie Władka i zrobił z niego najpierw kasjera, potem księgowego. Kiedy Władkowi wybiła trzydziestka, był już głównym menedżerem, który nie tylko zarządzał finansami, ale też wymyślał atrakcje i sposoby na przyciągnięcie widzów. Za jego rządów lunapark się rozrósł, wzbogacił.

Wszyscy pracownicy uwielbiali Władka

– Ale nie tak, jak Tatiana – kontynuowała. – Ona kochała go nawet w czasach, gdy był tylko zabawnym facetem o przystojnej twarzy, który w namiocie z dziwami natury pozwalał się widzom dotykać i śmiać ze swojego śmiesznego chodu. Potem razem z dziećmi siadała wokół krzesła, na którym siedział i niskim, aksamitnym głosem opowiadał, jak to się żyje w odległym królestwie krasnoludów – niezwykłych rzemieślników i artystów, którzy potrafili sycić magią przedmioty produkowane w fabrykach zasilanych energią wulkanów.

Słuchałam historii w zupełnym milczeniu.

„Naszym bogiem i mistrzem jest sam Hefajstos – mawiał podobno. – Ten sam, którego żoną jest najpiękniejsza bogini, Afrodyta”.

W wyobraźni Tatiany on był Hefajstosem, a ona Afrodytą. Pewnego dnia przeczytała w książce z mitami greckimi, że bogini nie kochała swojego męża, wręcz przeciwnie – uważała, że jest brzydki i pokraczny, a jego miłość lekceważyła. I zdradzała go na lewo i prawo, choć w tajemnicy, bo małżonek był gwałtownego usposobienia. Tatiana wtedy orzekła, że Afrodyta była głupia jak Marianna, córka właściciela „Tęczowej Luny”, za którą Władek wypatrywał swoje piękne, piwne oczy. A ona traktowała go jak zwykłego znajomego.

„Ale to dobrze – pisała w swoim pamiętniku Tatiana. – Mam szansę zdobyć jego serce. On w końcu przekona się, jaka z niej pusta dziewucha. Kocham go już siedem lat, mogę poczekać i dłużej. Wiem, że serce nie sługa. Trzeba poczekać, aż samo zrozumie, gdzie skrywa się jego szczęście”.

Żeby zrozumieć to, co się stało później, trzeba wspomnieć o tym, że choć Władek był ojcem sukcesu wesołego miasteczka, to na zewnątrz reprezentował ów przybytek pan Stanisław, właściciel. Bo ludzie spoza taboru widzieli we Władku jedynie zabawnego faceta. Wydawało się, że Władek nic sobie z tego nie robi. Jedynie Tatiana, z którą się przyjaźnił, wiedziała, że swoje przeżył i wciąż liże swędzące blizny po rodzicielskim odrzuceniu, które skierowało go właśnie do cyrku. Dlatego też wiedziała, w co może uderzyć, kiedy się okazało, że samo czekanie na jego miłość nie wystarczy. Pan Stanisław widział tęskne spojrzenia, które Władek rzucał jego córce, i obawiał się, że mężczyzna, uznając, że jego miłość nie zostanie zaspokojona, odejdzie, by widok niedostępnej ukochanej nie ranił mu serca.

Postanowił temu przeciwdziałać

Marianna może i nie kochała Władka, ale była posłuszna ojcu, który uznał, że ją za niego wyda. Ten ślub miał zabezpieczyć wesołe miasteczko przed utratą biznesowego geniusza. Niespodziewane zaręczyny były nożem wbitym w serce Tatiany. Zrozumiała, że nie ma już czasu, by przekonać serce Władka, kogo powinno kochać. Jedyne, co mogła zrobić, to obrzydzić mu jego wybrankę. Postarała się, by doszło do Władka, że tak naprawdę narzeczona odczuwa do niego wstręt jako do mężczyzny. Że niedobrze się jej robi na myśl o jego dotyku, o tym, że będzie jego żoną. I że nie zamierza urodzić mu dzieci.

Tatiana założyła, że Władek, obrażony i zniesmaczony, zerwie z Marianną, odejdzie z taboru, a ona pójdzie za nim. A wtedy jego wolne już serce dostrzeże ją, wierną przyjaciółkę i kobietę gotową go kochać na zawsze… Choć niby jednak dobrze go znała, niby opowiadał jej o swojej przeszłości, to nie doceniła traumy, którą przeżył jako dziecko. Nie znała wszystkiego. Coś musiało się w jego przeszłości zdarzyć strasznego – jakaś okropna, niewymazywalna zdrada, której nie mógł przeboleć i po której rozpacz ukrywał pod uśmiechem i ciężką pracą…

„Prawda” o Mariannie rozjątrzyła stare rany. Uderzyła w niego z takim impetem, że nie był w stanie logicznie myśleć. Był tylko cierpieniem nie do wytrzymania. Poddał się. Któregoś dnia zwyczajnie uciekł. Wszyscy płakali po Władku, nawet Marianna. Nie kochała go, ale lubiła i wiedziała, że będzie dobrym mężem. Niczego więcej od mężczyzny nie oczekiwała. Wtedy Tatiana przyznała się wszystkim do swojej miłości i do zbrodni. Jak napisała w pamiętniku: „Moją zbrodnią była próba zabicia prawdziwej miłości. Uznanie, że moja jest ważniejsza. Nie dość, że przeze mnie zniknął wspaniały człowiek, to teraz rozumiem, jak wielkie plugastwo kryje się w mojej duszy. Mariannie, choć Władka nie kochała, nawet przez myśl nie przeszły te ohydne uczucia i osądy, o których ja mu dałam znać. To we mnie one siedzą. I może zrobiłam to wszystko, bo tak naprawdę to ja go nie szanowałam”.

Tatiana odeszła z „Tęczowej Luny” i została w owym miasteczku na Pomorzu. Wyszła za mąż, urodziła dzieci. I do swojej śmierci opiekowała się grobem ukochanego, który odnalazła po latach od jego odejścia. Ciotka wyjęła zdjęcie z moich rąk i włożyła je do albumu.

– Tatiana była twoją praprababcią – powiedziała. – Być może te skłonności do manipulowania uczuciami innych są w naszych genach. Ale warto uczyć się na doświadczeniach innych. Wiem, że chodzi ci o Kacpra, i to, że ma się ożenić, tyle że nie z tobą. Ale tak nie wolno…

– On nie zniknie – prychnęłam, choć czułam się dziwnie; historia praprababki pozostawiła na moich myślach mroczny osad. – Nie jego przecież atakuję.

Ciotka Eliza popatrzyła na mnie poważnie, pokiwała głową.

– Chcesz rozpętać hejt w mediach społecznościowych, by zniszczyć kobietę, którą Kacper kocha. A jeśli to ona nie wytrzyma? Skąd wiesz, jak bardzo jest silna – lub jak bardzo jest wrażliwa? Zakładasz, że on ją rzuci, ona odejdzie, może wyjedzie z miasta, i będziesz miała wolną drogę. Ale może zdarzyć się coś, czego nie oczekujesz. Historia się powtarza. Czy ty też chcesz mieć na rękach krew? Naprawdę uważasz, że to taki genialny pomysł?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA