„Myślałam, że dobrze znam swoje dzieci, a byłam ślepa na ich potrzeby i problemy. Chciałam, żebyśmy byli rodziną z obrazka”

Nie znałam swoich dzieci fot. Adobe Stock, Studio Romantic
„W samochodzie nie odzywałam się, myślałam o tym, co zrobiłam źle, dlaczego Martusia w podbramkowej sytuacji zwróciła się do Karoliny. Byłam pewna, że córka ma do mnie zaufanie. Poczułam się stara i zmęczona. Wszystko, co dotąd robiłam, okazało się nieprzydatne. Nie potrafiłam wychowywać dzieci”.
/ 13.09.2022 17:15
Nie znałam swoich dzieci fot. Adobe Stock, Studio Romantic

Rok temu dowiedziałam się, że nie znam swoich dzieci tak dobrze, jak myślałam. Żyłam w szczęśliwej bańce, zadowolona z tego, co mam, i nie zauważyłam symptomów nadciągającego kryzysu. Zrobił to ktoś inny, przekonując mnie, że nic nie jest takie, jakie się wydaje.

To był spokojny wieczór, spędzałam go z mężem

Martusia i Wojtek nie dołączyli do nas, ale za chwilę mieliśmy wszyscy usiąść do kolacji. Wieczorny posiłek jadaliśmy razem, bardzo tego pilnowałam. To był czas tylko dla nas, wierzyłam że takie chwile wzmacniają rodzinne więzi.

Nie uważasz, że Wojtek mógłby czasami się do nas odzywać? Muszę ciągnąć go za język, żeby z nim porozmawiać – zagadnęłam, siadając obok męża na sofie.

– Uhm – przytaknął, posuwając się gościnnie i nie odrywając oczu od trzymanego na kolanach laptopa.

– Ja wszystko rozumiem – zapewniłam siebie i Jarka. – Chłopak ma 16 lat, nie czuje potrzeby opowiadania mamie, jak mu minął dzień, ale czasem chciałabym z nim porozmawiać, dowiedzieć się, co myśli. Przed chwilą próbowałam to zrobić. Tak długo zbywał mnie półsłówkami, aż sobie poszłam.

– Tak?

Zastanawiam się, dlaczego on się tak izoluje – ciągnęłam. – Martusia jest całkiem inna, otwarta i rozmowna. O niej wiem wszystko, o Wojtku nic.

Jarek oderwał oczy od laptopa i obdarzył mnie uważnym spojrzeniem. Zobaczył, co chciał zobaczyć, i wrócił do komputera.

– No co? – spytałam zaczepnie.

– Nic – odpowiedział mój mąż zgodnie z oczekiwaniami.

Rozmawiało się z nim jak z naszym synem. Im Wojtek był starszy, tym bardziej upodabniał się do ojca, ale mrukliwość męża mi nie przeszkadzała. Nie musiałam go już przecież wychowywać. Martwiłam się o Wojtka, bałam się, że stracę z nim kontakt, niepokoiłam się też jego stosunkiem do siostry. Martusia była młodsza, w tym wieku cztery lata stanowią przepaść, ale chyba nie aż taką, żeby nie zauważać siostry.

– Bracia opiekują się młodszymi siostrzyczkami – snułam na głos rozważania.

– Chyba na filmach – Jarek powiedział całe trzy słowa, wzruszyłam się.

Byłam przyzwyczajona, że ja gadam, on pomrukuje, jakby na odczepnego, ale to była tylko zasłona dymna. Miał podzielną uwagę i słuchał mnie uważnie, nieraz się o tym przekonałam. Rozmawiać umiał, jeśli musiał, ale nie lubił, więc robiłam to za nas dwoje, z dużą przyjemnością. Przynajmniej nikt mi nie przerywał.

Nie traktuj mnie protekcjonalnie – oburzyłam się.

Jarek wzruszył ramionami i na zgodę pomasował moją stopę.

– I nie podlizuj się – uśmiechnęłam się do niego. – Pomyśl lepiej, jak dotrzeć do syna.

– Wojtek jest w porządku – zabrał rękę i wrócił do laptopa.

Jasne, według jego małomównych standardów nasz syn był idealny, stworzony na podobieństwo ojca. A to, że prawie się z nami nie porozumiewał i nie interesował rodziną, było nieistotnym szczegółem. W takich sprawach nie mogłam liczyć na Jarka, nie miewał przeczuć, był mocno zaimpregnowany na emocje i niewerbalne sygnały płynące od Wojtka. Z naszym synem coś się działo, sama musiałam odkryć, co to jest.

Wojtek coś ukrywał, ale nie chciał nic powiedzieć

Opuściłam wygodną sofę i zajrzałam do Martusi. Siedziała na tapczanie, wpatrując się w telefon. Na mój widok poderwała nerwowo głowę i zagadała z szybkością karabinu szybkostrzelnego. Miły widok, przynajmniej jej nie trzeba zmuszać do rozmowy. Poszłyśmy do kuchni, ledwie brzęknęły talerze, ze swej jaskini wyłonił się Wojtek.

– Kolacja? – spytał z nadzieją.

Rozsiadł się, więc uświadomiłam mu, że samo się nie zrobi. Co dzień mu to powtarzałam, w myśl zasady, że kropla drąży skałę. Kiedyś Wojtek pomoże bez przypominania, a ja będę świętowała sukces wychowawczy, o ile będę miała jeszcze na to siły. Zjedliśmy w miłej atmosferze, było zwyczajnie, spokojnie i bezpiecznie. Następnego dnia mój świat zatrząsł się w posadach. Martusia nie wróciła ze szkoły.

– Wspominała może, że pójdzie do koleżanki? Nie uzgodniła tego ze mną, ale nie będę zła. Powiedz, jeśli coś wiesz – napadłam na Wojtka.

Jarek nie zwracał na nas uwagi, dzwonił do klasowych rodziców.

– Marta nie ma koleżanek – syn spojrzał na mnie i poszedł do swojego pokoju.

Ruszyłam za nim.

– Co ty mówisz? Jak to nie ma? W tej chwili porozmawiaj ze mną!

Krzyczałam, dopóki Jarek mnie nie objął, ale nawet wtedy nie odpuszczałam Wojtkowi. Wyraźnie dał do zrozumienia, że wie coś o Martusi, chciałam to z niego wydobyć. Wojtek zamknął się w sobie jeszcze bardziej i usiadł do komputera. Podbiegłam i zasłoniłam ekran.

– Marta nie wróciła do domu, nie martwi cię to? – spytałam.

Średnio. To znaczy trochę – poprawił się, widząc moją minę.

– Mów, co wiesz o siostrze – zażądałam.

– Właśnie chciałem wam pokazać, ale zasłoniłaś ekran.

Odsunęłam się powoli. Palce Wojtka zatańczyły na klawiaturze, syn z wprawą pianisty wszedł do sieci, okienka na ekranie migały tak szybko, że nie nadążałam.

– Spoko śmiga, co? – spytał z prawdziwą dumą, nie przestając naciskać klawiszy. – Podrasowałem go do gier, szybki jest.

– Sam to zrobiłeś? – spytał zaciekawiony Jarek, odrywając telefon od ucha.

– Trochę z kumplem, ale większość sam.

O mało nie wyszłam z siebie

Martusia już dwie godziny temu powinna być w domu, a oni zachwycają się komputerem. Czy tylko ja mam serce po właściwej stronie? Krzyknęłam, obaj wytrzeszczyli na mnie oczy.

– No przecież się staram, już szybciej nie mogę – obraził się Wojtek, pokazując mi ekran. – To jest konto Marty na Facebooku. Pół klasy jej się wpisuje, akcja trwa od kilku dni. Lepiej tego nie czytać, koleżanki zrobiły sobie z niej niezłą polewkę. Nie chciałem wam tego pokazywać, żeby nie robić młodej jeszcze większej siary. Im mniej osób wie o jej upokorzeniu, tym lepiej. Marta ma w klasie przekichane, wiem to od pewnego czasu, ale nie umiałem jej pomóc. Zresztą ona nie chciała, powiedziała, że to tylko pogorszy sprawę.

– Martusia założyła konto na Facebooku i nic mi o tym nie powiedziała? – zbliżyłam twarz do ekranu.

Zaczynało do mnie docierać, jak niewiele wiedziałam o swojej otwartej i rozmownej córeczce.

Nie chciała, żebyś jej zabroniła, nieraz mówiłaś, że dzieci nie powinny siedzieć z nosem w komputerze – przypomniał mi Jarek i znów przyłożył telefon do ucha.

– „Wieśniara”, „gnom z odstającymi uszami”, „płaska jak deska” – czytałam ze ściśniętym sercem.

Co musiała czuć Martusia obrzucona takimi wyzwiskami? Dalej było jeszcze gorzej, kolejne wpisy sugerowały, że dwunastolatkom nieobce są filmy dla dorosłych. Byłam zszokowana.

– Mówiłem, że lepiej tego nie czytać – Wojtek próbował zamknąć program.

Powstrzymałam go.

– Można to jakoś zapisać, żeby nie zginęło? – spytałam. – Jako dowód. Ja tego tak nie zostawię, postaram się, żeby winni ponieśli konsekwencje.

– Porobiłem zrzuty ekranowe, mam wszystko, każde słowo, tylko nie wiem, czy dobrze będzie wyciągać ten syf na wierzch – powiedział Wojtek.

– Prześladowanie w sieci jest karane!

– Tak, ale Marta znajdzie się w świetle fleszy. Cała szkoła się dowie, co koleżanki do niej pisały, i raczej nie będzie jej współczuła. Wystawisz Martę na pośmiewisko, dzieci są okrutne, coś niecoś jeszcze pamiętam.

Nagle zauważyłam, że Wojtek rozmawia ze mną jak dorosły, konkretnie i mądrze. Nie wiedziałam, że tak potrafi, nie znałam go, mimo że włożyłam wiele wysiłku, by do niego dotrzeć. Robiłam to na własnych warunkach, może dlatego nic mi z tego nie wychodziło? Zszokowana wpisami na Facebooku zapomniałam o Jarku. Przypomniał o sobie, stukając mnie niecierpliwie w plecy.

– Mam ją – szepnął i wrócił do rozmowy. – Przyjmij Martę i o nic nie pytaj – mówił do słuchawki. – Ona potrzebuje schronienia i spokoju, daj jej to. I pod żadnym pozorem jej nie wypuszczaj, niedługo przyjedziemy.

– Z kim rozmawiałeś? – spytałam.

– Z Karolą, Marta właśnie do niej przyjechała.

Tak myślałem, że trafi do mojej siostry, zawsze miały dobry kontakt. Lepszy niż ze mną? Martusia powinna wrócić do domu, szukać ochrony i pocieszenia u rodziców, a nie u niedowarzonej, młodej ciotki. Karolina miała dwadzieścia kilka lat i bardzo rozrywkowe podejście do życia. Twierdziła, że nie zamierza mieć dzieci, wystarczą jej bratankowie.

Wojtek ją lubił, a Martusia wręcz uwielbiała

W samochodzie nie odzywałam się, myślałam o tym, co zrobiłam źle, dlaczego Martusia w podbramkowej sytuacji zwróciła się do Karoliny. Byłam pewna, że córka ma do mnie zaufanie. Podczas gdy ja milczałam, ojciec z synem przerzucali się krótkimi zdaniami.

– Miała założone hasło, jak wszedłeś?

– Normalnie, na czuja. Udało się już po drugiej próbie – powiedział Wojtek. – Jeden konus z naszego bloku powiedział coś, z czego wywnioskowałem, że kumpele zrobiły z mojej siostry worek treningowy. Musiałem sprawdzić, jak się sprawy mają.

– Dlaczego nam nie powiedziałeś?

– Bo to prywatna sprawa. I śmierdząca. Marta wstydziła się, nie chciała, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział.

– To dość dziwne, zważywszy, że wpisy czytało pół osiedla.

– Rodzice zawsze dowiadują się ostatni – powiedział filozoficznie Wojtek. – Marta nie chciała wam tego pokazywać, myślała, że samo przyschnie.

– Nie rozumiem tego.

Bo jesteś dorosły.

Ja też byłam zbyt dorosła, by pojąć zawiłości rozumowania młodzieży, ale nagle zrozumiałam, dlaczego Martusia wybrała schronienie u szalonej Karoliny. Młoda ciotka nie dziwiłaby się, słysząc o prześladowaniu w sieci, jej łatwiej było się zwierzyć, ona też miała doświadczenia ze słowami nienawiści. Poczułam się stara i zmęczona. Wszystko, co dotąd robiłam, okazało się nieprzydatne.

Nie potrafiłam wychowywać dzieci…

– Słuchajcie, jest taka sprawa – Wojtek zatrzymał nas przed wejściem na schody. – Gdybym był na miejscu Marty, nie chciałbym nadawać tej sprawie rozgłosu.

Oburzyłam się. Sprawczynie trzeba ukarać, dziewczynki muszą ponieść konsekwencje. Wojtek westchnął ciężko.

– Uprzedziłem. Zrobiłem, co mogłem, ale tobie ciężko coś wytłumaczyć.

Nie słuchając go, zadzwoniłam do drzwi. Martusia wyglądała biednie, jak zaszczute zwierzątko. Wstała na nasz widok, więc szybko ją przytuliłam. Na słowa przyjdzie jeszcze czas, o ile uda mi się znaleźć właściwe. Nie wiedziałam, jak pocieszyć dziecko, ochronić je przed złem tego świata.

– Chciałabyś iść do innej szkoły, zmienić otoczenie? – Jarek kucnął obok córki.

Pokręciła głową niepewna.

– Zbieraj się, siostra, nie mam całego dnia, umówiłem się z kumplem – szturchnął ją Wojtek. – Nie łam się, zostaw to mnie. Będzie spoko. To co, wracamy do domu?

Pokiwała głową. Do samochodu zapakowaliśmy się razem z Karoliną, która nie zamierzała puszczać bratanicy samej. To jest z rodzicami, jak szybko się poprawiła. Jej obecność dobrze zrobiła Martusi, ja starałam się zdusić zazdrość. Jarek przekonał mnie, żeby zastosować się do rady syna i nie robić oficjalnej afery. Postanowiliśmy, że porozmawiamy z rodzicami dziewczynek, które zamieściły obrzydliwe wpisy, ale tak naprawdę nie mieliśmy dobrego pomysłu na dochodzenie sprawiedliwości.

Przenieśliśmy Martusię do innej szkoły, co w środku roku było sporym wyczynem. Opłaciło się, córka szybko polubiła nowe koleżanki, a nam spadł kamień z serca.

Niedługo potem odebrałam telefon

– Mówi tata Marleny. Proszę przyjąć moje przeprosiny, córkę już ukaraliśmy. Nie będzie mogła korzystać z komputera i telefonu, osobiście usunąłem też jej konto na portalu. Założyła je bez mojej wiedzy, ale nie usprawiedliwiam się. Nie dopilnowałem jej, ale pani też ma dzieci, rozumie, jak trudno jest wszystko ogarnąć. Mam nadzieję, że pani nie zechce wyciągnąć prawnych konsekwencji. Córka jest młoda i jeszcze głupia, trzeba dać jej szansę.

Zaraz, skąd oni wiedzieli, co zrobiły ich córki? W sumie zadzwoniły do mnie trzy osoby, a Jarek odebrał cztery telefony od rodziców niespokojnych o los dzieci. Ojcowie i mamy dziewczynek, które prześladowały Martusię, przestraszyli się, że zechcemy je ukarać, nagłaśniając sprawę w szkole i na policji.

– Skąd wiedzieli o tym, co zrobiły ich córki? – spytałam, odkładając słuchawkę.

Ode mnie, wysłałem im zrzuty ekranowe – odparł Wojtek, pojawiając się znienacka w drzwiach. – Będzie kolacja?

– Sama się nie zrobi – odparłam automatycznie, myśląc o czym innym. – Wysłałeś i nic nie powiedziałeś?

– A o czym tu gadać? – wzruszył ramionami i skręcił do kuchni.

Poszłam za nim. Znowu było jak przedtem, nie mogłam z niego wiele wyciągnąć.

– Mów albo nie dostaniesz kolacji – zasłoniłam sobą lodówkę.

Obiecałem młodej, że się tym zajmę, tak? – przestawił mnie i wyjął kiełbasę. – No to się zająłem. Wysłałem rodzicom wrednych małolat wypociny ich córek. Niech wiedzą, jak ich dzieci potrafią bluzgać. Opłaciło się, dziewczyny dostały po uszach, a Marta wyszła z tego cało. Dobrze to wykombinowałem?

– A skąd wziąłeś adresy mailowe rodziców? – zapytał Jarek, wchodząc do kuchni i częstując się kiełbasą.

Wojtek zamilkł, otworzył słoiczek z musztardą i nie odezwał się aż do końca kolacji.

Mamy fajnego i opiekuńczego syna, nie doceniałam go – powiedziałam, kiedy dzieci poszły do siebie. Jarek potarł czoło gestem zmęczonego człowieka i powiedział:

– Wiesz, gdzie były te adresy? Na szkolnym serwerze. Wojtek prawdopodobnie się tam włamał, jak poprzednio na konto siostry. Nasz syn ma zadziwiające umiejętności, oby nie zechciał skorzystać z nich w inny sposób. Martwię się o niego.

– A ja nie. To mądry chłopak – odparłam i przytuliłam się do Jarka. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA