To nie tak, że kochałam tylko jedno dziecko. Bardzo podziwiałam Ninę, moją starszą córkę, która sama z własnej nieprzymuszonej woli postanowiła wybrać się na prawo. Tyle tylko, że zależało jej na najlepszej uczelni w kraju, co oczywiście wiązało się z wyjazdem. Kiedy ona wynajęła sobie kawalerkę w dużej metropolii, ja zostałam w domu z jej o pięć lat młodszą siostrą, Marysią.
Miłość przelałam na młodszą córkę
Byłyśmy same. Ojciec dziewczynek odszedł do kochanki, kiedy Nina zaczynała liceum. Nie utrzymywałam z nim kontaktu, bo drań nie interesował się nawet losem swoich córek. Zupełnie, jakby wymazał je ze swojego życiorysu dla innej rodziny. Tej lepszej. No tak, skoro znalazł sobie jakąś bogatą paniusię, która poleciała na te jego maślane błękitne oczka…
Po wyjeździe starszej córki czułam się strasznie samotna, bo zawsze miałyśmy ze sobą świetne relacje. Nie chciałam jej jednak zatrzymywać w tym naszym miasteczku, skoro mogła się rozwijać i robić to, co naprawdę lubiła. Potrzebowałam jednak czyjejkolwiek bliskości, dlatego też mocno zbliżyłam się do Marysi. Choć nigdy nie garnęła się do nauki tak, jak Nina, robiłam wszystko, by było jej jak najlepiej.
W końcu też dostała się na studia. Trochę mniej ambitne niż Nina, w naszej miejscowości, ale zawsze. Dzięki temu nie wyprowadziła się ode mnie i wciąż mogłam cieszyć się jej towarzystwem na co dzień, czego bardzo wtedy potrzebowałam.
Szybko sobie kogoś znalazła
Jeszcze na pierwszym roku Marysia poznała chłopaka, z którym postanowiła spędzić resztę życia. Od początku bardzo go chwaliła. Musiała być zresztą bardzo zakochana, bo już podczas pierwszej przerwy międzysemestralnej wyjechała z nim za granicę na kilka dni. Wtedy trochę się obawiałam, nawet starałam się ją z początku od tego odwieść, ale okazało się, że Łukasz to dobry chłopak.
Właściwie parę tygodni po ich powrocie oświadczył się jej. Choć uważałam, że to dość szybko jak na tę ich świeżutką znajomość, byłam szczęśliwa. Nina dopiero co znalazła sobie mężczyznę, z którym chciała spędzić resztę życia, choć trochę się obawiałam o ich szczęście, bo wzięli ślub głównie dlatego, że zaszła w ciążę. Niby oboje twierdzili, że planowali to i tak, ale jakoś do końca nie wierzyłam. Trudno mi to było też dokładnie zweryfikować, bo po licencjacie Nina zapowiedziała, że zostaje w tamtym mieście. Nie widywałyśmy się więc zbyt często.
Marysia tymczasem planowała przeprowadzkę do Łukasza. Pomagałam im w planowaniu ślubu, zwłaszcza że moją córeczkę pochłonęło to w całości. Nie przejęłam się nawet faktem, że rzuciła studia – w końcu i tak dostała już pracę w firmie ojca Łukasza, więc czym było się martwić?
Wciąż nie było wnuków
Marysia i Łukasz byli bardzo udanym małżeństwem. Lubiłam ich odwiedzać, bo zawsze zdawali się tacy zgodni. Ani jednej kłótni, ani jednej słownej przepychanki. Widziałam tylko, jak sobie pomagają i rozumieją się w każdej, dosłownie każdej kwestii. Miło było patrzeć na tę miłość i szczere, nieudawane emocje.
Tyle tylko, że minął rok, potem następny, a oni wciąż nie mieli dzieci. Dziwiło mnie to trochę, ale nic nie mówiłam. Niby nie była to moja sprawa, ale przecież tak dobrze się dogadywali. Zresztą, Justynka, córka Niny, tak uwielbiała spędzać czas z Marysią. Uważałam, że moja młodsza córka także byłaby świetną matką. Tylko najwyraźniej mieli z Łukaszem jakiś problem.
Próbowałam z nią rozmawiać
Któregoś dnia przyszłam do niej, gdy nie było w domu Łukasza i postanowiłam poruszyć temat powiększenia rodziny.
– Jesteście z Łukaszem już trzy lata po ślubie – zaczęłam ostrożnie. – To sporo czasu.
– Sporo – przyznała moja córka. Uśmiechnęła się do mnie. – Spokojnie, mamo. Na żaden rozwód się nie zanosi. Łukasz to świetny facet. I doskonale się dogadujemy, jeśli o to ci chodzi. Wiem, jest może trochę małomówny, ale…
– Oj, znam facetów – przerwałam jej z rozbawieniem. – Bardziej chodziło mi o to, że cały czas jesteście tylko we dwoje.
Popatrzyła na mnie uważnie, jakby zakłopotana.
– Słucham?
– No, wiesz... – roześmiałam się trochę nerwowo. – Zastanawiam się, kiedy mogę się spodziewać kolejnych wnuków.
Marysia dziwnie zesztywniała. Zmrużyła też oczy i była wyraźnie zdenerwowana.
– To zapytaj Niny – rzuciła sucho.
– Ale ja myślałam o tobie i…
– Wiesz co, mamo – weszła mi w słowo. – Przypomniało mi się, że mam jeszcze coś strasznie ważnego do zrobienia. Wybacz, ale musisz już iść.
Postanowiłam się za nich modlić
Zdziwiła mnie jej reakcja. Potem, gdy zaczęłam o tym myśleć, doszłam do wniosku, że może bardzo cierpi. Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym mocniej uświadamiałam sobie, że coś przecież musi być nie tak. Gdyby nie było żadnego problemu, już pewnie dawno cieszyliby się z dziecka. Zaczęłam więc podejrzewać, że może któreś z nich jest bezpłodne. Może już zrobili badania, a ona po prostu wstydziła mi się powiedzieć?
Jako że byłam katoliczką, uznałam, że będę co rano zaglądać do kościoła i modlić się o wnuki. A nuż Bóg się ulituje i ześle im pociechy, przekonywałam się uparcie. W końcu wierzyłam w cuda. Nic nie mogło być niemożliwe, jeśli się tego bardzo, bardzo pragnęło.
Poznałam prawdę
Minęło kolejne pół roku, a ja regularnie chodziłam do kościoła, by prosić Boga o dzieci dla Marysi i Łukasza. Choć młodsza córka trzymała mnie trochę na dystans, wierzyłam, że jeszcze wszystko będzie dobrze. Z niecierpliwością czekałam, aż ogłoszą dobrą nowinę. Tyle że nadal nic się nie działo. Nie zamierzałam się jednak poddawać.
Któregoś razu odwiedziła mnie Nina. Ucieszyłam się bardzo, bo rzadko przyjeżdżała do nas do miejscowości. Chętnie zaprosiłam ją na herbatę, chociaż widziałam, że jest jakaś zestresowana.
– Wszystko w porządku? – spytałam dla pewności.
Pokiwała głową.
– A co u was?
– A wiesz, po staremu – odparłam i uśmiechnęłam się do niej ciepło. – Łukasz i Marysia zadowoleni, tylko wiesz… nie idzie im za bardzo, jeśli chodzi o dzieci. A twoja siostra byłaby taką świetną matką.
Przez chwilę obie milczałyśmy. Zdziwiłam się nawet, że w żaden sposób nie zareagowała.
– Nie mogę patrzeć, jak ty sobie robisz taką bezsensowną nadzieję –stwierdziła w końcu Nina, patrząc na mnie z czymś na kształt współczucia. ‒ Marysia nie chce i nie będzie mieć dzieci. Zadbała o to już dawno temu.
Zamrugałam.
– Chyba nie rozumiem, o czym mówisz, Nina – powiedziałam powoli.
– Ona nie może mieć dzieci – wyjaśniła. – Nie z przypadku. Z własnego wyboru.
Skrzywiła się lekko, a potem westchnęła.
Czuję się oszukana
Nigdy wcześniej nie czułam się tak źle. Moja własna córka oszukiwała mnie przez tyle lat. Ona naprawdę to zrobiła! Wtedy, gdy wyjechali z Łukaszem zaraz na początku studiów. Podobno oboje uznali, że nie chcą mieć dzieci, a to zapewniało im bezpieczeństwo w tej kwestii.
Nie wiem, jak można być takim wyrachowanym, podłym i jeszcze na dodatek zakłamanym. Bo nawet nie potrafiła mi tego powiedzieć prosto w twarz. Oczywiście, wszystko jej wygarnęłam, jak tylko się dowiedziałam, co zrobiła. A ona, zamiast okazać skruchę, nawrzeszczała na mnie. Tyle dla niej zrobiłam, a nawet wnuka się nie doczekam. Niewdzięczna!
Obecnie nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Może jak kiedyś przeprosi, zdecyduję się z nią porozmawiać. Teraz jednak nie mam na to najmniejszej ochoty – o wszystkim, co ważne dowiaduję się od Niny. I to mi w zupełności wystarcza. Zastanawiam się nawet, czy nie przeprowadzić się gdzieś w jej okolice. Miałabym też bliżej do wnuków, bo już wkrótce powitamy na świecie także Miłoszka.
Aurelia, 50 lat
Czytaj także: „Jako zbuntowana nastolatka trochę poszalałam. Najadłam się wstydu, gdy przeszłość wróciła jak bumerang”
„Macocha bez naszej zgody skremowała ojca, bo podobno taką miał wolę. Jestem pewna, że chciała w ten sposób coś ukryć”
„Mój chłopak mnie zostawił, kiedy byłam w ciąży. Związałam się z bogatym Niemcem i w końcu jestem szczęśliwa”