„Myślałam o domu starców jak o kaplicy przedpogrzebowej. Kiedy się tam przeniosłam zrozumiałam, że to ogród pełen życia”

staruszka fot. Morsa Images
„Jeśli akurat nie bawię się w kucharza, to sprzątam, robię pranie lub prasuję. Wieczorami jestem wtedy tak padnięta, że nie starcza mi sił nawet na włączenie telewizora, który dostałam w prezencie od całej mojej rodziny”.
/ 14.05.2024 21:15
staruszka fot. Morsa Images

W któryś z pięknych letnich dni moja córka wraz ze swoją rodziną postanowiła spędzić czas na działce. Ja natomiast zdecydowałam się zostać w domu. Umówiłam się na spotkanie z koleżanką, której nie widziałam od bardzo dawna. Ale cieszyło mnie nie tylko spotkanie z nią. Nieczęsto zdarzają mi się chwile takiego błogiego spokoju! Panująca w mieszkaniu cisza wręcz dzwoniła mi w uszach niczym najpiękniejsza melodia.

Ja w domu spokojnej starości? 

– Irenko, wyglądasz na wyczerpaną – zagadnęła Jolka, kiedy rozsiadłyśmy się wygodnie na tarasie, wdychając aromat świeżo zaparzonej kawy i racząc się smakowitym ciastem. Trudno było uwierzyć, że ta pogodna, zadbana kobieta ma już 75 lat. Dosłownie promieniowała wewnętrzną harmonią.

– U mnie wszystko w porządku, cudownie mi się wiedzie – odpowiedziałam.

Opowiedziałam jej o mojej rodzinie – córce, zięciu i wnuczętach. Powiedziałam, że czuję się przez nich doceniana i otoczona miłością. Moje marzenie się ziściło, nie będę musiała spędzić starości w osamotnieniu. Taka perspektywa prześladowała mnie odkąd odszedł mój mąż. Jola przez moment przyglądała mi się z uwagą.

– Innymi słowy – skomentowała – po czterdziestu latach ciężkiej pracy, użerania się z alkoholikiem i wychowywania dzieci wreszcie przeszłaś na emeryturę, aby ponownie zająć się dziećmi i prowadzić dom, w dodatku nie swój…

– Ależ skąd, to nie o to chodzi – zaprotestowałam. – Moje zajęcia sprawiają mi przyjemność. Czuję się potrzebna…

– No tak – posłała mi kpiący półuśmiech. – Twoje życie stałoby się strasznie monotonne, gdybyś poświęciła czas tylko sobie. Wyjścia do kina, spotkania ze znajomymi, kursy tańca, malarstwa, podróże z innymi seniorami… A nawet niewinne romanse! Taki schyłek życia byłby nie do pomyślenia, mam rację? Miałabyś poczucie zupełnej bezużyteczności.

Zrobiło mi się słabo.

– Sugerujesz, że powinnam zamieszkać w domu spokojnej starości?

– Beznadziejne określenie – Jola zmarszczyła nos. – Lepiej mówić na to: azyl dla wiekowych młodziaków.

– Ależ to poetycko brzmi! – zakpiłam sobie.

– No chyba! – fuknęła pod nosem. – Życie w moim azylu przypomina poezję, przynajmniej jak na warunki życia seniora.

– Trudno mi sobie wyobrazić przytułek jako miejsce wymarzonych wakacji

– Jasne, jasne – uciszyła mnie gestem dłoni, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

Zasiała w mojej głowie wątpliwości

Wspomniałam jej o skandalach w placówkach opieki, gdzie staruszków wiązano do łóżek i zostawiano bez opieki.

– Nie chodzi mi o takie ośrodki – zaznaczyła. – Wydaje mi się, że stać cię, aby za trzy tysiące złotych na miesiąc wynająć pokój w przyzwoitym domu opieki. Choćby pokój obok mojego.

Zaczęła wychwalać miejsce, w którym mieszka. Jeżeli chcę, mogę tam przetransportować nawet całe swoje wyposażenie mieszkania oraz zabrać pupila, jeśli bym jakiegoś posiadała.

– Właścicielka powiedziała, że może dla ciebie zarezerwować ten pokój obok mojego, ale musisz dać jej odpowiedź szybko. Podobno chętnych jest tylu, że staliby w kolejce dłuższej niż po rolki papieru toaletowego za starych dobrych czasów – parsknęła śmiechem. – Mam nadzieję, że będziemy razem partnerkami w rozgrywkach kanasty. Wybierzesz się z naszą ekipą do Pragi? Chyba jeszcze nigdy tam nie byłaś?

Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio zasiadałam do partyjki kanasty.

Kiedy Jola wyszła, zapewniona, że rozważę tę propozycję, pogrążyłam się w rozmyślaniach. W mojej głowie panował kompletny chaos. Początkowo byłam temu pomysłowi niechętna.

Powtarzałam sobie w duchu: „Starych drzew się nie przesadza”. Przecież mam dach nad głową. Nie jestem samotna i nie muszę szukać opieki u obcych ludzi. Na świecie jest tak wiele osamotnionych osób, które z coraz większymi trudnościami mierzą się z prozą dnia codziennego i nieposłusznym ciałem. Powinnam dziękować Bogu, że mogę żyć w otoczeniu najbliższych.

Ludzie często mówią, że domy opieki dla seniorów przypominają poczekalnię przed ostatnią wyprawą. W gruncie rzeczy, gdy nie ma się planów ani dążeń, to bez znaczenia, gdzie się przebywa – po prostu oczekuje się końca. Ale czy ja mam jakieś plany? Stopniowo zaczęłam zdawać sobie sprawę, że obecnie żyję życiem nie swoim, ale moich krewnych.

To nie jest moje życie

Słyszałam, jak moja córka rozmawiała ze swoim mężem o planach na lato. Mówili o wynajęciu jachtu na jeziorach oraz spływie kajakowym… Wiedziałam, że wybiorą się wraz ze swoimi znajomymi. Ja natomiast, jak co roku, zostanę w mieszkaniu, dbając o to, by na ich przyjazd wszystko było w należytym porządku.

Później pokażą mi zdjęcia, opowiedzą o swoich przygodach. Córcia skomentuje, że mogłam z nimi jechać, ale w moim wieku taka wycieczka byłaby ponad moje siły. Z moimi schorowanymi nogami nie dałabym rady dotrzymać kroku młodym…

Zebrałam się na odwagę. Kiedy przekroczyłam próg pokoju, od razu rzuciłam:

– Słuchajcie, w domu spokojnej starości, gdzie przebywa moja znajoma, jest wolne miejsce. Zastanawiam się nad tym, żeby tam zamieszkać. Jakie jest wasze zdanie?

Oboje wbili we mnie wzrok w tym samym momencie. Moja córka pobladła na twarzy.

– Czemu o tym myślisz? – zapytała. – Aż tak kiepsko się czujesz w naszym towarzystwie?

– Mamo, chyba sobie z nas żartujesz? – na czole Maćka pojawiła się charakterystyczna zmarszczka. – Kto, będąc przy zdrowych zmysłach, chciałby zamieszkać w domu opieki, mając własne cztery ściany i niezależne życie?

– Tutaj jest wasz dom i tu toczy się wasze życie – podkreśliłam dobitnie. – Uważam, że nadeszła już pora, abyście w końcu mieszkali sami.

Mąż Basi wyglądał na strasznie zaniepokojonego.

– Ale jak się mama wyprowadzi, to kto przypilnuje dzieciaków… – zaczął.

– Spokojnie, kotku – ucięła Basia. – Może pójdziesz do pokoju i obejrzysz jakąś transmisję z meczu?

– Basiu, sprawa jest naprawdę poważna… – Maciek próbował oponować.

– Bardzo poważna – przyznała. – Właśnie dlatego zostaw to mnie.

Nie czuję się szczęśliwa

Poszłyśmy do kuchni. Dzień wcześniej zdałam sobie sprawę, że praktycznie non stop tam przebywam – albo coś gotuję, albo piekę ciasta. Jeśli akurat nie bawię się w kucharza, to sprzątam, robię pranie lub prasuję. W swoim pokoju bywam tylko wieczorami. Jestem wtedy tak padnięta, że nie starcza mi sił nawet na włączenie telewizora, który dostałam w prezencie od całej mojej rodziny.

Poważnie to powiedziałaś? – zapytała Basia, siadając przy stole.

Przygotowałam herbatę i podałam ciasto, które rano wyjęłam z pieca.

– No a jeśli poważnie, to co?

Przez moment się nie odzywała, starannie mieszając łyżeczką w filiżance z herbatą.

– Marzyłaś o tym, żeby dzielić dom z bliskimi – zaczęła ostrożnie. – Na pewno wiesz, jak bardzo zależy nam na tobie. Gdybyś miała dość przebywania pod jednym dachem z nami, to Julia, a nawet Tomek z największą przyjemnością zaopiekowaliby się tobą. Jesteś idealną matką, babcią i teściową, o jakiej każdy mógłby tylko pomarzyć.

Gdy usłyszałam słowa mojej córki, poczułam wzruszenie. W oczach pojawiły mi się łzy, a w sercu ból.

– Basieńko, ja również was kocham całym sercem. Jeśli więc potrzebujecie mnie, to…

– Mamo, bez wątpienia jesteś nam potrzebna! – Basia weszła mi w słowo. – I zawsze tak będzie. Ale dla mnie liczy się przede wszystkim twoje szczęście. Najwidoczniej go nie czujesz, skoro pomyślałaś o odejściu. Wyjaśnij mi zatem, co jest tego powodem.

Wyznałam jej prawdę.

– Szczerze mówiąc, im więcej się nad tym zastanawiam, tym bardziej pragnę tej zmiany – powiedziałam, podsumowując. – Uświadomiłam sobie, że w zasadzie nie mam tu już bliskich znajomych.

Tereski nie ma z nami od roku, Jadzia też odeszła. Kiedy spotkałam Jolę, miałam wrażenie, jakbym przeniosła się w przeszłość. Ona tryska radością. Snuje różne plany. Wspomniała, że jeden z mieszkańców domu seniora udziela lekcji malarstwa. Marzy mi się, żeby zacząć malować. No i bardzo chciałabym zobaczyć na własne oczy Pragę.

Basia nie odzywała się ani słowem, uważnie przysłuchując się moim słowom.

– Wiesz, doszłam do wniosku, że zarówno maluchy, jak i osoby starsze tęsknią za obecnością równolatków. Ale wiesz co, skarbie – nagle uświadomiłam sobie – ja tak tylko głośno myślę… Słowa Maćka uświadomiły mi, jaka jestem samolubna.

– Daj spokój – Basia chwyciła mnie za dłoń. – Zachował się jak skończony egoista. Musisz mu to wybaczyć, mamuś. Wcale nie mówię, że gdy odejdziesz, będzie nam lekko. Szczególnie mnie. Ale Jola dobrze mówi. Najwyższa pora, żebyś w końcu odpoczęła. I wiem, że u nas nie masz na to szans.

Mocno mnie przytuliła.

– Masz już swoje lata, a ciągle pracujesz na pełnych obrotach. Najwyższa pora to zmienić. I nie martw się o nasze sprawy. Musimy w końcu wydorośleć i stanąć na własnych nogach, jak większość ludzi w naszym wieku. Jeżeli ten pensjonat to rzeczywiście twoje marzenie, to pojedziemy go obejrzeć. Zobaczymy na miejscu, jak tam jest. A gdyby cokolwiek ci nie odpowiadało, w każdej chwili możesz wrócić do domu.

Obie zalałyśmy się łzami. Ze szczęścia, z żalu, z obaw przed tym, co nas czeka. Ale był to płacz, który przyniósł ulgę.

Przeprowadzka nie napawała zięcia entuzjazmem. Podczas pożegnania mamrotał pod nosem, że trzeba było Basię regularnie posyłać do garów, bo jej potrawy nawet nie zbliżają się poziomem do moich. Biadolił też, że od teraz czeka go prasowanie. Obiecałam wnukom, że będę wpadać w odwiedziny i piec ich ulubione ciasteczka.

Praga okazała się wprost zachwycająca, dokładnie taka, jak sobie wyobrażałam. Nie pamiętam, żebym dawniej aż tak często się śmiała. Swój pierwszy obraz, namalowany akwarelami, podarowałam Basi. Bardzo jej się spodobał. Powiesiła go w salonie, w najbardziej widocznym miejscu.

Może to zabrzmi niewdzięcznie, ale odkąd mieszkam w tym pensjonacie, każdego ranka budzę się z uśmiechem na twarzy. Choć to przystanek przed ostatnią podróżą, to jednak życie tętni tu na każdym kroku.

I na dodatek Karol, ten sympatyczny malarz, który pewnego razu wręczył mi bukiet kwiatów… Ostatnio spytał, czy pójdę z nim na na spacer

Irena, 75 lat

Czytaj także:
„Synowa wiecznie mnie zbywała albo okłamywała. A ja tylko chciałam być dobrą babcią i móc widywać swojego wnuczka”
„Wyciskałam siódme poty, by mój synek miał wszystko. Miał pretensje, że przeze mnie jest zepsutym bachorem”
„Synowa traktuje syna jak bankomat. Żal mi go, bo zrezygnował z marzeń, by spełniać jej zachcianki”

Redakcja poleca

REKLAMA