„Wyciskałam siódme poty, by mój synek miał wszystko. Miał pretensje, że przeze mnie jest zepsutym bachorem”

starsza kobieta fot. fizkes
„Robiłam co w mojej mocy, aby mój syn był bezpieczny. Broniłam go przed tą nieudolną małżonką, która sądziła, że zrobi z niego swojego sługusa. A teraz on ma czelność oskarżać mnie, że to przeze mnie jego życie nie układa się po jego myśli”.
/ 12.05.2024 22:00
starsza kobieta fot. fizkes

Przeczuwałam, że zmierza to w złym kierunku, mimo że starałam się zrobić dla nich wszystko, co w mojej mocy. Robiłam pranie, porządki, szykowałam posiłki. Dałam dom i służyłam mądrymi wskazówkami, ale nie umieli tego uszanować. Szczególnie ona. Owinęła go sobie wokół palca, chociaż usiłowałam temu przeciwdziałać.

Krystian jest naszym jedynym dzieckiem

Wraz z jego tatą dokładaliśmy wszelkich starań, aby zapewnić mu wszystko, czego potrzebował. Być może trochę przesadziliśmy w tych wysiłkach. Małżonek czasami mnie upominał, że jestem zbyt pobłażliwa wobec naszego syna.

– Jak tak dalej pójdzie, to nic dobrego z niego nie wyrośnie – irytował się, gdy załatwiłam Krystianowi zwolnienie z lekcji wychowania fizycznego.

Moim zdaniem nie miał racji. Jeśli chłopak nie przepada za sportem, to dlaczego zmuszać go do niepotrzebnych ćwiczeń? Powinien zajmować się tym, co sprawia mu przyjemność.

– Chcę poszerzać moje zainteresowania – tłumaczył się nasz syn, gdy wyszło na jaw, że nie tylko wuef mu nie odpowiadaZ pozostałych przedmiotów również nie radził sobie zbyt dobrze.

– No to czym ty się interesujesz, synu? – ojciec starał się opanować złość. – Gry komputerowe i bezsensowne łażenie po mieście?

– Przestań już – weszłam mu w słowo, bo wyczułam, że zaraz będzie awantura. – To przecież jeszcze dzieciak, zdąży odkryć swoje pasje.

Udało mi się jakoś przełknąć fakt, że musiał powtórzyć klasęNiestety, problemy wcale się nie skończyły. Gdy nadszedł ostatni rok nauki przed maturą, okazało się, że naszemu synowi grozi niedopuszczenie do egzaminów końcowych. Chodziłam od nauczyciela do nauczyciela, błagając ich o jeszcze jedną szansę dla Krystiana.

– Nie ma wyjścia, musimy znaleźć mu korepetytora – zadecydowałam, ignorując męża, który chyba próbował coś wtrącić, ale ostatecznie tylko machnął ręką z rezygnacją.

Postawiłam na korepetytorkę, która wydawała mi się wówczas idealnym wyborem. Agnieszka była życzliwa i mogła się pochwalić kilkoma latami pracy w zawodzie nauczycielki. Poza tym jej młody wiek dawał nadzieję na lepsze porozumienie z moim synem. I rzeczywiście, dogadali się ze sobą aż za dobrze, co wprawiło mnie w osłupienie. Krystian zdał maturę, a potem nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji. Oznajmił, że planuje wziąć ślub.

– Zaraz, zaraz, chyba przegapiłam coś ważnego. Od kiedy ty chodzisz z jakąś dziewczyną? – Nie mogłam w to uwierzyć. – Odkąd pamiętam to albo zakuwałeś do egzaminów, albo brałeś dodatkowe lekcje.

– No i właśnie o to chodzi, mamuś – odparł. – Te korepetycje u Agnieszki przerodziły się w coś znacznie głębszego i…

Myślałam, że dostanę zawału

– Ani słowa więcej! – Złapałam się za pierś.

– Daj spokój, mamo. Z Agnieszką łączy nas prawdziwe uczucie i chcemy dzielić ze sobą przyszłość, rozumiesz?

– Przecież jesteś od niej młodszy o 9 lat! – darłam się wniebogłosy. – Władysław, no odezwij się wreszcie – próbowałam uzyskać wsparcie od mojego małżonka, który jak zwykle nie kwapił się do zabrania głosu.

– Liczba lat, które mamy za sobą, jest nieistotna – oznajmił bezczelnie mój niewdzięczny potomek. – Chcemy wziąć ślub tak szybko, jak to tylko możliwe. I nic, co powiesz, nie jest w stanie nam w tym przeszkodzić – zaskoczyła mnie jego stanowczość i determinacja.

Poczułam się jakby ktoś mi dał w twarz. Co pomyślą ludzie, jak będę patrzeć w oczy sąsiadom? Krystiana wcale nie przekonywały moje argumenty, wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej dążył do szybkiego zawarcia małżeństwa.

– Musisz to zaakceptować albo stracimy kontakt z własnym dzieckiem – mój mąż próbował mi to wytłumaczyć.

– Ten związek długo nie pociągnie – mówiłam przez łzy.

Moje lamentowanie nie skutkowało. Wzięli ślub. Zdecydowali się na wynajem ciasnej klitki i Krystian definitywnie opuścił nasz dom. Przez pół roku nie widziałam swojego dziecka. Kilkukrotnie chciał do nas przyjechać, ale pod warunkiem, że będzie razem ze swoją wybranką. Inaczej mówiąc – szczyt arogancji.

– Kochanie, daj spokój z tą zawziętością – mój mąż znowu usiłował złagodzić mój upór. – Zaproponujmy nowożeńcom wspólny posiłek.

– Nowożeńcom – zareagowałam pogardliwym prychnięciem i poszłam do kuchni.

Nie mogłam się na niczym skupić, każda rzecz wypadała mi z ręki. W końcu dałam sobie spokój i zdecydowałam się wyskoczyć do pobliskiego sklepiku. Może spacer i świeże powietrze pomogą mi oczyścić umysł z tych wszystkich myśli.

– Dzień dobry – znikąd pojawiła się moja sąsiadka. – Najszczersze gratulacje, niedługo doczeka się pani wnuczka. Wpadłam na pani syna i jego małżonkę w centrum handlowym…

Przestałam słuchać i pędem ruszyłam w stronę domu. Władek nie zdziwił się za bardzo. Kiedy go przyparłam, wyjawił, że cały czas utrzymuje kontakt z Krystianem. Przebrała się miarka.

Aż się we mnie zagotowało

– Ja skoczę po zakupy – mąż dla świętego spokoju się ulotnił, więc nie miałam ofiary, na której mogłabym się wyżyć.

Gdy moje emocje nieco opadły, poczułam, jak po policzkach spływają mi łzy. Byłam kompletnie bezradna i upokorzona. Dla wszystkich sprawa była jasna, tylko ja żyłam w niewiedzy.

Zastanawiałam się, jaki powinien być mój następny krok. Pogodzenie się z nimi byłoby jak przyznanie się do klęski. Mój tok myślenia przerwało brzęczenie domofonu. Byłam pewna, że ten matołek znów nie wziął ze sobą kluczy, co wprawiło mnie w lekką irytację. Jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałam w słuchawce Krystiana!

– Wieczorem wpadł do nas tata – zaczął ostrożnie. – Stwierdził, że jesteś już wtajemniczona…

– Przykro mi, że dowiedziałam się tego od sąsiadki – odparłam cicho.

Ale to nie był koniec zaskoczeń tego dnia. Po powrocie do domu mąż zaskoczył mnie kolejnym pomysłem. Wymyślił, żeby młodzi zamieszkali z nami.

– Nasze mieszkanie ma blisko 100 metrów kwadratowych. Dwa pokoje świecą pustkami – argumentował – a oni tkwią stłoczeni w tej klitce. Nie mają tam nawet miejsca na postawienie dziecięcego łóżeczka.

Sama nie wiem co mnie podkusiło, żeby w końcu się zgodzić. Z początku byłam zdecydowanie przeciwna temu pomysłowi i nawet nie chciałam o nim rozmawiać, ale Władek był uparty jak osioł i w końcu postawił na swoim. Po dwóch tygodniach już u nas mieszkali. Miałam przeczucie, że z tej mąki chleba nie będzie, ale stało się i trzeba było jakoś ogarnąć nową rzeczywistość. Próbowałam iść na kompromisy, ale puszczały mi nerwy, gdy widziałam, że cały nasz dom stoi na głowie.

U nas obiad zawsze ląduje na stole gdzieś w okolicy 15, a oni potrafią jeść nawet o 18 albo i 19. Ona przychodzi z pracy i dopiero zaczyna brząkać garnkami. A w sobotę od razu bierze się za sprzątanie i robi pranie. Nie rozumiem, czemu nie może tego zrobić w ciągu tygodnia. A w niedzielę śpią do oporu, nieraz do samego południa.

– Nadal leżycie w łóżku? – wkroczyłam do ich pokoju. – Dochodzi 9. Ja i tata już byliśmy w kościele. Pora wstać i zjeść śniadanie.

– Mamo, dzisiaj jest niedziela – zastękał Krystian.

– I co z tego, nie można się tak wylegiwać prawie do obiadu – byłam wkurzona.

– Dlaczego zawsze musimy postępować tak jak tobie pasuje? – denerwował się coraz bardziej, a ona tylko przytakiwała, zakrywając gołe ramiona kołdrą.

– To mój dom i moje reguły – wychodząc z pokoju, głośno zamknęłam drzwi, żeby pojęli, kto tu jest szefem.

Gdy na świat przyszedł Piotruś, w domu zapanował jeszcze większy chaos. Pieluchy, obiadki, płacz bobasa i do tego wszystkiego najazdy matki żony Krystiana. Nic dziwnego, że miał tego po dziurki w nosie i wymykał się, kiedy tylko nadarzyła się sposobność.

Jego żonka była wiecznie zaniedbana i padnięta – nie mam pojęcia czemu, w końcu nie ma etatu, tylko opiekuje się dzieckiem. Poradziłam jej, żeby lepiej zajęła się swoim facetem. A ona mnie spytała, czemu on nie zajmuje się nią.

– Mogłaś znaleźć sobie partnera w podobnym wieku do ciebie – odcięłam się.

Rozwód chyba byłby najlepszym wyjściem. Krystian to jeszcze dzieciak, cała przyszłość przed nim.

– Masz w ogóle świadomość, że założyłeś już rodzinę? – dobiegł mnie kiedyś urywek kłótni.

Krystian najwyraźniej w oczach swojej partnerki nie miał prawa do własnego życia. Czy naprawdę powinien być na każde jej skinienie? Takie cyrki zdarzały się regularnie.

Pół roku później napięcie sięgnęło zenitu. Po kolejnej awanturze Agnieszka spakowała manatki i razem z dzieckiem wyniosła się do swojej mamuśki. Krystian został pod naszym dachem. A co innego miał zrobić? Znowu wyleciał z pracy, a pieniędzy starczyłoby mu najwyżej na wynajęcie budy dla psa. Zresztą po co szukać czegoś w mieście? Tu ma swoje miejsce i rodziców. Ja i upiorę, i ugotuję. Lepszych warunków nie znajdzie.

Wnuczka widujemy od wielkiego dzwonu, czasem Krystian przywiezie go do nas na parę godzin. I za każdym razem, jak zabiera małego, teściowa robi mu piekło na ziemi. Obrzuca go wyzwiskami, że niby jest darmozjadem i obibokiem.

Nie rozumiem o co jej chodzi

Krystian wniósł pozew rozwodowy zaledwie osiem tygodni po tym, jak Agnieszka się wyprowadziła. Mówił, że cała ta sprawa go wykańcza. Do tego jeszcze non stop ma do niego wyrzuty, że nie łoży na syna. Ale skąd on niby ma wziąć pieniądze, jak nigdzie nie pracuje?

Krystian zrobił się jakiś inny po rozwodzie. Ciekawe, co ona tam w sądzie naopowiadała.

– Daj spokój, nie zadręczaj się tym – próbowałam go podnieść na duchu. – Na pewno chciała zrzucić winę za rozpad małżeństwa na ciebie i wyciągnąć jak najwyższe świadczenia.

– Nic nie rozumiesz – rzucił mi pełne wyrzutu spojrzenie. – Miała rację. To moja wina, bo dałem ci za bardzo mieszać w naszych sprawach. Gdybyśmy dalej mieszkali w wynajętym mieszkaniu, może by do tego wszystkiego nie doszło – w jego głosie słychać było rezygnację.

– Od zawsze ci powtarzałam, że stać cię na kogoś lepszego – nie dawałam za wygraną.

– Jakbyś nie zrobiła ze mnie takiego mamisynka, byłbym lepszy dla żony i dzieciaka – wyrzucił z siebie całą gorycz.

Nie rozumiem, z jakiego powodu oskarża mnie o to, że jego związek małżeński się posypał. Przecież zależało mi tylko na jego dobru i szczęściu.

Kilka dni temu oświadczył, że zmienia miejsce zamieszkania, bo chce w końcu stanąć na własnych nogach. Założę się, że to ona nakręca go przeciwko mnie. Chyba liczy, że kiedyś do niej wróci. Kiedy zadałam mu to pytanie wprost, nawet temu nie zaprzeczył.

Miałam wrażenie, że wbił mi sztylet w samo serce. Stale robiłam, co w mojej mocy, aby mój syn był bezpieczny. Na początku ochraniałam go przed jego tatą, który wiecznie narzekał, że za bardzo psuję nasze dziecko. Później musiałam go bronić przed tą nieudolną małżonką, która sądziła, że zrobi z niego swojego sługusa. A teraz on ma czelność oskarżać mnie, że to przeze mnie jego życie nie układa się po jego myśli. Nie mieści mi się to w głowie. Przecież moim jedynym pragnieniem było jego dobro.

Bożena, 58 lat

Czytaj także:
„Mąż rzucił mnie po 25 wspólnych latach dla jakiejś małolaty. Po rozwodzie pocieszenie znalazłam w ramionach jego brata”
„Druga babcia moich wnuków jest zimna jak głaz. Pazernie zgarnęłam całe ich uczucie dla siebie”
„Jesteśmy z mężem parą od 40 lat. Wszyscy się dziwią, że tyle ze sobą wytrzymaliśmy i nie przyprawialiśmy sobie rogów”

Redakcja poleca

REKLAMA