„Musiałam iść do pracy, bo mąż mnie zostawił. Szefowa codziennie mnie upokarzała. Wyzywała od księżniczek i utrzymanek”

Szefowa mnie poniżała fot. Adobe Stock, Tiko
„– Laluniu, ja wiem, że ty do tej pory bąki zbijałaś, ale tu jest szpital i tu się pracuje. Kobieto, czy ty kiedykolwiek trzymałaś garnek z zupą?! Pewnie miałaś od tego służbę, ale skończyło się! – codziennie słyszałam podobne komentarze”.
/ 15.05.2022 06:34
Szefowa mnie poniżała fot. Adobe Stock, Tiko

Wiem, co mówi się o takich sprawach jak moja. „Sama jest sobie winna, nie starała się, a teraz chce wyłudzić pieniądze”. Błąd! Wcale nie zasłużyłam na to, co mnie spotkało. I wiem, że nikomu nie powinno się przydarzyć coś takiego.

Przez większość życia nie pracowałam

Skończyłam liceum pielęgniarskie, ale kiedy poznałam Zbyszka i zaszłam w ciążę, ambicje zawodowe odłożyłam na półkę. Trzeba było zająć się mężem i dziećmi.

Miejsce żony jest w domu – powtarzał Zbyszek, gdy próbowałam go przekonać, żeby pozwolił mi pójść do pracy w szpitalu. – Potrafię utrzymać rodzinę – zapewniał z poważną miną.

Muszę przyznać, że obietnicy dotrzymał. Otworzył warsztat naprawy samochodów, z czasem zatrudnił kilku pracowników. Może nie żyliśmy bogato, ale problemu, żeby związać koniec z końcem, też nie mieliśmy.

Wszystko zmieniło się kilka tygodni przed naszą dziesiątą rocznicą ślubu. Przyznaję, że po cichu liczyłam na wyjątkową niespodziankę. Od koleżanek wiedziałam, że na takie okazje mężowie zabierają ukochane do spa albo na zagraniczne wycieczki. Marzył mi się bukiet czerwonych róż. I owszem, Zbyszek zrobił mi niespodziankę. Jednak zupełnie inną, niż tego dnia się spodziewałam.

Odchodzę – oznajmił, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. – Do innej kobiety. Zakochałem się. Mam jeszcze prawo do szczęścia – oświadczył.

Później nastąpiły tygodnie pełne zaciekłej walki i upokorzeń. Nowa wybranka Zbyszka okazała się wyjątkowo łasa na pieniądze, więc jak lwy walczyliśmy w sądzie o każdy drobiazg. Kiedy w końcu opadł kurz, czułam się, jakby przejechał po mnie walec. Byłam psychicznym wrakiem, a do tego, z czego zdałam sobie sprawę dopiero, gdy było już po wszystkim, po raz pierwszy w życiu byłam naprawdę biedna. Zdałam sobie sprawę, że czym prędzej muszę pójść do pracy.

Okazało się, że to nie takie łatwe

Do tego, żeby być pielęgniarką, brakowało mi praktyki i szeregu szkoleń, które przez te wszystkie lata zaliczały moje koleżanki. Nie chciałam tak łatwo rezygnować z marzeń o pracy w służbie zdrowia, zatrudniłam się więc jako salowa.

– Tylko pamiętaj, tu praca jest ciężka, a pieniądze małe – ostrzegła kierowniczka, przyjmując mnie do pracy. – Słyszałam, że wcześniej nie ubrudziłaś sobie rączek ciężką pracą, więc może to być dla ciebie szok – dodała zjadliwie.

Wtedy nie zwróciłam uwagi na słowa przełożonej. Zbyt byłam oszołomiona i tak bardzo chciałam zapamiętać wszystkie obowiązki. Później gorzko tego pożałowałam. Może gdybym od początku zorientowała się, co się święci w tym szpitalu, wszystko potoczyłoby się inaczej?

Na początku miałam dużo chęci i zapału do pracy. Cieszyłam się, że po raz pierwszy od dawna jestem wśród ludzi, że jestem potrzebna i wykonuję ważną pracę. Pierwszego dnia stawiłam się na oddziale ponad godzinę wcześniej.

– O proszę, pracuś się znalazł – przywitała mnie zjadliwym komentarzem kierowniczka. – Jeśli myślisz, że ktoś zwróci uwagę na twoje poświęcenie i czeka cię awans, to się grubo mylisz. U nas awans oznacza przejście z mopa na szczotkę albo odwrotnie, a w nagrodę mogę ci zlecić szorowanie parapetów.

Zaczerwieniłam się po czubki uszu, a siedzące w dyżurce koleżanki jak na sygnał parsknęły śmiechem.

– Ja nie chciałam… – wyjąkałam, ale kierowniczka najwyraźniej nie zamierzała dać mi dojść do słowa.

Przemowy to w sądzie. Tu bierz się za mopa – przerwała mi bezlitośnie.

Już nie próbowałam dyskutować. Złapałam szczotkę, zaczynając pracę godzinę wcześniej, zabrałam się za czyszczenie korytarzy z nanoszonego błota.

Szybko zrozumiałam, że to syzyfowa praca

Mimo że na drzwiach oddziału wisiała prośba, żeby zakładać na buty foliowe ochraniacze, mało który z odwiedzających się tym przejmował. W ten sposób przejście choćby jednej osoby oznaczało dla mnie dodatkową rundę ze szczotką. Starałam się wykonywać swoje zadanie jak najdokładniej, ale jak się okazało, dla mojej szefowej to było za mało.

– A co ty się tak pieścisz z tą podłogą, dziewczyno? – Teresa stanęła za moimi plecami i roześmiała się złośliwie. – Ruszaj się, przecież to nie jest wszystko, co masz dzisiaj do zrobienia! – warknęła.

– Przepraszam, pani kierowniczko – spuściłam głowę. – Chciałam tylko pozmywać dokładnie.

Słuchaj, laluniu – Teresa ściszyła głos prawie do szeptu. – Ja wiem, że ty do tej pory bąki zbijałaś, ale tu jest szpital i tu się pracuje. Rozumiesz to, mam nadzieję? – zasyczała.

– Oczywiście – przytaknęłam, choć kompletnie nie wiedziałam, o co tej kobiecie chodzi.

Przecież właśnie przed chwilą udzieliła mi reprymendy za zbyt dokładne wykonywanie obowiązków! Kolejne dni szybko mi pokazały, że humory kierowniczki trudno było przewidzieć. Miałam wrażenie, że jej czymś podpadłam. Każdą wykonywaną przeze mnie czynność kontrolowała, nie szczędząc mi złośliwych komentarzy.

Kobieto, czy ty kiedykolwiek trzymałaś garnek z zupą? – mówiła, gdy brałam się za wydawanie obiadu pacjentom. – Trzymasz to naczynie jak zdechłą żabę! W ten sposób za chwilę oblejesz siebie i pacjentkę! Ale tak, już wiem, ty nigdy nie musiałaś sama sobie zupy nalewać. Miałaś od tego służbę. Ale skończyły się czasy królowania, utrzymanko – nie odpuszczała.

– Nie wiem, o co pani kierowniczce chodzi – mówiłam cicho, ale po kilku takich niezasłużonych złośliwościach wystarczyło, żeby ta kobieta pojawiła się obok, a zęby szczękały mi z nerwów.

Moje zdenerwowanie tylko rozjuszyło Teresę

Pozwalała sobie na coraz więcej, nierzadko w obecności pielęgniarek, lekarzy, a nawet pacjentów. Szybko się zorientowałam, że choć wielu osób komentarze kierowniczki pod moim adresem wcale nie śmieszyły, to udawały, że bawią ich jej słowa, ponieważ bały się, że złośliwa baba weźmie ich na celownik tak jak mnie.

Pewnego dnia Teresa przyszła do pracy w wyjątkowo podłym humorze. Zajmowałam się właśnie dezynfekcją łóżka, kiedy stanęła nade mną i znowu zaczęła się na mnie wyżywać.

Dziewczyno, czy ty kiedykolwiek myłaś coś w domu? Zobacz, jakie zacieki zostawiasz na podłodze! Myślisz, że pan ma ochotę wdychać niebiański zapach środka dezynfekcyjnego? – kierowniczka mrugnęła porozumiewawczo w stronę pacjenta.

Ale przeliczyła się, bo zamiast spodziewanej aprobaty ku swojemu zdumieniu usłyszała coś zupełnie innego.

– Przede wszystkim to nie mam ochoty słuchać, jak poniża pani tę biedną kobietę – powiedział spokojnym głosem mężczyzna. – Nie pierwszy raz widzę, że ta pani stara się jak może, a pani ją upokarza. Chciałbym panią poinformować – pacjent aż uniósł się na łóżku, żeby kierowniczka mogła go lepiej usłyszeć – że to, co pani robi, to mobbing. Jestem prawnikiem, jeśli kiedykolwiek będzie pani potrzebowała mojej pomocy – tu zwrócił się w moją stronę – zapraszam do swojej kancelarii. Nie musi się pani na to godzić!

– Dziękuję – wyjąkałam, gotowa zapaść się pod ziemię ze wstydu.

Nie chciałam nawet patrzeć w stronę Teresy, ale domyślałam się, że teraz to ona jest bliska ataku apopleksji. Kierowniczka zwykle łatwo się irytowała, a upokorzenie, jakiego doznała przy innych pacjentkach i pielęgniarce, która przysłuchiwała się tej przemowie z półuśmiechem, musiało całkowicie wyprowadzić ją z równowagi.

Nie pomyliłam się

Pół godziny później, kiedy znalazłyśmy się razem w pokoju socjalnym, Teresa bezpardonowo na mnie napadła.

– Myślisz, że jesteś taka sprytna? – syknęła, a ja aż się odsunęłam przestraszona jej atakiem. – Mobbing, dobre sobie! Ten baran jeszcze pożałuje, że się wtrącił! Wystarczy, że ktoś pozamienia dawki leków albo… – kierowniczka była tak wściekła, że dosłownie cała się trzęsła.

– Nie może pani tego zrobić – przerwałam jej, przerażona perspektywą otrucia pacjenta, który stanął w mojej obronie. – Przecież my nie dawkujemy leków. Robią to pielęgniarki – powiedziałam.

– Pielęgniarki! – prychnęła pani Teresa – Ale to my sprzątamy stoliki. Wystarczy, że niechcący sprzątniemy potrzebne pacjentowi ampułki. Albo na przykład zamienimy je na inne. I wiesz, co wtedy wykażę? – spojrzała prosto na mnie lodowato. – Wykażę, że na zmianie była wtedy pewna niedoświadczona salowa, która nieco za wysoko nosi głowę! Rozumiesz mnie? – zagroziła.

– Nie noszę wysoko głowy – odparłam cicho, bo aż skamieniałam z przerażenia.

Doskonale zrozumiałam, co powiedziała ta psychopatka, a widząc jej irracjonalne i złośliwe zachowanie, byłam przekonana, że byłaby zdolna otruć pacjenta i bez skrupułów zwalić to na mnie. Od tej pory zaczęłam bać się jej jeszcze bardziej. A Teresa stała się jeszcze bardziej wredna. Doszło do tego, że kiedy miałam wyjść do pracy w szpitalu, zaczynał mnie boleć brzuch i głowa. Czasami spędzałam pół godziny w toalecie, zanim odważyłam się w ogóle wyjść z domu. W pracy także czułam się coraz gorzej. Trzęsły mi się ręce, ból głowy uniemożliwiał pracę. Kiedy widziałam zbliżającą się kierowniczkę latały mi przed oczami takie mroczki, że nie byłam w stanie dokończyć myć podłogi. Przez ten ciągły stres zdarzyło mi się kilka razy popełnić błędy, które widzieli też inni pracownicy szpitala.

– Ta to chyba długo u nas miejsca nie zagrzeje, taka rozkojarzona – mruknęła kiedyś do koleżanki jedna z pielęgniarek.

Chciałam krzyknąć, że to nieprawda, że wcale nie jestem rozkojarzona i też jestem pielęgniarką, ale stałam tylko sparaliżowana strachem i nie byłam w stanie wykrztusić nawet słowa. Z czasem sama zaczęłam myśleć o sobie, że do niczego się nie nadaję.

Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak zaczęłam powtarzać słowa przełożonej. Byłam przekonana, że mam szczęście, że w ogóle gdziekolwiek przyjęli mnie bez doświadczenia i że na moje miejsce czeka dziesięciu chętnych.

Pewnego dnia powiedziałam to nawet przy pacjentce

Opróżniałam właśnie jej kaczkę, kiedy usłyszałam czyjeś zbliżające się kroki. Nie miałam nawet pewności, że to Teresa, jednak ze strachu ręce mi zadrżały i kilka kropel spadło na pościel. Miałam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę z bezsilności i strachu.

– Bardzo panią przepraszam! – szepnęłam spanikowana. – Zaraz posprzątam, naprawdę nie chciałam – wykrztusiłam.

– Ale niechże się pani uspokoi – pacjentka spojrzała na mnie ciepło. – Nic takiego się nie stało. Czemu pani się tak denerwuje? – zdziwiła się.

Ja… ja do niczego się nie nadaję – wyjąkałam. – Powinnam być wdzięczna, że mnie jeszcze nie wylali – wyrecytowałam jak wykutą na pamięć lekcję.

– Co też pani opowiada! – pacjentka spojrzała na mnie uważnie. – My tu wszyscy w sali uważamy, że pani jest bardzo delikatna i mądra. Nawet troszkę za mądra – uśmiechnęła się.

– Studiowałam pielęgniarstwo – przyznałam cicho, zwieszając głowę.

– Tak myślałyśmy – pokiwała głową pacjentka. – To dlaczego daje pani tak sobą pomiatać? Przecież widać na pierwszy rzut oka, że ta okropna, krzykliwa baba, po prostu pani zazdrości. Urody, młodości, a przede wszystkim wykształcenia.

Nigdy wcześniej tak o tym nie pomyślałam. A może ta pacjentka ma rację? Może Teresa naprawdę robi to wszystko z zazdrości i nie muszę się godzić na takie traktowanie? Po powrocie do domu w panice zaczęłam przeglądać papiery ze szpitala. Jest, była tam! Wizytówka prawnika, który leżąc u nas na oddziale, zaoferował mi pomoc.

Następnego dnia rano wykręciłam numer jego kancelarii

– Przepraszam, pan mnie pewnie nie pamięta… – zaczęłam cicho. – Jestem salową w szpitalu, gdzie jakiś czas temu leżał pan na chirurgii. Myślę, że padłam ofiarą mobbingu – powiedziałam.

Kolejne tygodnie były dla mnie bardzo trudne. Musiałam zeznawać przeciwko kierowniczce w sądzie pracy. Do tego byłam przekonana, że żadna z koleżanek z pracy nie stanie po mojej stronie. Myliłam się. Chyba wszystkie miały dość Teresy i jej terroru. Kiedy dziewczyny dowiedziały się, że założyłam sprawę szpitalowi o mobbing, po kolei wszystkie złożyły zeznania obciążającą szefową. Dyrekcja szpitala była zaszokowana zachowaniem Teresy.

– Ale dlaczego, drogie panie, nic nie mówiłyście? – zdziwił się ordynator. – Czemu ja nic o tym nie wiedziałem?

Nie mam pojęcia, czy znał odpowiedź. Ale ja już wiedziałam, dlaczego tak się stało. Bo strach jest najgorszym doradcą. Ta cała sytuacja, choć przypłaciłam ją prawie miesięcznym urlopem zdrowotnym, okazała się mieć też dobre strony. Kiedy wróciłam ze zwolnienia, szefowa oddziału miała dla mnie dobre wieści. – Koleżanki i pacjenci bardzo panią chwalą i wystawiły pani doskonałą opinię – powiedziała, patrząc na mnie uważnie. – Sprawdziłam pani kwalifikacje i okazało się, że są wystarczające. Chciałabym powierzyć pani stanowisko pielęgniarki w naszym szpitalu – oznajmiła.

Myślałam, że z radości rzucę się jej na szyję i uściskam!

– I proszę się nie obawiać – dodała po chwili z uśmiechem. – Pani Teresa zrezygnowała z pracy w naszym szpitalu za porozumieniem stron.

Zrozumiałam, że zaczynam swoje życie od nowa. Miałam szczerą nadzieję, że teraz już nic ani nikt przyjemności płynącej z pracy mi nie odbierze.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA