Bywały chwile, gdy chciałam być trochę brzydsza. Teraz wreszcie cieszę się swoją urodą, bo mój mężczyzna kocha mnie za to, jaka naprawdę jestem.
– Gdybym była tobą – mawiała często moja siostra. – Nie brałabym się za pierwszego lepszego. Byłabym wybredna.
– Chyba przeceniasz moje możliwości – uśmiechnęłam się.
Jak zwykle próbowałam obrócić w żart jej uwagę. Dagmara jednak najwyraźniej głęboko wierzyła w to, co mówi. W swoim przekonaniu o mojej wyjątkowości nie była zresztą odosobniona. Odkąd pamiętam, wszyscy się mną zachwycali. „Och, jaka śliczna” – wołali sąsiedzi, znajomi rodziców, nauczyciele.
Gdy dzisiaj oglądam swoje zdjęcia z dzieciństwa, widzę szczupłą dziewczynkę o śniadej karnacji, z dużymi orzechowymi oczami i burzą brązowych włosów. Ładną? No ładną, ale przecież wszystkie dzieci są ładne.
Podobno wyrosłam na piękną kobietę
Nie mnie to oceniać – przyzwyczaiłam się do swojego odbicia w lustrze, nie jest ono dla mnie niczym nadzwyczajnym. Przeciwnie, uważam, że daleko mi do ideału. Moje włosy nie chcą się ułożyć w żadną grzeczną, porządną fryzurę. Nos mam chyba nieco zadarty. Poza tym jestem dość wysoka, bardzo szczupła i trudno mi dobrać ubrania, które nie są przykrótkie i ładnie leżą.
Wiem jednak, że podobam się mężczyznom. Już w liceum nie mogłam opędzić się od adoratorów. Pamiętam, jak chłopcy bili się o mnie na szkolnym podwórku. Kiedyś do naszego miasteczka przyjechał znany fotograf. Miał wernisaż w domu kultury. Zobaczył mnie na korytarzu i zareagował, jak wszyscy.
„Jesteś taka piękna” – powiedział i zaproponował mi wyjazd do Warszawy. Twierdził, że powinnam zostać modelką. Ani mi to było w głowie. Przygotowywałam się do matury i to mnie interesowało, a nie jakaś wyimaginowana, niepewna kariera na wybiegu.
Miałam rację. Maturę zdałam z drugą lokatą – tylko jeden kolega z równoległej klasy miał lepsze wyniki ode mnie. Dostałam się na polonistykę do Gdańska. Byłam z siebie dumna. Nareszcie nie byłam tylko „śliczna". Postanowiłam pokazać światu, że stać mnie na więcej, niż tylko ładna buzia.
Na studiach bardzo przykładałam się do nauki, choć oczywiście trochę zachłysnęłam się studenckim życiem. Niejedną noc przetańczyłam w gdańskich klubach. Parę razy byłam zakochana, jednak zwykle moje fascynacje nie trwały dłużej, niż kilka miesięcy. Ale nawet wtedy bardziej liczyły się studia. Poza tym moja rodzina skutecznie zniechęcała mnie do kolejnych adoratorów.
– Ten za biedny, tamten bez perspektyw – żaden mężczyzna nie wydawał im się dla mnie dość dobry. „Rozejrzyj się, nie podejmuj pochopnych decyzji” – powtarzała moja matka. „Nie oddam takiej córki byle komu” – oświadczał ojciec. „Pamiętaj, możesz mieć każdego” – wtórowała im moja starsza siostra.
Wiedziałam, że pragną mojego szczęścia. Miałam jednak również świadomość, że pojmują je nieco inaczej, niż ja. Pochodzę z niezamożnej rodziny. Na chleb nigdy nam wprawdzie nie brakowało, na pewno jednak nie żyliśmy dostatnio – w cztery osoby z jednej pensji ojca elektryka. Nosiłam ubrania po siostrze, wakacje spędzałam u dziadków na wsi.
Gdyby nie pomoc ciotki, moich rodziców nie byłoby stać, by wysłać mnie na studia. Oboje, jak pewnie większość rodziców, chcieli, by ich dzieci miały w życiu łatwiej. Uważali, że z moją urodą znajdę sobie męża, który zapewni mi dostatek. I chociaż nigdy by się do tego nie przyznali, oceniając moich adoratorów, brali pod uwagę przede wszystkim zasobność ich portfeli.
Ja jednak niespecjalnie zaprzątałam tym sobie głowę. I nie ukrywam, że mężczyźni średnio mnie interesowali. Koncentrowałam się na nauce. Egzaminy zdawałam bez problemu, wiedziałam jednak, że najtrudniejszy test jeszcze przede mną. Praktyki w szkole. Uczelnia skierowała mnie do renomowanego gimnazjum. Miałam uczyć drugoklasistów.
Byłam tak przejęta swoją nową rolą, że nie od razu zwróciłam uwagę na nauczyciela matematyki. Właściwie dowiedziałam się o jego istnieniu przez przypadek. Kiedyś podsłuchałam kłótnię dwóch moich podopiecznych podczas przerwy. Sprawdzałam dyktanda, gdy weszły do klasy.
– Widziałaś, uśmiechnął się do mnie! – zaszczebiotała jedna z dziewczynek.
– Kto? – zapytała chłodno druga.
– Pan K.
– Do ciebie? Akurat. Gdy wchodzi do klasy, zawsze patrzy najpierw na mnie.
– Okulary sobie kup!
– Sama sobie kup. I popatrz się w lustro. Myślisz, że on zwróciłby uwagę na taką pryszczatą małolatę.
– A co? Może na takiego paszteta?
Z całych sił starałam się nie roześmiać, ale postanowiłam sprawdzić, który z nauczycieli wywołuje w uczennicach takie emocje. Zerknęłam na plan zajęć. Rafał Kornatowski miał lekcje w sali obok mojej. Po kilku minutach zobaczyłam wysokiego blondyna. Wyglądał młodo, chyba niedawno skończył studia.
Niedługo później spotkałam go w pokoju nauczycielskim. Zaproponował mi kawę. Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Rafał, bo tak się przedstawił, z miejsca ujął mnie poczuciem humoru. Gdy opowiadał szkolne ploteczki, pękałam ze śmiechu. Był świetnym obserwatorem. Najbardziej jednak spodobało mi się, że pierwszą jego uwagą o mnie nie był komplement na temat urody.
Gdy dopijaliśmy kawę, uśmiechnął się i powiedział: „Słyszałem od naszej polonistki, że świetnie sobie radzisz. Gratuluję”.
Od tej pory często gawędziliśmy
Ale w końcu w moim indeksie pojawił się upragniony wpis „praktyki zaliczone”. Gdy przyszłam na zajęcia po raz ostatni, wymieniliśmy się z Rafałem telefonami. Zadzwonił następnego dnia. Zaproponował kino. „Podjadę po ciebie do akademika. Autobusem – dodał przepraszająco. – Będę czekał na przystanku”.
Dokładnie wiedziałam, co w tej chwili powiedziałaby moja rodzina: „Nie ma nawet samochodu? Nieudacznik! Daruj sobie”. Mimo to, a może właśnie dlatego przyjęłam zaproszenie. I to, i następne. Nie przeszkadzało mi, że wracamy z randek autobusami! Zakochałam się po uszy. Jak nigdy wcześniej.
Pamiętam jak powiedziałam rodzicom o Rafale. Planowaliśmy wspólne wakacje pod namiotem.
– Nauczyciel? – prychnęła mama. – Wiesz, ile oni zarabiają? On się niczego w życiu nie dorobi. Chcesz skazywać się na taki los?
Aż się popłakałam, ale nie zmieniłam planów. Wiedziałam, że Rafał jest mężczyzną, na którego czekałam.
To były cudowne dwa tygodnie
Spaliśmy pod gołym niebem, kąpaliśmy się w jeziorze, gadaliśmy do świtu przy ognisku. W przeddzień wyjazdu poszliśmy na długi spacer. Zapadał zmierzch, gdy zapytał, czy zostanę jego żoną. Zgodziłam się bez wahania. Czułam, jak po moich policzkach płyną łzy szczęścia. Uśmiechnęłam się i przytuliłam, chciałam go pocałować, ale on delikatnie odsunął mnie od siebie.
– Naprawdę tego chcesz? – spytał.
– Nigdy niczego tak bardzo nie pragnęłam – odparłam stanowczo.
– W takim razie muszę ci powiedzieć coś jeszcze.
– Przepraszam, ale coś przed tobą ukrywałem. Może to było głupie, może zarzucisz mi brak zaufania, ale nie potrafiłem inaczej. Nie mam najlepszych doświadczeń z pięknymi kobietami. Chciałem mieć pewność, że ty jesteś inna. Otóż mam samochód, i to całkiem niezły. Mieszkania nie wynajmuję, jest moje. W przyszłym roku przechodzę na pół etatu w szkole i przejmuję od ojca zarządzanie sporą firmą. Prawdopodobnie nie będę miał tak dużo wolnego czasu, jak w tym roku – przynajmniej dopóki nie zdobędę doświadczenia. Czy jesteś na to gotowa?
Potrzebowałam czasu, by wybaczyć mu oszustwo. Rozumiałam, że nie chciał być z kobietą, która zakocha się w jego majątku. Tak jak ja nie chciałam, by ktoś dostrzegał we mnie wyłącznie urodę. Już po kilku dniach zrozumiałam, że między nami nic się nie zmieniło. Za pół roku bierzemy ślub. Rafał obiecał, że już nigdy nie będzie przede mną niczego ukrywał. Wciąż jeszcze nie powiedziałam rodzicom, że Rafał jest zamożny. Chcę, żeby szanowali go za to, kim jest. I chyba mi się to udaje. Ostatnio siostra szepnęła mi do ucha:
– Widzisz, mówiłam ci, że możesz mieć każdego. Szczęściara z ciebie.
Czytaj także:
„Po niewinnych figlach z mężem, zaszłam w ciążę i wcale się nie cieszę. Jestem za stara, by bawić się w matkowanie”
„Okłamałem żonę, bo chciałem jechać na wyjazd integracyjny i flirtować z koleżanką. Szybko się na mnie zemściła”
„Dla Rafała byłam dziewczyną na telefon i bawił się mną jak zabawką. Mówił, że mnie kocha, a z inną zakładał rodzinę”